poniedziałek, 31 października 2011

still inside me

 mr SZEJKowsky

Obudziłam się o ósmej i tak myślałam, co dzisiaj będę robić. Żartuję. Obejrzałam Awkward, House'a i przeczytałam pięćdziesiąt stron książki, zanim zasiadłam przed komputerem. Wypiłam też herbatę i zjadłam płatki. Chyba nie mam humoru do blogowania. Dziwna sprawa te blogowanie. Wczoraj buchnęła mi żarówka i jestem na nią tak straszliwie wkurzona. Moje oczy padną po paru dniach czytania książki przy tak beznadziejnym oświetleniu, jakie daje mój wspaniały żyrandol. Naprawdę nie mam dzisiaj nic ciekawego do napisania. Wsłuchajcie się w bicie serca. Ja mam tętno 62/min, a ty?

niedziela, 30 października 2011

fanunu

 buła

Witam w ten jakże pochmurny niedzielny poranek. Mamy sobie dziesiątą, chociaż normalnie byłaby jedenasta. Za chwilę będę się powoli zbierać do kościoła, ale na razie mam czas, żeby wyklikać parę zdań na klawiaturze. Wczorajszy dzień... lubię dni, w których coś się dzieje, a zwłaszcza dni spędzone z moją siostrzyczką. Gdyński Krasnal przebija wszystko: "studentki? Czy przed maturą?". I tekst siostry: "no bo ty tak staro wyglądasz". Zabrałam aparat, to parę zdjęć z Gdyni jest. Zaskoczenie dnia? PODROŻAŁY BILETY NA REGIONALNE!!!! Żeby zapłacić dziewięć złotych za bilet w obie strony do Głównego? Brak słów. A na dworze zimno, brr... Trzeba by wybrać się na zimowe zakupy i zaopatrzyć się w odpowiednie odzienie. Notoryczny zmarźlak melduje się na posterunku! CIAO.

piątek, 28 października 2011

a small feather





 love toilets



Jutro GDYNIA! Zacieszam all day. Mam nadzieję, że dzień zgotuje nam piękną pogodę i będzie świetnie. Znowuż mnie głowa boli, grr. Zrobię matematykę i pobiegnę do salonu dalej oglądać telewizję. Obejrzę House'a! Wreszcie nowe odcinki, całe wakacje na nie czekałam. Toż to już koniec października, powinny być już niedługo kolejne. Sprawdzian z polskiego poszedł w porządku, nie mam żadnych zastrzeżeń co do swojej pracy. Dostałam dzisiaj zdjęcia z urodzin Weroniki, toteż niedługo zobaczycie, jak koszmarnie na nich wyszłam. Jedno już jest. HY HY. Świetne, kilometrowe palce. Bawmy się i świętujmy. Mamusia mi kupuje właśnie Carmexa, zobaczymy, czy dobre jest. Szkoda, że nie ma truskawkowego. Wszystko jedno, potrzebuję pomadki! Miłego piątkowego wieczoru.

czwartek, 27 października 2011

treadmill

 like these colours


Nie umiem się uczyć, na na na. Mam zapchany nos i headache. W szkole luz blues, fizyka przeżyta, sprawdzianiki pozapisywane i w ogóle, w ogóle. Dlatego też nie wiem, co tutaj robię, czemu trwonię czas. SPOKO, to tylko czasownik. Muszę ogarnąć słowo pisane, nauczyć się regułek... JEŻU mój, jak mi się chce spać, leżeć, spać, leżeć, dobija mnie ten ból. On and on and on... ciągle ból głowy. Dobra, od wtorku. Ale jednak. Jak jutro mnie będzie boleć, to się powieszę. [...] Żartuję. Przecież w sobotę GDYNIA!!!!!!!!! [...] !!!!! [...] Wspominałyśmy sobie dzisiaj z Patrycją nasze szpitalne przeżycia. [...] Jestem wyzuta z sił. Bye.

środa, 26 października 2011

Płone, daj mi lód.

 bo robię

Kolejny dzień... czuję się beznadziejnie. Nie wiem, czy wyniki badań są zadowalające. Chcę, żeby mama jak najszybciej zawitała u doktora na konsultacji. Masakryczny szkolny dzień, takiego luzu nienawidzę. Czuję się, że nic dzisiaj nie zrobiłam, a jestem diablo zmęczona. Jeszcze przed komputerem siedzę... Chyba zrobię sobie kawę. Albo herbatę. Herbata lepsza. Dzisiaj znowuż zarządzę sobie ekspres naukę z fizyki. Mam dość wałkowania co tydzień tych samych definicji, ile można! Poza tym w piątek sprawdzian z polskiego, mam nadzieję, że będzie prosty. Co tam, dla mnie, sprawdzian z polskiego, phi. Za chwilkę pomknę do kuchni, włączę czajniczek, nagrzeję wodę, do dużego kubeczka w owczą miłość wrzucę herbatę bananową, zaparzę, dodam cukru, mniam, wrócę do ciepłego pokoju, przykryję się kocykiem i poczytam King'a. Pachnidło mnie jednak zawiodło. KANIBALE W PARYŻU.

wtorek, 25 października 2011

Nie rzucał zadnego cienia na twarze ludzi.

 kotku

Witajcie, moi drodzy, w ten jakże piękny, wietrzny dzień. Przesiedziałam godzinę nad charakterystyką genialnej Jagienki i uważam, że napisałam cudeńko. Liczę na szóstkę. To będzie mój dobry rok pod względem prac pisarskich z polskiego, eee... jeżeli oczywiście zagoszczą w rozkładzie zajęć. Nie powiem, że lubię je pisać, ale jak już napiszę, to każdego zachwycają, co jest nieco dziwne. Nie żebym nie lubiła swojego stylu ani żebym go nadto ubóstwiała, bo mnie wkurza. NARCYZM VS. NORMALNIZM? Uwielbiam neologizmy i neofrazeologizmy. Ej, czy istnieje słowo "neofrazeologizm"? Ha ha. Mam dzisiaj dobry humorek! Chociaż wiem, że dla paru osób ten dzień nie jest zbyt ciekawy. Żyję nadzieją. Dobra, idę za chwilę dokończyć "Pachnidło". Nie wierzę w ten koniec, tu coś musi być nie tak! To jak z zadaniem z fizyki: "jest tak proste, że na pewno jest tu coś podchwytliwego". Ale piątkę się dostało. Jeszcze parę piątek z zadań i zrównoważę tę 3 i tę 4... Boże, jak ja nie lubię mieć trójek.

poniedziałek, 24 października 2011

kiss my BONES

 ścięłam się na łyso i mnie nie ma

Need you now, taki utwór właśnie rozbrzmiewa w mej twierdzy. Drapię się po głowie i nie myślę. Próbuję automatycznie napisać przebieg rozmowy z angielskiego. Uwaga... nie idzie. Do jutra pójdzie. Wieczór samotnych gwiazd, wyobrażacie to sobie? Bo ja tak. Wieczór samotnych gwiazd... Szyłam dzisiaj pokrowiec na telefon. Wyszedł znośnie, jednakże za nic nie umiem wyszyć swoich inicjałów tudzież moustache'a. Przeraża mnie fakt, iż jako jedyna dostałam piątkę z niemieckiego. Piątkę z minusem co prawda, ale jednak. Sprawdzian był banalnie prosty i gdybym czytała polecenia, czego nigdy nie robię... Ten głupi nawyk. Jeżu mój drogi, jak mogę wklejać na mego osobistego bloga kręgosłupie zdjęcie? Kurde, czemu nie jestem kościotrupem, ładniej by wyglądało... KOŚCIOTRUPLOADING... O, patrzcie, zszedł ze mnie melancholijny nastrój twórczy! Grejt, idę do łóżka. Cóż znajdę w mym łożu? PACHNIDEŁKO!! Już kończę. Znaczy, pewnie jutro skończę. Hi hi hi hi. I've got a fit.

niedziela, 23 października 2011

secret garden... in my heart

    Lubię, kiedy wszystkie partie ciała idealnie ze sobą współgrają; kiedy tworzą swoistą harmonię sekretnych dolin i wybrzuszeń, marszczeń i gładkich powierzchni. Lubię dzieło Boże, tę otoczkę dla mej duszy. Piękną otoczkę. Ciało ludzkie jest pierwszym widokiem, jaki wysnuwa się zza mgły i wpada w delikatny abażur siatkówki. Zaraz później zapach wdziera się w nozdrza, wędruje poprzez układ oddechowy, aż do serca. Podbija je i pozostaje w nim. Dusza? Dusza jest pojęciem tak abstrakcyjnym, że nie potrafię go ująć w słowa. Jest na samym końcu rytuału poznawczego, ten zaś rytuał się nie kończy. Nigdy. Trwa jak lot ptaka spieszącego na inny ląd tuż nad naszymi głowami. Trwa jak powiew wiatru. Trwa jak przelewająca się woda w strumieniu. Mamy świadomość, że kiedyś wszystko się skończy, a jednak wierzymy, iż nic nie jest ulotne, że ma głębszy sens i będzie trwać wiecznie. Tak samo jak poznawanie człowieczej natury, od najdrobniejszych szczegółów ludzkiego ciała, poprzez jego zapach i smak, do wszelkich odsłon duszy.
    Rise UP! Powstań, męczenniczko! Chcę, żebyś Go ujrzała w majestacie. Stań przed nim, przypatrz się jego ciału. Przypatrz się alabastrowej wręcz skórze, przez którą prześwitują naczynia krwionośne, te ciągnące się w nieskończoność rureczki życia; niebieskie oczy, patrzące w skupieniu na ciebie, czekające na ruch twych warg i dźwięk anielskiego głosu, przyciągające cię jak morze podczas zachodu słońca i jaśniejącej pełni księżyca. Wciągnij powietrze, a wraz z nim zapach jego ciała. Słodka jak miód woń wkradnie się w twe nozdrza, ocuci nawet najbardziej nieczułe serce. Daj mu znak, a podejdzie do ciebie, obejmie cię w pasie, przyciągnie do siebie. Czujesz te wibracje, rozchodzące się po skomplikowanych wiązaniach, po niteczkach nerwów? Całe twoje ciało drży. Drży jak w ekstazie.
    Ludzie nie potrafią cieszyć się z jednego spojrzenia, które może być ostatnim. Ludzie nie potrafią cieszyć się z uścisku, które może być jedynym. Dlaczego?
    Moja wieczorna refleksja, natchniona tęsknotą i książką Suskinda... Czasem takie rzeczy się zdarzają.

upajam się

 słoneczne medytacje

Mamy sobie niedzielę, za kwadrans wybywam na mszę. Boli mnie gardło! Easy niucha swoją pupę, martwi się, że jakiś robaczek mu się tam zabłąkał i puszcza gazy. Uwielbiam go, jest świetnym psiakiem. Zaraz się na mnie będzie obrażał i parskał, bo go nie wypuszczam z pokoju. Mhm. Pachnidełko jest fajną, lekką książką. EEE... Wczoraj tato pokazał mi świetne zdjęcie, chcę je posiąść jak najszybciej. Ja dwa lata młodsza z syfami na czole i brodzie? NIE DO WIARY!!!! Ha ha, syfy się usunie. Dobra tam... słucham Bruce'a Springsteena i czekam. Nie chcę tygodnia, chcę już weekend. Długi weekend. Dziki kocyk, łóżko i nogi.

sobota, 22 października 2011

przyrost naturalny sprzyjajacy naturze...

 kinderpartyshow

Weekendzik się kłania nisko i godnie. Wstałam około dziesiątej, ha ha. Przeczytałam do końca Rose Madder. Zasmucił mnie fakt, że nie było rozległej sceny łóżkowej, na którą tak czekałam. Miałam ochotę na romans i wczoraj wieczorem pojechałam do biblioteki. Wypożyczyłam sobie przez nieuwagę izraelską powieść o piętnastolatku, który szuka właścicielki psa, a właścicielką tą jest piętnastolatka szlajająca się w poszukiwaniu narkotyków. Bosz, mam nadzieję, że bedzie dobre, bo jak nie, to nie przeczytam. Drugi raz będę czytać izraelską powieść. Pierwszego razu nie wspominam zbyt dobrze, ha ha. Nevermind. Teraz zabieram się za "Pachnidło"! A za chwilę wybywam na pizzę z Karolą. Jak dotąd zmieniłam pościel w łóżku i ogarnęłam łóżkowy kurz. Resztę wykonam po powrocie do domu. Enjoy your meal, jak to się mówi. Patrzcie, jak pamiętam zwroty z książki Pawlikowskiej...

piątek, 21 października 2011

Żółty melonik.

is that my friend?

Pokonał mnie wiatr. Słucham smętnej muzyki, dźwięcznego głosu Damiena Rice'a, do którego wracam po kilku miesiącach przerwy. Patrzę na ciemne chmury gromadzące się nade mną, patrzę na jesienne liście. Tak bardzo nie lubię jesieni. Zawsze mam taki autodestrukcyjny nastrój. Na dodatek boli mnie strasznie głowa. Mam siniaka w zgięciu łokcia, babka na badaniu mi się musiała dwa razy wbić, bo za pierwszym razem krew nie chciała lecieć. Trafiła na złą żyłę. Na samą myśl zaczyna mnie boleć. Całe szczęście, że nie mam panicznego stracha przed pobieraniem krwi; całkiem spokojnie to przechodzę. Dzisiaj jakoś tak pierwszy raz było mi słabo, teraz zresztą też jest mi słabo. Może dlatego, że rano mnie przewiało, gdyż zamiast słuchać muzyki (słuchawki zawsze mnie chronią przed przewianiem; nie wiem, czy rzeczywiście słuchawki chronią przed przewianiem, w każdym razie odkąd dostałam mp3, nie bolały mnie uszy, chyba że w przypadku nie zakładania słuchawek, co też dzisiaj się stało) rozmawiałam z mamą. Ależ się rozpisałam na temat badania. Mam teraz taki ambitny pomysł, żeby rozwiązać dwa zadania z fizyki po dziesięć razy każde. Nie wiem, czy trzeba. Ech, głupie to. Dostałam szóstkę ze sprawdzianu z informatyki... eee. Pani od angielskiego pokazała nam dzisiaj wyniki konkursu kuratoryjnego. Piąte miejsce w szkole... nie jest tak źle, chociaż śmieję się z tego żałosnego wyniku. Nawet nie miałam połowy punktów. Nie wiedzieć czemu, całą winę zganiam na swoją głupotę albo pamięć. Zamiast zajrzeć do mojej wspaniałej książki o czasownikach angielskich i przypomnieć sobie present perfect, past perfect, future perfect i tak dalej, to zapomniałam, że tę książkę w ogóle mam. A kompletnie nie pamiętałam, jaka jest różnica między present perfect a past perfect. Robię się gorąca... I want to hug you and tell you that everything will be okay. And I hope that I'll do it. Because I'm horrible missing you, I'm horrible needing you. Come sit on my wall and read me the story of O. Tell it like you still believe that the end of the century brings a change for you and me...

czwartek, 20 października 2011

megaloman w kuferku

 mein fejsen

No fajnie, jem jak świnia czekoladę i pobrudziłam wspaniałą białą bluzkę. GREAT. Idę to zmyć... Oki. Dzisiejszy dzień w szkole totalnie zaskakujący. Chodzi mi o fizykę. Żałuję, że nie zgłosiłam się do odpowiedzi, bo były strasznie proste pytania, poszłam za to rozwiązywać zadanie do tablicy. It was... weird. Denerwowałam się trochę bardzo, ale dostałam pionę. Ha ha, z tego całego zdenerwowania jak zwykle o czymś zapomniałam. Tak samo było z innym zadaniem, które mieliśmy rozwiązać; ten, kto był pierwszy, dostanie ocenę. Byłam pierwsza i wynik miałam jedynie zły, bo mi się pokićkało, że zamiast piątki w mianowniku była jedynka, poza tym był to pierwiastek; facio chciał mi postawić za ten błąd cztery minus, ha ha. So funny. Co za porażka. Nie przeżyłabym z kolejną czwórką w dzienniku, zwłaszcza że mam jeszcze tróję ze sprawdzianu, auć. Muszę sobie te oceny z fizyki zrównoważyć! Na matematyce też coś mi nie tak wyszło znów, głupia geometria. I hate it. Serio. Matematyka jest fajna dopóty, dopóki nie ma geometrii. Idę robić angielski i polski, a potem doszkolę się z niemieckiego. Bye.

środa, 19 października 2011

reluctance

 kocham moje syfy na bródce

Moja mama ogląda Trudne Sprawy... porażka. Dziwnie się czuję, kiedy jest o tej godzinie w domu, na dodatek w środę. Fajnie, że załatwiła mi badania na piątek. Love it. Dzisiejszy dzień nie był taki zły, oprócz wfu i bólu w klatce piersiowej, który jakieś dwadzieścia minut temu całkiem ustał. Boli mnie za to głowa (metaforycznie), kiedy pomyślę o nauce na niemiecki. AGHRRRRRRR. I ta kartkówka z matematyki, wszystkie wyniki źle, bo się machnęłam w pierwszym działaniu. AGHRRRRRRRRRRRRR. Pierwszy raz mi się takie coś zdarzyło! My brain doesn't work. A ten konkurs z angielskiego... ha ha, Kevin Fifth... zamiast Colin Firth. Ciekawa jestem, ile punktów będę miała. Zaiste wspaniały dzień.

wtorek, 18 października 2011

I kto je tu zostawił?

 miu miu

Namyślam się... Hym, hym, hym... Chwila odsapnięcia i zabieram się zaraz za prace domowe, a później nauka, nauka, nauka na geografię. Nie wiem, czego mam się uczyć, z mapy się doszkolę i poczytam podręcznik. Dzisiejszy dzień w szkole... niefajny ze względu na ból. Teraz zresztą zaczęła mnie boleć głowa od wiatru, który określiłam mianem porywczego. Uwielbiam, jak mnie cofa do tyłu lub przesuwa w bok. Bardzo bym chciała już piątek po lekcjach. No dobrze, w piątek jest THE END OF THE WORLD, więc chciałabym już piątek w czasie THE END OF THE WORLD. Cóż za frajda. Kolejna przepowiednia prawdopodobnie amerykańskiego pastora, któremu Bóg zesłał wizję apokalipsy, zagłady nieuniknionej! Ziemia się rozstąpi, z nieba zstąpi wszechmocny ANGEL, wody się rozleją, ogień wybuchnie, wiatr zerwie! Strzeżcie się! Mhm, odrobię lekcje.

poniedziałek, 17 października 2011

wielbład?

 chciałabym tak przez jakiś czas leniuchować...

Wizja piątku jest przerażająca. Zatrważające ilości materiału do nauki z niemieckiego. Mam ochotę od tego uciec jak najdalej, ale już dziś się zacznę uczyć. Dzisiejsza praca klasowa z biologii prosta, mogłam się tak bardzo tym nie przejmować, bo serio łatwe było. No ale dobrze, zawsze lepiej wiedzieć więcej. Jutro kartkówka z matematyki i fizyka. Płaczę. Pojutrze facio od geografii MOŻE zrobi sprawdzian, więc i tak trzeba się nauczyć. Płaczę. W czwartek fizyka. Płaczę. W piątek niemiecki. Ryczę. E tam, przeżyjemy. Nie mam nic ciekawszego do napisania, hi hi hi hi hi. Słucham Adele, hi hi hi.

niedziela, 16 października 2011

when you move I move with you

 Wishing you could keep me closer


      - Nienawidzę stwierdzenia, że wszystko, co robimy, wynika z tego, co zrobili nam inni ludzie - powiedziała ponuro Anna. - To nas ubezwłasnowolnia, ponadto nie tłumaczy istnienie świętych i diabłów, jakich czasem dostrzegamy obok siebie, a co najważniejsze, takie wyjaśnienie do mnie nie przemawia.

Napisałabym życiowy post, ale takie rzeczy zostawiam dla moich osobistych wynurzeń w moich osobistych, wspaniałych opowiadaniach, które zwykle usuwam. HA HA, so funny, ale się uśmiałam. Kiedyś pisałam życiowe posty, kiedy trwałam w ciągu internetowych zawirowań i miałam uczucia. Dzisiaj jakoś wszystko się zatarło i nie mam szans na zachwyt publiczności moimi wspaniałymy słowami. Nawet mnie to nie obchodzi. Mam cudowny humor, serio. Lubię, jak... Dokładnie. I uwielbiam tu pisać, że chcę nad morze. Niedzielna pogoda jest przecudowna, dlaczego nie mam z kim jechać do Sopotu lub Gdyni? Ja wiem, dlaczego.

sobota, 15 października 2011

EASY_DOG

 shopping evening

geek

 oczy spidermana

Uwierzycie, że o godzinie dziewiątej wieczorem zjadłam dwustu gramowe opakowanie pistacji solonych? Tysiąc dwieście kalorii na noc i ja żyję? MATKO. Z pewnością mój organizm podczas snu spalił jakieś dwieście kalorii, a może dziesięć? Nevermind. Gorąco mi, zaraz wypełnie swe postanowienie i się ubiorę, a potem pościelę ładnie łóżko i wyciągnę podręcznik od biologii, żeby się pouczyć. Słoneczko świetnie przygrzewa! Jeszcze nie wyglądałam ze swego zacnego okna, jednakże podejrzewam, że dzisiaj nie będzie tak zatrważająco padał deszcz. Nie chcemy tego, nie chcemy. Wczoraj przeżyłam chwilę zażenowania, kiedy mama zachwycała się mą pracą z polskiego. Mi osobiście podoba się jeden fragment wzięty z przeszłości, który urozmaiciłam o piękne słowa, ale sens jest ten sam. [...] Muszę sobie założyć konto na weheartit.com... Ha ha, byłoby to moje drugie konto na jakimkolwiek portalu internetowym. Ciekawe, kiedy to zrobię. Może nigdy? Bye.

piątek, 14 października 2011

mijnijo

 sunday morning

Nie wiem, czemu słucham soundtracku The Lord of the Rings, ha ha. Tragedia, nie lubię tego filmu, zawsze na nim przysypiałam. Dzisiejszy dzień miałam poświęcić nauce, ale chyba tylko wypiszę sobie najważniejsze zagadnienia i przez cały tydzień będę stopniowo to zakuwać. Chcę iść do łóżka i zacząć już nową książkę. Tym razem King. Miało być "Pachnidło", ale zrezygnowałam, bo pamiętam, że obiecałam sobie, iż zacznę czytać coś króla. Byłam sobie dzisiaj u fryzjera, podcięłam grzywkę. Kupiłam sobie też korsarza i tymbarka, więc teraz mam frajdę z jedzenia i picia. Miłego piątku!

czwartek, 13 października 2011

mógłbym zwyczajnie podryfowac

 once again

Doświadczam teraz chwili przyjemności. "Major Zero" Coldplaya w głośnikach, posmak bitej śmietany w ustach, ból głowy zagłuszany przez muzykę, radość z siedzenia w domu, kiedy na dworze wieje okrutny wiatr. Później położę się do łóżka, przeczytam parę stron książki i w kimę. Wiem, że tak będzie. Tymczasem nie chce mi się zbytnio pisać, boooo... tak. PRAGNĘ jutro iść do fryzjera, muszę pamiętać o tym, żeby pieniążki wyłudzić. Wreszcię pozbędę się tej przebrzydłej, ohydnej, brudnej [...] grzywki. FREEFREEFREE. Dajcie mi jeść, proszę. Chcę jeść choco bons, na obiad tortillę (właśnie, muszę obczaić  przepis na taką bajerancką tortillę, mniam!), a na kolację ciasto francuskie z mozzarellą i bazylią. O jejuś, mój żołądek kwiczy...

środa, 12 października 2011

delikatny posmak wiatru

 wczorajszy księżyc

Z racji tego, że wczoraj piękna księżycowa poświata zaglądała mi w okna, poprosiłam tatę o zrobienie paru zdjęć owego księżyca. Moja cyfrówka absolutnie nie nadaje się na robienie tego typu zdjęć, o czym się jeszcze przekonacie, natomiast tata podjął się wykoniania powierzonego mu zadania i się udało. Uwielbiam księżyc! Co do dzisiejszego dnia, to... wylałam mleko z płatkami, przez co musiałam lecieć po mopa na korytarz... sprzątam, słyszę walenie deszczu o dach i alarm, mówię do siosty "patrz, grad pada i komuś się w aucie alarm włączył, he he"... a potem Olcia się skumała, że to nasz alarm wyje i poszła wyłączyć. ZŁODZIEJE, złodzieje, złodzieje mopów! Bolą mnie oczęta me piękne. Zaraz pójdę do solenizantki (yes, Ola ma birthday), poproszę ją o włączenie jakiejś nastrojowej muzyki, zakryję się kocykiem i zasnę tak jak wczoraj, dziecinnym snem. A najlepsze jest to, że nie muszę się uczyć fizyki. Znów triumfuję. Zderzyłam się dziś ze ścianą w ferworze szczęścia ze strzelonej bramki i pewnie jutro będę miała wielkiego, niebiesko-sino-czarnego siniaka. Dobra tam, zjadłabym sobie coś słodkiego. Najlepiej tabliczkę czekolady z okienkiem. Przydałoby się przytyć jeszcze na tę zimę z kilogram, może wtedy byłoby mi odrobinę cieplej... Chciałabym być niedźwiedziem. Naprawdę. Albo pandą. Pandy są wspaniałe. Kiedy miałam parę lat, uwielbiałam misie, czy to pandy, czy niedźwiadki; posiadałam nawet mini pandę w swej kolekcji! Ciekawe...

wtorek, 11 października 2011

latajace buty - tylko dla gangsterów

 pretty woman

Zrobiłam zadanie z fizyki i przeżywam chwilową satysfakcję... Okay, koniec chwilowej satysfakcji. Każdy umie rozwiązywać zadania z fizyki. Szkoda, że facio ich więcej nie daje do samodzielnego rozwiązania. Nawet w tym głupim podręczniku jest tylko jedno zadanie na temat, które nadaje się do rozwiązania. PFF. Wróciłam ze szkoły, cała rozchełstana, a tu patrzę, Easy w śmieciach. Aż wstawię emotikonę: =-=". Pogoniłam, sprzątnęłam i obraziłam się. A, no i rozczesałam psu brodę, bo sam sobie nie rozczesze. Się wkurzał, się wkurzał... HA HA, little zemsta. Tylko ja potrafię się pojedynkować na czyny z moim psem. Tylko ja potrafię się tym chwalić. Zaraz zabieram się do wyszywania wzorków (si!) na technikę i będę miała all done. A potem do mego łoża, z bookiem pod paszką. JEM GROSZKY. PIJĘ COLĘ. A wy nie. HA! Jestem nadpobudliwa. Może to przez te tabletki... Miałam dzisiaj rano skurcz w brzuchu. Skurcz narządu wewnętrznego, znajdującego się w części ciała zwanej brzuchem. Przez owy skurcz nie mogłam się ubrać; stałam półnaga przed lustrem. Wyobraźmy to sobie... na spokojnie, proszę... BYE.

poniedziałek, 10 października 2011

questions of science, science and progress

 dmuchaj

Właśnie leci w radiu piosenka, którą trzy lata temu poznałam jako cover i dwa lata temu dowiedziałam się, że jest autorstwa Coldplay. The Scientist! Świetna nuta, doskonała na takie szare, ponure dni, kiedy wali się cały świat. Lubię pogarszać sobie nastrój balladkami, jednak trzeba się pouczyć na fizyczkę, wyrzucić śmieci i powtórzyć wiadomości przed jutrzejszym sprawdzianem z lektury. Spisałam sobie niewielką część faktów na dwóch karteczkach. Idę te śmieci wyrzucić, jedno będę miała z głowy, nawet jeśli mi ta głowa zmoknie... Jest very zimno. Trzęsę się, przydałyby mi się ciepluchne ramionka osoby towarzyszącej. Wyobrażacie sobie, że jutro jest dopiero wtorek? Bo ja nie. Chcę już piątek. Nie, chcę czwartek po szkole, o! Nie mogę się doczekać. Nie dlatego, że chcę spać, bo ostatnio się wysypiam (gratka, spać siedem godzin, mrau), ale szaro-bury świat i deszcz, i jesień sprawia, że zamiast żyć, mam ochotę zapaść w zimowy sen. BRAK CHĘCI NA NAUKĘ. Och, idę się "óczyć". Ogarnę całość do wpół do szóstej i do łoża. Where is my book? Downstairs! On the armchair... Dobra, nieważne. Jestem gułą. To kto wreszcie został naszym premierem? Mój ulubiony premier Donald Tusk? Czy nielubiany przeze mnie i większość społeczeństwa, mister Jot Ka? Hmm... osobiście cieszę się, że PJN miało 2% poparcia; fajno, że są w parlamencie. W końcu lepsi posłowie z PJN niż palikotowi barbarzyńcy. Sorry, jakoś nie toleruję mężczyzn z "pedalskim" głosem w sejmie; homoseksualiści mogą sobie być, jednak z męskim u facetów tudzież żeńskim u kobiet głosem. A przestępcy? Niby jest resocjalizacja i takie tam, ale... PEŁNA ZE MNIE NIENAWIŚCI POLKA; godnie reprezentuję naszą nację. "Lofka" - czyż nie tak się pisze? Eee... nie znam się zbytnio na neologizmach. Sprawdzę sobie sondaże, bye. (A jednak się okazuje, że przez moje niedoinformowanie się myliłam. PJN nie może z dwoma procentami wejść do sejmu. CÓŻ ZA NIESZCZĘŚCIE! - takie sprostowanie.)

niedziela, 9 października 2011

króliczy kamikaze

 UMc.

Mam ochotę wsiąść w pociąg, pojechać do GB, wejść do Empiku, wziąć parę książek, podejść z nimi do kasy, zapłacić za nie, odjechać z Wrzeszcza do Gdyni, usiąść na zimnym piasku, zagapić się na morze i słuchać, i czekać. SKONSTERNOWANIE. Muszę się troszkę zdyscyplinować. Dzisiaj. Ubrać, wyprostować włosy, opatulić ciepłym okryciem, wyjść do kościoła i modlić się. Tymczasem siedzę przy biurku, opuszczone rolety przepuszczają nikłe światło dnia, ubrana jestem w wyświechtaną piżamę, a w moim łóżku panuje delikatny bałagan. Ogólna miernota, no. Wiecie, co bym zjadła? Nie powiem. Muszę dokończyć na piątek swojego Indianina.

sobota, 8 października 2011

YOU.CAN.TEACH.ME

 pewnie było

Cześć, sześć. Tak sobie zasiadłam przed komputerem, gdyż Karolina ma odjechała godzinę temu i zostałam sama. Zapachy się niosą po domu, bo w piekarniku kurczak stygnie, mniam. Czekam, aż mama usmaży frytki i będzie yummy obiad. Z Karo się tak fajnie spało, cieplutko mi było! Byłyśmy rano na spacerku z Easym; na męczącym spacerku. Dałyśmy radę. Wiatr jest koszmarny, jeżeli tak dalej pójdzie, to będę chodzić w nausznikach i już! Jestem stworzeniem ciepłolubnym i nie toleruję zimna. Ten wiatr mnie dobija. GO AWAY!

piątek, 7 października 2011

pyszne ciasteczka

 takie tam

Witajcie w piątkowy wieczór. Jest mi niezwykle zimno, siedzę w bluzie i wełnianym swetrze, czekając na Karo, która właśnie bierze prysznic. Stwierdziłam, że nie będę leżeć w łóżku, bo zasnę, a tak to sobie napiszę tataj piękny post. Właściwie to nie mam o czym pisać, więc pięknego postu nie będzie. Jakże was zawiodłam. I'm sorry.

czwartek, 6 października 2011

spiaco

 hi hi hi hi

Obudziłam się, usłyszałam, że tata mnie wyprzedził i zajął łazienkę, więc... zamknęłam oczy. Otwieram je chwilę później, a tu prawie dwadzieścia po szóstej. Zrywam się z łóżka, uderzam biodrem o kant łóżka i stękam, i jęczę, i biegnę do łazienki. Mój dzisiejszy poranek. Ha ha, jakoś wyjątkowo "zaspałam", rzadko mi się to zdarza. W każdym razie i tak wychodziłam piętnaście po siódmej, więc zdążyłam poczytać rano książkę. Ostatnio czytanie rano weszło mi w nawyk, przez co nie oglądam już tak często telewizji. No oprócz śród, czwartków tudzież piątków, obowiązkowo po szkole. Wiadomo! Zjadłam miskę płatków i czuję ssanie w żołądku. Pff, zabieram się do lekcji. A potem... do łóżka.

środa, 5 października 2011

Co to jest prawdziwa miłosc, wiedza tylko kobiety brzydkie, piekne – umieja zaledwie uwodzic.

 wakacyjna sielanka

Jakoś nie podoba mi się niebo, które widnieje przede mną. Jest ponure i zupełnie się różni od nieba na powyższym zdjęciu. Czuję, że będzie padać, w głowie mi oczywiście ćmi. Dzisiejszy dzień w szkole... bardzo zabawny. Gdyby nakręcić zachowanie mojej klasy tuż po dzwonku przy sali od biologii i wstawić je do Internetu, momentalnie mielibyśmy fanów na całym świecie; dziwne zabawy gimnazjalistów. Jeszcze tylko dwa dzionki i będzie wspaniały weekendzik, yay! Włączyłam sobie RHCP już z braku laku. Pokiwam trochę głową w tę i we wtę, wyłączę komputer i pójdę czytać książkę. Wczoraj wieczorem skończyłam "Zegarmistrza", potem zaś zaczęłam czytać "Nie dość martwy". Kolejny kriminał! Autor Peter James, ponoć najsławniejszy autor kryminałów w UK. Nie znam faceta. Nie podoba mi się, że w tej książce rozdział ma TRZY STRONY, to kompletnie psuje jakość czytania. Chciałam się zabrać do Kinga, ale stwierdziłam, że jak już wpadłam w wir kryminałów, to dokończę serię, a potem poczytam sobie książki Kinga. Jaka ja jestem pomysłowa, ach!

wtorek, 4 października 2011

you got to lose to know how to win

a paw

Jak to się mówi: pozdrawiam dzisiejszą trójkę z fizyki. A tak poza tym to... czekam na piątek! Wreszcie do mnie moja siostrzyczka wpadnie. Wpadnie i zostanie na calutką noc, łi. Na szczęście tydzień szybko leci, bo szkoła pochłania go w całości praktycznie rzecz biorąc, więc... Więc nie wiem, co dalej napisać, myślę aktualnie o tortilli, którą zaraz wtrząchnę. Życzę sobie smacznego i wierzę, że wy również mi życzycie smacznego. Miłego wieczoru!

poniedziałek, 3 października 2011

Aby ukarac mnie za moja pogarde dla autorytetów, los sprawił, ze sam stałem sie autorytetem.


IDĘ SZUKAĆ CUKIERKÓW... Znalazłam cukierki. Michałki, mniam. Muszę dużo zjeść, bo jestem taka głodna! Potrzebuję natychmiastowej dawki energii, inaczej nie napiszę pracy dodatkowej z biologii. Toteż w tej chwili się zajadam, a wy się ślińcie przed ekranem. Cztery cukierki pochłonięte, biorę się za zadanko, a potem idę czytać. Już się nie mogę doczekać, ta książka mnie tak wciągnęła, że nie mogę wytrzymać chwili bez niej. I'm joking. DZISIAJ PIERWSZY ODCINEK HOUSE'A! ÓSMA SERIA, yea. Ciekawe, kiedy go będę miała...

niedziela, 2 października 2011

Najwiekszym szczesciem klasyków jest z pewnoscia to, ze juz nie zyja.

 eyes

Niedzielny poranek mnie nie zachwycił. Niby Sunday, a na dworze mgła i chmury. Dopiero teraz wyszło słońce, które co jakiś czas się skrywa za szarą połacią... chmur. Wyjrzałam przez okno i okazuje się, że już ich nie ma, ha ha.  W głowie mi leci tekst "power to the people", nawet nie pamiętam, kto to nagrał. A, John Lennon. POWER TO THE PEOPLE, POWER TO THE PEOPLE... POWER TO THE PEOPLE, RIGHT ON. Normalnie sobie to włączę. Rano sobie leżałam i rozmyślałam, jakby to było, gdyby... gdyby... i gdyby. Dobrze, nie jestem w stanie napisać normalnego posta, ale obchodzi mnie to tyle, co zeszłoroczny śnieg. POWER TO THE PEOPLE!!!!!!!

sobota, 1 października 2011

Jasiu, zostaw kobiety, a wez sie do matematyki.

 odwrócone zawsze lepiej wygląda

Shopping day! Nie jestem zbyt zachwycona swoimi dzisiejszymi łupami, z których dwie trzecie było wymuszonych. W sklepach nie ma zbytnio nic ciekawego, aczkolwiek dorwałam fantastyczne buty na zimę; posłużą mi za przykład, będę wiedziała, czego szukać. No i w Oysho mają strasznie fajne baleriny do łażenia po domu, pomyślę nad ich kupnem. Zmęczona ja, chciałabym przydreptać do domu, walnąć się na łóżko, przygarnąć do siebie osobę towarzyszącą i zasnąć albo po prostu pogadać. Tralala... muszę kupić olejek do masażu, a nawet nie zerknęłam dzisiaj na nic. Nie mam o czym pisać.