piątek, 29 kwietnia 2011

I'll sleep when I'm dead

 ludzie zawsze mi wspominali, że wyglądam jak Chińczyk

Niewyobrażalnie się cieszę na ten weekend. Sobota spędzona w towarzystwie Karo będzie obłędna, wreszcie będę mogła z nią porozmawiać i pobyć przez te kilka godzin. Aktualnie słucham Bon Jovi i robię lekcję na przyszły tydzień. Później pójdę poczytać z braku laku. Nie wyspałam się i od rana mam zły humor - lepiej mnie nie denerwować. Teraz mój humor ustabilizował się na niezłym, ale jeszcze niezbyt dobrym. W szkole jak to w szkole - wieje zmęczeniem, nudą (szczególnie w piątki...) i nieprzyjemnymi zapachami. Nie mam nic ciekawego do napisania. Spiszę sobie godziny odjazdu pociągów i będę przygotowana na jutro, he.

czwartek, 28 kwietnia 2011

makes me think of the bright side of life

 the best of the best

Jestem po obejrzeniu YCD, strasznie mi się spodobała piosenka z występu Ani i Jakuba (sprawdziłam na nagraniu), War in Me, dlatego też przetrząsam internet w jej poszukiwaniu. Muszę to mieć na swoim oldschoolowym MP3! Zapłaciłam dzisiaj za moją wycieczkę. Cieszę się, że dane mi było to zrobić rano, a nie po południu, bo nie lubię nosić tak dużo pieniędzy przy sobie. Ze sprawdzianu z fizyki dostałam sześć! :) Wiedziałam, że będę miała pozytywną ocenę, bo w gruncie rzeczy wszystko było przeraźliwie proste. Największą trudność przyniosło mojej klasie zadanie trzecie, gdzie trzeba było przekształcić wzór... odpowiedź do tego zadania znajdowała się w zeszycie. Trzeba było po prostu sobie to przyswoić. Niedobra ja zjadłam całe opakowanie Toffiefee. :( Czuję, że niedługo przytyję. I to nie na wadze, bo waga zawsze wskazuje tę samą liczbę. Mój brzuch rozrasta się w zatrważającym tempie. A ja nic z tym nie robię... Ale oczywiście interesuję się tym tylko w wyjątkowych przypadkach typu wyjście na plażę. W tym roku na plaży będę chodziła w szerokiej bluzce, ot co.

środa, 27 kwietnia 2011

Mother Mary, she don't talk to me

 some day in my room

Słucham sobie płyty Slasha z ubiegłego roku, aktualnie wykon Slash with Kid Rock (muszę uzbierać playlistę na wyjazd w Polskę). Dzisiejszy dzień nie zaliczam do najlepszych. Rankiem wstałam całkowicie wykończona, chociaż dopiero co się obudziłam. Niestety - przez niemoc zaśnięcia po prostu się nie wyspałam. Aby się bardziej zmęczyć, przed jedenastą wieczorem grałam w klocki (tetrisa), jednak nie było to zbyt efektywne. Na szczęście wykorzystałam czas przed szkołą na obejrzenie William and Kate i zjedzenie jogobelli (bardzo dobra). W zeszłym tygodniu miałam sprawdzian z matematyki i byłam przekonana, że poszedł mi całkiem nieźle. Niestety - przeliczyłam się. Dostałam czwórkę, bo jak zwykle zapomniałam się zastanowić nad jednym zadaniem, a rezultatem było całkowite go skopanie. No dobra, nie jestem dobra w geometrii, przyznam się bez bicia! Przybyłam do domu w dobrym nastroju - w końcu dzień szkolny dobiegł końca, i dokończyłam oglądane filmu, a później obejrzałam Usta Usta i poległam na całej lini; był płacz, lament i zgrzytanie zębów. Aktualnie boli mnie głowa i przymierzam się do nauki fizyki. Jestem przekonana na osiemdziesiąt procent, że będę pytana. Tylko pozazdrościć!

wtorek, 26 kwietnia 2011

I WANT REAL ROCK'N'ROLL, nor pop-rock-shit

 спасибо

Wróciłam do domu godzinę temu, obejrzałam jeden odcinek House'a (Trzynastka came back), a w tej chwili poszukuję jednej piosenki z tego odcinka i nigdzie nie mogę znaleźć. Jak zwykle musiałam zamieścić prośbę o znalezienie tejże piosenki na forum. Zaraz idę grzać tyłek na fotelu i czytać książkę, bo nie znajdę bardziej twórczego zajęcia na dzień dzisiejszy. Mogłabym się pouczyć na angielski, ale niestety wszystko umiem. Reszta wyjdzie w praniu. Ple, ple, ple. Jak to się pisze: cu.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Chinese Democracy

 chude pszczoły - family tree

 standardowe pytanie dziadka: "która to matka?"

Jak widać wczorajszy dzień spędziłam wśród rodziny. Na początku zawitałam z mamą i siostrą u dziadków. Tato musiał jechać do domu, gdyż niespodziewanie włączył się alarm w domu, a nieładnie jest męczyć sąsiadów wyciem w święta. Później poszłyśmy do cioci, która miała urodziny. Śmiechy, chichy, popijawa, spacer wieczorem na molo - super. :) Było bardzo miło. Jednakże gdy wróciliśmy do domu, zobaczyliśmy na własne oczy, co nasz miniaturowy pies potrafi zrobić. I to z jakim wyrafinowaniem! Zjadł całą święconkę (czekoladowe jajeczka zostawił) oraz ptasie mleczko Olki, które później wyrzygał w stosownym miejscu, czyli na łóżku siostry. Na szczęście jest cały i zdrowy, lata po dworze z wywieszonym jęzorem. Rozrabiaka! Lecę oglądać x-factor itd. :) Trzeba nadrobić stracony czas przed telewizorem. Oszczędzam brzuch na obiad, będą pyszne dewolaje (sorry za spolszczenie). Wczoraj wszamałam tyle potraw, że sama się sobie dziwiłam, iż tak dużo potrafię zmieścić w swoim bebechu. Śmingus dyngus odfajkowany - zostałam polana wodą święconą w kościele. Całe szczęście, że moja rodzina się już w to nie bawi.

sobota, 23 kwietnia 2011

Miłość angielska: I love you! I love you!

 głowa rodziny

Łączenie szamponu przeciwłupieżowego z Garnierem to nie był dobry pomysł. Katorga przez trzy dni. Możliwe, że w ogóle używanie szamponu Garniera, który tak wychwalałam, nie jest dla mnie korzystne. Istna mordęga, moja skóra głowy już nie wytrzymuje. Ale będę dzielna i wykorzystam szampon do końca, nie ma co go marnować... potem kupię sobie jakiś ziołowy i będzie w sam raz. Przed chwilą byli u mnie ciocia z wujkiem i kuzynem, uśmiałam się za wszystkie czasy; jutro jedziemy z wizytą nad morze do rodziny, więc będzie podwójna dawka śmiechu. Dostałam od cioci trzy pudełka Toffifee - jestem ciekawa, do kiedy to zejdzie. Także zaraz lecę do łóżka czytać nową książkę lub oglądać z rodzicami po raz drugi The Social Network. Pewnie nie będę mogła się skupić przy znajomych kwestiach, więc raczej wybiorę drugą opcję. Zimno mi w stopy! Have a nice day.

piątek, 22 kwietnia 2011

Little boy blue and the man 'n the moon. 'When you comin' home?'


Dzień dzisiaj miło spędzony w doborowym towarzystwie Karoli, która dzielnie znosiła moje narzekania i bez grymasu na twarzy patrzyła na to, że rozmawiam ze swoim palcem. Aktualnie przeraźliwie boli mnie głowa i zaraz idę do łóżka poczytać książkę. A! Komar chce się dostać do mej twierdzy! Rankiem przeczytałam ponad sześćdziesiąt stron i poszłam oglądać "Trinny i Suzannah ubierają Polskę" - świetne. Muszę jeszcze dorwać House'a, miałam to zrobić wczoraj albo dzisiaj, pff. Ale książka mnie tak strasznie wciągnęła... niestety już ją kończę. Zostało mi trzysta czy dwieście stron. :( A to pech! Na półce już czekają na mnie inne książki. Zawsze z ciężkim sercem kończę przygody ulubionych bohaterów. Szkoda, że autor Millenium nie żyje, mógłby jeszcze napisać jeden lub dwa tomy przygód kapitalnej pary Salander&Blomkvist.

czwartek, 21 kwietnia 2011

Może wystarczy wypucować buty na glanc i na ulicy szukać pięknych kobiet?

och nie, toć to staroć

Ludu, jest godzina wpół do drugiej, a ja gniję przed monitorem od, powiedzmy, czterdziestu minut. Zdążyłam dziś zjeść dwie miski płatków z mlekiem i jedną bez mleka oraz bułkę z serem. Jestem zła, że przełączyłam na NatGeo dopiero pod koniec programu o drugiej wojnie światowej. A to pech! Nagram sobie w niedzielę kolejny odcinek, więc wreszcie obejrzę to w całości, grr. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna obejrzałam YCD w trakcie emisji! Na szczęście Dominik nie odpadł, uff. Najlepsza solówka! Na dworze jest ciepluchno, ach, ach, słońce świeci, cieszą się dzieci. Za parę godzin umyję sobie okna w pokoju, bo wreszcie trzeba to zrobić... hi hi. Dobra, lecę na dwór czytać książkę... albo zostanę w pokoju - wygodniej.

środa, 20 kwietnia 2011

wyindywidualizowany - zbyt ciężkie słowo dla obcokrajowca?

 dzikie stokrotki?

Właśnie tak sobie zerkam na drzewa przed moim oknem... i stwierdzam, że urosły im przepiękne, jaskrawozielone listki! Aż dech zapiera, kiedy pogoda się rozkręca, a natura przedstawia nam swoje poczynania w postaci nowych żyjątek. Co by nie mówić, dzień zły nie jest, w końcu zaczyna się wolne, nie można narzekać. Z konkursu ortograficznego (powiatowego niestety) zajęłam, o dziwo, drugie miejsce - jak to możliwe? Mam trochę do roboty do szkoły, a więc zabieram się za to i lecę pytać się mamy, czy Karola może do mnie wpaść na noc. Zrobiłam sobie budyń śmietankowo-kawowy z czekoladową posypką i poparzył mi język, ale zły nie był. :) Have a nice day!

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

MAMA KIN

 nice boys don't play rock'n'roll

Piękny, wiosenny (a raczej letni) dzień! Słońce przygrzewa na całego, chce mi się wyjść na rolki. Ale jak wyjść na rolki, kiedy rolek brak! :( Rano przeżyłam wielkie zaskoczenie. Byłam pewna swojej trójki ze sprawdzianu z biologii, a nawet i dwójki, a tu piątka! Nie spodziwałam się tego po nauczycielce. Wielki plus! Na ostatniej godzinie lekcyjnej (angielski) poszliśmy na spacer całą klasą, później byłam w bibliotece i wypożyczyłam sobie parę fajnych książek, łii, wreszcie. Sprawdzian z matematyki mi poszedl całkiem nieźle, po cichu liczę na sześć. Aktualnie robię sobie biologię, później może obejrzę Rozmowy w toku, następnie czeka mnie nauka słówek na niemiecki i powtórne przeczytanie lektury (na technice zdążyłam przeczytać ją jeden raz). No to miłego dnia!

niedziela, 17 kwietnia 2011

Raz, dwa, trzy, pchły na spacer szły.

orłowski piasek, mrr, majek

Niedziela zaczęła się cudownym ciepełkiem słonecznym i świeżym powietrzem wpuszczonym przez okno. Mmm, nie mogę się doczekać maja, uwielbiam maj! To po prostu najlepszy miesiąc w roku - nie jest za zimno, nie za ciepło, w sam raz. No i owadów nie spotka się zbyt wiele. Chciałabym na wakacje pojechać do Hiszpanii albo z siostrą się zabrać do Francji we wrześniu. Marzenia. No i oczywiście chciałabym odwiedzić Konstantynopol, a raczej Stambuł... To miasto silnie kojarzy mi się z Lestatem i Louisem, nawet bardziej niż Francja i Włochy, he he... no, ewentualnie Wenecja z Armandem. Cholibcia, nadal żałuję, że nie pojechałam z rodziną do Włoch. Ile jeszcze będę to wspominać... Well, koniec o wampirach Anne Rice i europejskich miastach/krajach. Zostało dwadzieścia minut do mszy, a nikt jeszcze nie jest gotowy. Mama z Olką oglądają YCD, tata nawet się chyba nie ubrał, a ja tu skrobię ten tekst. Mam na dzisiaj niewiele planów, cały dzień spędzony w domu. Powtórzenie wiadomości z matematyki, przeczytanie parę razy "Kamizelki", dokończenie "Bezsenności" (pewnie nie skończę jej dzisiaj). A jutro albo we wtorek koniecznie muszę odwiedzić bibliotekę.

sobota, 16 kwietnia 2011

Took a little time to make it a little better, it's only going out, just one thing and another, you know!

let's maaaaaaaake something!

Suprise! Mini vid. Dzień zaczął się od zbieraniny ciemnych chmur, tak zwana jedność w bólu. Ale słońce wychodzi. Nie mam zbyt ciekawego humoru, ponieważ dzień zapowiada się krótki, a tyle jest do zrobienia... A ja o niczym nie wiem. Ubolewam na tą niewiedzą, cholibcia, ubolewam. Weekend się już kończy! Ciekawe, jakie będę miała oceny na koniec roku... Idę się zakopać w pościeli i zagłębić w przygody Ralpha Roberts'a oraz Lois Chasse. Muszę jeszcze znaleźć czas na House'a... HELL YEAH, chaotyczny post.


piątek, 15 kwietnia 2011

czyszczące miasto kocurki

 your wife
/po kim ja mam tę kwadratową szczękę?/

Zwariowany, pomieszany dzionek. Z samego rańca wyprodukowałam się przy pisaniu sms'a do mamy, aby wytłumaczyć powód zjedzenia tatusiowego ciastka, mimo tego, że nie dostałam wiadomości zwrotnej, że mam na zjedzenie ciastka pozwolenie. W każdym razie na drugiej lekcji przeżyłam wstrząs, ponieważ nauczycielka polskiego woła mnie, żebym się ubrała, bo jadę na konkurs. Oczywiście całe zamieszanie spowodowane było sklerozą mego ojczulka, który wracał z Wa-wy (ach, ta stolica...) i był po północy w domu. Konkurs poszedł tragicznie, chociaż dyktando było diablo proste, no ale z rana to ja zbyt wiele myślę, a przez myślenie popełnia się banalne błędy. Zrobiłam sobie znów ciacha francuskie z nutellą, wyborne! Dzisiejszy jadłospis opierał się głównie na niezdrowych rzeczach, więc jutro trzeba będzie nadrobić stracone witaminy. Całą robotę odwaliłam dziś po południu na przyszły tydzień, jeszcze została mi jedynie nauka, którą odhaczę w weekend i w pierwsze dni po weekendzie, a potem będą święta, w które też będę się pewnie uczyć na cudowną chemię (nie miałam jej tak dawno...). Najbliższe szkolne dni, tak gdzieś do końca maja, zapowiadają się koszmarnie. No dobra, oprócz tygodnia w środku maja, kiedy wyruszę w Polskę ze szkołą. Co do wyglądu bloga: poprzedni mi się znudził, a nadszedł czas na zmiany i słodkie pokemonopodobne króliczki, zajączki czy Bóg wie co. Swoją drogą śpiącego Homera z donutami na olbrzymim brzuchu też powinnam zastąpić wizerunkiem kogoś innego... bo jak to ta moja przeglądarka wygląda...

czwartek, 14 kwietnia 2011

I drift in your eyes since I love you - life makes me so sad anyway

 mój pieprzyk uszny (uu) przypomina brązowy kolczyk

Jestem z siebie dumna, gdyż wstałam o ósmej. W tej chwili oddaję się fascynującej czynności (a raczej będę się oddawać) słuchania muzyki i uczenia się czasowników nieregularnych na angielski. Pewna chwila wczorajszego dnia zadowoliła mnie, mam nadzieję, że pójdzie po mojej myśli. :) Na śmierć zapomniałam, że w sobote wypadają urodziny mojego taty! Czterdzieste pierwsze, a więc kryzys wieku średniego już minął, jak sądzicie? Myślę, że mego tatę nawet on nie dotknął, ale może to ukrywał. Nie podobają mi się moje rozpuszczone włosy... będę je wiązać dopóty, dopóki urosną. Bo na razie wyglądam gorzej niż poprzednio, a poprzednia fryzura (o ile można było to nie wiadomo co nazwać fryzurą) była doprawdy masakryczna. Obejrzałam dziś YCD, bardzo mi się podobała para w czerni, teraz już zapomniałam, jak mieli na imię, ale tańczyli hip-hop (zerknęłam na stronę - Dominik i Paulina). Tego chłopaka od początku polubiłam, tak samo jak Tolka (tańcerz niesamowity, szczególnie Broadway Jazz, wyborny występ), a Masza i Michał - ekstra. No i ostatnia para, Calineczka plus chłopiec o postawnej twarzy i szyi (naprawdę ma ogromną szyję...), też bardzo fajnie zatańczyli.

środa, 13 kwietnia 2011

alternatywę szlag wzięło

 głowa mnie boli, że hej

Miałam dzisiaj proroczy sen. Rzecz miała miejsce w ogromnej placówce humanitarnej (ha ha) szkole, na sali, białej i przestronnej, gdzie mieściło się boisko do piłki siatkowej; no i w pokoju, lekcja niemieckiego, ludzie ogarnięci przerażeniem na myśl o skomplikowanym zadaniu, do którego odpowiedzi mają na końcu zeszytu; a, jeszcze na basenie przypominającym oczyszczalnię ścieków. W każdym razie na tej sali wpadłam niefortunnie na siatkę, która mnie, że tak powiem, połknęła, i dostałam w bok twardą piłką. A że mnie ten bok przeokropnie bolał, to dostałam takiego ataku, że nie mogłam się ruszyć. Obudziłam się oczywiście z bolącym bokiem, tak w okolicach wątroby... czy nerek. Jak o tym pomyśle, to znów mnie boli. A w "oczyszczalni ścieków" pływaliśmy sobie całą grupą i również graliśmy w siatkówkę (co mnie nie dziwi, bo lubię tę dyscyplinę sportową). No dobra, ten sen był beznadziejny, ale bardzo realistyczny. Na dworze w dalszym ciągu ponuro, niebo przysłoniła warstwa szarych chmur i chyba do końca tygodnia nie spodziewam się poprawy pogody, co nie napawa mnie optymizmem, ale w końcu i tak wszystko jedno. Siedzę, lenię się i nie mam co ze sobą zrobić. Dzięki Bogu książka jest zbawieniem na wszystkie smutki, a telewizor w takie dni staje się od niej niestety ciekawszy. Cholercia, znów mi leci w głowie piosenka Beatlesów... chociaż w ogóle ich nie słucham. Są wpisani w mój życiorys. Co ja piszę!

wtorek, 12 kwietnia 2011

when I was young...

 after

No to właśnie tak prezentuje się moja nowa fryzura. Głowa mnie strasznie boli, weszłam tu na chwilę, żeby przesłać mamie zdjęcie. Dzisiejszy dzień nieco przymulający, mimo tego jednak obejrzałam "Paranormal Activity 2", przez prawie cały film się niestety nudziłam, poczytałam książkę i zamierzam zaraz kontynuować tę czynność, i tak dalej. Piszę byle co, żeby zapełnić miejsce. Bez sensu.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

wszystko przemija

 buziaq

I'm totally tired. Gdybym nie wspięła się na krzesło i nie włączyła komputera, to na pewno bym zasnęła, po prostu wykończyły mnie dzisiejsze przedwczesne wybudzenie ze snu, gdy budzik miał się odezwać dwadzieścia minut później, oraz nieszczęsne pogoda i sprawdzian z biologii. Nauczycielka oczywiście pozmieniała parę pytań i poległam na całej linii, nawet mama się ze mnie śmiała, że nauczyłam się gotowca. Już tak bywa, kiedy wiem, że nie nauczę się wszystkiego w przeciągu jednego dnia (chociaż więcej czasu poświęciłam wczoraj na czytanie książki, komputer i niedzielne programy rozrywkowe), stawiam wszystko na jedną kartę i uczę się gotowych odpowiedzi. Czekają na mnie trzy dni wolnego. Jutro idę do fryzjera, niech Bóg ma mnie w opiece i pozwoli mojej twarzy godnie prezentować się w nowej fryzurze, bo jeśli nie, to nie będę mogła pokazać się na ulicy, chociaż po fakcie już nic nie zmienię. Ale jak już wprowadzam do swojego życia poprawki, to na całego. Dobra, jest dziewiąta godzina, idę się wysiusiać, umyć i pozbierać do kupy, poczytać i iść spać jak Bóg przykazał. Wczoraj nie mogłam zasnąć przez ponad godzinę, dzisiaj mam nadzieję, że nie będzie podobnie. Dobranoc.

niedziela, 10 kwietnia 2011

the pictures have all been washed in black, tattooed everything...

 siedzę i gniję

Cztery godziny to zdecydowanie mało, żeby w pełni pojąć fakt, iż przebywam z moją siostrzyczką. Tak szybko trzeba było się pożegnać... A potem tak szybko trzeba było jechać dalej. Wizyta u babci wypadła nader dobrze, a sama impreza w Stoczni niezapomniana! Kabaret Limo i support byli rewelacyjni! Świetnie się bawiłam, aż kaszlałam od ciągłego śmiania się, tak mnie łaskotało w gardle. Zaraz się zbieram i mam tylko nadzieję, że nie będzie zbyt dużo ludzi na zbyt długiej mszy na temat Smoleńska i tej całej katastrofy, z którą od roku nie mogą dojść do ładu. Bo jeśli będzie długo i dużo ludzi, to niestety nie wytrzymam w kościele do końca mszy. Moja głowa tego nie wytrzyma. Więc mój aktualny nastrój jest nieco melancholijny, nie przez katastrofę, która mnie nie obchodzi, bo z nią jest pełno problemów i wylęgają się same larwy nienawiści oraz irracjonalności... Ile można! Polacy to idioci, nie wszyscy, ale jednak. I jak tu się cieszyć ze swojej narodowości? Poza tym, kolejne nadużywane przeze mnie słowo, to "irracjonalny", cholercia.

sobota, 9 kwietnia 2011

domowa jadłodajnia

 pan podłogi

Obudziłam się po siódmej i nie mogłam zasnąć, więc zmyłam się do łazienki, a potem dumałam w łóżku przez godzinę. Przeczytałam opowiadanie. Muszę jeszcze wypożyczyć "Kamizelkę" z biblioteki, bo niedługo będziemy przerabiać. Właściwie to mieliśmy to zrobić wczoraj, ale w czwartek dopiero zaczęliśmy "Małego Księcia". Dzień jest tak samo bezbarwny jak wczoraj, mimo tego, że słońce wychodzi na jakiś czas zza chmur i spowija mój pokój swoim słabym blaskiem. Niedługo, czyli za dwie i pół godziny, przyjedzie Karo, także muszę ogarnąć pokój, a póki co mi się nie chce, no ale jak mus to mus... cholibcia. Ach, ktoś mi zabrał odkurzacz! Jestem szczerze załamana brakiem czasu w weekend na naukę. Myśl o biologii mnie dobija, więc lepiej zająć umysł przyjemniejszą kontemplacją na temat... sama nie wiem. Najodpowiedniejszym pomysłem jest włożyć słuchawki do uszu, ubrać się i sprzątnąć pokój. Good choice!

piątek, 8 kwietnia 2011

the colorful life

 No Joanna

Właśnie skończyłam robić lekcje na przyszły tydzień, jeszcze muszę tylko zrobić plan lekcji na piątkowy niemiecki i mam z głowy. Pierwsza lekcja w poniedziałek będzie naprawdę okrutna - sprawdzian z biologii. Dobrze, że Karola napisała mi, czego mam się spodziewać (i mam nadzieję, że to rzeczywiście się pojawi, bo jak nie - polegnę na całej linii). Dzisiejszy konkurs ortograficzny poszedł mi dobrze, praktycznie rzecz biorąc nie mam żadnych błędów, ale tego właśnie się spodziewałam, bo ortografia to dla mnie pikuś. W końcu jestem stary wyjadacz książek. Sprawdzian z Małego Księcia? Mogę liczyć na czwórkę, ech. Co by tu jeszcze... Byłam z Karoliną na drodze krzyżowej, starsznie wiatr wiał i musiałam sobie chustę na głowę nałożyć, żeby mnie nie przewiało - jeszcze tylko choroby lub opryszczki mi brakuje, grr. No i mam nadzieję, że Karola pojedzie na wycieczkę w majku! :) Jutro przyjeżdża do mnie moja ukochana siostrzyczka, łii! Niestety przed siódmą zbieram się do Gdańska, bo jadę w zastępstwie za tatę na kabaret Limo; tata niestety wróci późno w nocy ze Słowacji, a to miał być jego prezent urodzinowy. :( Piłam dzisiaj japońską zieloną herbatę, przyjaciółka siostry przyniosła, hi hi, bardzo dobra była, nawet pokusiłabym się o jej kupno. Zielona herbata jest pełna zdrowia, z tego co wiem. Niedawno kupiłam sobie nowy szampon, Garnier, awokado z masłem shea. Nie spodziewałam się po nim zbyt wiele, ale z własnego doświadczenia wiem, że produkty Garniera są świetne. Zwykle jak myję włosy, to są bardzo suche i zniszczone. Ale wczoraj, gdy spłukiwałam szampon, były cudownie gładkie i jedwabiste. Czyli szampon ten zupełnie mnie zaskoczył. Mała rzecz, a cieszy. Alem się rozpisała! Kończę więc, miłego wieczoru. :)

czwartek, 7 kwietnia 2011

jestem gruba, brzydka i niekochana - serio?

 coś takiego
(ironia)

Wydaje mi się, że pewna grupa społeczna w grupie społecznej, jaką jest młodzież, jedyne co umie napisać poprawnie ortograficznie są przekleństwa, spójniki i tym podobne. A jutro idę na konkurs ortograficzny, na którym będzie dyktando, więc się cieszę, bo właśnie takie konkursy lubię. Dzisiaj w szkole nie było źle, choć boli mnie brzuch i w okolicach nerek, tak zwany ból menstruacyjny, który do jutra zniknie na szczęście. Na dworze wichura się zerwała! Muszę zaraz przygotować sobie obiad, nie ma to jak pierożki ruskie, mniam. Najpierw jednak uporam się z lekcjami, a potem będzie jedzenie. Fizyka nie poszła mi jak z płatka, bo sprawdzenie mi się pokiepściło, mówiąc kolokwialnie. :( Jakoś przyzwyczaiłam się do zwrotu "mówiąc kolokwialnie", cholercia. Kiedyś tak często go nie używałam. A, no i dostałam szóstkę z P.E., ale to żaden wyczyn skoczyć wysoko...

środa, 6 kwietnia 2011

zastanawiające, jak robaki zagnieździły się w mózgach polskich polityków

 TULIpan

Mam dzisiaj dzień pełen nauki, że tak powiem. To nic, że po mszy się obijam przed telewizorem, a teraz przed komputerem. Muszę wyskoczyć do fryzjera, może we wtorek? Albo w środę? Hmm... Dobra, nie będę tracić cennego czasu przed komputerem, czeka mnie wkuwanie dat z religii i jeszcze nauczenia się opisu stopni święceń plus przypomnienie sobie zadania z fizyki oraz wiadomości o lekturze "Mały Książę". Mam nadzieję, że z lektury babka nie zrobi sprawdzianu; jutro będzie ciężki dzień, chociaż tylko sześć lekcji. Boli mnie wszystko, nie wiem, od czego. HELP

wtorek, 5 kwietnia 2011

No way, it's just a cruel world

 niuchacz

Dzisiaj jest cudowny dzień! Słońce świeci, ciepło na dworze, tak dobrze się czuję. :) Spostrzegłam przed chwilą, że pracuję na baterii. Moja listwa się psuje już, no, nie chce się włączyć. Ehm... Głowa mnie boli i zjadłabym coś dobrego. Ale kuchnia zieje pustkami. Obejrzałam "Dead like me", zaraz pójdę czytać książkę. Rekolekcje poświęcam na naukę, stopniowo dążę do celu, chociaż święta maryjne nie chcą mi wejść do głowy, pff. Właściwie to nie mam o czym pisać. Życzę miłego dnia.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

kupię sobie nowy rower i przejadę przez lodowiec

 stopa

Deszcz pada od samego rana, na dworze zimno. Jedyną atrakcją rekolekcyjną było śpiewanie z naszym pszczółkowskim księdzem, natomiast ksiądz rekolekcjonista nie miał zbyt dobrego kontaktu z młodzieżą, a nauka rekolekcyjna jak co roku ta sama, tyle że ujrzana w innym świetle. Właściwie to nie chce mi się siedzieć w domu, ale mam wiele nauki na czwartek, więc właśnie przymierzam się do wsadzenia nosa w zeszyt i kucia na religię. Kłuje mnie sweter i jakoś tak nie mam ochoty na pisanie. So bbye.

niedziela, 3 kwietnia 2011

достаточно...


Niedziela płynie spokojnie, bez problemów i zbędnych komplikacji. Słońce świeci na niebie, otwarte okno i wiatr, ciepło. Brzuch mnie boli, niedobrze mi, ale to od jazdy samochodem. Muszę ochłonąć, co zaraz zrobię, sprzątając pokój (czyt. odkurzając). Wczorajszy prysznic pomógł mi na przemęczenie. Uwielbiam oliwkową Ziaję, strasznie mnie odpręża. Cieszę się, że rekolekcje są na tak wczesne godziny, bo później nie chciałoby mi się chodzić. Ksiądz rekolekcjonista mówi do kartki i mikrofonu, ewentualnie do ściany, co przyprawia mnie o nerwy, bo zwraca się do nas "drodzy bracia i siostry", a wzrok w kartkę... Nie lubię tak. Kontakt wzrokowy powinien być zachowany. W dniu dzisiejszym nie mam na nic ochoty, chętnie bym się umościła na łóżku i czytała książkę, czekając na wieczorne programy rozrywkowe. Na obiad będzie gulasz, który niezbyt lubię, ale ujdzie w tłumie. Udanej niedzieli. :)

sobota, 2 kwietnia 2011

uwielbiam perfumy Chanel No.5...

... ale mnie na nie nie stać

Dzień jak najbardziej udany, spodobał mi się shopping w towarzystwie Pauliny i Magdy, oby jeszcze więcej było takich wypadów. :) Oczywiście rozkład jazdy w Internecie mnie oszukał i podał złą godzinę odjazdu. Zamiast wpół do siódmej pociąg był cztery po wpół do ósmej, więc tym sposobem byłam w domu dopiero dwadzieścia po ósmej. Sama się dziwię, że dosłownie cały dzień, osiem godzin, wytrzymałam w galerii. Masakrycznie bolą mnie nogi... Nie kupiłam jak zwykle tego, co chciałam, bo gdy jadę na zakupy, w sklepach nie ma nic ciekawego, grr. W każdym razie jestem zadowolona. Chyba jeszcze wskoczę pod prysznic, jestem tak zmęczona, ale chcę się uwolnić od zapachu perfum. Oświadczę, iż lubię rozmawiać z Pauliną, a Magda wróciła do domu ze swoim chłopakiem wcześniej. Fajny dzień spędzony z fajnymi ludźmi. :) No i otwierają na wiosnę Starbucks'a na Manhattanie! Jestem super zmęczona. Zostało mi praktycznie tyle samo pięniędzy, ile miałam na początku w skarbonce, a więc nie wydałam tak wiele, co byłoby w przypadku kupienia innych butów. No dobra, nie zagłębiam się w szczegóły. Rano znalazłam zasuszone kawałki rafy koralowej z Zatoki Perskiej. I zjadłam dzisiaj jogurt plus TRZY tortille. Ups!

piątek, 1 kwietnia 2011

Est-ce que tu m'aimeras encore Jusqu'à la fin jusqu'à la mort?


 
 stworek w grzywce

Koniec tego nieszczęsnego tygodnia. Jutro wybywam na shopping z koleżankami. Muszę sobie zakupić parę rzeczy. :) Aktualnie na dworze kropi deszczyk, a ja siedzę w książkach, żeby później nie mieć zbędnych zajęć do wykonania. Najpierw stara notatka z plastyki, potem ocena musicalu z polskiego, na końcu zaś praca na plastykę, bo z poprzedniej dostałabym trójkę, a jest jeszcze tydzień do oddania, także lepiej zrobić ją od nowa. Zaraz jeszcze pójdę sobie zrobić tosta, bo po prostu zgłodniałam, a tak dużo dziś zjadłam. :( Odkryłam cudowny twarożek! Muller z gwiazdkami, ten jogurt/twarożek świetnie smakuje, uwielbiam orzechy. I jeszcze bardzo smakuje mi chupa-chups z różowym patyczkiem, pychotka.