piątek, 30 września 2011

Choc mnie nie widzisz, zawsze jestem.

 wersalka i paryskie prezenty

Ledwo co otworzyłam ślepia, zaświtało mi w głowie: "o, jutro sobota, wyśpie się, yay!" i tak cała szczęśliwa wstałam, poszłam do toalety, ogarnęłam się itede. Cały dzionek milutki, cieplutki, po szkole zawitałam w bibliotece i wypożyczyłam cztery książki, chociaż chciałam tylko jedną, której nie było... więc aby odegnać smutki, musiałam, po prostu musiałam wziąć więcej niż jedną. No i tak jest to standardowo książka Kinga (na półce mam już trzy książki jego autorstwa, pff), "Pachnidło", na które poluję od... dwóch lat?, ha ha, "Zaginiony symbol" Browna i jakaś książka kobiety nazwiskiem Rice, którą wzięłam, ponieważ myślałam, że to książka Anne Rice; jak zwykle nie czytam imion, he. A dochodząc do domu spostrzegłam, że nie mam kluczy. Pomyślałam sobie "no pewnie, pewnie, zostawiłam w bibliotece" i wzięłam psiaka mego na spacerek. Zestresowany z sześć razy zrobił kupkę. Okazało się, że klucze wsadziłam do kieszonki w plecaku. Mój rozum sięgnął dna, moja pamięć jest skończona. IT'S OVER. Dobra, idę czytać kolejną książkę Deavera, łii! Skończyłam wczoraj "Maga" i zaczęłam "Zegarmistrza". Po raz milionowy powtórzę: uwielbiam Amelię Sachs i Lincolna Rhyme'a! Lubię też te sokoły, które zawsze na parapecie sypialni Rhyme'a siadają i się nimi zachwyca. Dobrze, mili państwo, Nowy Jork czeka... Miłego piąteczku!

czwartek, 29 września 2011

Chodzę od drzwi do drzwi.

 nasze wczorajsze rozkminy

[...] Zaatakował ich dzik, a ojciec jedynie go zranił. Zwierzę uciekło w krzaki, a ojciec westchnął i powiedział:
- Musimy go dostać. Nie zostawia się rannego zwierzęcia.
- Tato, ale przecież on nas zaatakował - zaprotestował chłopiec.
- Zrozum, synku, to my wkroczyliśmy w jego świat, a nie on w nasz. Ale nie ma to przecież żadnego znaczenia. To kwestia czystej gry. Musimy go znaleźć, choćby to nam miało zająć cały dzień. Trzeba mu skrócić cierpienie, a poza tym jest teraz o wiele groźniejszy dla kogoś, kto mógłby się tu pojawić.
Chłopiec rozejrzał się dookoła. Jak okiem sięgnąć, rozciągała się nieprzebyta gęstwa krzaków, trzcin, rosnącej w kępach na bagnie trawy, a to wszystko poprzecinane kałużami stojącej wody.
- Ale on przecież może być wszędzie, tato.
Ojciec roześmiał się, choć bez wesołości.
- Och, o to możesz się nie martwić. Nie my go znajdziemy, ale on nas. Połóż kciuk na bezpieczniku, synu. Zapewne będziesz musiał szybko strzelać. Wszystko w porządku?
- Oczywiście, tato.
Dzisiejszy dzień nie był zły, chociaż fizyka mnie przerosła. Prawdopodobnie znowu dostanę dobry, więc nie mam z czego się cieszyć. Teraz zabieram się do "rozwiązywania" dziesięć razy zadania, a potem muszę sobie zrobić wolne od szkoły i wszystkiego. Chcę już wieczór z książką. Kurczę, nie chciałabym w przyszłości stracić wieczorów z książką... - taka refleksja. W tej chwili mam ochotę na jedzenie. Zjadłam dzisiaj... jabłko i dwie kanapki! Zaskakuję samą siebie, hi hi. Ale chlebek mama dobry kupiła, słonecznikowy, taki ciemnawy. Bardzo smaczny, nawet lepszy od tego z orzechami. Nie wiedziałam, że polubię chleb! Miłego dnia!

środa, 28 września 2011

leniwy kat

 zadky i łapky

Dobry wieczór, mili państwo. Głowa mnie trochę mniej boli, być może przez to, że zjadłam obiad i skończyłam się uczyć na jutrzejszy sprawdzian z fizyki. Mam nadzieję, że nie pójdzie mi tak tragicznie jak poprzedni, z którego dostałam, jak się wywiedziałam, cztery minus. W mojej karierze to najgorsza ocena z fizyki, ale dobra, damy radę! Tak szczerze mówiąc, nie czuję się zbyt pewnie w tym przedmiocie, ale wiadomo, że wyuczenie się podstaw jest najgorsze, potem już robi się lepiej... a może nie. Zaciekawiło mnie ostatnie odkrycie naukowców, które, gdyby rzeczywiście było prawdziwe, podważa podstawy fizyki. Dlaczego mnie zaciekawiło? Bo chciałabym usłyszeć, co na to facio od fizyki. Dobra, tak naprawdę mnie to nie obchodzi, to tylko przelotna myśl, którą postanowiłam tutaj umieścić. Słucham sobie Aerosmith i Alice in Chains, wiecie, takie smuty. Nom, już nie powiem, co przy Nutshell chciałabym robić. UWIELBIAM, uwielbiam, uwielbiam! Morze nocą. Morze nocą. Morze nocą... wyraża więcej niż tysiąc słów. Fakty lecą, jednak zdążyłam napisać calutki post przed! Końcówka trochę się zepsuła przez mą dezorientację. Gnight.

wtorek, 27 września 2011

Zawsze mamy wybór: hodowce kotka albo mysliwego, to ja wybieram hodowce kotka, pomimo tego, ze jestem psiara.

 presence of mind!

Pytam się mamy: "czy iść do szkoły?" Mama odpowiada: "nie idź". Się długo nad tym głowiłam, wreszcie postanowiłam, że się wyśpię i podkuruję. Wiem, że jeden dzień to stanowczo za mało, ale zawsze coś! Obudziłam się z ogromnym bólem gardła, na szczęście już przeszedł i mam straszny kaszel. Bałam się trochę, że może znowu stracę głos, ale nie, jest okay. Więc pozostał mi kaszel. Na szczęście już mnie węzły chłonne tak nie bolą jak wcześniej, to bardzo uciążliwe. "Naumiałam się" mapy na geografię, może będę miała odwagę, żeby się zgłosić. W końcu pierwszy zawsze ma łatwiej. Ciekawe, czy moja klasa teraz ma sprawdzian z fizyki... ponoć jest tylko dwanaście osób. Może zrobi im nauczyciel łatwiejszy, a nam, leniuszkom, da o wiele trudniejsze zadania, a tak, po złości. Denerwuje mnie już ten kaszel. Nie kupujcie perfumu Biotherm (eau de paradis)! Strasznie cuchną. Nawet czuję ten smrodek przez zatkany nos.

poniedziałek, 26 września 2011

Ten, kto umie poruszać się wolno, jest niewidzialny.

 z 2009 roku

Mruczę ci na uszko... że mnie boli łeb. Słucham uspokajającej muzyki i przymierzam się do pisania, jak wynika z tytułu, który sobie napisałam w nagłówku, "a profile". Gardło mnie boli, mam kaszel i ogólnie jest nieco fe. Potrzebuję towarzysza! Muszę sobie jeszcze skopiować do worda tekst na kółko (a co będę sama robić, jak wszyscy i tak kopiują?), wyjąć naczynia ze zmywarki i pochrupać chipsy. Miałam taką straszną ochotę na chipsy, mmm. Smaczne, niezdrowe żarcie. O, dostałam wiadomość od Sephory. "15% rabatu na cały asortyment do 2 października". Może skorzystam... w końcu i tak trzeba się wybrać do galerii po przebrzydłe białe bluzki.

niedziela, 25 września 2011

Usta zamykają się wtedy, gdy mają do powiedzenia coś ważnego.

 pokłon w stronę słońca

Od dwóch dni mamy jesień. I chociaż jest jesień, szczęście nam sprzyja, Bóg wysłuchuje modlitw i czyni się coraz lepiej. Mimo że liście ze starości się zmieniają, opadają i obumierają, kurcząc się niepomiernie, mamy nadzieję i czekamy na chwilę spotkania, na chwilę rozmowy, na chwilę czułości. Mam ochotę pisać dalej, jednak dalej już tylko pisze się sercem, a ja nie chcę na blogu wylewać swych uczuć. Chciałam iść dzisiaj do kościółka, zmówić modlitwę dziękczynną i w ogóle, ale postanowiłam zostać w domu, schować się do łóżka, czytać wreszcie ukochany kryminał i wydostać się z więzów choroby. Wiem, że do jutra mi się to nie uda, jednakże będę o cal od zwycięstwa. Kończę, bo mam sprawę do zakomunikowania mamie i za chwilę o niej zapomnę, jeśli będę pisać dalej. Do takich spraw mam niezwykle krótką pamięć, a przywraca mi ją tylko poszukiwanie powiązań z tą myślą, wiecie, coś przeczytanego, coś, co robiłam, kiedy myślałam o tej rzeczy. Takie bujdy piszę już. Ale miałam ochotę na wypisanie tutaj tych paru słów, z rutyny. Taki dwudziestopierwszowieczny porządek dnia.

sobota, 24 września 2011

Wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło.

The world has never had a good definition of the word "freedom".
 
Waiting for the results... W niedoli czekania zabijam nudę bazgrołami na blogu, japońską herbatą i chusteczkami. Patrzę na zdjęcia i widzę ukochane twarze. Prayer and hope. I'm happy, when I close my eyes and hear your laughter in a earphone.

czwartek, 22 września 2011

tik-tak

 straszę

Chcę położyć się z misiem do łóżka, w swetrze i powyciąganych gaciorach. Chcę spać i spać, spać cały dzień, całą noc, cały tydzień, całą zimę. Chcę się tulić i mieć w nosie wszystko. Chcę, żeby w tle mi pogrywał Einaudi albo inny kompozytor, niechże tak będzie. A teraz skok w bok. Pada deszcz, bolą mnie głowa i gardło. Dostałam dzisiaj propozycje od księdza i nie wiem, co począć. Na razie moje myślenie zostało wyłączone, więc odkładam tę sprawę na potem. A z mojej wspaniałej rozmowy kwalifikacyjnej otrzymałam pięć z minusem (prześladują mnie te minusy...), miałam aż trzy błędy. It's impossible. Dobra tam. Zabierzcie mnie stąd. Nie mam siły na to zmęczenie. Jestem padnięta, chociaż poszłam spać o dziesiątej i wstałam o szóstej. Całe osiem godzin krzepiącego snu, a ja mam tylko ochotę legnąć na łóżku i w kimę. Na dodatek jestem głodna! Na koniec... chwila rozrzewnienia.

środa, 21 września 2011

Lubię kopać doły. W przyszłości zostanę grabarzem.

takie tam

I've got a headache. Nie umiem tego inaczej oznajmić. Słucham "Oltremare" i nie wiem, co z sobą począć. Iść do łożka z krzyżakami czy dokończyć swoją tragiczną pracę na zajęcia artystyczne? Chyba odważę się wybrać drugą opcję. Poza tym to chce mi się nad morze. Wiem, w sobotę byłam, ale chcę znowu! Mam taką ochotę! Posiedzieć na piachu z osobą towarzyszącą, najeść się chipsów, słuchać gwaru dochądzącego z promenady i w ogóle z plaży oraz szumu wody i wiatru. Uwielbiam morze. Mama mi kiedyś opowiadała pewną historię o lekcjach religii w podstawówce. Wówczas lekcje religii odbywały się przy kościele, a że w Brzeźnie kościół jest bardzo blisko morza i nieco oddalony od szkoły, to wracając do domu (ponieważ to zawsze była ostatnia lekcja), koledzy wrzucali do wody koleżanki, było wesoło i w ogóle, wszyscy mokrzy wracali do domu, godzinę po skończonych zajęciach. I w związku z tą historią poczułam chęć mieszkania nad samiutkim morzem, żebym po skończonych lekcjach mogła plażą przechadzać się w drodze do domu. Wiem, że to jest niemożliwe, bo raczej wybrałabym jazdę autobusem czy tramwajem lub poszłabym chodnikiem przez miasto, ale rozumiecie... byłoby fajno. Zazdroszczę mojej mamie dzieciństwa, mimo że często nie było wspaniale, mimo że była komuna i inne. Mimo tego. Nie wiem, jak ten wywód zakończyć. Niech pozostanie bez zakończenia. Sięgam dna. Jestem wspaniałym nurkiem. Mam ochotę na kryminał, a nie tam krzyżaków. Chcę już to skończyć, no. Deaver czeka... King czeka... jakaś książka też czeka... Mój jeżu, ależ boli!

wtorek, 20 września 2011

Czy wiesz, że łzy się śmieją, kiedy są za duże?

 śliniakowiec zwyczajny

Nie mam sił na nic! Na szczęście trza się tylko z biologii nauczyć. Dostałam z matematyki pięć z minusem, ha ha. Nawet nie wiedziałam, że mam być pytana, koleżanka mnie popchnęła, a ja zdziwiona. Zapomniałam dwóch praw i musiał mnie facio nakierować. Patrycja mówi: umiesz to na pewno, tylko zapomniałaś. A ja sobie myślę: no umiem, umiem, ale nawet nie wiem, co ja tu robię. Jakiś się ze mnie robot na długiej przerwie zrobił. Jutro będzie z tego kartkówka, a wszystko to jest tak bajecznie proste, że jak zwykle niczego powtarzać nie muszę. Love it. Sprawdzian z fizyki... lepiej nie mówić. Mam nadzieję, że mi uzna zadanko i będę miała pięć z minusem czy cuś... Błagam, tylko nie czwórka, bo się załamię! Dajcie spokój.

poniedziałek, 19 września 2011

Droga w górę jest drogą w dół.

 
 
Znalazłam stronę, z której mogę ściągać pliki z youtube w formacie .mp3, fajno! Wstałam sobie dziś o siódmej godzinie, pospałam sobie godzinkę dłużej, a od jutra o szóstej w pionie stać muszę, łe. Rano zajęcia z historii, więc za chwilkę przygotuję sobie materiały, a po lekcjach siatkówka! Wreszcie zapiszę się na zajęcia dodatkowe z wf-u, to może mi ocenę babka podwyższy. A co tam, stracę tę godzinę wolnego, w domciu będę wpół do czwartej, ale się opłaci. Nom, mieliśmy dzisiaj hokeja, też super, uwielbiam w to grać. Tylko jak zwykle płuco mi nie wyrabiało, ale dałam radę. Wygrałyśmy two times. Jutro sprawdzian z fizyczki, toteż kończę i zabieram się do roboty. Muszę to napisać na piękną piątkę. Nie ma innej opcji. Miałam tu nic nie pisać, ale chciałam wam pokazać robotę chłopaka, którego odkryłam dzięki MTV. Cudowny głos ma. BYE!

niedziela, 18 września 2011

Si Dieu n'existait pas, il faudrait l'inventer.

 lipcowate (2010)

Wezbrała we mnie nuda, więc piszę. A piszę o tym, co nie dzieje się we mnie, lecz poza mną. Nie mogę zaszyć się w łóżku z książką, ponieważ w salonie nawijają makaron na uszy tak głośno, że się skupić nie mogę. A cóż innego mam robić? No to zasiadłam przed komputerem. I słucham sobie Bena Howarda z braku laku. Mógłby mi tak ktoś przed spaniem pobrzdąkać na gitarce i podśpiewywać nad uchem, tobym lepsze sny miała. Zjadłabym co nieco. Poszłabym pobiegać. Z psem. Pada deszcz. × The world is crushing down. Dzisiaj ładny psalm w kościółku był. W serce mnie ugodził. Nie mogę jednakże sobie jego przypomnieć. Szkoda.

sobota, 17 września 2011

Na rogu jakiejś ulicy pokochałem Nowy Jork. ~ John Lennon

 babum

Jestem już ponad godzinę w domku. Długa droga z Gdyni do domu. Jedyne czterdzieści siedem kilometrów. Jedzie się godzinę, a ja jechałam trzy. Cool. Mam na dziś dość pociągów i zmian rozkładu jazdy. I mam dość zimna! Przed zamarznięciem uratowała mnie duża herbatka w Mc Donald's. Bóg zapłać za herbatę! Załadowałam sobie konto za trzydzieści pięć złotych i mam teraz sześćdziesiąt minut darmowych, więc możemy z Karo sobie porozmawiać. Słucham jakiejś piosenki, która rano mi wpadła w ucho. Siostra moja dzisiaj wróciła z Paryża i przywiozła mi słodziutkie przypinki z myszką miki. "I love Paris" i jako "love" Myszka Mickey w serduszku o motywie flagi Francji oraz przypinka z samą Myszką na tle flagi Francji. Olcia mówi "z oryginalnego sklepu!!!", tak, na siatce jest napisane "DISNEY Store". Przywiozła również jakieś słodycze, wino i herbatę w orientalnej butli. Jejuś, jaka zmęczona jestem! Chciałam tu wkleić zdjęcie, które już z nudów zrobiłam sobie w pociągu dzisiaj, ale nie chce mi się przesłać mailem z telefonu, a oczywiście nie mogę na Linuxa zgrywać niczego przez USB. Fajno. Trzeci raz próbuję, do trzech razy sztuka. Dobra, nie udało się; kiedy indziej dodam. Dobranoc!

Mam to! Zdjęcie jest cudowne! Ha ha. Nudzioszki w ICC.

piątek, 16 września 2011

lay me down let the only sound be the overflow

 bakteria

Tydzień zleciał jak z bicza strzelił. Zbliża się sobota, więc wybywam z domu nad morze. A wy nie, ha. Muszę kupić sobie szampon dla dzieci, ponieważ jest cudowny. A całą tę chemię wyrzucić i używać tylko Bambi! Dlaczego ja tak późno go odkryłam? Męczyłam się z przetłuszczającymi się szybko włosami przez wiele lat, a teraz mogę spokojnie myć głowę co dwa dni, a na drugi dzień tłuszczu nie uświadczysz. W parze z odżywką z Dove po umyciu jest wspaniały efekt. Dostałam dzisiaj pięć z minusem z matematyki, ponieważ facio (którego polubiłam; jest nawet okay) nie zauważył, że zgumkowałam moje obliczenia; myślał, że ich nie zrobiłam. A ja nie lubię, jak nauczyciel wpycha swój nos w moje osobiste wynurzenia, nawet z matematyki. Nom, i praktykantka z angielskiego zrobiła nam kartkówkę, dostałam pięć z plusem. Maleńki zrobiłam błąd, acz ważny. To by było na tyle. Popiszę sobie trochę na temat Ewci z Biblii na polski i pokiwam się w rytm "Still in love with you" Thin Lizzy.

niedziela, 11 września 2011

I just wanna make love to you, feel your body heat...

 ja, mój pies i jego dziwne miejscówki do spania

Chce mi się siusiu, wiecie? Wczoraj zjadłam przepyszne sakiewki z mozzarellą, czyli ciasto francuskie, mozzarella i bazylia. Pychotka! Ze szpinakiem też zjadłam ze dwie. W wyniku tego wieczornego obżarstwa bolał mnie brzuch i miałam delikatne mdłości. Śnił mi się beznadziejny sen, he he. Miałam taki kataros, że co minutę smarkałam w chusteczkę. Lało się litrami! No i tak dobiegam do dwusetnej strony Krzyżaków, a jako że nie mam o czym pisać, to piszę o sprawach błahych. Idę za pół gadziny do kościółka. Tytuł to kawałek piosenki Whitesnake, która mi przypadła do gustu. Ten klimat... Tak mi się kojarzy z latami osiemdziesiątymi, w końcu wtedy została nagrana, jak mniemam. GOOD JOB.

sobota, 10 września 2011

HEY LOOK, A PUPPY

 ufiki-tofiki

Hello. Siedzę i pachnę, czytam swoją pracę na polski i mam zaraz zamiar ją przepisać do zeszyciku. Wczoraj się zaczytywałam Krzyżakami; śmiem prawić, że książka przypadła mi do gustu. Nie od dziś uwielbiam średniowiecze, choć nasze polskie niezbyt mnie potrafi zaciekawić. Ale lektura ta jest dobrze napisana, język nie aż taki trudny, choć miejscami czegoś nie do końca rozumiem. Także jestem już na setnej stronie i zostało mi siedemset, ha ha. Ale jeżeli będę poświęcać wieczory (a w wieczory strasznie dużo można przeczytać; często znacznie więcej niż w dzień, zwłaszcza w roku szkolnym), to skończę to szybciej, niż przypuszczałam. Miałam dzisiaj jechać do Gdyni, ale nie chciało mi się zbytnio, to sobie pospałam te siedem-osiem godzin. Poszłam spać jakoś około drugiej, gdyż wleciał do mnie pewien bzyczący kolega i przez pół nocy go uśmiercić nie mogłam.

piątek, 9 września 2011

Love me two times, strange little girl

 holi-holi-holidays

Siedzę i się cieszę. Teoretycznie, bo muszę odrabiać lekcje. Matematyka i niemiecki plus angielski to pikuś, ale rozmowa kwalifikacyjna będzie wymagać większego nakładu pracy, a ja na weekend mam lenia. Mucha mnie atakuje, kto ją, kurde, wpuścił?! Nienawidzę much. WEEKEND! Zastanawia mnie w ogóle fakt, dlaczego niektórzy piszą "week" zamiast "weekend". Przecież "week" to "tydzień", a "weekend" to... "weekend". So funny. Co do zdjęć, to nie wiem, czy się nie będą powtarzać, bo doprawdy nie pamiętam które wklejałam. With or without you, nanana, with or without you. U2 i radio, lecę.

czwartek, 8 września 2011

not-super girl

 kiedy ogarnia mnie nuda...

Chciałam sobie posłuchać radia, żeby było miło podczas rozwiązywania jedenaście razy tego samego zadanka z fizyki, jednakże jak zwykle radio się zacięło i nie chce grać. Zaraz odświeżę stronę. Nom, to jutro już piątek i niecierpliwie wyczekuję następnego weekendu. Wypożyczyłam sobie dzisiaj "Krzyżaków" w jednej księdze, uprzednio stwierdziwszy, że moje wydanie w dwóch tomach nie przysłuży mi się na lekcjach; nie będę nosiła dwóch książek w grubych okładkach co dzień. Dobra, radio gra. Classic rock, Stonesi, Ozzy, Pearl Jam itede są. Zabieram się więc do fizyczki.

środa, 7 września 2011

rybny kompromis

 takie tam

Witajcie, moje wy robaczki. Wspaniałą dziś miałam lekcję geografii, bardzo zabawną i przyjemną. Jest to właściwe dla etapu początkowego, jakim jest nowy rok szkolny, później już natomiast będzie harówa i rzeźnia. Niby tak, chociaż powiało przesadą. Tak naprawdę nie mam nic do powiedzenia. Boli mnie głowa ździebko. Biegaliśmy na wfie trzydzieści minut, a potem był unihokej, a że uwielbiam unihokej, to szalałam i mi płuca z piersi wypadły! Musiałam robić przerwy. Po wakacjach mnożą się problemy z kondycją, której nigdy nie mam, he he. Ale pół godzinki się fajnie biega, pewno jutro będę miała zakwasy. Na razie nie czuję zmęczenia i nogi też mam całe, tylko z główką nie wszystko w porządku. Dobrze, to ja lecę obejrzeć może Wojewódzkiego... Potem obrać ziemnioki, poczytać i pouczyć się z fizyczki. MRAU, kocham to! Tja.

wtorek, 6 września 2011

reality

 ...

Mamy sobie zacny wtoreczek, siedzę na dupsku, w krótkich spodenkach i kapciuszkach, słucham AC/DC (a raczej radia) i odrabiam półgębkiem (wiem, co to słowo znaczy, ale mimo wszystko jakoś mi tu bardzo ono odpowiada) lekcje. Właściwie to została mi matematyka i zrobienie wywiadu na temat zadanej pracy z polskiego, dotyczącej albo rozmowy kwalifikacyjnej (jeśli tak, to jak ją napisać???), albo napisania CV (raczej wątpię). Nom, dziwne w ogóle, nie wiem, o czym mam pisać, chyba o staraniu się o pracę w radiu. Może jutro się dokładnie wypytam czy cuś. Ogólnie to miałam dzisiaj fizykę i było naprawdę fajnie! Luzik. Ale już na pojutrze muszę się naumieć wszystkiego, nosić ze dwa zeszyty do powtarzania i w ogóle. Plecak milion razy cięższy. To nic, dam radę. Moje plecy dadzą radę. MILCZĘ. Idę zjeść jedzenie! Chcę już wieczór, łóżeczko, książeczka i smsiki. Love it. Przypomniało mi się: ktoś mi mówił, że muszę iść po pewną książkę i przeczytać ją na piątek, ponieważ tego dnia jest spotkanie z autorką owej pewnej książki i mam na nim być. Czy coś takiego. Jednakże ja, która mam do przeczytania inne, o wiele lepsze książki, aniżeli jakieś romansidło for teenegers (HA HA, dobre sobie), nie chcę brać udziału w takim przedsięwzięciu. W związku z tym powinnam się wywiedzieć wszystkiego i zgłosić kategoryczny sprzeciw! ALE NIE. Bo nawet nie było u kogo tego załatwić. Pff, najpierw mnie przyzywają, a potem znikają. Nie lubię tej szkoły, oj, nie. Ale co tam.

poniedziałek, 5 września 2011

TRUST ME

wakacyjnie

Witajcie w gorący poniedziałek. Karo mi wysyła jakieś kody orange, zobaczmy, co my tu mamy... YEA! Długo przeze mnie wyczekiwane darmowe SMS/MMS. To teraz ściągam zdjęcia z karty pamięci i wysyłam MMSki. Dzisiaj w szkole fajno, biologia fajna, chemia fajna, WOS fajny, niemiecki fajny, WF nudny, konwersacje okay. Muszę sobie zrobić listę kółek, bo trzeba się pozapisywać, żeby były szósteczki. Mam nadzieję, że pani od niemieckiego i WOSu będą się wymieniać. A, no i spisałam sobie przykład zwolnienia z WDŻ, to mama mi dzisiaj napisze i jutro dam mojej wychowawczyni. SPOKO-loko, guys. Tomorrow fizyczka time... Na szczęście lekcja organizacyjna, w czwartek się zacznie. Także tego... byłam w bibliotece, oddałam książki i idę za chwilę dalej wałkować "Dzień szakala". Strasznie wolno czytam, kurdeczka. BYE

niedziela, 4 września 2011

a tenderly prayer

 łapeczka grubego zwierz(k)a

Piję herbatkę po zjedzonym śniadanku, składającym się z dwóch tostów z serem i keczupem. Wczorajszy dzionek jak najbardziej na tak! Karo przybyła do mej fortecy jakoś po jedenastej, na furtce wisiał katalog Ikea, więc się ucieszyłam i na to. Pogadałyśmy trochę, dała mi filmy, książkę i koszulkę, pooglądałyśmy na szybko zdjęcia, a potem wybyłyśmy z domku. Okazało się, że musi wcześniej jechać, więc plany uległy zmianie i pojechałam razem z nią do Gdańska. Znaczy, najpierw posiedziałyśmy trochę w parku. Nom, i potem tam... potem... szlajanie się, podpisywanie jakiejś petycji (czy czego tam, już nie wiem nawet, co podpisałam), jedzenie, siedzenie na peronie i przytulanie się, gadanie, gadanie, gadanie. Czyli to, co najbardziej lubimy. Przyjechał mój pociąg, pojechałam, Karo jeszcze ze mną zaczekała, bo swój pociąg miała tam pół godziny później, no i takim sposobem wróciłam do domu. Strasznie opisuję ten dzień. Mama mi kupiła perfum i pomadkę, sobie przy okazji też kupiła ten sam perfum, ale jej się niezbyt podoba, więc pewnie mi odda... A podręcznik z ćwiczeniami od angielskiego będę miała w poniedziałek. Propably. Okropny jest ten post. Idę czytać. Wciąż mi pachnie moim ulubionym perfumem... Chanel No. 5, love! Uwielbiam ten zapach, no wprost się rozpływam. Kiedyś będę wypłacalna i sobie zakupię. Może.

sobota, 3 września 2011

zamknięte na klucz

 ZEZZEZZEZ

Mamy sobie sobotę, godzinę dziesiątą. Obudziłam się jakoś po siódmej i mówię do siebie przez sen "NO NIE!", usnęłam, wstałam po ósmej, ogarnęłam się, poczytałam... porobiłam sweet focie, bo ładne słoneczko mi wtargnęło do pokoju. W sumie mam bałagan, ale Karo się chyba nie pogniewa, hi hi. Mama mi dzisiaj chyba zakupi perfum i pomadkę, no i przyniesie inny podręcznik z ćwiczeniami od angielskiego, bo chcę mieć ten nowszy, z testami. Duperele piszę. Sen mnie wczoraj po południu zmorzył i spałam sobie ze dwie godziny, potem znowu zjadłam pizzę na obiad. Mam nadzieję, że nie będę jeść takich śmieciowych obiadów przez cały wrzesień! Tak to jest, jak mama późno z pracy wraca. Nom, to ja lecę czytać dalej  ("DZIEŃ SZAKALA") i czekam, aż Karolina zapuka do mych drzwi.

piątek, 2 września 2011

kiedy umieram

 mamoooo, pozuj!

Hello, hello! W głośnikach "Still loving you", w brzuszku ból, a... Dobra, nie umiem rymować. Jutro przyjeżdża do mnie Karo! Pisze, że będzie o jedenastej, także cieszę się już na zaś. Fajowsko ogólnie. W szkole zanudzanie przez całe sześć godzin, doprawdy, nie można już się od razu wziąć do pracy? Wkurzona jestem, bo mamy innego nauczyciela od matematyki, który akurat mnie strasznie... denerwuje. Chodzi w tę i z powrotem po sali, ma dziwny głos i obrzydliwy nos. Nie podoba mi się ten facio.W ogóle chcę moją poprzednią nauczycielkę, phi! Okazało się, że mamy plastykę i babka jest całkiem sympatyczna, chociaż z tymi jej gestami wysłałabym ją do teatru, ale tacy chyba są artyści, czyż nie? Lepsza taka miła i zabawna osoba, niż ta babka w ciąży... A, no i czeka mnie sprawdzian z angielskiego, ha ha. Głupi praktykanci. Jak ja ich nie lubię! THANKS A LOT. Nasza szkoła spadła na psy także pod względem mundurów. Nie dość, że musimy nosić ESSESMAŃSKIE CUDO, jak to teraz nazywam, to jeszcze pani dyrektor ma zamiar wdrożyć noszenie białej bluzki (GIMNASTYCZNEJ) z przyszytym logo szkoły (BO AGRAFKI ZABIJAJĄ). Kompetencja pani dyrektor wzniosła się na poziom siedemdziesięciolatki. Gratulacje. Tak więc dwie kanapki zjedzone, dwa grzesie zjedzone, orzeszki zjedzone, mamba zjedzona i tost zjedzony! BYE

czwartek, 1 września 2011

zastrzeliła własnego kota

 school_time

Wróciłam pół godziny temu ze szkoły i nieco mnie oczy bolą. Szczerze mówiąc nie podoba mi się plan lekcji, ale w poniedziałek wypiszę się z WDŻ-tu, to może będę mogła przychodzić na dziewiątą, hi hi. Ale raczej wątpię, w wyniku czego będę siedzieć przez pierwszą lekcję na świetlicy i usychać. Tak na dobry początek tygodnia, phi! Poza tym... mam ochotę pojechać nad morze i posiedzieć na plaży z osobą towarzyszącą. Ale zamiast tego zjem jeszcze jedną krówkę i pójdę skończyć czytać książkę, bo mi jeszcze niecałe dziewięćdziesiąt stron zostało. Nie mam specjalnie o czym pisać, nic ciekawego się przecież nie dzieje. Ponarzekałam na plan lekcji, a od jutra zacznę wypisywać posty ze szkolnym życiem w roli głównej. Praca, praca, praca na stypendium. Ciekawe, czy w tym roku też mi to tak gładko pójdzie... Si, si, si. Wyczekuję soboty i... w ogóle wyczekuję.