środa, 26 października 2011

Płone, daj mi lód.

 bo robię

Kolejny dzień... czuję się beznadziejnie. Nie wiem, czy wyniki badań są zadowalające. Chcę, żeby mama jak najszybciej zawitała u doktora na konsultacji. Masakryczny szkolny dzień, takiego luzu nienawidzę. Czuję się, że nic dzisiaj nie zrobiłam, a jestem diablo zmęczona. Jeszcze przed komputerem siedzę... Chyba zrobię sobie kawę. Albo herbatę. Herbata lepsza. Dzisiaj znowuż zarządzę sobie ekspres naukę z fizyki. Mam dość wałkowania co tydzień tych samych definicji, ile można! Poza tym w piątek sprawdzian z polskiego, mam nadzieję, że będzie prosty. Co tam, dla mnie, sprawdzian z polskiego, phi. Za chwilkę pomknę do kuchni, włączę czajniczek, nagrzeję wodę, do dużego kubeczka w owczą miłość wrzucę herbatę bananową, zaparzę, dodam cukru, mniam, wrócę do ciepłego pokoju, przykryję się kocykiem i poczytam King'a. Pachnidło mnie jednak zawiodło. KANIBALE W PARYŻU.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz