środa, 30 listopada 2011

Choc było mi tak miło, ze nawet sie nie sniło, teraz pedzic juz musze, spiesze sie, na ma dusze.

 neck

Oczy mnie bolą. Mamy środek tygodnia, jutro ostatni ze sprawdzianów z tego tygodnia, przerażający sprawdzian z religii! Ale nauczę się wszystkiego ładnie, pięknie. Wzięło mnie na słuchanie "Rolling in the deep" w wykonianiu Linkin Park. Tak naprawdę nie lubię tej piosenki, tak samo jak "Californication" RHCP, bo mnie denerwuje, wszędzie ją puszczają i później mi w głowie leci. Cytat w tytule z "Lśnienia" S. King'a. A teraz muszę szybko zrobić pracę dodatkową z biologii i... edukacja na poziomie w łóżeczku...

poniedziałek, 28 listopada 2011

Jeden nieuczciwy polityk psuje opinie wszystkim politykom.

 się uśmiałam

Tak jak sobie dzisiaj zamierzyłam, obejrzałam Kubę Wojewódzkiego z zeszłego tygodnia. Zasiadłam na chwilę przed komputerem, ale widzę, że długo tutaj nie posiedzę. Mam inne sprawy do załatwienia, chociażby zajęcie się nauką na jutrzejszą kartkówkę z polskiego. Poza tym muszę znaleźć materiały na lekcję techniki. Sprawdzian z chemii? Dlaczego ja się tyle uczyłam?! Wszystko było tak prościutkie, że nauczenie się tego zajęłoby mi conajmniej pięć minut. Chociaż nie czuję się z tego powodu gorzej, zawsze warto jest się podszkolić z przedmiotu. Hmm... najstraszniejszy dzień tygodnia? Czwartek i sprawdzian z religii. Pierwsza ocena w tym półroczu, wypadałoby, żeby była pozytywna. A wiadomości full. Zostawiam to sobie na wieczór przed. No to tyle, moi mili państwo. Wczoraj tak bardzo chciało mi się czytać książkę, że wreszcie musiałam się zmusić do jej odstawienia, bo na zegarku pojawiła się godzina jedenasta. Lubię sobie dłużej pospać.

niedziela, 27 listopada 2011

Każdy hotel ma swojego ducha? W Panoramie odbywa się ich sabat.

 czy sobie poradzisz?

Napisałam piękny post, składający się z moich wynurzeń na temat mego pochodzenia, frustracji spowodowanej sytuacją w szkole oraz niemocą i zdenerwowaniem na sprawdziany, których nagromadziło się w grudniu multum. A wszystko zostało pięknie skasowane. No cóż, nie chce mi się teraz już tego wszystkie pisać, napiszę tylko, że idę za chwilę się uczyć z chemii, bo jutro sprawdzian. Niby krótki dział, a trochę się tego pouczę.

sobota, 26 listopada 2011

dzieje niczego

 cóż za ortografia

Właśnie wróciłam od fryzjera, rozwaliłam worek z obierkami i trochę mi zleciało na ziemię, ale reszta wpadła do kosza. Nie mam siły, mówię wam. Nie mam siły na życie, no po prostu czuje, że nie udźwignę swej głowy! Muszę posprzątać w pokoju, powinnam zacząć wkuwać z chemii, ale zrobię to jutro. Sprzątnę dziś, jak mi mama da pluszową ścierkę. Coś mi chodzi po głowie... Wczoraj wyczytałam w gazecie, że Coma wydała nową płytę! W PAŹDZIERNIKU! Nie miałam pojęcia, kurczę. Zbyt mało interesuję się takimi wydarzeniami. W sumie Coma dużo działa w trójmieście, isn't it?  Koncert tu, koncert tam. Muszę przesłuchać na youtube. Miałam dzisiaj noc pełną snów, dziwnych snów. Jazda samochodem w ciele mężczyzny, poszukiwania mężczyzny w ciele mężczyzny, napisanie listu do siebie w ciele mężczyzny i pisania go w swoim ciele do Karo smsem po przebudzeniu (oczywiście w śnie po przebudzeniu), sprawdzian z chemii, na którym było opisanie postaci, która wiele wniosła do CHEMICZNEGO ŚWIATA. I to chyba wszystko. Widać, co mi w duszy gra. Muszę odzwyczaić się obgryzania policzków od środka. Maznę sobie maścią i będę ruszać tylko palcem, tak jak to robię, gdy poobgryzam wszystko. Obalanie wieloletniego nawyku, już to widzę. Czy jestem do tego zdolna? Czekajcie, bo mi coś chodziło po głowie i teraz muszę do tego dojść... Zdaje mi się, że chyba już tych piosenek słuchałam... Nie, jednak nie... Nie wiem, co mi chodziło po głowie.

piątek, 25 listopada 2011

my innocence

 kolejne

I po piątku. Nadal boli mnie wszystko, moja specjalistyczna maść nie zadziałała na zakwasy. Głupie zakwasy. Powinnam ćwiczyć, ale nie chce mi się ruszać dupska z łóżka. Wolę książkę. KING. LŚNIENIE. Tak naprawdę nie wiem, o co do końca w tej książce chodzi i jakie jest jej przesłanie, ale powolutku do tego dochodzę. Właściwie to, patrząc obiektywnie, prawie wiem, o co chodzi. Czyli niezrozumiałe jest to, dlaczego napisałam, że nie wiem. Nieważne. Nie chce mi się opisywać dzisiejszego dnia. Jutro muszę iść do fryzjera, no po prostu muszę. Już nie wytrzymuję z tą grzywką, jest stanowczo ZA długa (choć to nie mój rekord). Ale nie podetnę końcówek, bo mi jeszcze za dużo zetnie, a mam już takie ładne długie włosy. Trochę mnie martwi jedynie to, że niektóre są delikatnie rozdwojone, ale to może następnym razem się obetnie.

czwartek, 24 listopada 2011

Jak zaswieci, bedzie swiecic.

 oooo, moja dziewczyno

Mam katar od paru miesięcy, choruję na katarzyce wieczną; na szczęście jednak nie mam problemów z zatokami, tak jak co poniektórzy z mojej familii. Marznę w tym domu, niech się wreszcie załączy ogrzewanie, no! Powinno już grzać... Kurczę, w moim domu nie ma nic do jedzenia, oprócz żelków i pianek z czekoladą (fuj, pianki niedobre), widziałam jeszcze leżakujące ciastka w szafce, to może sobie wezmę. Co tam, rodzice dzisiaj mają imprezkę w filharmionii, więc... nic im nie zrobi brak ciastek. Uuu, a co z tym idzie, nie będę miała obiadku! CIASTKA. Pani GJE przełożyła kartkówkę na wtorek. JAK MOŻNA PRZEKŁADAĆ KARTKÓWKI? W sumie fajno. Poświęcę pięć minut na naukę słówek z angielskiego. To aż dziwne, że będę się uczyć z angielskiego. Poza tym... nareszcie czytam LŚNIENIE. Ja, największa fanka S. King'a, nie czytałam "Lśnienia"? Nie może być!

środa, 23 listopada 2011

A man can be destroyed but not defeated.

 dzidzia

Ksiądz przełożył sprawdzian z religii, chwała mu za to. Tym sposobem jutro mam tylko jeden sprawdzian, więc teraz wyszukuję sobie w googlach informacji na temat lektury, żeby sobie wszystko ładnie przypomnieć i napisać na karteczce. Czytałam lekturę w zeszły poniedziałek, a dziś pamiętam jedynie ogólną historię Santiago i jego imię, a także to, że był stary, biedny i miał młodego kolegę imieniem... zaczynającym się na literę "m". Jestem koksem - koksuję. Kto wymyśla te słowa? W każdym razie jestem załamana troszkę. Tygodnie pełne sprawdzianów. Love it. Na szczęście nie po parę dziennie, choć i tak się zdarza, ale to bardziej kartkówki niż sprawdziany. Takie tam. Dzisiaj skończę czytać książkę. Cieszę się, że zawsze doczytuję książki do końca, ponieważ chciałam ją skończyć na początku, ale stwierdziłam, że może się rozkręci, i faktycznie, rozkręciła się. Jest świetna.

wtorek, 22 listopada 2011

bezwzglednie nalezy dbac o przetrwanie

czeeeekolada

Hi, guys. Miałam sprawdzić, co to znaczy słowo "forward", jakoś nigdy nie udaje mi się go zapamiętać, tak samo jak wielu innych, ale cii... Okay, już wiem. Mój słownik, zawsze schowany pod blatem biurka, przydaje się w każdej chwili. Przypomniało mi się, że mama miała mi i mojej siostrze przynieść słowniki z angielskiego. Mówiła to w zeszłym roku. Zaraz ją pomęczę na gadu... Poza tym to poradziłam sobie na pracy klasowej z polskiego, opowiadanie wyszło jak wyszło, mam nadzieję na pozytywną ocenę. Wiem, że trochę w nim jest niejasności, ale nie miałam czasu, żeby pisać dalej, bo bym się rozpisała i wyszłaby z tego jajecznica. Musiałabym mieć jakieś cztery godziny czy trzy godziny, żeby to ogarnąć. Tak to jest z rękopisami. Poza tym nic ciekawego się nie działo w szkole, a po szkole... no właśnie teraz jest po szkole. Na szczęście nie muszę się z niczego uczyć, więc mogę cały swój czas poświęcić książce. Wreszcie coś rozkwitło, łii...

poniedziałek, 21 listopada 2011

Życie to cos, co dzieje sie obok nas, gdy jestesmy zajeci układaniem planów.

 don't ask me why, don't ask me what

Zaczynamy kolejny szkolny tydzień, skądinąd ciężki. Nie chce mi się już o tym pisać. Mam ochotę zakopać się w pościeli, dostać ciepłą herbatę i czekoladę, i czytać, czytać, czytać. Albo na przykład obejrzeć sobie film. Mam mnóstwo nowych filmów na dysku i ostatnio znajduję czas na obejrzenie ich, zaniedbując niestety książkę. Ale tam. Mam dzisiaj na obiad zupę fasolową. Dziwnie jest jeść zupę inną od kapuśniaku, rosołu czy pomidorowej w domu. Ciekawe, czy będzie dobra. W sumie poszperam w zamrażalniku, może znajdę pierogi ruskie i sobie zrobię, jeśli będzie mi się chciało wykonać tyle skomplikowanych czynności z tym związanych. Stwierdziłam, że jestem leniem i dlatego jem takie śmieci, co idzie na moją niekorzyść i prowadzi mnie prosto do grobu.

niedziela, 20 listopada 2011

krzycza, wrzeszcza, maja pretensje

 watch out

Chyba łapie mnie przeziębienie, bo mam jakiś taki większy katar. Obejrzałam wczoraj jakiś dziwny film, który nosi tytuł "Współlokatorka", a dzisiaj "Pokój 1408" - chciałam zobaczyć, czy film jest chociaż podobny do opowiadania. Pokój się zgadza, reszta niebardzo. Zresztą nie pamiętam. Od jutra do piątku zaczyna się katorga. Chcę już przerwę świąteczną, wolne, mmm.

sobota, 19 listopada 2011

zawodowy dłubacz nosowy

 dzięki photoshopowi moje zęby są prawie idealne

Jestem zmęczona. Nie wiem, dlaczego włączyłam komputer, ale włączyłam i mam nadzieję, że o dziewiątej wreszcie położę się do łóżka. Przedtem jednak pójdę zobaczyć, czy nie ma jakiegoś jogurciku w lodówce. Rano zrobiłam sobie herbatę, poszłam do sypialni rodziców, porozmawiałam z nimi, a później wróciłam do kuchni. Patrzę, herbata zniknęła! Szukam po całym domu, gdzie też podziała się moja herbata, bo mam w zwyczaju zostawiać rzecz, zapominać o niej i szukać ją godzinami; wreszcie wchodzę do pokoju siostry, herbata na biurku: "wiedziałam, że mi ją zabrałaś. Jesteś chora?" No i wypiłam do końca, a potem wybyłam na mróz. Żartuję, dzisiaj było całkiem ciepło, sześć stopni Celsjusza. Wracam do domu, a tata mi oznajmia: "mamy pierwszy film na Blu-raya", "aha". Myślałam, że to ten, który oglądałam, ale nie, jakiś inny. Nie ma w nim Brada Pitta. Kupił mi taki wynalazek, który podłącza klawiaturę i myszkę przez USB do komputera, ale jakieś chińskie to i oba urządzonka szwankują, toteż znowu przełączyłam się na wszystko laptopowe. Cóż, przyzwyczaiłam się już do tego. TERAZ CHCĘ NETBOOKA. Może jak pozbieram stypendium, to mi rodzice dołożą i sobie kupię. Wtedy będzie mój osobisty i nikogo innego. YAY. Po napisaniu tego stwierdzam, że mnie to nie jara. Chcę prostownice Philipsa i dwie książki, i polarek. I bluze Adidasa. A najbardziej chcę pić. WODĘ. Uwielbiam zapchane pociągi rano i zapchane pociągi wieczorem.

piątek, 18 listopada 2011

Miłosc musi miec czas, aby urosła.

alone in kyoto

The sadness day of week, tak trochę. Ustawiłam sobie zbyt wysoko grzejnik i teraz się przegrzewam. Co najśmieszniejsze, wciąż mam zimne nogi. Mimo że trzymam je tuż obok grzejnika, one się nie ocieplają. Skaranie boskie. Poliki za to mam krwistoczerwone, cóż za kolosalna różnica między ich kolorem w tej chwili a kolorem naturalnym. Tak strasznie się cieszę, że jest już weekend, że nie muszę jutro wstać o szóstej, że jutro już nie będzie mnie boleć całe ciało, że nie będą mnie bolały pachy i ramię. Już mam tego dość. Zauważyłam, że moje hormony zmieniły taktykę. Więc chyba nie jestem ani nie będę w najbliższym czasie chora, wynika to z mojej dedukcji. Gorąco jak w saunie! Się wy-po-cę.

czwartek, 17 listopada 2011

Daj buziaka, oddam z nawiazka.

 dłoń

Czuję ulgę. Tydzień szkolny chyli się ku końcowi. Jestem przemęczona, sfrustrowana i potrzebuję odreagować. Pragnę zjeść czerwone winogrona, zamiast tego jem grześka. Rzadko kiedy mama myśli o tym, o czym myślę ja. Stwierdzam, że książka, o której ostatnio pisałam, jest całkiem okay. Jak się wczyta, to okazuje się, że to historia godna przeczytania, nieco melancholijna, przepełniona smutkiem, cierpieniem, ale i miłością, czułością, troską oraz bezgranicznym i bezinteresownym oddaniem. I tak nie czaicie, o czym mówię. Ale mam ostatnio jesienny nastrój. I feel sick. Może właśnie tak powinno być? Słucham Lykke Li, skądś ją znam... Jej głos idealnie współgra z moją chorobą zwaną tęsknotą za bliskimi.

środa, 16 listopada 2011

bardzo oszczedna w słowach

 to, co wpada w oko

Witam. Dzisiaj jest wyjątkowo ciepło na dworze. W szkole lekcje naprawdę luźne, trzy okienka. Na wfie sobie pobiegałam pół godziny i dostałam drugą ocenę z tych biegów, szóstkę tym razem. Poza tym nic. Aktualnie przeszukuję Internet, gdyż zbieram informacje na polski. Jak skończę, to muszę się edukować ładnie pięknie z historii. Jutrzejszy dzień będzie doprawdy masakryczny. Pocieszam się faktem, że pojutrze piątek, a po szkole wolne. Zrobię sobie seans serialowo-programowy i obejrzę wszystko to, co nie obejrzałam w tygodniu. Czyli tak jak ostatnio. Czy znów przebimbam weekend? NIE, bo spotykam się z siostrzyczką moją.

wtorek, 15 listopada 2011

Ciesze sie, ze nie musimy zabijac gwiazd.

 wakacyjnie trochę

Wczorajszego wieczoru przeczytałam tę nieszczęsną lekturę od początku do końca i skończyłam czytać swoją książkę. Dzisiaj zaczynam "Gwiazdy prowadzą do domu", szczerze mówiąc nie wiem, co to jest i o czym. Albo dramat, albo romans. Bardziej dramacik. W porządku książka na tę iście jesienną czy też zimową nawet pogodę. Oddałam książki do biblioteki, zdecydowałam, że będę nieugięta w swoim postanowieniu przeczytania "Filarów ziemi" i sumiennie oddaję książki, nie wypożyczając nowych. Jeszcze tylko dorwę wyczekiwany przeze mnie "Pamiętnik nimfomanki", który mylę z pamiętnikiem narkomanki, a potem już "Filary". Czy coś. Ambitne plany, nie ma co. Jednak nie mam sprawdzianu z lektury w czwartek, więc spoko. Lepiej nie mówić o dniu dzisiejszym, oj, lepiej nie. Chcę zobaczyć moje oceny w sumie. Lubię wywiadówki, te z ocenami. Chyba się pouczę na geografię. Coraz bardziej nie mam ochoty pisać tutaj. Nuży mnie to, nie mam zresztą nic ciekawego do powiedzenia, bo też rzadko kiedy myślę o czymś really wybitnym, raczej o tym rozmawiam i zapominam. Blogi - głupi wymysł XXI wieku. Spopularyzowany niszczyciel związków międzyludzkich. A nie, to fotoblogi... O CZYM JA PISZĘ? Czas płynie... Nie wierzę, że słucham No suprises, jak ja nie lubię tej piosenki! Czy wam też Yorke kojarzy się z dziadkiem z piły?

poniedziałek, 14 listopada 2011

blobaki w hacjendzie

 latajmy

Szukam zadania z WOS-u w Internecie i nigdzie nie ma. Zostawiłam podręcznik w szkole, kureczka. Dobra tam. W szkole okay, zimno trochę. Sprawdziany z WOS-u i chemii łatwe. Poza tym muszę się dzisiaj uczyć na jutrzejszy sprawdzian z fizyki, doszedł też w czwartek sprawdzian z lektury, dzisiaj będę ją czytać, może skończę, i w piątek z niemieckiego. Liczę... sześć sprawdzianów w tym tygodniu. Dwa już za mną. Czyli cztery. JUHU! Mam wrażenie, że przebimbałam cały weekend... kurczę, tak było... A to pech. No ale czasu się nie cofnie. Kiedy następne wolne? Chce mi się do ciepłego łóżeczka, pod kocyk, z ciepłym brzuszkiem na pleckach i ciepłymi rączkami na brzuszku. W TEJ CHWILI. Ach, te poniedziałki.

niedziela, 13 listopada 2011

Ślinotok.

stopy

Hej. Siedzę na dupsku i jem pistacje. Mam palce w soli, ale to nic. Pojechałam wczoraj na zakupy i wróciłam z butami i bluzką. Dodatkowo dostałam DVD z salonu, więć mogę sobie House'a oglądać w pokoju. USB w DVD to podstawa, kurczę. Tak właściwie powinnam iść do łóżka i się trochę pouczyć z WOS-u i chemii, ale to potem. Na razie mi się nie chce. Mój tata jest zachwycony, gdyż włączył sobie pakiet smsów. Nice try. Idę go pomęczyć, żeby mi House'a zgrał na dysk, to jutro rano sobie obejrzę.

sobota, 12 listopada 2011

W porzadku. Teraz druga łapka i po wszystkim.

 bless the day

Tak sobie wczoraj byłam w kinie. Dużo ludzi, brak miejsc na godzinę ósmą. Z kina wyszłam około godziny pierwszej w nocy. Gdańsk w blasku księżyca, Gdańsk w blasku latarni, podświetlony zegar przy dworcu. LUBIĘ TO. Takie to romantyczne. Ale zimno jak cholera. I nawet harcerze mieli zbiórkę niedaleko Mostu Miłości (ha ha, Most Miłości, marna kopia mostu z Pragi, ale dobra, swoją kłódkę też tam muszę przypiąć). Poszłam spać jakoś po drugiej i obudziłam się o siódmej, a potem o ósmej i przysypiałam, budziłam się, przysypiałam. Wstałam o dziewiątej, poszłam się umyć, prysznic, włosy mokre, ogarnianie. I za jakiś czas znowu w drogę na zakupy. JEJUŚ. Głodna jestem, zjadłabym sobie pączka z pszczółkowskiej piekarni. Chodzi mi po głowie piosenka: "I can fly-y-y-y" i takie tam. Wczoraj u babci... byłam. Fajnie, co? Trzeba było jakoś przeczekać te dwie godziny pozostałe do seansu.

piątek, 11 listopada 2011

masło

siki żółwia

Oczy mnie bolą. Niby się wyspałam, ale jednak nie czuję tego w kościach. Jutro jadę na zakupy, pewnie i tak nic nie kupię, bo te głupie sklepy nie mają nic ciekawego do zaoferowania, nic na pewno dobrego gatunkowo, a ceny olbrzymie. Za cieniznę nie płacę. Nie mam czasu na myśli. Gdybyśmy się nigdzie nie spieszyli, moglibyśmy spełnić wszystkie swoje marzenia. Jestem o tym przekonana. KURDEczka, mam ochotę poleniuchować. LENIUSZEKLILUSZEK. Ale pokój sam się nie ogarnie... Nawet kiedy trzy tygodnie nie sprzątam pokoju, wygląda czysto. Nawet kiedy trzy tygodnie nie podlewam kwiatów, trzymają się. JESTEM MAGIKIEM. Zatrudnię fachowego podlewacza kwiatków. Wiecie, mimo że moje roślinki żyją, są w paskudnym stanie. Dobrze, że połowa to kaktusy. One się lepiej trzymają. Hej, hej, pójedź ze mną na pustynie w świetle księżyca. Polubiłabym biegacze stepowe i bunkier pod ziemią. Aż mi się przypomniała książka S. Meyer. Jaki ona miała tytuł? Parę lat temu ją czytałam i nie pamiętam... Zdecydowanie lepsza niż "Zmierzch"-srerzch. Intruz, o.

czwartek, 10 listopada 2011

mango and the lullaby

 at night

Jestem zdenerwowana na sprawdzian z historii, którego nie było, a na który wkuwałam i który chciałam mieć już z głowy. Jednocześnie jestem zadowolona z piątki minus z fizyki. A myślałam, że za to, co narobiłam, dostanę jedynkę. No ale całość była wykonana na piątkę. W tej chwili zaś jestem załamana, bo JUŻ SIÓDMA, a ja NIE JADŁAM OBIADU, jeżeli nie liczyć zupy z resztek obiadu w szkole. Dzięki niej wytrzymałam do końca dnia szkolnego, co prawda z pełnym pęcherzem, ale też z pełnym żołądkiem. Dobra, biorę się za dokończenie odrabiania pracy domowej, bo od powrotu do domu obejrzałam jedynie trzy tvnowskie programy i zrobiłam siostrze pogadankę. Bye.

środa, 9 listopada 2011

sssh


 pireneje

Przygotowuje się psychicznie na naukę. Muszę jeszcze uzupełnić zadanko z biologii. Czekam na czwartek po szkole... Dzisiejsza kartkówka z biologii była całkiem prosta, będzie piątka pewno. A tak się bałam. Koleżeńska pomoc jest nieoceniona, nawet jeżeli chodzi o kolor jodyny. Obudziłam się dzisiaj przed czwartą i sobie myślę: "budzik pewnie zadzwoni za pięć minut... nie idę dalej spać". Pięć minut później. "Która to godzina? - 3.42", bosz. Tak mi było zimno, że się kocem musiałam przykryć pod kołdrą. Życzcie mi powodzenia w nauce, hje hje.

wtorek, 8 listopada 2011

mamusia zyczy ci ciszy i spokoju podczas nauki

 weird

Jestem zła na łatwe zadania z fizyki. Łatwe zadania z fizyki to najgorsze zadania do wykonania. Ciekawe, czy facio uzna mojego ptaszka... Dobra tam. Zepsuła mi się rura odpływowa w prysznicu i lamentuję z tego powodu. Nie wiem, jak ja się dzisiaj tam umyję. Prysznic to nieodłączna część mojego dnia i nie wytrzymam bez stania w kabinie pod strumieniem gorącej wody. Taki rytuał... WTEDY ODŻYWAM i mogę poświęcić się wieczorowi w stu procentach. Zaczęłam dzisiaj czytać w kościele książkę King'a - "Blaze", dotarłam do trzydziestej strony i pewnie niewiele w najbliższym czasie z niej zdołam wyłuskać. Pocieszam się jedynie, że sprawdzian z historii nie będzie aż tak tragiczny. Chociaż nie wiem... Wszystko jest takie niedokładne. Jutro "kartkówka" z biologii z całego działu. Uczę się multum wiadomości na parę zadań, które muszę napisać w kwadrans. Ludzie. A witaminy i sole mineralne nie wchodzą mi do głowy... dobra, nie chce mi się tego wykuwać na pamięć. Działanie... niedobór... W sumie będę mogła wykorzystać obecność mojej drogiej koleżanki w ławce. HA.

poniedziałek, 7 listopada 2011

zaskocz mnie

 którejś niedzieli...

Chciałam się pouczyć z fizyki, ale nie ma czego. Rozwiązałam parę zadań z podręcznika, jednak są proste i nie wierzę, żeby facio je dał na sprawdzianie. Hmm... chwilę posiedzę przed komputerem i zwijam się do dokończenia książki. Być może mi się dzisiaj uda, bo doprawdy zostało mi jedyne siedemdziesiąt stron. Wszystko co dobre szybko się kończy... Na szczęście Langdon żyje i to się liczy. Jeszcze tylko muszę wyniuchać "Anioły i demony". Pierwsza część przygód profesorka, a ja jej nie czytałam, jedynie oglądałam film w kinie. To było widowisko! Dowiedziałam się, że jutro nie mam zajęć rano, więc pośpię sobie do wpół do siódmej. Pierwsze dwie lekcje moja klasa spędzi na próbie w kościele, więc nawet nie opłaca się iść, ale pójdę, bo narazić się pani Gje to jest zapewne niefajnie. HE HE. Dajcie mi wolne, niach, niach. Doszły jeszcze sprawdziany na nadchodzące tygodnie, świetnie. 
I to takie słodkie, i to takie fajne.

niedziela, 6 listopada 2011

tango in Harlem

 kszkszksz

Run on, run on... Zastanawiałam się, skąd to znam, a przecież podczas jeżdżenia po Chorwacji i w ogóle w wakacje ciągle grała płyta Moby'ego, na której był ten kawałek. Uczyłam się z dwie godziny historii i przebrnęłam jedynie przez dwa tematy. WHAT THE HELL? Mam ostatnio jakieś dzikie zwidy i się boję. Śniły mi się dzisiaj brązowe rzygi w toalecie i butelka. Zaspałam do szkoły, było tak jasno, fajnie, uwijałam się jak w ukropie, żeby zdążyć, nawet dwa razy umyłam ręce! Dobra, zawsze myję je dwa razy, ale... Nieważne. W każdym razie ten sen był naprawdę, naprawdę realny. Potem się obudziłam i się śmiałam z tej głupiej butelki w rzygach. Chcę miesiąc przerwy od szkoły. Chyba. Kończę już prawie "Zaginiony symbol", gdybym miała czas, przeczytałabym go w dwa dni, bo akcja strasznie fajnie się rozwija i szybko mi się czyta, a co najważniejsze - wciąga. Wciąga i wsysa.

sobota, 5 listopada 2011

Niech pan patrzy pod nogi.

 pokemon

Muszę dzisiaj jechać na zakupy, a mi się nie chce. TAK MI SIĘ NIE CHCE, ŻE SZOK. Miałam się uczyć na historię i sprzątnąć wreszcie pokój, bo tonie w kurzu, ale nieeeee. Śnił mi się dzisiaj dziwny, dziwny, dziwny sen. Pojechałam sobie do któregoś z państw dawnej Jugosławii i wynajęłam mieszkanie. Zwiedzałam mieścinę w drodze do pracy, z pracy i w ogóle. W jednej z restauracji zjadłam pizzę czy coś, a potem wlazłam do supermarketu, żeby zrobić zakupy. Spotkałam tam kobietę, z którą trochę porozmawiałyśmy, a potem nadjechali terroryści. Zza krzaków wyglądałam, czy aby na pewno są zainteresowani tym sklepem, a jakieś dziesięć minut później kobieta mi kazała szeptem się schować, bo będą strzelać. Dostosowałam się do jej poleceń i ukryłam jak najlepiej za murkiem, kiedy huknęło, gruchnęło. Kurczę, ale się bałam. Kładłam się na podłodze i podnosiłam z milion razy. A teraz jestem w rzeczywistości i muszę zjeść śniadanie. Pewnie i tak nic nie zjem...

piątek, 4 listopada 2011

moody, moody rose

 kijko

Zimno mi, potrzebuję ciepłych ramion do ogrzania! I ciepłego karczku albo brzuszka, żeby moje ręce miały też trochę radości. Zanurzona w marzeniach, przygotowuję się psychicznie do napisania pracy na polski. Chcę już mieć to za sobą i położyć się do łóżka. Zmęczona jestem, choć nic dzisiaj takiego wielkiego się nie działo. Cóż mam więcej napisać... zabieram się do roboty. A potem do łożka, si, si, si.

czwartek, 3 listopada 2011

Z troski o panstwa zdrowie grzebanie w koszach zabronione.

Bardzo wiele nie mówią człowiekowi o śmierci, a jedna z najważniejszych spraw to to, jak długo ukochani umierają w naszych sercach. To tajemnica i tak powinno być, bo kto by chciał się w ogóle zbliżyć do drugiego człowieka, gdyby wiedział, jaki trudny jest ten etap pożegnalny? W sercu ukochani umierają po trochu, może nie? Jak roślina, kiedy się wyjedzie i zapomni poprosić sąsiadkę, żeby raz na jakiś czas przeleciała się po domu z konewką, i to takie smutne...

Jakież to znajome i niezaprzeczalnie prawdziwe. Melancholijnie trochę dzisiaj zaczynam, jednak zaraz się zreflektuję. Otóż dzisiaj, wracając sobie powolnym krokiem do domu, ze słuchawkami w uszach, pomyślałam sobie, czy ludzie, gdyby Ewa nie złamała zakazu Bożego i nie zjadła wraz z Adamem owocu z drzewa, chodziliby dzisiaj nago? Teoretycznie rzecz biorąc TAK. Tyle że wszyscy musielibyśmy się skupić na jednym lądzie, gdzie byłoby wiecznie cieplutko i milutko, a później ewoluować do puchowej postaci człowieka, która miałaby wszystkie potrzebne akcesoria do życia w warunkach, jakie panują w Polsce tudzież innych państwach z paroma porami roku albo lądolodem czy coś, i rozproszyć się po całym globie. Ludzie byliby z pewnością inni, ale nie sądzę, że drastycznie inni. Pewnie warunki życia, kłopoty finansowe i co dzisiaj zjemy na obiad byłyby takie same jak teraz. Ależ to ja mam złowieszcze myśli. Wczorajszy wieczór jak najbardziej na BIG PLUS. Kupiłam sobie wreszcie słuchawki i dostałam żarówkę. Wiecie, jakie to utrapienie, życie bez żarówki? Nie potrafię tego ubrać w słowa! Śmieję się. Czytanie przy górnym świetle to nie jest dobry pomysł, można dostać torsji i w efekcie stracić wzrok albo w niezwykle krótkim czasie się zmęczyć. Na szczęście jest jeszcze taka osoba w domu, która podzieli się swoją żarówką... Pragnę w tej chwili rozpocząć przerwaną wczorajszego wieczoru lekturę. "Zaginiony symbol" Dana Browna zaczyna się... cudownie. Sześćset stron czystego szczęścia. Uwielbiam.

środa, 2 listopada 2011

przywrzeszcze cie do domu

 AAAAAAASLEEP

Czuję swój nos, napawa mnie to strachem. Żartuję. Skończyłam wczoraj czytać "Historię Lisey", dzisiaj mam zamiar zacząć "Zaginiony symbol" D. Browna. Aktualnie przypomniało mi się, że muszę sobie zapisać w kalendarzu informację o kartkówce z biologii, która wypadnie mi w przyszłą środę. A TO PECH. We wtorek sprawdzian z fizyki, w środę kartkówka z biologii, w czwartek sprawdzian z historii. Z historii mam zamiar uczyć się w weekend, z biologii też sobie co nieco wtedy powtórzę. Żyję nadzieją, że nic innego podczas weekendu nie przyjdzie mi robić, chociaż miło byłoby mieć COŚ do roboty. Dzisiejszy dzień był troszkę przymulający, mam ochotę sobie pospać. Ale trza się wziąć do pracy i nauczyć tych paru nowych definicji z fizyki. U, dużo tego. Mam lukę w pamięci i nic nie pamiętam z tamtej lekcji... W ogóle z moją pamięcią jest coś nie halo. Kończę te wywody i zabieram się do... siedzenia przed komputerem, czego absolutnie nie chce mi się robić, więc pewnie zaraz pójdę do łóżka się uczyć albo czytać książkę. To drugie mi się bardzo, bardzo podoba.

wtorek, 1 listopada 2011

coyote and the tumbleweed

 From young, we were taught how to love but not how to stop.

Takie tam porzekadło z weheartit.com. Kiedy czytam owe porzekadła siostrze, to zawsze się mnie pyta "ty to rozumiesz?". A co tu jest do rozumienia? Szukałam w swojej głowie przez pięć minut nazwy biegacza stepowego, żeby dać do tytułu, jacięgacie! Wreszcie przebrnęłam przez zwoje mojego ogromnego mózgu i znalazłam. Czuję ogromne podniecenie z tego powodu. Cholibcia, ja to mam życie! O, kolejne fajne porzekadło: LOVE - a form of amnesia when a girl forgets there are 1.2 billion other guys in the world. Nom, od jakiegoś czasu codziennie przesiaduję na weheartit.com. Stało się to moim uzależnieniem, ale za nic nie zrobię sobie na tym konta. Boli mnie nos, to od tego kataru. Na szczęście już mi prawie przeszedł. Chciałabym się teraz znaleźć jednocześnie w trzech miejscach w Polsce. Jakież ja mam ogromne wymagania. Wystarczy być drożdżem.