piątek, 29 czerwca 2012

HEAT HEAT HEAT HEAT

 memories

Z całym poszanowaniem ogłaszam wszem i wobec, że są wakacje. (Oklaski, fanfary, zirytowane głosy "NO CO TY?!") Właśnie w tej chwili chciałabym paść na moje święte łóżko i się zdrzemnąć po raz drugi tego dnia, ale nie, nie, bo teraz jestem zajęta rozpaczaniem z powodu tego, iż nie wszystkie ubrania z mej mało pojemnej szafy zmieszczą mi się do walizki! (Ponadto w stroju kąpielowym prezentuję się gorzej niż w zeszłym roku...) Postanowiłam dzisiaj, że wezmę też jakieś lipne okulary za dziesięć złotych, nie wiem, po co, ale wezmę... W zeszłym roku nie miałam i czułam się trochę awkward. Powinnam wreszcie zainwestować w Ray Bany, może jak moje plany na remont pójdą w zapomnienie, to pojadę do Galerii i sobie je zamówię. Pewnie moi rodzice będą patrzeć na to nieprzychylnym wzrokiem, tak jak na remont. Stop, stop, stop. Jakieś obozy językowe do mnie dzwonią, grr, nie chce mi się z nimi rozmawiać. Mogłabym pójść na ugodę, gdyby kupili mi coś słodkiego do jedzenia, ale podejrzewam, że nie mieliby mi jak dowieźć, więc... Właśnie myślę sobie o moim wyjeździe. To już niedługo i właściwie zaczynam czuć tę atmosferę nadchodzącej podróży. Nawet przezwyciężyłam swoją niechęć do kiszenia się we trójkę na tylnych siedzeniach, w końcu od czego są postoje, by przesiąść się na przednie siedzenie i denerwować tatę swoją niesubordynacją w sprawach nawigacyjnych... Like it! Nawet specjalnie wkleiłam zdjęcie ze słonecznej Chorwacji z nadzieją, że jak przyjadę, to nie spotka mnie tam burza ani nic, bo w sumie nie chcę już w pierwszym tygodniu mieć mokrych rzeczy, tak jak w zeszłym roku. Najgorsze jest to, że wyjeżdżamy na początku lipca, wracamy po dwóch tygodniach i... będę krzyczeć "gdzie jest mój miesiąc wakacji?!"... Jeszcze książkę muszę oddać, ale to jak będę jechać do salonu... Jaram się. Moje ucho też, zrobię gif upamiętniający jego przemianę. Więc życzę wam na koniec już słonecznych, spokojnych, bezpiecznych i bezstresowych wakacji, obyście wypoczęli i we znienawidzonym wrześniu byli przygotowani na zetknięcie się z kolejnym rokiem nauki. A ja muszę zdecydować się, czy chcę dzisiaj jechać do Pruszcza. W sumie chcę, bo fajnie jest po piętnastu kilometrach pójść do Biedronki tuż przed jej zamknięciem, potem podjechać na ławkę, pojeść chipsy, pogadać, pośmiać się i wrócić. Tylko dzisiaj musimy się pospieszyć, bo moi rodzice nie są zbyt zadowoleni z tego, jak wracam tuż przed godziną jedenastą wieczorem, ze względu na brak świateł w rowerze, którym się wożę. Takie bezpieczeństwo, że ho, ho. Czeka mnie także msza pożegnalna, mój ulubiony ksiądz odchodzi do innej parafii, kazał mi się dobrze rozwijać i zapisać do gazetki parafialnej, czego i tak nie zrobię, bo się wstydzę. Ale ksiądz musi już się przygotować na moje odwiedziny! Jak będę w liceum, to może częstsze, wtedy Gdynia pewnie będzie moim drugim domem! Powinnam sobie kupić koszulkę uzupełniającą z "I heart Gdynia" do tej, którą sprezentował mi mój przyszły szwagier z "I heart UK" bodajże. Czekam na jej dostarczenie, wyląduje w walizce jako pierwsza! Ogólnie tak sobie myślę nad tym spotkaniem przystojnego Włocha czy Chorwata i stwierdzam, że jak zwykle nic nie wypali. Już tyle razy miałam meetnąć jakichkolwiek forejnersów, a nic z tego nie wyszło... Pocieszam się kompotem wiśniowym czy winogronowym, który dostałyśmy z siostrą od sąsiadów. I NIE POŻEGNAŁAM SIĘ Z MOIM KOCHANYM PYSIEM! Teraz jestem smutna... Ola go rano zabrała do babci... nic nie wiedziałam... Easy...

środa, 27 czerwca 2012

Ile zasiejecie, tyle zbierzecie.

 CHOMIKFEJS/CHINAFEJS

Witam szanownych czytelników i obserwatorów mego bloga, to znowu ja, tym razem ze zdjęciami z pamiętnego zimowania u sąsiadów w zeszłym miesiącu. Powiem wam, że moje paznokcie z dnia na dzień upadają coraz niżej i już nie wiem, co mam z nimi począć... moje zabiegi pielęgnacyjne nic nie dają, chyba będę musiała przeboleć to wstrętne rozdwajanie się płytek. Jestem prowadzącą jutrzejszego apelu i nie dość, że będę wyglądać jak wsiun z przykrótką spódniczką, to moje paznokcie będą przedstawiać się jak paznokcie nałogowego obgryzacza. Na szczęście są tak małe, że nie będzie ich widać - przynajmniej w tylnych rzędach. Dostałam dzisiaj ostatnie stypendium, czekam na pieniądze z podręczników i trzeba zacząć wcielać plany w życie. No dobra, najbliższe moje plany to jaranie się rzeczami z UK (o ile je jutro dostanę) i kupienie sobie w Chorwacji Nutella & GO!, poza tym to wyjście na miasto w Trieście, bo tam będę mieszkać przez dwa dni. Może poznam jakiegoś przystojnego Chorwata albo Włocha, kto wie... Ta, jasne. Chyba to wszystko na dziś, bo Natalia, przekupiwszy najpierw babeczką, zabiera mnie na rower. Chyba zdążę napisać coś jeszcze przed wyjazdem, skoro jedziemy dopiero w niedzielę. Miłego wieczoru!

poniedziałek, 25 czerwca 2012

gdy stoisz przede mna, wydaje mi sie, ze snie

 ZOO

Zbieram się trochę już czasu na to, by napisać wreszcie normalnego posta, i nie potrafię z siebie wykrzesać entuzjazmu. No dobrze, żartuję! Zostały nam cztery dni do wakacji, na zakończenie roku dla klas trzecich muszę się jednak ubrać na galowo, mimo że nie mam odpowiednich do tego ciuchów, ale już poprosiłam Karolinę, by mi pożyczyła spódniczkę, resztę wynajdę na dnie szafy, jeśli będzie mi sprzyjać szczęście. Siedzę właśnie na lubimyczytać.pl, przeglądam książki i zaznaczam, które przeczytałam i które chcę przeczytać. Jestem w transie, przypominam sobie wszystkie historie po kolei, jedne mocno zakorzenione w mojej pamięci, inne mniej, niektóre wcale. Dzisiaj przeczytałam "Kochanka z zaświatów", opowieść, która napawa mnie optymizmem związanym z życiem po śmierci. Dość lekka lektura, idealna na burzowe wieczory, bo w takie ją zazwyczaj czytałam. Mogę właściwie powiedzieć, że na burzowy wieczór, gdyż ma dwieście dziewięćdziesiąt stron zapisanych stosunkowo dużą czcionką (jak to ja - przeczytałam ją w kilka dni z braku czasu). A teraz zaczynam długo przez siebie wyczekiwaną książkę (jakieś trzy lata, czytałam początek) - "Chemię śmierci" i mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. W czwartek kupię "Martwy w rodzinie", kolejną część Czystej, więc wezmę ją na podróż. Ogólnie skupiłam na półce książki, które w najbliższym czasie chcę przeczytać, i jest ich siedem, w tym dwie z biblioteki, dwie pożyczone, a reszta kupionych... Wakacje, wakacje, czas czytania, czas obijania się, czas robienia indu i remontowania pokoju! Chociaż z tym remontem to chyba nie wypali, bo mój tata nie jest skory do kładzenia mi tapety i pomocy w malowaniu... cóż, może w późniejszym terminie zdecyduje się mi pomóc. A już się na to nastawiałam! Trochę dziwnie byłoby nie wspomnieć o piątkowych zakupach z Natalią i późniejszych urodzinach Weroniki... więc wspominam, że zakupiłam sobie spodenki i bluzkę (rozmiar 38, źle spojrzałam, ale jest w porządku, nieco za długa, więc ją upycham po kieszeniach), a Weronice kupiłyśmy pachnący prezent, który bardzo mi się podobał, niach, niach. Jejciu, ale jestem nudna...

sobota, 23 czerwca 2012

środa, 20 czerwca 2012

Mam szeroko otwarte oczy.

 animalsy nasze polskie

Dzisiaj był beznadziejny dzień, począwszy od pobudki o szóstej rano, poprzez wysypkę na dłoniach i zażycie Zyrtecu na pusty żołądek, kończąc na skurczach żołądka tak potężnych, że odstawiłam cyrk przed lekcją. Teraz jakoś się to unormowało, jednak wciąż czuję się słabo. Mam nadzieję, że do jutra mi przejdzie, następnym razem sobie wapno wypiję, zamiast brać tabletki. Zdałam fizykę na spokojnie, wszystko wiedziałam, pan stwierdził, że z czystym sercem wstawia mi tę piątkę. Spodziewałam się o wiele trudniejszych pytań, a tu ni stąd, ni zowąd pytania o surowe definicje, które mam w małym paluszku. Spytał się mnie o definicję gęstości, a tego to ja nie pamiętam, ha, ha. Zainstalowałam sobie przed chwilą pakiet Office, nareszcie nie będę przesiadywać godzinami przed komputerem taty, tylko swobodnie będę pracować na swoim. Nie mam nic więcej do dodania, oprócz tego, że wzięłam pożądaną od paru tygodni kąpiel i jest mi po niej naprawdę gorąco; chciałam m.in. zużyć kostkę do kąpieli, którą dostałam od koleżanek na urodziny, a także w jakiś sposób pomóc memu brzuchowi. Generalnie mam porobione plany nowego wystroju mojego pokoju, ale dzisiaj zauważyłam, że aby jaśniejszy od obecnego kolor go przykrył, muszę zainwestować także w jakiś specyfik, który mi ten niebieski rozjaśni, bo zdrapywać tego na pewno nie będę... Żyję już planami, chcę je jak najszybciej zrealizować! Jestem gotowa do poświęceń! Ale nie czuję tych wakacji, na razie jeszcze nie... niedługo wyjeżdżam, dokładnie za dziesięć dni i... nie potrafię się zaaklimatyzować. Okay, nie narzekamy, tylko działamy! "Oh my love" Johna Lennona na pewno pomoże mi w relaksowaniu się. "Everything is clear in my heart...

wtorek, 19 czerwca 2012

stop breathing

 z siostrą

Jak się macie? Nie załamujecie się pod naporem szkolnych obowiązków związanych z uzyskaniem jak najlepszej średni? Czy tylko ja tak mam?! Dzisiaj jestem dosłownie nie do życia, wypiłam przed chwilą kawę i czekam na to, aż zadziała, ale chyba się zawiodę... Zdecydowanie nie ogarniam rzeczywistości, a muszę się uczyć fizyki bez podręczników. Zawisnę na sznurku. "Musisz wiedzieć więcej od kolegi", czyli wiedzieć coś, czego nie wiem, jestem zbyt głupia na to, by wiedzieć. Słucham przymulających piosenek w typie "Sam Malone" mojego niegdysiejszego ulubionego artysty grywającego zarówno samotnie, jak i w posthardcore'owej formacji o nazwie Alexisonfire. Już ich nie słucham, bo moja miłość do metalu i pokrewnych gatunków się wypaliła. Czuję na języku posmak kawy. Nie jadę do Hiszpanii, nie będę miała żółwia, ale za to będę miała indu, gdy wrócę z wakacji, i myślę nad modernizacją mojego pokoju, ale nie wiem, czy rodzice zgodzą się wywalić tyle mebli (dokładnie dwa, z których jedno to biurko, ale jeszcze im o nim nie wspominałam; jak ja nie lubię drewnianych rzeczy). Lilia, Lilia, Lilia. Wczoraj przeglądałam dość starą już książkę opatrzoną tytułem "100 postaci, które miały największy wpływ na dzieje ludzkości" i natknęłam się na nazwisko Williama Shakespeara. Nie wiedziałam, że tak naprawdę nazywał się Edward de Vere. Jakaż moja pamięć jest uboga. Poza tym Jezus Chrystus uplasował się na trzeciej pozycji w rankingu. Nie wiedziałam także, że urodził się w 6 r.p.n.e. Bezsensu. W przyszłości będę studiować teologię, zaraz po biotechnologii i prawie lub medycynie, żeby dowiedzieć się więcej o religiach tego świata. Muszę zobaczyć, czy na UJ jest w ogóle biotechnologia, coś mi się zdaje, że to tylko na Polibudzie, grr... Moje plany związane z zawodem kryminologa z roku na rok się rozpadają na części pierwsze, ale nie będę z tego powodu rozpaczać. Są też inne interesujące zawody. Przynudzam. "Żyję chyba sobie sam na złość". DODAM, ŻE MAM CELUJĄCY Z HISTORII, HELL YEAH. Potrzebuję celującego z religii i piątki z fizyki do 5,625. Pragnę legnąć w łóżku i smacznie sobie pośpiochać, ale... gotta do something else.

niedziela, 17 czerwca 2012

Your Blog Is Great

Zostałam parę dni temu zaproszona przez Melodię do blogowej zabawy i stwierdziłam, że dzisiaj jest czas na realizacje posta. Raz się żyje. Zabieram się do dzieła w towarzystwie jednej z piękniejszych piosenek Pidżamy Porno - "Nikt tak pięknie nie mówił o miłości".

Zasady zabawy:
1. Umieścić linka do bloga osoby, od której otrzymałam nominację.
2. Wkleić logo na swoim blogu.
3. Napisać 7 cnót, grzechów lub faktów o sobie.
4. Nominować 10 kolejnych osób.

1. Fakt: mam straszny charakter. Każdy, kto mnie zna, wie, że jestem okropną mądralą i egoistką do potęgi n-tej. Potrafię tym zdenerwować własną matkę, która chyba niezbyt lubi te moje cechy i zwraca na nie czasami uwagę w bezpośredniej rozmowie ze mną. Pracuję nad sobą, ale niewiele mi to daje.
2. Fakt: jestem materialistką. Cóż, ciągnie mnie do pieniędzy, nie ukrywam tego. Czuję wyrzuty sumienia, prosząc rodziców o kolejne złotówki, a każdą resztę, która zostanie mi z zakupów, chomikuję w portfelu. Kiedy ktoś ode mnie pożycza pieniądze - musi mi je zwrócić; kiedy ja od kogoś pożyczam - niechętnie oddaję. Na przestrzeni lat z tym oddawaniem u mnie się bardzo poprawiło, ale dużo jeszcze pracy nade mną.
3. Fakt: nie potrafię pożyczać siostrze ciuchów. Kiedyś sobie u mnie naprawdę przeskrobała, ciągle podbierając moje rzeczy z szafy, teraz mam uraz chyba do końca młodzieńczego życia. Poza tym nie lubię zapachu cudzego potu na moich ubraniach, a niektóre rzeczy mają to do siebie, że go przyjmują i pranie nie wystarczy.
4. Fakt: nienawidzę smrodu i nieładnego zapachu. Pod tym względem jestem nieubłagana - brzydko pachniesz, masz minusik. Ja sama nie potrafię ze sobą wytrzymać, jeśli mam na sobie rzecz, która dosłownie śmierdzi (czyt. mój mundurek, który siostra kiedyś wzięła ze szkoły. Nie mam pojęcia, do kogo należy, ale po roku użytkowania cuchnie mokrym psem i nie da rady się tego sprać, toteż przestałam go ubierać.) albo sama się spocę; od razu muszę iść pod prysznic, psiknąć się czymś czy cokolwiek. Na szczęście jestem jedną z tych, którzy nie mają problemów z poceniem się. Teraz niestety nadszedł czas potliwej udręki, czyli lato, ale da się ją opanować. Mam niezawodny antyperspirant plus wodę z mydłem.
5. Grzech: słodycze. Mogłabym je pochłaniać garściami, a i tak mi się nie przejedzą. Kiedy mam przy sobie cokolwiek słodkiego lub niezdrowego, od razu po to sięgam. Efekt jest taki, że brzuch i plecy mam całe w tłuszczyku, które moje koleżanki zwykły nazywać nadmiarem skóry. Niemniej jednak jestem uzależniona od czekolady, to jest jak najbardziej fakt i tak naprawdę grzech! Czekolada ma właściwości uzależniające niestety, tak jak narkotyki. Co zrobić, kiedy jest taka pyszna...
6. Fakt: jestem nieznośna i często narzekam, czego większość osób z mojego otoczenia nie może znieść lub ma dość. Może bierze się to po prostu z tego, że lubię to robić i czerpię z tego przyjemność... A może to geny.
7. Fakt: opuściłam się w czytaniu, a czytanie to moje życie. Przez szkołę poświęcam coraz mniej czasu moim ukochanym książkom, za co pokutuje moja dusza. Nie wiem, czemu to tutaj umieszczam, ale chyba przy okazji muszę się z wami podzielić moim smutkiem i niezadowoleniem z tego powodu. Na szczęście szkoła się już kończy i będzie wielki powrót oczytanej Lili!

Jak to ja - rozpisałam się niemiłosiernie i mogłabym wynaleźć więcej faktów, grzechów i ani jednej cnoty, ale regulamin jest jasny: tylko siedem. Z racji tego, że nie mam pojęcia, kogo wciągnąć w wir zabawy, zaproszę połowę mniej osób: Belle, permission, Anonimową A., myszę oraz Martę. Dodam, że dziewczyny nie mają obowiązku kontynuowania zabawy, po prostu miło byłoby przeczytać na ich blogach tego typu "zwierzenia". Uff. Aby wywołać uśmiech na twarzach znudzonych, wkleję mojego nie-artystycznego kota, stworzonego z braku laku. Idę coś zjeść, miłej niedzieli.

sobota, 16 czerwca 2012

Nie bede jadla, kocham cie.

 wczorajsze okazy

Ranek urzekał ciepłem i promieniami słonecznymi wpadającymi przez okno do pokoju, w których wygrzewał się mój papciu, ale po południu zaczął lać deszcz i urok znikł jak za dotknięciem magicznej różdżki. Cóż, przynajmniej posprzątałam w pokoju i skończyłam czytać "Dziennik". Rodzice narobili mi ochotę na Hiszpanię, a potem zdecydowali, że planów nie zmieniają i jedziemy do Chorwacji i Włoch. GRR! A już myślałam, że powitam Barcelonę i powędruję jej uliczkami jak w książkach Zafona czy Idelfonsa Jakiegoś Tam... No cóż, pozostaje mi tylko modlić się, by na północy były kamieniste plaże, bo chcę już sobie na nich parzyć stopy, niach, niach. Tak sobie myślałam, że w ciągu roku będę już drugi raz w Chorwacji, bo w sumie wyjeżdżam trzydziestego, a w zeszłym roku byłam w ostatnim tygodniu lipca, więc rok jeszcze nie minął. Tja. Smsował dzisiaj do mnie niejaki Mateusz z Gdyni, zdesperowany trzydziestolatek, który stwierdził, że "poznamy się", ale zaraz po tym, jak mu napisałam, ile mam lat, pożegnał się z rezygnacją. Życie. Pomylił ostatnią cyfrę w numerze. Od wczoraj słucham sobie piosenki Myslovitz, "Wieża melancholii", i uważam, że tekst jest bardzo życiowy i pasuje do mojego obecnego stanu ducha. "Znowu dziś chciałem odmienić świat, ale z tego i tak nie wyszło nic. [...] Tylko pstryk i już nie ma mnie, czasem tylko tego chcę i już nie starać się..." Dawno nie słuchałam Myslovitz. Poza tym bardzo podoba mi się jedna piosenka Brodki, zresztą cała jej płyta "Granda" jest jedną z tych nietuzinkowych na polskim rynku muzycznym, do tego ten jej porywający głos... Melodia taka trochę podchodząca pod pop, ale ujdzie. Zmykam pod prysznic... a może dzisiaj zażyję odprężającej kąpieli? Zabieram się do tego i zabieram, nigdy nie potrafię znaleźć odpowiedniej chwili, zawsze coś, zawsze ten chorobliwy brak czasu... I dzisiaj także nie chce mi się, bo wiem, że w wannie przychodzi więcej niż trzeba myśli, z którymi nie mam siły się mierzyć. Potrzebuję...

piątek, 15 czerwca 2012

Shakespeare said...

 Pszczółki/Chorwacja/Pszczółki/Warszawa/Pszczółki

... "Dla mnie nie zestarzejesz się - nie, nigdy w świecie: bo od chwili, gdy oczy nasze się spotkały, nie widzę w twej urodzie zmian" - tymi słowy rozpoczynam dzisiejszy post. Na początek smęcenie o szkole: jest okay, ale może być lepiej, to zależy od mojego nastawienia i od mojego przygotowania. Poza tym: zajęłam drugie miejsce w konkursie o pszczołach! Ktoś najwidoczniej docenia zdjęcia, które nie są wykonane lustrzanką, a są całkiem ładne i zgrabne. Łi, jestem z siebie zadowolona.Tutaj są przedstawione wszystkie prace. Powiem, że zdjęcie osoby, która zajęła pierwsze miejsce, jest naprawdę przepiękne! Śmieję się na widok mojego lakonicznego opisu, wyróżniającego się na tle innych; kompletnie nie wiedziałam, jak mogę opisać zdjęcie przedstawiające jasną sytuację - pszczołę zbierającą pyłek kwiatowy z kwiatów berberysu, który dzisiaj już nie jest tak pięknie obsypany kwiatami, jak w maju. Teraz jestem ciekawa, czy są przewidziane jakieś nagrody i kiedy nadejdą, he, he. Miło byłoby coś otrzymać. Wczoraj skończyłam czytać książkę - "Przejście" Justina Cronina, apokaliptyczny thriller z interesującą historią, która śni się po nocach. Z początku (czyli jakieś dwa tygodnie) czytałam tę powieść bez pośpiechu, ale przez ostatni tydzień wzięłam się za siebie i zaczęłam się wciągać. Teraz czekam na kolejne dwie części, by zaspokoić ciekawość, ponieważ dwoje głównych bohaterów wyruszyło na wojnę. Powiem tylko tyle, że akcja dzieje się w USA (a jakżeby inaczej), chociaż w tamtych czasach to właściwie jest terytorium dawnych Stanów Zjednoczonych - Republika Kalifornii, coś takiego. W recenzjach na okładce książka porównywana jest do "Zmierzchu" S. Meyer, ale ktoś się stanowczo zapędził - nie jest to kolejny nudny romans dla niemyślących nastolatków, tylko naprawdę rzecz godna polecenia; trochę przerażająca wizja końca świata, a może raczej interpretacja biblijnej opowieści o arce Noego (czyli wyludnienie i ponowne zasiedlenie Ziemi). Polecam wszystkim, którzy lubią tego typu książki. Dzisiaj zaczęłam "Dziennik Nimfomanki", który trochę mnie odpycha, bo kobieta praktycznie codziennie się z kimś, jak to ujęła, "tarza", nawet jedząc śniadanie w parku... Może dotrwam do końca, bo od paru lat przymierzałam się do jej przeczytania, ale z pewnością nie będzie to jedna z moich ulubionych lektur. Hmm... chyba już wyczerpałam limit słów, Karolina może czuć się pocieszona i nie sprawdzać mojego bloga co dziesięć minut z przekonaniem, że dodałam post. (Nie wiecie nawet, jak trudno jest mi pisać kropki ze względu na to, że popsułam klawisz z kropką - nie da się już go naprawić, grr.) XOXO.

niedziela, 10 czerwca 2012

HOLY YOU

warszawskie

Mamy niedzielę, siedzę przed komputerem i przymierzam się do nauki niemieckiego na jutrzejszy sprawdzian. Powinnam także dzisiaj wydrukować tekst z prezentacji mojej i Natalii, żebyśmy jakoś normalnie ją przedstawiły. Nie mam ochoty na nic, chciałabym po prostu legnąć na łóżku z książką i truskawkami, ze słońcem wpadającym przez okno do pokoju, bez tego "a może nie ma mnie", bez tęsknoty, z uśmiechem na twarzy. Moja mama się dzisiaj zdenerwowała zmianami, które zaszły w statucie szkoły. Są irracjonalne, adekwatne do grona pedagogicznego, które "tworzy sobie szkołę prywatną z zasadami z kosmosu". Tak, dokładnie. Młodzież czternasto-, piętnasto- i szesnastoletnia zostaje sprowadzona do poziomu siedmiolatków, które trzeba odbierać ze szkoły, bo tak głosi kodeks cywilny. My nie możemy być zwalniani bez opieki rodziców, bo jesteśmy zbyt nieodpowiedzialni! Śmieję się głośno i zastanawiam, kto tutaj jest głupi. Ale dobra, jakoś to przeboleję przez najbliższy rok, a potem będę opowiadać kolegom i koleżankom z liceum, jakie to obowiązywały ciekawe zasady w moim gimnazjum. W podstawówce byłam traktowana poważniej niż tutaj. Koniec plucia żółcią. Wczoraj byłam wyrobić sobie kartę biblioteczną i pojechałam do Galerii na małe zakupy. Jak zwykle nie kupiłam spodenek takich, jakie chciałam, więcej, te, które kupiłam, mają wadliwy zamek i muszę wymienić, ha, ha. A przymierzałam takie idealne spodenki w H&M, tyle że były rozmiaru 36, czyli za duże, a 34 już ktoś kupił i pupa blada (swoją drogą mój tyłek wyglądał w nich obłędnie). Poza tym zamiast kupić sobie mleczko do ciała, kupiłam prawie o identycznym wyglądzie żel pod prysznic... a potem wróciłam po mleczko. Przynajmniej mam więcej pieczątek. Więc moje wczorajsze łupy zakupowe przedstawiają się następująco (nie wierzę, że to piszę): kokosowe mleczko do ciała (uwielbiam mleczka z tej serii, jedne z lepszych, które miałam; lubię ładnie pachnieć, nie mam nic do tego, że one nawet nie nawilżają ani nie poprawiają stanu mojej skóry, najważniejsze, że nie mam uczulenia po nich i że są w porządku), kokosowy żel pod prysznic, oliwka pod prysznic (jakaś marokańska, mój gratis, pachnie bardzo ładnie, ale nie kupiłabym tego, gdybym miała wybór między nią a na przykład oliwką z Nivea, którą, swoją drogą, też muszę przetestować, bo Wizażanki polecają) oraz wzmacniająca baza do paznokci. I na koniec, po tym kompromitującym podsumowaniu, me with Effie, dla pośmiania, jak ostatnio. Nie martwcie się, nie mam już więcej tych mistrzowskich paintowych fotek.

sobota, 9 czerwca 2012

your face

tego się nie spodziewaliście?!

czwartek, 7 czerwca 2012

So don't worry about tomorrow, take it today.

 Warszawa i stopa Weroniki/Gdynia/Pszczółki

Jejuś, jak ten czas szybko leci... Przed chwilą była dziewiąta i wybudzałam się ze złego snu, w którym duch pewnej kobiety mnie dusił, a to wszystko dlatego, że chciałam powąchać sobie perfumy w domu mojej sąsiadki... i ona miała kiedyś siostrę, która wygląda trochę jak Płacząca Marta, tylko miała ładniejsze okulary i była starsza (to wszystko wymysł mojej wyobraźni). A potem poszłam do kościoła, byłam na procesji, wróciłam do domu, odpowiedziałam na komentarze... miałam sprzątnąć w pokoju... i zrobić pracę... więc to wszystko na mnie czeka. Wysłałam sms'a Karoli, czy nie chce spędzić ze mną dzisiejszej nocy. A co się będę. Niby zaplanowałam sobie obejrzenie ostatniego odcinka "Przepisu na życie", Wojewódzkiego i finału YCD (nie pisać mi, kto wygrał, bo nie widziałam... i specjalnie nie oglądałam "Dzień dobry TVN"...), ale jeśli nie zdążę tego ogarnąć do wieczora, to jutro się tym zajmę. Tak naprawdę nie mam nic do napisania, chyba tylko tyle, że jestem bardzo na siebie wkurzona, że nie znajduję czasu na lekturę. WAKACJE, NADCHODŹCIE. Gdzie mój odkurzacz? (Nie mogłam się obejść: afterparty with Sid.)

wtorek, 5 czerwca 2012

breath

 misz-masz

Karolina poprosiła mnie o napisanie nowego posta, więc nie mogłam jej odmówić. U mnie w porządku, trochę mam pracy, ale powoli do przodu. Połowa stresu za mną, zreferowałam dzisiaj moje cztery godziny piątkowej harówki na kółku z historii, to nic, że pani coś tam sobie pisała i nie patrzyła się w ogóle na mnie, e tam. Tak naprawdę postarałam się, bo chciałam mieć wkład własny w tą pracę, żeby nie była bezczelnie zerżnięta z Internetu; czy ktoś moje starania zauważył - nie wiem, w każdym razie jestem dumna z tego, że dałam radę. Cieszę się także z moich dzisiejszych ocen - szóstki z opowiadania z polskiego oraz piątki z ostatniego sprawdzianu z gramatyki. Myślałam, że dostanę cztery, a tu miłe zaskoczenie. Dzień zaliczam do udanych, aczkolwiek stresujących dni. Tak naprawdę nie mam zbytnio nic do napisania poza szkołą, bo cały czas żyję szkołą. Myślę sobie trochę o wakacjach, na przykład stwierdziłam, że pouczę się angielskiego z fiszek, może sto z tysiąca stu przerobię przez całe wakacje. Pod prysznicem miałam taką "rozkminę" o pobycie w Chorwacji... że właściwie w zeszłym roku nie oddalałam się od rodziców, wszędzie z nimi i za nimi chodziłam, pomijając mury w Dubrowniku, tam byłam przed nimi, bo goniłam za jakimś przystojniakiem, na którego chciałam sobie dłużej popatrzeć (mówiłam już, że jestem wrażliwa na piękno?)... ciekawe, jak będzie w tym roku. Teraz jedzie moja siostra ze swoim chłopakiem i nie chcę im przeszkadzać, chociaż ona twierdzi, że nie ma nic przeciwko, bym za nimi chodziła, ale JA MAM, bo to dziwne, swoją drogą. Wolałabym sama chodzić romantycznymi ulicami Wenecji wraz ze swoim ukochanym, podziwiać fasady domów i kanały, ale może ona tego tak nie postrzega... Generalnie mam nadzieję, że trafimy tam akurat w chwili, w której nie cuchnie; ale nawet jeśli będzie nieładnie pachnieć, to trudno, damy radę, w końcu to Włochy. Będę pierwszy raz we Włoszech i jaram się trochę. DOBRA, mam nadzieję, że przeczytam chociaż połowę jakiejkolwiek książki, którą ze sobą wezmę. Z Chorwacją kojarzy mi się Forsyth i Deaver, bo akurat ich powieści czytałam wtedy, ciekawe, co w tym roku będzie mi się kojarzyło... "Dziennik nimfomanki" plus Follet? To się zagalopowałam... a do wakacji daleeeeeeeeeka droga. Co ładniej wygląda na świadectwie: same piątki, szóstki i czwórka czy piątki i szóstki? Też sądzę, że druga opcja. Dlatego proszę trzymać za mnie jutro kciuki, abym poprawiła moje cztery łamane na pięć i miała piękne świadectwo, którym przez parę dni będę się radować, a potem schowam do szafki. A w trzeciej klasie może tak średnia 5,7? Albo podskoczę, albo zejdę szczebel niżej, nie mogę wciąż stać w jednym miejscu, bo robię się monotonna! I chcę indu, mój tato zgodził się, mówiąc "liczę na twój dobry smak, więc mam nadzieję, że tego nie zrobisz", ale kiedy pokazałam mu zdjęcie, to był wybuch: "a idź ty, obrzydlistwo!". Nie jest to jednoznaczna odpowiedź... będę napierać i się upierać, dopóki nie osiągnę celu. Dlaczego jakiś beznadziejny kolczyk jest dla mnie tak ważny? Hmm... nie wiem, ale zawsze mogę wyjąć i dziurki się zrosną, tylko pieniędzy nikt mi nie zwróci... a to pech. W sobotę jadę do galerii polować na prześliczne szorty-marmurki, które wyniuchałam na stronie H&M! Mam nadzieję, że będą, bo jak nie, to zaszlachtuję Adama! Żartuję. Najlepsze jest to, że są takie tanie, ach. Ewentualnie zostają moje typy z Zary, nie są takie piękne, w Stradivariusie mają dość ciekawe modele... najważniejsze jest to, by przylegały do ud! W zeszłym roku miałam zamiar takie kupić, ale jak na złość nie było niczego fajnego, poza tym miałam skromny budżet... no i nie zmieściłam się w rozmiar 32 w Pull&Bear, wspominam to do dziś. Ha, ha, przecież to mój idealny rozmiar! W biodrach mam jakieś 80 cm lub nawet mniej, bo nie mierzę się centymetrem, tylko taką miarą budowlaną... Więcej szokujących informacji nie mam na dziś, kończę więc piosenką Alice In Chains, którą bardzo lubię - Black gives way to blue.

niedziela, 3 czerwca 2012

wiseguy

 unoś głowę w stronę nieba, twoje łzy zalśnią w promieniach słońca

sobota, 2 czerwca 2012

sharing different heartbeats in one night

ja, Lilia

Dzisiejszy brzydki dzień uprzyjemnił mi wypad do ZOO z Kają, za co jej dziękuję! Nareszcie mogłyśmy się zobaczyć, po parotygodniowej przerwie, po ciężkich chwilach i oczekiwaniu, ociekając tęsknotą. Przepraszam, że masz przeze mnie spuchniętą brew, pech chciał, że wiatr akurat zawiał w stronę, w którą zawiać nie powinien... Zawsze to jakaś pamiątka! Było naprawdę super, szczególnie podobał mi się pewien tata-małpa, czyli pawian, oraz przewspaniały gibon! Jestem wrażliwa na piękno, a one są szczególnie piękne i interesujące... Pawiana aż nagrałam, kiedy drapał się po ciele swoimi smukłymi dłońmi. Pomijając ekscesy dzisiejszego dnia, czyli pójście w nie tą stronę, zawracanie i kupowanie biletów w AUTOMACIE (jeeeej, jaka technika, oł maj gad), to w moim pokoju wreszcie coś się zmieniło, a mianowicie zamieniłam się z siostrą telewizorami, będę się musiała przyzwyczaić do obecnego stanu rzeczy. Ale to fajnie, bo od dawna już chciałam wywalić tego staruszka. Mój post byłby niekompletny, gdybym nie napisała choć słowa o laureatach X Factor: kocham wokal Dawida, kocham tę jego nieporadność, nawet jeśli jest wymuszona i sztuczna, ogólnie cieszę się, że wygrał; należało mu się, podbił wiele serc, a to już coś. Komercja komercją, ten koleś naprawdę mi zapadnie w pamięć. Nawet zapowiedziałam, że kupię jego płytę, to mnie do czegoś zobowiązuje! Nie cieszyłabym się mniej, gdyby wygrał Marcin, ba, gdyby wygrały dziewczyny. Ale Dawid... Dawid i U2... Marcin i "Do kołyski", uwielbiam tę piosenkę, jedna z piękniejszych na tej kuli ziemskiej... UCH, aż sobie włączę.