środa, 31 sierpnia 2011

COCO_ROKKO

 ta-da, taka próbka mego włosia

Chciałam sprostować moją wczorajszą refleksję, jakoby mam uczulenie na aloes: to bzdura, w szamponie, który używałam, nie ma aloesu. Tyle. Dzisiaj wreszcie zobaczyłam moją Karolinę! Utuliłam, dałam prezent, powiedziałam miłe słówko. Byłyśmy na filmie "Bad Teacher", bardzo zabawny, lekki i ogólnie fajny. Jedynym minusem seansu było parę dziewcząt siedzących obok i chichrających się nie wiadomo dlaczego, kiedy była scena z stękającym facetem (si, Justin T. i Cameron D. uprawiali tzw. "suchy seks") oraz na widok piersi w reklamie. To było naprawdę denerwujące. Ale pomijając, cała (prawie pusta) sala miała dobrą zabawę. Wreszcie się z moją siostrzyczką wygadałyśmy, na nowo odkryłyśmy uroki Gdańska, posiedziałyśmy, pojadłyśmy i pożegnałyśmy się z rozrzewnieniem. Przyjedzie do mnie w sobotę, bo jutro to nawet jej się nie opłaca. Wybrałam sobie dzisiaj w drogerii perfum i nową pomadkę, tym razem z AA, bo Nivea już mnie denerwuje - nawilża jedynie na chwilę, a usta i tak mam suche. Ta pomadka "Care Kiss" i nawilża, i usta dzięki niej mają się lepiej. Także kiedyś tam się to zakupi.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Ciekawe, co można by ujrzeć, gdyby rozciąć mnie aż do serca?

 świetny psiak!

Si, si, byłam dzisiaj u fryzjera. Troszkę za dużo mi ściął, ale całokształt prezentuje się bardzo dobrze. Nie jestem zbyt wymagająca, jeśli chodzi o me włosy. W każdym razie skonstatowałam wczoraj, iż niestety jestem uczulona na aloes. Przeczytałam etykietę na nowej odżywce i jak byk widnieje na niej "aloes", a mnie cały dzionek troszkę głowa swędziała. Piszę "troszkę", bo po szamponie z Garniera, w którym był przede wszystkim aloes, strasznie mnie łeb swędział, a tutaj już uszło. W sumie też za dużo nałożyłam tej odżywki, więc to może bylo przez to. Nevermind. Skończyłam wczoraj czytać "Regulatorów" Kinga, zaczęłam "Primavera", z której też książki jest cytat w tytule; bardzo urokliwy zresztą. Wypiłam mój ulubiony soczek Nektar Multiwitaminę z magnezem, a na zakrętce było napisane "Dosyć narzekania!" Faktycznie, wczoraj narzekałam na mą przydługą grzywę, ale dzisiaj już to skorygowałam i nie narzekam. Hurra. Jutro tak mocno przeze mnie wyczekiwane spotkanie z moją siostrzyczką, oui! Co prawda na Środę z Orange wszystkie kody są wyczerpane i z tego też powodu się strasznie wkurzam, ale trudno. Będę musiała trochę dołożyć ze swej magicznej skarbonki, ale przeboleję to. Tylko nie rozumiem, jak mogą się wyczerpać kody. To już zakrawa na lekką przesadę. Kody? WYCZERPANE? Pff... Tylko my z Karo mamy takie szczęście, hi hi.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Powąchaj moje nogi, daj mi coś zjeść, mój drogi. Jeśli nie dasz mi śniadania, dam ci gacie do wąchania.

 ¿¿¿???

SIEMANO! Mam taką ochotę to napisać. Wczoraj popadłam w totalną nudę i wysprzątałam calusieńki dom (oprócz części gospodarczej i pokoi domowników), wspaniałomyślnie wyniosłam śmieci i podłączyłam psa do smyczy, a potem pobiegaliśmy trochę ulicą, chodnikiem, wróciliśmy i mieliśmy zadyszkę. Ja większą. Teraz mnie plecy bolą i ogólnie mam zakwasy. No tak, jak się nie uprawiało sportu od, powiedzmy, czerwca, to później wychodzi. Chociaż nie wiem, czy uczęszczanie na lekcje w-fu można uznać za uprawianie sportu. Przez to szybciej umrę. Ale pech! Męczyłam się dzisiaj w nocy, zasnęłam ok. dwunastej, obudziłam się o wpół do trzeciej, zasnęłam cała zlana potem (chociaż w pokoju było zimno) o czwartej czy tam wpół do piątej, obudziłam się dwadzieścia po szóstej, bo sms, pisałam do siódmej, obudziłam się o dziewiątej, BO SMS, zasnęłam, finally obudziłam się po jedenastej. Kaszana. Ale miałąm taki sen, byłam agentką i uciekałam przed nauczycielami w szkole! Wreszcie stanęłam w kolejce do kina. Nie wiem, po co w takim razie uciekałam przed nauczycielami... Dobra tam, geneza mojego snu nie jest ważna. Liczy się efekt! Użyłam nowej odżywki do włosów (mimo że nie mam łupieżu, to mi się przetłuszczają i ona po swojemu to powinna regulować), no i chyba coś za dużo jej nałożyłam, bo mam beznadziejną grzywkę, ale tak to wszystko się błyszczy, jest pięknie i gładko. Pachnę rzepą i szamponem. Muszę wykończyć Joannę, a potem biorę się za zadzwiająco dobry szampon Timotei. Choć prawdopodobnie testowany na zwierzętach, ze 100% ekstraktów z roślin, to na drugi dzień nie mam przetłuszczonych włosów. Istny cud! Po Naturii na drugi dzień czuję się brudna, grzywa tonie w tłuszczu. I'm joking, ale serio niewiele jest szamponów, które tak pomagają. Pewnie to zasługa chemii... Tak samo jak ten dziki tonik z rakotwórczymi dodatkami, ha ha. Siostra mnie już strofuje, że będę miała zniszczoną cerę. Cóż, w tych czasach każda rzecz wyniszcza człowieka, wszędzie jest chemia, wszędzie są siarczyny i inne duperele, GMO itepe., itede. Ale... moje grześki nie są jeszcze takie złe!

niedziela, 28 sierpnia 2011

NIE MA PROBLEMU, STARY

 przypadkowy gest

Yes! Jest przyjemny wiaterek i wieje mi w nóżki! BRAWO! Kurczę, wiecie, że teraz w Nowym Jorku szaleje huragan? Właśnie sobie to uprzytomniłam. Włączę portal TVN24 i obczaję, czy są już jakieś wieści z zachodu. Tymczasem słucham Deep Purple. Si, dziesięć minut temu dodano artykuł poświęcony tej sprawie. Zabieram się do czytania... A, spoko, w telewizji podawali, że huragan powinien uderzyć w południe, to sobie myślałam, że pewnie w okolicach godziny dwunastej. Ale nie, o czternastej. Poza tym nawet znalazłam trochę komizmu w artykule "policjanci przykładowo musieli ratować dwie osoby, które postanowiły wybrać się na kajak." He he. A pod spodem oczywiście pełne agresji komentarze Polaków, oskarżenia Tuska i przepowiednie końca świata. Dobra tam, co mnie to obchodzi, mam własne problemy. Jednak miałam co robić wczoraj, he. Pojechałam na zakupy do Gdańska, mam zeszyty i inne duperele. Kupiłam sobie nową szczoteczkę do zębów, jakiś paskudny tonik z Soraya (bo oczywiście z Bielendy nie było, a to jedna z niewielu normalna firma godna użytkowania...), odżywkę przeciwłupieżową (chociaż nie mam łupieżu) z Ziaji, szampon i peeling z Bielendy (ten z dziwną instrukcją obsługi). Tja, niby tak mało, a ile się pieniążków wydało. Jutro może pójdę do fryzjera, zetnę się na łyso i tyle. Chcę pocieniować włosy z przodu, skrócić trochę grzywkę i resztę, ale całość zachować tak, żeby było, jak wcześniej. Nie lubię dramatycznych zmian, poza tym uwielbiam warkocze. Ech, pewnie jak pocieniuję, to już mi się ich nie uda zrobić. Have a nice day.

sobota, 27 sierpnia 2011

och ty brutalu - rzekła rusałka

wiem, że wyglądam tu jak elf | fajowski motor Słoweńca-sąsiada

Mimo że upał na dworze, to nie jest mi zbyt gorąco. Zrezygnowałam dzisiaj z urodzin koleżanki na rzecz innego wyjazdu, a tu się okazuje, że ten wyjazd się nie odbędzie i mój dzień będzie wyglądał następująco: książka, telewizor, komputer, książka, telewizor, komputer, prysznic, książka, komputer, telewizor; a pomiędzy czas na jedzonko i niezastąpione pisanie smsów. Wiecie, oglądałam wczoraj wybory miss na polsacie. Nudniejsze to od Eurowizji, ale przynajmniej wygrała Polka. Nigdy już czegoś takiego nie obejrze, to było koszmarne i sztuczne. Przynajmniej prowadzący umieli dobrze angielski, chwała im za to. Idę sobie zaraz zrobić kawę i czekam na mamę; mam nadzieję, że mi pączusia przyniesie, bo mam taką ochotę! Uwielbiam pączki z naszej piekarni. Są lepsze od wszystkich batonów. Jummy!

piątek, 26 sierpnia 2011

"Złych wspomnień nie musisz brać ze sobą. I bez tego będą cię prześladować"*

 na przydrożnym parkingu, jak zwykle ucięta JA

*"Książę mgły" Carlos Ruiz Zafón
Cześć! Słucham od dziesięciu minut "African Melody III" i jestem zauroczona. Mój pies przeżył trzyminutowe katusze związane z rozczesywaniem kołtunów. Strasznie zarósł. Biedaczek, od paru miesięcy u fryzjera nie był, to teraz cierpi. Szczególnie kiedy tatko poszedł z nim na pijacką eskapadę, wplątał się w przylepy i teraz w brodzie mu zostały. He he. Jak widać, czytam Księcia Mgły i zaraz go skończę. Najkrótsza książka, jaką w tym roku przeczytałam - ma niecałe dwieście stron. Piękny mamy dziś dzień, prawda? Tylko zebrać grupkę i pojechać na zasyfioną plażę. Żartuję, w Sopocie jest całkiem przyzwoita plaża, lubimy na niej z Karo siedzieć w jesień, zimę i wiosnę, w lato jeszcze nie byłyśmy, ale domyślam się, że nie jest zbyt kameralnie, a my nie lubimy tłumów. Lubię Sopot, jest świetny. Może jedyną jego atrakcją jest wspaniała plaża i darmowe molo poza sezonem... to jednak lubię te nadmorskie widoczki. Ale muszę się wybrać do Gdyni, o tak! Czekam na koniec wakacji i na wrzesień. Będzie miło, mam nadzieję. A dzisiaj zamierzam chyba pograć w The Sims 2. Nie wiem, czy mi się uda, bo nie lubię zbytnio grać w drugą część, ale siostra mnie troszkę zachęciła, bo ostatnio non-stop w to gra. A ja? Jedyna gra, w jaką gram, to Solitaire na komórce. Wczoraj ściągnęłam sobie wreszcie Operę Mini do telefonu i wiecie, wszystko ładnie, fajnie działa, nawet szybciej niż u mnie w komputerze. Ciekawe. Obczaiłam też nową przeglądarkę Nokii, ale nie polecam, bo jest naprawdę wolna. Pewnie dlatego, że to nowość. Ale Opera Mini na C3 jest świetna.

czwartek, 25 sierpnia 2011

międzynarodowa katastrofa

 o!

Późno wstałam dziś. Miałam sen! Mieszkałam w jakimś angielskim miasteczku i miałam takie dość sfatygowane lokum w obskurnej, szarej kamienicy. Było tam całkiem milutko, choć do miasta trzeba było jechać rowerem - droga wiła się z góry, ale z powrotem... Przyniosłam do szkoły laptop i wszyscy oglądaliśmy anime, co jest dość dziwne, bo przestałam oglądać anime w piątej klasie podstawówki. To chyba przez moją siostrę i nieustannie dobiegające "-chan" zza ściany. Dramofilka! Skończę zaraz książkę czytać, bo zostało mi zaledwie siedemdziesiąt stron. Zacznę potem może "Księcia mgły". Fajne foto, prawda? Mnie też przypadło do gustu. Jest słodkie. Nie wiem, co by tu napisać, oprócz tego, że robi się coraz bardziej zawile i nieprzyjemnie. Pogoda to istny koszmar. To tylko południe ma takie szczęście, hi hi. A wy się tam w skwarze męczcie. Ech, chciałabym się wybrać szybciutko do Hiszpanii, posiedzieć na plaży, pozbierać muszelki i ogólnie spędzać romantyczne wieczory. Albo na Alaskę, siedzieć w puchu i grzać ręce nad kominkiem. Fantazje nastolatki. Aż mam ochotę się roześmiać. Lubię fantazjować. W samotności, z osobą towarzyszącą... cóż, fantazje to całe moje życie. Jednak mam wrażenie, że moja wyobraźnia nadal jest nieco ograniczona, pięła się po lince, ale w pewnym momencie zastopowała i tak już zostało. Utknęłam na poziomie licealistki, dajcie mi topór i bagnet, idę  zabić kozę. (kolejne dramatyczne zakończenie, panie i panowie)

środa, 24 sierpnia 2011

love is real

 nastoletnie matki

Dzionek niezbyt przyjemny, dramatyczna pogoda - rozumiecie. Prąd raz się pojawia, raz znika, normalnie jak w piosence "pojawiasz się i znikasz". Próbuję wysłać MMS'a ze strony Orange, ale coś im się popsuło. Przynajmniej pamiętam ten jeden jedyny raz swoje hasło. Tyłek mnie swędzi. Wiecie, na co mam ochotę? Ja też nie wiem. Głowa mnie coś boli, głupie ciśnienie. Się obróciłam w trakcie pochodu zmarłych i miałam wrażenie, że zaraz padnę; ale nie padłam - mój błędnik mnie nie zawiódł. Dobra, wysłałam ememesiątko, mam nadzieję, że dojdzie i adresatowi się buźka rozjaśni, a serce rozczuli. Nie mam sił na tego posta. OCH, ROMEO, dlaczegoś tak daleko? Idę zabić swoją nudę. Gdzie mój tasak?

wtorek, 23 sierpnia 2011

jealous guy


DUBROWNIK time

Hi! W głośnikach John Lennon of course. Przez parę dni będę słuchać Lennona all the time, tak już mam. Minęła mi już chyba "faza" na piano jam i Gunsów, teraz jest Johnny. Właśnie wyszły dziewczyny z mego domu, wpadły na szklankę wody i po książki. Jest druga, a ja zjadłam jedynie miseczkę płatków z mlekiem i wypiłam kawę. Co za ubogie śniadanie, idę się pobiczować. Wczoraj wspięłam się na wagę i zobaczyłam totalną masakrę: 45 kilogramów w ubraniu, z pełnym pęcherzem i po południu. Stuk, puk głową o ścianę. Dzisiaj rano natomiast, tak jak powinnam, zważyłam się i na szczęście wyszło 46 kilogramów. Z jakiej racji, ja się pytam? Wolę już 49 kilo i zero tłuszczu. Ale ja, sportowiec kanapowy, nie mam szans na zrzucenie ciałka. Nom, skończyłam wczoraj czytać "Moskwa kwa kwa" i zaczęłam książynę Lauren Weisberger, "Portier nosi garnitur od Gabbany". Miałam ochotę na taką lekką książkę, tymczasem nie chce mi się jej czytać. Ach, no i muszę sobie dzisiaj nagrać House'a, jeśli jeszcze na TVNie leci, koniecznie! Ojej, a po wakacjach będzie nowa seria, jak mniemam. GREAT! Co prawda ostatnia, ale jednak. Coś chciałam jeszcze napisać... aaa, przerobiłam dzisiaj zdjęcia z Dubrownika, jak widać, niektóre są przezabawne.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

czerwone usteczka

 ogródek

Nie mogę się doczekać wstawania o wpół do siódmej. Absolutnie nie ironizuję. Lubię być zmęczona pod koniec dnia i siedzieć w łóżku, z na wpół przymkniętymi oczyma przewracając kartki jakiejś ciekawej książyny. Nie czuję wakacji od ich początku, rozumiecie, o co chodzi. Czułam je jedynie za granicą, ale to były tylko dwa tygodnie. Obejrzałam pół godziny temu przedziwny film. Był tak sztuczny, że nawet "Zmierzch" mu nie dorównuje w tej kwestii. Chyba, bo nie oglądałam "Zmierzchu". W każdym razie "Tajemnice Valmont" z programu MTV były... nudnawe. Skusiłam się na nagranie tego programu ze względu na reklamę, w której pokazany był koleś z American Pie. A tę komedię akurat strasznie lubię... każdy lubi, jak mniemam. W sobotę lecą "Ostre pieszczoty" - nie polecam, są równie nudne jak "Tajemnice Valmont". I nie mają nic wspólnego z ostrymi pieszczotami, tytuł nadany chyba jedynie dlatego, żeby przyciągnąć nienasycone nastolatki. Ależ się post zrobił filmowy. Obejrzałabym sobie film o Johnie Lennonie, który polecają na N-ce. Like it, jak to mówią facebookowcy.

niedziela, 21 sierpnia 2011

faun

 klepsydra

Słucham smętów o tytułach "Romance", "Lost song", "Raein". Walce, nie walce. Czerwone poliki i chłód poranka, wyobraźcie sobie, mili państwo. Palce błądzą po klawiaturze w poszukiwaniu najdelikatniejszych rytmów, teleportują poezję. Cholera, umysł! Umysł wywiera presję na zmysłach, niechże działają pod jego komendę! Wariacje uczuć, te wrażliwe serca, wspaniałe nazwiska, cała arystokracka dzicz. Szeptem zamysły swe kierują do uszu pobratymców. Słucham, ale nie wspominam. Szczęście unosi, nieszczęście podtrzymuje. Nie upadam, bo przez całe życie dążę do niebiańskiego spełnienia. Urodziłam się, by umrzeć, by wkraść się w łaski Pana. Nieważne, jaki żywot będę wieść. Urodziłam się, by Go kochać i wielbić, by modły do Niego kierować. On jest moim zbawieniem, On mnie tuli do snu, On czuwa razem z Matką i Synem. Zabiera moich braci i wynagradza im męczącą tułaczkę w okowach złych uczuć. Nieważne, gdzie się znajdę, dokąd zawędruję, On zawsze mnie nawiedzi i mną pokieruje. Jego ręka ręką muzyka kieruje, tworzą piękno, harmonię, zimny okład dla duszy, miód dla serca. Stwórca i Jego dziecię.

sobota, 20 sierpnia 2011

Pokornie rozstań się uczyłem w cichych litaniach nocnych skarg.

 krzywizna nastrojowa

Dzień zachmurzony dobry, proszę państwa. Jak to pospólstwo mawia, wiater wieje fest, a raczej "fast". Pośmialim się wczoraj, oj tak, "Moskwa kwa kwa", zabawne momenty, zabawna dziewica. No i są bikiniarze! Pamiętacie ten film, "Bikiniarze"? Nie oglądałam go, jednak siostrze się naprawdę spodobał. Czytałam kiedyś książkę w różowej okładce, już nie pamiętam tytułu. Anglia, lata 50., BIKINIARZE! Jazzowi chłopcy, brylantynka na łbie, wąskie spodnie, kolorowo i wesoło. Jakoś wczułam się w ten klimat, chociaż "Moskwa kwa kwa" jest raczej skupiona na Stalinie i jego ideach, rozumiecie. Rozwalić Jugosławię, stworzyć chłopski naród... eee, coś takiego. Nie orientuję się zbytnio w historii, w fikcji literackiej owszem (dzięki, Forsyth). Dobrze, nie zanudzam, wklejam pewien tekst, który naprawdę mnie rozśmieszył:
- Spółkowanie jest naturalne dla zwierząt, ale ludziom nie może się ono wydawać dziwactwem natury? Dlaczego człowiekowi rodzaju męskiego zwisa pomiędzy nogami jakiś serdelek? Czy nie wystraszy to każdej dziewicy, która takiego serdelka nie ma? Mnie na przykład z tego strachu już zawczasu mdli. Dlaczego w miłości ten serdelek gwałtownie się zwiększa? Czy nie tak, mamo, gwałtownie się zwiększa? I twardnieje, mówisz? Gwałtownie twardnieje? I czemuż to on, no ten, co piszą na płotach, no i jak ty sama czasem się wyrażasz, podsłuchałam, juch, dlaczego on tak pragnie przenikać człowieka rodzaju żeńskiego? Jakie ma wymiary, kiedy twardnieje, no pokaż! Fuj, to niemożliwe! Jak może przeniknąć do mnie, o, tutaj, przedostać się przez moje płatki? Nie, nie mogę sobie nawet wyobrazić takiego bestwialstwa!
 Lub, już troszkę mniej zabawne i wyciągnięte z kontekstu:
- Dlaczego mówisz, że się skompromitowałeś? - zapytała dziewczyna na pożegnanie.
- No bo zrobić dobrze sobie, a dziewczynie nie, to klęska dla mężczyzny.
Oba cytaty z książki Wasilija Aksionowa "Moskwa kwa kwa". Moja mama, widząc tę książkę, od razu zapowiedziała, żebym po przeczytaniu jej oddała. Zapalona fanka ruskiej literatury. No cóż, życzę miłego dnia, wietrznego co prawda na północy (nie wiem, jak w innych częściach kraju), ale jednak. Muszę dzisiaj ogarnąć swoje królestwo bez króla, za to z królową, oraz prawdopodobnie wybyć z domu po okładki na książki (wreszcie porządnie się wybiorę do szkoły). Jeszcze muszę sobie zakupić zeszyty i inne duperele, ale to kiedy indziej. No i fryzjer! A za tydzień zostałam zaproszona na urodziny, nawet nie wiem czyje, ale domyślam się, że Magdy. Koncert Michała Szpaka? Cóż... nie lubię go, ale mogę iść, a co tam. W każdym razie chyba wyciągnę moją Karo na koncert Comy. Ona jeszcze nie wie... ja też nie. Ale wyciągnę, wyciągnę, bo w Pruszczu będą, nie mogę przegapić, o nie. Posłuchać ich na żywo po raz drugi? PEWNIE!

piątek, 19 sierpnia 2011

zmiany klimatyczne

Trogir

Dalsza porcja dalmatyńskich zdjęć. Oczywiście Pszczółki pochłonął front z Belgii i się burza zadomowiła w naszych skromnych progach. A że froncik jest duży, to pewnie będzie przez pół dnia padać, zanim minie. Czerwony kolor już raczej minął. Widać, że oglądam CNN i TVN24, pff. W tvnie mówili, że w środę ma być mega ciepło. Zobaczymy, zobaczymy. Zjadłam już śniadanko! Dobra dziewczynka. Kupiłabym sobie szczotkę jonizującą, he. I którąś z prostownic Philipsa. Pomyślę nad tym przed świętami. Szczotka mi w sumie niepotrzebna, każdemu włosy się elektryzują. Ale prostownica... jejuś, moja jest w opłakanym stanie. Zawsze można kupić sobie jonizującą prostownicę, prawda? Dobra, idę zagrzać swoją i wyprostować mą długaśną grzywę. Miałam dziś ciężką noc. Komar mnie obudził, zabijałam go całą godzinę i nie udało mi się zgładzić tej kreatury... może wyleciał przez okno. To dziwne, że latał tak szybko. Umykał mi za każdym razem, gdy chciałam go pacnąć. Frajer. W sumie lepsze polskie komary od chorwackich... Co prawda, to prawda. Miłego deszczowego dnia, guys. Życzcie mi udanych podbojów bibliotekowych!

czwartek, 18 sierpnia 2011

Cii... Przeszłość nie istnieje.

Spójrz na morze. Morza nie obchodzi przeszłość.
Po prostu jest. Nie domaga się wyjaśnień.
Podobnie jak gwiazdy i księżyc.
One również są i przyświecają nam, błyszczą dla nas.
Nie obchodzi ich to, co się zdarzyło.
Dotrzymują nam towarzystwa i tylko dlatego są szczęśliwe.
Widzisz, jak lśnią, jak migoczą nad  naszymi głowami?
Migotałyby, gdyby obchodziła ich nasza przeszłość?


Dobry wieczór, państwu. Pół godziny temu przebrnęłam przez całą powieść i powyżej wklejam z niej cytat, który poruszył me serce. Cytat ze sceny, kiedy to Arnau został uwolniony z rąk inkwizytorów przez host, czyli pospolite ruszenie, i wybył na wysepkę niedaleko Barcelony wraz z ukochaną. Doprawdy, piękna książka, polecam ją każdemu lubującemu się w średniowiecznych sceneriach. Zdradziłam już koniec, jednak nie ubliża to całej treści książki. Mam jednak wrażenie, że nikt z was po nią nie sięgnie, więc nie będę się o was troszczyć.   Słucham właśnie przepięknych skrzypiec w utworze "Primavera" Einaudiego, cudowne! Siostra zaraziła mnie wiele miesięcy temu owym muzykiem, ale wiadomo, jak to ze mną - rock all the time, a piano, gdy mam szczególny nastrój. Siedzę przed komputerem, bo nie mam co robić. Książek mi ubyło, zostałam z niczym. Jutro rano przyszykuję się na wielkie wyjście poza granice mego podwórka. Tak, idę do biblioteki. Zabiorę siatkę, żeby znów przechodnie nie zerkali na mnie ze zdziwieniem. A poza tym... książki są diablo ciężkie, kiedy nosi się je na przedramieniu. Pęcherz mnie ciśnie. Ze swoistym zniecierpliwieniem oczekuję końca wakacji. Ach, wreszcie zobaczę moją siostrzyczkę! Utulę, ucałuję! Nie rozmawiałyśmy twarzą w twarz od ponad dwóch miesięcy. Jejuś, jak ja za nią tęsknię... A poza tym faktem, wakacje mogłyby dla mnie potrwać jeszcze troszkę. Ja jeszcze mam iście wakacyjny nastrój, wcale nie myślę o szkole, nie śnię o niej, a rozmawiam jedynie wtedy, gdy spotykam Karolinę. Nie ma lepszego tematu od szkoły, czyż nie?

środa, 17 sierpnia 2011

Mam telefon od misia. Zamierzam wziąć cały jego miód.

 migawki /part3/

Zdjęcia z Chorwacji są w większości robione przez mojego tatę, jednak te, które ostatnio wklejam, robiłam ja. Widać różnicę, prawda? Zawsze widać różnicę pomiędzy zdjęciami autorstwa innych osób, ponieważ każdy z nich skupia się na rzeczach, które go najbardziej ciekawią. Mimo że zdjęcia przedstawiają podobne widoki, są oryginalne. Wczoraj ogarnęłam Trogir, więc teraz przybędzie trochę zdjęć z tego miasta. Starówka Trogiru jest wpisana na listę UNESCO. Nie przypominam jej sobie zbyt dokładnie, ale prawdopodobnie mam ją umieszczoną na zdjęciach. Prawdopodobnie, bo zdaje się, że prawie wszystkie zdjęcia ze starówki usunęłam, ponieważ mi się nie podobały. Za to przypadł mi do gustu ogródek z trzema palmami i widok z jakiegoś budynku na nabrzeże. Właśnie od Dalmatyńskiego słońca schodzi mi na nogach skóra (tam się najbardziej przypiekła) i stosuję terapię masło kakaowe-krem garnier. Mam nadzieję, że pomoże, bo nie chcę stracić opalenizny. Pierwszy raz w życiu opaliłam sobie nogi. Dzisiaj przeczytam połowę książki, także zostanie mi jeszcze ponad trzysta stron. Gdybym się bardziej przyłożyła, mogłabym ją przeczytać w trzy dni. Siedemset stron to pikuś. Postanowiłam już, że z początkiem roku szkolnego przeczytam trylogię Folleta. Prawdopodobnie zajmie mi ona ze trzy miesiące, ha ha! Oczywiście żartuję. Wiem, że wszystkie części mnie wciągną i nie ma już znaczenia, w ciągu ilu dni je przeczytam. Tak jak w przypadku każdej czytanej książki. Zazwyczaj czuję, jak mnie do siebie przyciągają, jak ich historia włada moim umysłem i nie odstępuje mnie na krok. Czuję tę ciekawość, te pragnienie zatracenia się w lekturze. Nie lubię, gdy nadchodzi myśl i odciąga mnie od książki, kiedy ją odkładam i zapominam o jej istnieniu. Książka to mój najwierniejszy przyjaciel od lat. Kłaniam się nisko przed wszystkimi pisarzami, którzy dostarczają mi wrażeń na wiele godzin. Mało kto przeżywa to, co ja. A jest to tak wspaniałe, tak piękne, że jest mi aż żal ludzi nie mających pojęcia, co to za uczucie. Szelest kartek, zamierające odgłosy rzeczywistości, zapach książek starych i nowych, tajemnica, kto i kiedy ją trzymał w rękach... Przeczytajcie sobie, tak na zdrowie, książkę "Trzynasta opowieść" Diane Setterfield. Trafiła ona do mnie zupełnie nieoczekiwanie parę lat temu i do dzisiaj pamiętam jej treść. Nie zdradzę wam ani jednego słowa o tej książce, spróbujcie ją zdobyć i się wszystkiego dowiedzieć. Jest wspaniała dla laików i zapalonych czytelników.

wtorek, 16 sierpnia 2011

I saw the werewolf, and the werewolf was crying...


 migawki /part2/

Dostałam okres akurat w tym momencie, kiedy szłam do toalety w Stanach, żeby wymienić tampon. Tak się domyślam. Moje sny są bardzo zbliżone do rzeczywistości. Naprawdę myślałam, że byłam w Stanach. Obudziłam się w samochodzie i spytałam mamę, gdzie jesteśmy. Dowiedziałam się, że gdy spałam, zmienili zdanie co do wakacji i polecieliśmy do Ameryki. Jejuś! A teraz mnie boli brzuch i nogi, więc ten piękny, słoneczny dzień prawdopodobnie spędzę zakopana w pościeli, czytając książkę o Barcelonie. Akcja toczy się w średniowieczu - plus dla autora. Chłop pańszczyźniany ucieka do Barcelony, kiedy zabija czeladnika rzemieślnika, który ukrywał jego dziecko na polecenie króla czy księcia, pana owego chłopa, parę miesięcy po tym, jak odebrał mu żonę. Musi ukrywać się przed księciem przez rok i jeden dzień, więc udaje się do swej siostry, małżonki patrycjusza-rzemieślnika, onegdaj ich sąsiada. Pomaga jego pracownikom w zakładzie czy jak to się zwie, za spanie, jedzenie i odzienie, a jego syn zostaje wychowany przez Arabkę. Później dzieją się dziwne rzeczy, aż w końcu Arnau poznaje Joaneta, z którym udają się do Santa Maria de la Mar, małego kościółka, żeby spotkać matkę Arnau - Madonnę. Obok kościółka obywatele Barcelony budują ogromną katedrę o tej samej nazwie. Dlatego też książka nosi tytuł "Katedra w Barcelonie". Uwielbiam takie książki. To coś w stylu "Filarów Ziemi", chociaż mnie się tam ta książka kojarzy jedynie z budową i nic poza tym, ale jak czytałam fragmenty bodajże "Świata bez końca" Folletta, to nawet i romansidło było, także domyślam się, że Filary nie są jedynie książką o budowie już nawet nie pamiętam czego. Będę musiała kiedyś to przeczytać, bo mam całą trylogię na półce. Kończę.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

honey, now you're my best friend

 migawki /part1/

Smętny dzień. Niebo płacze, słońce za chmurami, ludzie zrozpaczeni, brzuch w budowie, bałagan na głowie. Kwiaty trzeba podlać, bo uschną. Na szczęście połowa to kaktusy, więc im dzielenie ze mną swego żywota nie jest groźne. Pozostałe... dwa wróciły z parutygodniowej reanimacji, jeden usycha, ale naprawdę się dobrze trzyma. Zaraz polecę po wodę i pożywię swe sypialniane kwiatki. W końcu one pożywiają mnie. Skończę zaraz czytać książkę. Przeczytam te ostatnie czterdzieści stron i zajmę się "Katedrą w Barcelonie". Chciałabym odwiedzić Barcelonę... i Portugalię... i Toskanię. Jestem po prostu ciekawa tych miejsc. Barcelonę znam z wielu książek. Reszty prawie wcale.

niedziela, 14 sierpnia 2011

pan z lodami

 słońce, góry, miasto, morze!

Jestem objedzona pomidorową z ryżem i opita tymbarkiem multiwitaminą z magnezem. Hoduję sadło przed komputerem, później zaś kontynuuję moje rutynowe zajęcie czytania. (doprawdy dziwne zdanie) Wyprostowałam włosy i po mniej więcej godzinie powróciły do stanu sprzed prostowania. Muszę zawitać u fryzjera, bez dwóch zdań. Kurczę, gorąco mi! Niby na północy pogoda nieciekawa, a tu proszę - słoneczko, dwadzieścia parę stopni, cieplutko i w ogóle. Przydałby mi się Adriatyk i plaża z kamieniami-podpórkami pod plecy oraz z nagimi biustami, no i ze szczurkiem, który naprawdę lubił wspinać się po skałach. Chyba żaden z plażowiczów go nie dostrzegł, tak się chłopak zakamuflował. Ach, panie Brytyjki ze swoim cudownym psiakiem... Chlapały wodą, a piesek ją łapał w pyszczek, mam zdjęcie, to kiedyś wstawię, jak zdołam dobrnąć z przeróbką do tegoż zdjęcia. Póki co zatrzymałam się na Makarskiej i brak mi chęci do ogarnięcia Trogiru, Dubrownika oraz Korculi (tak na marginesie - zdjęcie powyżej jest ze statku, kiedy płynęliśmy z jakiegoś portu na wyspę Korculę). Mknę do swego łoża.  Albo do telewizora, by obejrzeć "Wstydliwe choroby". Bywajcie!

sobota, 13 sierpnia 2011

oczy wypchanego łosia

 
Split once again

Jak widać, zrobiło się nieco milej na moim blogu. Tuż pod postami, na samym dole, wkleiłam słodkie zdjęcie, które zaprasza Was do klikania na www.pustamiska.pl - gdybyście przypadkiem zapomnieli kliknąć na początku bloga. Chciałam umieścić to na górze, ale wizualnie mi nie pasowało, gdyż nie można było tego wyśrodkować. Aktualnie przygotowuję się do wielkiego sprzątania pokoju. Mam przeraźliwy syf na podłodze, same włosy, trawa z podwórka naniesiona przez Easy'ego, kurz, zwłoki komarów i innych owadów... Na parapecie jakieś listki z dworu, wszędzie kurz. Jestem cudowna, przez trzy tygodnie nie sprzątałam w mojej twierdzy! Niebywałe. Na razie ogarnęłam na biurku, żebym mogła przetrzeć je ścierką, włożyłam baterie do zegara, ustawiłam godzinę (spieszy się o minutę), podłączyłam komórkę do ładowarki (zepsułam baterię na Chorwacji, ładowałam ją dwa razy trzy dni pod rząd! i teraz krótko mi trzyma, chociaż to pewnie też przez pasjansa...), a zaraz idę zanieść brudy do kuchni. Trzymajcie kciuki za udaną pielęgnację mojego pokoju. Pozdrawiam ze słonecznych Pszczółek!

piątek, 12 sierpnia 2011

GET CRAZY!


 "make me a photo!" - w czasie, kiedy borykałam się z nudą

"You're a ROCKET QUEEN". Podśpiewuję wraz z Axlem Rose. Wczorajszy wieczór był nieco dziwny. Mój poranny sen był nieco dziwny. Ale cieszę się, że nie obudziłam się, żeby pójść do toalety. Obawiałam się, że mam coś z pęcherzem, ale na razie robię rozeznanie w terenie; raz się okazuje, że w ciągu trzech godzin trzy razy byłam w toalecie, ale tylko dlatego, że wypiłam pół butelki wody NA NOC. Gdy nie piję pół butli wody na noc, to nie latam do łazienki. Proste, wspaniałomyślne równanie, które zaprowadziło mnie do odpowiedzi na nękające mnie pytanie: mój pęcherz jakoś się trzyma. Co do owego snu, to... Śniło mi się, że, czekajcie, no, zaraz sobie przypomnę... Cholibcia, zapomniałam. Mój wujaszek mi się śnił, jego dziewczyna i znajomi. Myłam zęby, robiłam herbatkę i w ogóle. Jednakże sen nie był aż tak sielankowy, tylko po prostu zgubiłam jego sens, gdy otworzyłam oczy i zaczęłam korzystać ze swojej świadomości. Wybaczcie. Znów włączam Gunsów. Jestem jak moja mama, tylko że ona ich słuchała wtedy, kiedy była na to moda... trudno. Żałuję, że mi w dzieciństwie puszczała piosenki Ich Troje. Gdyby non-stop w głośnikach leciał Mozart czy inny Bach, byłabym pewnie po stokroć mądrzejsza. A tak zostaję ze swoimi nędznymi punktami IQ. Tak, z pewnością nie mam ich więcej niż przeciętny człowiek. W końcu w mojej rodzinie byli tylko wojskowi z Warszawy i faceciki z dworkami na Kaszubach. Żadne wybitne geny. Czyżbym podważała swą inteligencję? Och, nie może być. GUNSI, GUNSI! Na na na,

No one needs the sorrow
No one needs the pain
I hate to see you
Walking out there
O-o-o-o-o!

Pozdrawiam ze słonecznych, ponurych i deszczowych Pszczółek. Puszczam muzykę na cały regulator i niech sąsiedzi teraz słuchają mego rocka. Wspaniałego, cudownego i w ogóle.

czwartek, 11 sierpnia 2011

you were so great

 tak w tej chwili przedstawia się moje stanowisko pracy

Mam ochotę napisać "bunga bunga". BUNGA BUNGA. Mam ochotę zaśpiewać "Homecoming" Kanye Westa. I'm coming home, I'm coming home... reszty nie znam. To chyba jedyna piosenka... popowa?... która mi się podoba już od paru miesięcy i zatrzymuję się na programie na trzy sekundy, żeby jej posłuchać. Bo... tylko początek mi wpada w ucho. A teraz mam ochotę posłuchać Guns'n'roses, jednak w radiu leci Green Day, nie lubię ich. Na White Lies też nie mam ochoty. (KLIK) Dopiero za parę piosenek będzie coś porządnego. AC/DC. Parę lat temu namiętnie ich słuchałam. Teraz już mi się znudzili, choć "I love rock'n'roll" nigdy mi się nie znudzi. Kocham muzykę. Mmm, Led Zeppelin. Tu-dum, tu-dum, turururu-bimpiribim, tu-dum-tu-dum! Nie umiem naśladować muzyków, wiem. Mam dzisiaj dziwny humorek. Czarny humorek? Jest mi goło i wesoło! Choć na dworze pada deszcz, choć sąsiad puszcza denny rap, denny, denny, beznadziejny, bez jakichkolwiek wartości, choć zamknęłam okno, to i tak muzyka robi bum-bum. Idę się pośmiać. I'm back. Wymuskani Koreańcy, śpiewający "sorry, sorry... shori, shori"... Robię mamie smaka na kanapkę z mozzarellą, pomidorkiem i ziołami prowansalskimi. Mmm! Dzisiejszy post jest całkowicie pozbawiony sensu. Yay!

środa, 10 sierpnia 2011

czysty_kret



 najlepsza pizza ever, lepsza nawet od bratysławskiej (choć nie lepsza od weneckiej z wietnamskiej pizzerii, he he)

Witam, złe wiadomości na mnie spłynęły, toteż nie mam wspaniałego humoru. Jednak chowam je głęboko w sobie i niczym się z wami nie dzielę, jak zwykle. For what? No to dzień zaczęłam od wymiany smsów przed szóstą rano, pójścia do toalety i ponownego zaśnięcia na czyjś rozkaz. Długo mi to szło, podołałam jednakże temu zadaniu i po dwóch godzinach obudziłam się, gdyż telefon przypominał mi o dwudziestych trzecich urodzinach Artura. Przeczytałam opowiadanko o Amelii Sachs i Lincolnie Rhyme, których uwielbiam i w ogóle. Słucham muzyki, siedzę w piżamie cała potargana. Zerknę tu i tam, na zieleń, na sąsiadów, na ekran komputera. Boli mnie tyłek. Miałam dziwny sen. Weszłam do całkiem innego niż mój domu, naprawdę ładnie i gustownie urządzonego (czyli lepiej niż mój obecny dom), a tam chmara murzynów. Moi bracia! Się ucieszyłam na ich widok. W głębi stały mama i siostra. Pomyślałam, że dziwna z nas rodzina. Miałam pojechać na zakupy, mimo że zamoczyłam pareset złotych w mym prowizorycznym portfelu. Wspięłam się na szafkę i mama mi powiedziała, że koszmarnie nas odżywia, mam grube policzki i musi to zmienić. To cała prawda, która we mnie drzemie. Mam pulchne policzki i koszmarnie się odżywiam.

wtorek, 9 sierpnia 2011

the seldom seen kid

 moje piękne wspomnienia

Jest jedenasta, dwie godziny na nogach, czyli to, co lubię. Podjadam corn flakesy, które spadają mi raz po raz na podłogę, a mój piesek nawet nie ruszy tyłka, żeby je zjeść. Pewnie ma zły dzień, a tak wspaniale wiatr wieje, gwałtownie porusza drzewami i owiewa mój grób. Słucham jakiejś bezsensownej muzyki, zaraz przełączę na "500 Rock Hits", bo nie mogę słuchać czegoś w stylu Biffy Clyro, ktokolwiek to jest. Albo Muse, tych to znam, parę lat temu ich słuchałam. Ale jak się pojawili w "Zmierzchu" i cały Internet miał na ich punkcie fioła, to stwierdziłam, że są koszmarni. Tak bywa. Zjadłam dzisiaj trochę bitej śmietany, miałam na nią ochotę od niedzieli. Ale dzisiaj mam o wiele większą ochotę na fast food i longera. Tak, i wkurzam się, że pan prezydent ma czelność postanowić podpisanie przez siebie ustawy o GMO. Co za żenada. Nasz naród wyginie od zmniejszonej odporności i paskudnych choróbsk, jakie będą nas atakować. Nawet moje ulubione grześki są skażone tym świństwem... Wzdycham, płaczę. I idę do łóżka... z moją książką.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

aseksualne wieszaki


 ach, te piękne kwiaty

Jestem wkurzona. Wkurzona a little. Podczas pobytu za granicą budziłam się o siódmej, ósmej czy dziewiątej. Dzisiaj? Owszem, budzę się o szóstej czy siódmej, ale tylko dlatego, że mam przepełniony pęcherz i potrzebuję udać się do toalety (nie pijcie pół butelki wody na noc); ale później zasypiam i wstaję przed dziesiątą. Tak, to wciąż jest dla mnie problem. Błahy problem, który poruszam na blogu z braku innego problemu. A raczej z osobistych powodów, dla których nie piszę głębszych wynurzeń totalnie zmasakrowanej duszy prostego człowieka. Kontynuujmy... Zaraz napiszę sms'a do Karoliny. Miałyśmy się dziś spotkać, wpaść sobie w ramiona i wrzasnąć "kupę lat!". Najpierw trzeba się umówić. Skończyłam wczoraj wymiętą przeze mnie książkę Forsytha i zaczęłam zbiór opowiadań Deavera. Pierwszy raz czytam jego opowiadania i są takie... proste. Aż się dziwię. A miałam ochotę na dobry kriminał... Na dworze jest gorąco, mi jest gorąco, a nogi nieogolone i nawet dobrze (choć słabo) opalone. Nie wyeksponuję ich dzisiaj niestety. A chciałabym.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Ropę naftową w naturalnej postaci trudno jest zapalić, jeśli jednak wystarczająco ją rozgrzać, to po przekroczeniu temperatury zapłonu chwyci ogień i dalej będzie się już palić sama.

 Split/kolega Rzymianin/moja standardowa mina

Wreszcie załadowały się zdjęcia. Teraz będę zamęczać wszystkich zdjęciami z Chorwacji, yay! Deszcz pada na dworze, zapowiada się najprawdopodobniej na burzę. Burze tutaj są tak łagodne, że sama nie miałam o tym pojęcia! W Omisiu (lub Omiszu) burza trzęsła ziemią (jak już wcześniej wspominałam), grzmoty tak głośne, jakby nastawić kino domowe na cały regulator. Leżąc pod namiotem, myślałam, że za chwile strzeli w nas piorun. To było ciekawe przeżycie. Non-stop przechodziły mnie dreszcze i zastanawiałam się, kiedy będzie koniec tego ponurego przedstawienia. I wtedy nawet myślałam o Karolinie - pewnie by zwiała z namiotu do łazienki i tam trzęsła się w kabinie, he he. Co ty na to? Mykam do łożka poczytać książkę. Zostało mi sto stron, więc już dobiegam do końca. Ale idzie mi to tak powoli, że sama siebie zaskakuję... W ciągu ostatnich dwóch tygodni przeczytałam jedynie sześćset stron, to tak malutko... Ach, i na nowo odkrywam U2. Lecą w głośnikach on and on, and on, and on.

sobota, 6 sierpnia 2011

ssący gad

 pamiętacie mnie jeszcze?

 jedno z pierwszych zdjęć, jak zwykle coś jem / Czechy

Uff, jestem wykończona przez komputer. Od dziesiątej (!) przerabiam zdjęcia i zdążyłam jedynie ogarnąć te ze Splitu. Nie mam sił na dalsze zmniejszanie czy przerabianie, to jest tak nużące, że wolę wskoczyć na łóżko i poczytać książkę. Pojutrze znowuż przyjeżdża mój kuzyn. Nie chce mi się kolejny tydzień jeździć codziennie do Gdańska, wolałabym siedzieć na dupsku i czytać książkę. Mogłabym coś napisać o Chorwacji, ale... nie. Wystawiam język i idę w cholerę.

piątek, 5 sierpnia 2011

CRO, BiH, SLO, A, CZ, PL in one day

 SPLIT
(zdjęcia póki co z komórki)


Ahoj! Z przykrością stwierdzam, iż jestem w domu. Było tak wspaniale, tak pięknie, tak uroczo, tak komarowo-namiotowo! Chorwacja jest przecudowna, polecam ją w stu procentach na każde wakacje. W przyszłym roku też pragnę pojechać w te strony, czy to na Chorwacje i znowuż pobyt w Dalmacji, czy do Bułgarii. Opaleniznę złapałam lekką, ponieważ jedynie jeden dzień się opalaliśmy. Jakoś zabrakło czasu. Plażowanie na pierwszym kempingu było nudnawe, a woda niezbyt czysta (choć czystsza od Bałtyku), za to na drugim znaleźliśmy jeden wolny dzień, aby zejść niżej na kamienistą plażę z krystalicznym wręcz Adriatykiem. Cieplutko, cieplutko i jeszcze raz cieplutko! Nie ominęła nas straszna burza, która wywoływała drżenie ziemi i drżenie mego ciała. Takiej burzy w Polsce nie przeżyjecie. No a wczoraj akurat padało, to się zmyliśmy na wariata... i przed pierwszą do wpół do czwartej szukaliśmy hotelu, bo w Czechach wszystko zajęte albo zamknięte na głucho. Także cztery godziny pospałam w Orbisie w Cieszynie. Wolałam hotelik ze środy ubiegłego tygodnia; ten był jakiś taki bardziej wypasiony i niezbyt przyjemny, według mnie, tamten zaś miał ciepłe, stylowe i proste pokoje. :) Ale śniadanko było smaczne, a potem wizyta w łódzkim Mc Donald's... lepiej nie mówić, wszystkich nas biegunka złapała. Mój brzuch przeżył torsje i wjeżdżając do Chorwacji, i dzisiaj, to już normalka dla mnie. Nie będę więcej pisać, bo nie chce mi się. Ogarnę zaległości. I tak szczerze mówiąc, nie brakowało mi ani smsowania, ani Internetu. Jeszcze z tydzień pobytu w Dalmacji by się przydał. Ciao!