środa, 12 października 2011

delikatny posmak wiatru

 wczorajszy księżyc

Z racji tego, że wczoraj piękna księżycowa poświata zaglądała mi w okna, poprosiłam tatę o zrobienie paru zdjęć owego księżyca. Moja cyfrówka absolutnie nie nadaje się na robienie tego typu zdjęć, o czym się jeszcze przekonacie, natomiast tata podjął się wykoniania powierzonego mu zadania i się udało. Uwielbiam księżyc! Co do dzisiejszego dnia, to... wylałam mleko z płatkami, przez co musiałam lecieć po mopa na korytarz... sprzątam, słyszę walenie deszczu o dach i alarm, mówię do siosty "patrz, grad pada i komuś się w aucie alarm włączył, he he"... a potem Olcia się skumała, że to nasz alarm wyje i poszła wyłączyć. ZŁODZIEJE, złodzieje, złodzieje mopów! Bolą mnie oczęta me piękne. Zaraz pójdę do solenizantki (yes, Ola ma birthday), poproszę ją o włączenie jakiejś nastrojowej muzyki, zakryję się kocykiem i zasnę tak jak wczoraj, dziecinnym snem. A najlepsze jest to, że nie muszę się uczyć fizyki. Znów triumfuję. Zderzyłam się dziś ze ścianą w ferworze szczęścia ze strzelonej bramki i pewnie jutro będę miała wielkiego, niebiesko-sino-czarnego siniaka. Dobra tam, zjadłabym sobie coś słodkiego. Najlepiej tabliczkę czekolady z okienkiem. Przydałoby się przytyć jeszcze na tę zimę z kilogram, może wtedy byłoby mi odrobinę cieplej... Chciałabym być niedźwiedziem. Naprawdę. Albo pandą. Pandy są wspaniałe. Kiedy miałam parę lat, uwielbiałam misie, czy to pandy, czy niedźwiadki; posiadałam nawet mini pandę w swej kolekcji! Ciekawe...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz