środa, 29 lutego 2012

They call me on and on across the universe.

 keep keep oooooout

Trzeci raz próbowałam zbudować domek z zapałek i trzeci raz mi się nie udało, już mam dość widoku zapałek, toteż będę próbować już TRZECI RAZ instalować The Sims 3, a potem, mam nadzieję, grać (czyt. dryfować i robić jedną simkę pięć godzin). Z moim procesorem... i zapchanym dyskiem. Nie mam o czym pisać, siedzę w domu, nic dzisiaj nie jadłam, przeczytałam dwie strony książki, nie myślałam w ogóle o szkole itd. Ładne pole mam przed oknem, lubię na nie patrzeć. I tyle. Niemoc twórcza. Moje usta wiecznie zwrócone w lewą stronę... denerwująca przypadłość, milordzie.

wtorek, 28 lutego 2012

Rozmyslanie o smierci jest rozmyslaniem o wolnosci.

 guess it's me

Szaro-buro, ponuro coś, niemrawo, jakoś tak nie w smak. Nawet sny umykają w zakamarkach pokręconego mózgu... Potrzebuję znów odpoczynku. Nie dam rady, nie wykrzesam z siebie entuzjazmu do szkoły, do tej całej pogody i do nauki. Nie. Choruję i nie mam się dobrze. Do piątku muszę wyzdrowieć, do piątku musi mnie to całe zwątpienie opuścić i w drogę. Wspominam, fantazjuję w ciemności dnia. Za dużo rzewnych piosenek przewijających się na okrągło przez głośniki. Muszę zabrać się do lekcji, a mam nastrój iście poetycki. NIET, NIET, NIET. Morrison, twe słowa idealnie odzwierciedlają moją już kilkuletnią rzeczywistość, kiedy to przepoczwarzyłam się z bezmyślnego stworzonka w bezmyślne stworzonko. Apsik, dziękuję. Z miłości boli mnie serce, powietrze i kapelusz. Ileż to lat powtarzam ten fragment wiersza? Ach, cóż za ciężar przeklęty, kochać cię z taką siłą... Może "was"... Tęsknię, Pysie. Wlokę się do łóżka i oglądam HP część czwartą.

poniedziałek, 27 lutego 2012

[...] cuda - nawet najbardziej niewytłumaczalne i niewiarygodne - istnieja i zdarzaja sie, kpiac z naturalnego porzadku rzeczy.

 poranek

Jest parę książek, które koniecznie muszę przeczytać. Jedną z nich jest powieść N. Sparksa "I wciąż ją kocham". Film był przecudny, dobrze się go oglądało, nawet można było się popłakać, co oczywiście zrobiłam. Teraz za wszelką cenę muszę tę książkę zdobyć, dlatego też robię wywiad wśród znajomych. Być może w bibliotece uda mi się ją znaleźć? Nie wiem. Tak, jak wcześniej pisałam, leniuchuję sobie w domu. Leżę w łóżku, zużywam chusteczki (w ogóle co to za słowo "chusteczki"...), słucham Bena Howarda i zbieram się wewnętrznie na to, by iść odebrać stypendium, choć TAK MI SIĘ NIE CHCE. Wokół słyszę "wiosna przyszła", ale... nie zgadzam się. Nie czuć wiosny, jeszcze nie. Mamy dwadzieścia cztery dni do kalendarzowej wiosny i na dzień dzisiejszy jej NIE CZUĆ. Nie ubierajcie jeszcze trampek, bo załatwicie sobie górne drogi oddechowe, tak jak ja, i będziecie płakać, bo nie możecie kichnąć, HOLY DŻEJ. Nawet Easy jest zdezorientowany. W przyszłym tygodniu trzeba będzie go zawieźć do fryzjera, bo wygląda koszmarnie. Kudłacz. Nie mam nic więcej do napisania.

niedziela, 26 lutego 2012

I'm not looking for an easy ride. True happiness cannot be tried so easily.

 miastowe!

Milion kichnięć na minutę? Czemu nie! Mam wrażenie, jakby obok mnie stał wielki tort truskawkowy i intensywnie pachniał, ale to tylko wrażenie, bowiem moja świeżo wyprana bluza pachnie jak owy tort. Aż mam ochotę zjeść kawałek tortu truskawkowego. Bolą mnie mięśnie podbrzusza i te takie poprzeczne, już nie pamiętam, jak się zwą. Jeszcze parę dni i przestanę mieć zakwasy, wtedy zacznie się totalne spalanko. Może zejdzie mi trochę tego tłuszczyku z brzuszka. Phi! Zdałam sobie sprawę, że wczoraj mega mało zjadłam, toteż dzisiaj nadrobię zaległości. Chociaż chyba głodujemy do pierwszego, coś słyszałam. Hejże, hej! Zakończyłam katorżnicze pisanie rozprawki, która jest totalnym gniotem, i teraz przepisuję ładnie na karteczkę. Szkolne sprawy zakończone, jutro siedzę w domciu i uczę się na fizykę oraz polski, chociaż nie wiem, po co na polski, skoro pani Gje zapomniała zapewne o tym sprawdzianiku, a ja już sama nie wiem, co się w tej lekturze działo. "Syzyfowe prace" to dzieło bezduszne, tyle powiem. Pan Żeromski nie wykazał się prawie wcale, oprócz wątku z tymi spotkaniami na strychu. A ja od ósmego czytam jedną i tą samą książkę, i nawet nie jestem w połowie. Śmiać mi się chce. Mimo wszystko, doszłam już do trzysetnej strony. Robię chyba przerwę w czytaniu powieści King'a, bo za dużo ich, a za mało książek innych autorów. Dlatego też już dziś na mojej półce są książki autorów takich jak: J. Deaver (oczywiście), K. Follet, A. Rice, R. Arvin, V. Woolf, J. Cronin i dwa kryminały od Karoliny, które nie wiem, czy przeczytam, bo tak małe literki jednak mnie denerwują. No, nie wspomniałam słowem o moim nosie, brawo ja!

sobota, 25 lutego 2012

in your room

 ... gałęzie

Jestem wykończona, powiem wam. Nie tylko dniem dzisiejszym, ale też całym minionym tygodniem. Mój nos nie wyrabia już ze smarkami, produkuje je na potęgę, a spływa zaledwie parę kropel. Rano się obudziłam o szóstej i smark, potem o siódmej i smark, potem o ósmej - smark... i wstałam, bo już miałam dość. No to ten, pieniądze wydane, fast foodu nie było, zgodnie z postanowieniem... ale czekoladę zjadłam, mmm, białą. Teraz też mam ochotę na coś słodkiego, choć wiem, że w domu nic nie ma. Zrobię sobie kakao i położę się do łóżeczka, mmm... Zaczyna mnie głowa boleć, ja nie mogę chorować, no nie mogę! Chciałam i mam. Na szczęście to tylko NIEŻYT NOSA. W Gdańsku mnóstwo Francuzów i Muzułmanów, prawie jak na deptaku w Remscheid. Pojechałabym w sumie tam, chociaż to daleko, bo aż w Düsseldorfie... Heheszki. Powracam do smarkania i słuchania Depeszów.

piątek, 24 lutego 2012

I want to take you in my arms, forgeting all I couldn't do today

 Gdańsk/Gdynia

Ciężki dziś dzień, nieprawdaż? Choróbsko totalne mnie dopadło, wzbiera we mnie niechęć do wszystkiego, a dzień się jeszcze nie skończył... Na zmianę pogody zawsze choruję, tylko że i tak nic mi po tym, skoro muszę chodzić do szkoły. W poniedziałek może zostanę w domu, ale we wtorek muszę być na sprawdzianie z fizyki. Nie wiem, co z resztą tygodnia, w każdym razie w czwartek mam projekt, więc jednak zrobię sobie wolne w poniedziałek, żeby ogarnąć tą fizykę, polski i sprawy na projekt. W sumie to trzeba obgadać z Natalią... Jasne. Idę zrobić sobie coś do jedzenia i zabieram się do dalszej pracy. Test z polskiego zrobiony w osiemdziesięciu procentach, jeszcze tylko artykuł, jakaś wypowiedź i wypracowanie. Luz blues, tja... Jadę jutro na zakupy z nadzieją, że szybko coś wynajdę i wrócę do domu... Mam ochotę na kakałko... mam też chęć załkać z mojej niedoli. Taka miękka jestem. Zmierzę sobie jeszcze temperaturę, chyba że te łzy w oczach to od kataru... Lamentuję i kwiczę, hej. Dodam, że znowu mi się zepsuła karta pamięci i musiałam całą sformatować. Wirusy są niemożliwe... już nie będę korzystać z Windowsa, na Linuxie przynajmniej ich nie ma. W poniedziałek idę odebrać moje stypendium, także... mini notebooczku, nadchodzę. A ile mew widuję codziennie, to już nie powiem! Czuję się jak nad samiutkim morzem, chociaż mewy z reguły nie skrzeczą, gdy przelatują nad Pszczółkami...

czwartek, 23 lutego 2012

to the bar

 gdańskie

Mogę nareszcie oddać się kontemplacji mojej sytuacji w domowym zaciszu. Słuchając głosu Briana z Placebo bodajże trzeci dzień z rzędu, robię pracę domową i garbię się nad biurkiem, bo tak wygodnie. Mimo że wygodnie, to szkodliwie, więc jednak się wyprostuję. Wczoraj odwiedziłam kościół i zostałam posypana popiołem, jutro znowuż do kościoła, gdyż zaczyna się sezon bierzmowania i, no, "czeba". Nie wiem, co mam więcej pisać, oprócz tego, że był dzisiaj długaśny apel z okazji rozdania stypendiów i innych. Bla, bla, bla. Boli mnie wszystko i ogólnie mam dość szkoły, a w przyszłym tygodniu sprawdzian z fizyki na równi ze sprawdzianem z lektury... Nice.

środa, 22 lutego 2012

he lays me down, he lays me.

 LIKE A BEATLE

Muszę się wyżalić: w tej chwili przymieram głodem, mimo że wypiłam herbatę (bez cukru - powracam do dawnego przyzwyczajenia). Ale jako że w tym roku stwierdziłam, że trzeba zgodnie z tradycją zjeść te trzy posiłki, to nie zjem nic do obiadu, czyli najprawdopodobniej do godziny dwudziestej, chyba że ktoś wcześniej coś wymyśli. Co prawda nie jest to godne wyniesienia na jakikolwiek piedestał, bo jak zwykle nie zawitam w kościele, żeby mi głowę posypano popiołem (Karo by mnie wyciągnęła). No i jeszcze jest sprawa natury zdrowotnej - można przypadkiem stracić przytomność przez niedożywienie, ale to skutkuje przynajmniej pozostaniem w domu i wyspaniem się. Moja kolejna cecha charakteru: zrzęda. Heheszki. Miałam napisać tutaj o mojej dawnej ulubionej piosence "Burger queen", w której tekście nie wiem kompletnie, o co chodzi... i o tym, że jutro jest rozdanie stypendiów, jak już wcześniej wspominałam, na którym muszę ZATAŃCZYĆ (tak, ja i taniec!)... i odbiorę mój dyplom za ubiegłoroczny konkurs ortograficzny. Brawo ja. Muszę wyjść dzisiaj niestety z domu... ubiorę TRAMPKI! Moje ukochane, nieśmiertelne trampki. Najwygodniejsze buty świata. Mogłabym się rozpływać nad nimi, ale nie mam czasu, bo toaleta mnie wzywa. A więc miłego dnia (mój dzisiejszy dzień nie był chyba aż taki miły, ale został jeszcze wieczór!).

wtorek, 21 lutego 2012

Na tym właśnie polega zycie. Wciaz czekamy na rozwój wydarzen.

 skupienie pozwala zrobić nieporuszone, przypadkowe zdjęcie

Wyczekuję czwartku. Ale tak ogromnie, żeby cieszyć się nadchodzącym piątkiem i stypendium. Dzisiejszy dzień był stosunkowo nudny, facio pytał mnie z fizyki i dostałam pionę, także jestem z siebie nawet zadowolona; musiałam zmusić mój mózg do wysiłku, bo przez cały dzień działał na autopilocie. Cóż, przecież na lekcjach się nie myśli, na sprawdzianach z angielskiego także, po co się wysilać? Jestem dzisiaj niewyspana i tak codziennie do piątku, bo o szóstej trzeba wstać. Ale damy radę! "I want to hold your hand", znowu mam Beatlemanię, chociaż wizerunek Paula mnie doprowadza do śmiechu, ale przemilczmy to... Zabieram się do lekcji i mam nadzieję, że szybko je skończę. Potem dziesięciominutowa powtórka z matematyki i do książki. Matma prosta i piękna, love!

poniedziałek, 20 lutego 2012

wieczornie-wybornie

Jeśli straciłeś najcenniejszą rzecz w życiu, i sądzisz że nic już nie ma sensu, to zastanów się i doceń to, że masz jeszcze życie. Nie odbieraj sobie ostatniej rzeczy, która Ci pozostała.

No man's land. There ain't no asylum here.

 lovely!

Przedstawiam wam moje znaleziska! The Cure z Wembley '89 najbardziej przypadło mi do gustu... chociaż przesłuchałam dopiero stronę A kasety, ale będzie czas i na drugą stronę. To tyle na ten temat. W czwartek ma być uroczystość z okazji rozdania stypendiów, wreszcie... Ile można czekać?! Mam taką jedną koncepcję właśnie w związku z notebookiem i muszę ją obgadać z tatą. Przypadła mi ona do gustu, ale nie wiem, czy jemu przypadnie; w końcu to o jego pieniądze chodzi. Nieważne. Boli mnie głowa i chętnie bym się położyła do łóżka, ale muszę zrobić irracjonalne zadanie domowe z EE i nauczyć się na fizykę, bo może facio zrobić niezapowiedzianą kartkówkę, CO ZA PORAŻKA. A, no i zapomniałam, że z angielskiego mam sprawdzian, to też coś tam powtórzę... ta, jasne. Niech już będzie piątek, nooo...

niedziela, 19 lutego 2012

Wyobraznia jest wazniejsza od wiedzy.

 pusta sala kinowa tylko dla vipów

Nasz wczorajszy trip po Gdańsku udał się w stu procentach. Na samo wspomnienie wycieczki pieszej na górę z krzyżem wybucham śmiechem, o wdychaniu helu w pociągu przez Natalię nawet nie wspomnę. Moje baloniki z helem też zostały niestety wykorzystane. Jeden by przetrwał, ale nieoczekiwaine z sufitu zleciał na podłogę i stwierdziłam, że tak to nie może być. OKI-DOKI, mamy niedzielę, trzeba się uczyć na chemię. W sumie to nie lubię się w niedzielę uczyć, ale jak mus to mus. Jutro jest też biologia - poznam nową nauczycielkę. Nie cieszę się z tego powodu, bo wolę panią El, ale trudno. Przeczytałam lekturę i powróciłam do "Stukostrachów". Na dworze pada deszcz, ptaki ćwierkają, czyżby wiosna nadchodzi? Jeżeli tak, będę miała niesamowitą uciechę. CHAOTYZM się szerzy w moim poście, więc... kończę. "London Calling" i The Clash, lubię to!

sobota, 18 lutego 2012

nasmyfsiam znowu! good evening, good night!

piątek, 17 lutego 2012

And once you're gone, you can never come back.

 hi, guy

Nareszcie nadszedł upragniony przeze mnie piątek. Niestety dostaliśmy testy z polskiego i trzeba je zrobić do piątku, a ja jak to ja, zawsze przezorna, zrobiłam je dzisiaj. Zostało mi jeszcze wypracowanie do napisania, które napiszę na komputerze i jakoś w tygodniu albo w niedzielę przepiszę. A może nawet dzisiaj (pewnie tak, po co zostawiać to na ostatnią chwilę?). Muszę mieć czas na odprężenie się. Przyszły tydzień zwiastuje kolejne sprawdziany i kartkówki. Takie życie ucznia. Znów mam ochotę na pizzę, ale stwierdzam, że w tym tygodniu za dużo słodkiego i tłustego... JAAASNE, jeszcze mi została czekolada z walentynek, trzeba zjeść; na razie mam jej dość. Boli mnie głowa i ogólnie mam guzy ze środowego zdarzenia, chociaż nadal nie mogę pojąć, w jaki sposób one powstały. Hmmm... Napiszę do mamy i spytam się jej, co na obiad, tymczasem idę zrobić sobie herbatkę. Mam cholerną ochotę na wszystko, wszystko! Odmóżdżam się. O-D-M-Ó-Ż-D-Ż-A-M S-I-Ę T-O-T-A-L-N-I-E zaraz po tym, jak napiszę te przeklęte wypracowanie. Ciao!!!!

czwartek, 16 lutego 2012

PĄCZKOWA RZECZYWISTOŚĆ

 mój skromny kaktusik

Gdybym miała zdjęcie pączka, którego przed chwilą zjadłam, umieściłabym je tutaj; ale jako że nie pomyślałam o tym, tylko w chwili dotkliwego głodu wgryzłam się w pączusia, to nie mam. Zjadłam dzisiaj trzy pączki i mam nadzieje, że to nie wszystko! Mam ochotę na więcej! I na faworki, mmm. Niestety na chwilę obecną muszę się zadowolić herbatnikami z Biedronki, podśpiewując "SHE LOVES YOU", yeah, yeah, yeah. Nie wiem, o czym jeszcze mogłabym tutaj napisać. Miałam dzisiaj sprawdzian z religii i zganiłam siebie w duchu, że nie przeczytałam siódmego rozdziału w ewangelii, bo kurczę, miałam z tego pytanie/a. Domyślam się, że za moje odpowiedzi dostanę cztery, ale to i tak wyczyn, bo z początku niczego nie mogłam skojarzyć, a potem mi się przejaśniło i napisałam wszystkie zadania, tylko że jedno na pewno mam całe źle, a resztę? Nie wiem już sama, sama już nie wiem... Muszę sobie chyba ściągnąć Beatlesów na mp3... tak to zawsze słucham na YT... ale potrzebuję ich na co dzień. Się pomyśli kiedyś. Oki-doki, odrobię angielski, obczaję coś na polski, nauczę się zdań na gramatykę i lecę do lekturki, niach, niach, kurczę.

środa, 15 lutego 2012

Please please me, whoa yeah, like I please you.

 shhhhhhhh

Mimo że dzisiaj byłam w szkole tylko trzy pierwsze lekcje, zdążyłam dostać celujący z wfu dzięki wspaniałej pracy zespołowej. BRAWO MY. Mogłabym wylać swoją frustracje na temat mego bolącego, podbitego oka, ale chyba tego nie zrobię, bo tak naprawdę... who cares? Słucham Beatlesów i mam ochotę na sen, ale nie! Trzeba poczytać lekturę, przepisać lekcje, wypić herbatę, porozmawiać, pofantazjować... Nie poznałam dzisiaj nowej nauczycielki z biologii i jestem z tego powodu bardzo smutna, no! Zastanawiałam się dzisiaj nad kopulacją ptaków i ryb, ale nie doszłam do żadnych konkretnych wniosków, toteż sprawdziłam w Internecie i teraz już wiem, że ptaki mają narządy płciowe i że normalnie kopulują, choć trudno mi jest to sobie wyobrazić (pingwiny jeszcze, jeszcze); natomiast ryby... już wiem! Ryby przecież składają ikrę, którą następnie oblewają jakimiś skomplikowanymi substancjami i rozwija się zarodek. To nieco dziwny sposób, aczkolwiek mi on nie przeszkadza. W końcu jestem człowiekiem. Niestety nie wykazałam się inteligencją przy pisaniu tego posta.  Ciao. "Obla di obla da", tararara.

wtorek, 14 lutego 2012

ALL YOU NEED IS LOVE!!!!

Film confers a kind of spurious eternity.

 wciąż zimowo

Zaczęłam poważnie myśleć o przeczytaniu lektury. Jako że książkę mam dość sfatygowaną, parę kartek w niej ubyło, stwierdziłam, że tym razem pójdę z prądem czasu i przeczytam lekturę na tablecie. Włączam... i zaczynam się śmiać z tego idiotycznego, tańczącego Androida udającego kosmitę czy pszczołę. Matko... Kombinowałam trochę, jak przenieść ebook z komputera na tablet, myślałam, że jest tam Internet, ale jak można się było spodziewać, nie ma, a stacja do fleszów gdzieś się zapodziała. No to siup karta pamięci do telefonu, ebook na pocztę, z poczty na telefon, z telefonu na kartę, z karty do tableta i mam. Zaczynam przygodę z lekturą. Wyszedł mi z tego bajzlu nietuzinkowy, a przede wszystkim nudny post. Zero nawiązania do dzisiejszego święta, a mianowicie Walentynek i imienin mojej skromnej osoby. Nie mam ochoty na nic innego, oprócz zjedzenia pizzy i wypicia herbaty w towarzystwie, nie pogardziłabym również drugim sezonem Skinsów, a także trzecim i czwartym, i piątym, i szóstym... Drugi będę miała, gorzej z pozostałymi. Cóż, chyba zostanie mi jedynie YouTube, chociaż i z tego można ściągnąć... TO JEST MYŚL! W ogóle jednak zmieniłam zdanie do mojego niedoszłego Ipoda - kupię sobie notebooka i po sprawie. Rodzice zaakceptowali pomysł, choć nie bez "ale może z twoim laptopem da się coś jeszcze zrobić, odświeżyć"... Dajcie spokój, mój laptop to totalny przeżytek. 80 GB pamięci?! Dobre sobie! Poluję na HP z 320 GB HDD (czy ile tam), całkiem przyzwoity komputer. Może taki prezent walentynkowo-imieninowy? Just joking. To lecę do łóżka zabijać swój wzrok na tabletowym ekranie. Swoją drogą muszę podłączyć tą przeklętą ładowarkę do kontaktu przy łóżku... trzeba więc łóżko odsunąć. KTO WYMYŚLIŁ KRÓTKIE ŁADOWARKI?! Serio, chyba listwę kiedyś kupię, bo można zawału dostać. Swoją drogą II... czy też sądzicie, że Abraham Lincoln wygląda(ł) trochę bardzo jak małpa?...

poniedziałek, 13 lutego 2012

Ludzie sprawiaja, ze sie smieje. Ja sam sprawiam, ze płacze.

 model idealny

Witam, moja skromna osoba pofatygowała się do napisania tego "oto" posta (kolejna parodia "tego oto kawałka" sałaty).  Obiad jest już prawie gotowy, a ja wypiłam dopiero dwie trzecie herbaty waniliowej. Stwierdzam, że prawie nie różni się od herbaty karmelowej. Ale Dilmah to Dilmah, więc jest idealna. W związku ze szkołą nie ma o czym mówić, bo ani o stypendiach nie poinformują (tja, pewnie zrobią to w czerwcu), ani nauczycieli nie ma, a jak są, to zapowiadają kartkówki i sprawdziany. Muszę teraz napisać jakiś artykuł na angielski, a nie mam pojęcia, o czym. Na liście napisałam "brytyjscy reżyserzy", więc o nich mój artykuł powinien traktować. Jako że kiedyś czytałam kryminał, w którym pewien człowiek popełniał zbrodnie z filmów Hitchcocka, wybrałam właśnie tego reżysera. Nigdy nie oglądałam jego filmów, nie miałam nawet pojęcia, jak on wygląda - aż do dziś. Mimo że włączyłam Wikipedię, nadal nie wiem, o czym mam pisać. Zastanawiam się nad tym dogłębnie. Mogłabym napisać o tej książce, ale kompletnie wyleciał mi z głowy jej tytuł, w związku z czym mogłabym poszukać jej na Empik.com lub WP, ale nie wiem, czy mi się chce, zwłaszcza że miałam zamiar odpisać na komentarze na innym blogu (tak, w końcu moja niechęć do pisania przeszła... chociaż nie jestem tego do końca pewna). No nic, muszę się jakoś zorganizować i naskrobać te parę zdań. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. W końcu to nie koniec świata, prawda?

niedziela, 12 lutego 2012

the end

Nastawiam budzik na wpół do siódmą. Apokalipsa zbliża się wielkimi krokami, podczas gdy ja pragnę leniuchować, leniuchować w łóżku, na krześle, na kanapie, na... nieważne. Ubolewajmy!

In a river the color of lead immerse the baby's head.

 pociągowelove

Ostatnio, gdy się budzę, sięgam po telefon, włączam Operę Mini, klikam na WP i przeglądam wiadomości. Fakt faktem, że WP to najgorszy informator wszechczasów, no ale zawsze można się pośmiać z komentarzy sfrustrowanych obywateli Polski, czasami nawet się z nimi zgodzić czy napisać własny komentarz. Nawiązując do samych wiadomości, dzisiaj zerkam i widzę "Whitney Houston nie żyje", myślę sobie "he, he, znowu ktoś przedawkował". To już chyba taki standard, że sławni ludzie umierają, bo lubią topić smutki w prochach i alkoholu. Jeżeli o samych ludzi chodzi, to mi tylko szkoda Hendrixa, Joplin i Morrisona, no, ewentualnie Winehouse, bo babka miała świetny głos. Mogliby jeszcze wiele pięknych utworów nagrać. Powracając do tematu wiadomości, od razu zerknęłam na Photobloga (bo to tam najczęściej ludzie zamieszczają te irracjonalne świeczki, pomijam już Facebook - na tym kompletnie się nie znam), czy aby ktoś już zamieścił tę dość smutną nowinę, a tu nic! Zdziwiona byłam. Dobra, to nie ma sensu. Przez cały dzień się odmóżdżam, właśnie zastosowałam terapię odmóżdżającą - orzeszki w panierce z Biedronki, The Smiths w słuchawkach i Internet. Brawo ja! Później pójdę czytać książkę. Muszę wrócić do rytmu, poza tym trzeba wypożyczyć kolejną lekturę, grr.

sobota, 11 lutego 2012

Lepiej zaliczac sie do niektórych niz do wszystkich.

 zima, zima, zima

Jest dwadzieścia po pierwszej, a ja nadal siedzę w piżamie, w bluzie z Myszką Miki i bez skarpetek. Skandal! Zaraz trzeba będzie wyciągnąć odkurzacz i wziąć się za sprzątanie tego pokojowego syfu. Ehe, jeszcze nie jestem gotowa się z nim zaprzyjaźnić, toteż trzeba sie go pozbyć. Przeraża mnie myśl o nadchodzącym tygodniu roboczym, w którym będzie przynajmniej jeden sprawdzian i przynajmniej milion zapowiedzi sprawdzianów. Thanks a lot. W ogóle przerażają mnie nadchodzące miesiące, bo tak mi się nie chce uczyć... a trzeba. Poprzestałabym na jednym roboczym semestrze, ale nie ma tak dobrze. Zresztą, życie straszy. Tak mi smutno, tak mi źle, sama w niedoli topię się. Słucham piosenek jakichś niszowych zespołów typu Bombay Bicycle Club. Nigdy o tym zespole nie słyszałam, ale może być. Nie wiem, co jeszcze tutaj napisać, więc kończę. Miłej soboty i takie tam. Mam ochotę na Strongi, ale trzecia paczka w ciągu tygodnia chyba niezbyt dobrze zrobi mojemu układowi pokarmowemu.

piątek, 10 lutego 2012

Gdynia - Mc Donald's


Witajcie! Właśnie siedzimy z Kakakaro w Mc Donald's w Gdyni Stoczni, jest zimno, jechałyśmy tutaj na gapę (trzeba było zrobić coś "ekstremalnego" plus zaoszczędzić). Nie wiemy dokładnie, co chcemy napisać, w każdym razie musimy ściągnąć Photoscape, żeby przerobić nasze przepiękne, artystyczne zdjęcia. Kakakaro mówi, że to jeszcze nie wszystko, a ja sama nie wiem, co napisać, hmm... Obejrzałyśmy w pociągu ósmy odcinek Skinsów i został mi tylko jeden... a Karo cztery, he, he, he, he. Chciałabym mieć już wszystkie sześć sezonów, żeby móc oglądać wtedy, kiedy najdzie mnie ochota. Siedzimy tutaj i się chichramy z byle czego. A Lili ma zimne ręce!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! A Lili jest dziwna!!!!! Dziwadełko!!! - inwencja twórcza Kakaro. Kwa, kwa. Karo zagra w reprezentacji Polski na Euro 2012 ze swoją nową koleżanką - dziewczynką jedzącą Happy Meala. Coś nam chyba ten post nie wyszedł, ale trzeba zapełnić sobie czas... Miałyśmy znaleźć Starbucksa w Gdyni i chodzić pomiędzy osiedlami, ale jest zbyt zimno na tego typu eskapady, toteż przeszłyśmy się z dworca na plażę i z powrotem. Po drodze ślizgałyśmy się na "tej oto ślizgawce" (parodia "tego oto kawałka" sałaty z środy). Kakaro spodobały się włosy pewnego mężczyzny z pociągu, który siedział i czytał książkę. Kakaro planowała zwalić mu z nóg książkę, żeby ukazał swoją tajemniczą twarz, jednak zrezygnowała z tego pomysłu na rzecz trzymania Notebooka w przedsionku nad grzejnikiem. Good job! Pozdrowienia z mroźnej Gdyni. (Nie) żałujcie, że nie jesteście z nami, hi, hi.

czwartek, 9 lutego 2012

badz przy mnie blisko, bo tylko wtedy nie jest mi zimno...

 "jestem silniejszy"

Muszę oznajmić całemu światu bardzo przykrą wiadomość: kończą się tegoroczne ferie. Ubolewajmy... HE, HE. Siedzi u mnie Kakakaro i ogląda "Dragon Ball", gdzie postacie wydają dość dwuznaczne odgłosy typu "aaaach", "uuuch". Kaja mówi, że mam się nie śmiać, więc... he, he, he, he. Byłyśmy dzisiaj na stosunkowo długim spacerze. W nocy przyprószył śnieg, więc było naprawdę biało. Odmarzły nam nosy, palce od stóp prawie odpadły i tworzyłyśmy "czarny scenariusz", w razie gdybym zamarzła na kość i Karo musiała mnie nieść... "Przeszłabym metr i dostałabym zawału", "ogrzałabyś mnie", "tak, wstałabyś, otrzepałabyś się i sobie poszła", "mhm". Jutro jedziemy do Gdyni, także znowu odmarznie nam wszystko i zaczniemy snuć nowe scenariusze... Od wczoraj obejrzałyśmy pięć odcinków "Skins". Uwielbiam Cassie i Sida. To nic, że Sid kojarzy mi się z "Sidem i Nancy" tylko dlatego, iż nosi to samo imię, co wokalista Pistolsów. Jal i Chris powinni być razem, poza tym... zastanawiałyśmy się, dlaczego Chris nie stękał z bólu, skoro przez piętnaście godzin był pod wpływem viagry? Hmm... tak, nie ma TB, to trzeba się czymś ratować. "Oh, wow, lovely"! Tytuł jest to cytat z wiersza Poświatowskiej. Kiedyś natknęłam się na jej książkę "Opowieść dla przyjaciela" i bardzo mnie poruszyła jej historia, później czytałam jej wiersze, na półce mam jeden tom i stwierdzam, że jest moją ulubioną poetką. Nie zaczytuję się w poezji, nie interesuje mnie zbytnio, ale Poświatowską ubóstwiam i gdybym tylko miała okazję ją poznać, chętnie bym z niej skorzystała. Nigdy się jednak taka okazja nie przydarzy, bo już nie żyje. Ale jej poezja wciąż jest żywa, świeża i poruszająca do głębi me serce. "Uśmiecham się do ciebie", "Ach, cóż za ciężar przeklędy kochać cię z taką siłą! Z miłośći boli mnie serce, powietrze i kapelusz." Nieśmiertelne, ukochane.

wtorek, 7 lutego 2012

Myslisz, ze sam popychasz, a to ciebie pchaja.

 tak żeby już zakończyć sezon choinkowy

Zastanawiające, jak wielu Niemców stworzyło tyle niezwykle mądrych, dających do myślenia dzieł. Dzięki nim moja sympatia do tego kraju z ujemnej przechodzi w dodatnią. Tymczasem słucham i podryguję na dźwięk głosu Kitty z Kitty, Daisy & Lewis. Z miłą chęcią przeniosłabym się do Ameryki lat '60. Chyba historie King'a zaszczepiły we mnie takie uwielbienie do tamtej epoki. Cóż poradzić. Piję ciepłą herbatę i jest mi gorąco, bo przed chwilą nastawiłam grzanie na termostacie w całym domu. Nienawidzę wychodzić z ciepłego wyrka do szesnastu stopni na korytarzu, brrr, dlatego też trzeba było podkręcić kaloryfery, o tak. Oszczędzanie swoją drogą. Podejrzewam, że dzisiaj skończę czytać książkę; jest krótka, zaledwie dwieście dziewięćdziesiąt stron. Po dentyście zajrzę do biblioteki, żeby oddać dwie książki King'a - ludzie tak chętnie po niego sięgają, więc nie chcę ich zbyt długo przetrzymywać. Na półce zostały mi cztery książki, w tym dwie z biblioteki, dwie od Karoliny (i chyba jej oddam, bo nie chce mi się ich czytać. Te mikroskopijne litery doprowadzają mnie do szału), no i jeszcze jedną, którą dostałam w prezencie od Madzi, a którą wzięła mama do poczytania. Przegląd zrobiony, mogę kończyć. Wyjdę dziś z domu z nadzieją, że jest choć odrobinę cieplej niż wczoraj (na szczęście mam już moje trapery) i że pani stomatolog nie podrażni mi dziąseł ani języka wiertłem. Może nawet poproszę o znieczulenie, żeby zobaczyć, jak to jest, ale to raczej głupi pomysł. Wczoraj usunęłam doprawdy kompromitujące mnie zdjęcia z przeszłości na DA, ha ha. Chciałam dodać jakieś nowe, ale przez moją starą Mozillę, której nijak nie mogę zaktualizować, nie dało się wybrać kategorii, toteż nie dodałam. Koniec historii.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Przyjemnie jest słuchac, jak ten człowiek milczy.

 nowy mieszkaniec mej twierdzy - bambus

Dwadzieścia minut temu wróciłam od dentysty. Tak, wyszłam z domu, to cud! Jeszcze dziewięć minut muszę wegetować, a potem zabiorę się do pałaszowania Laysów Strongów, mmm. Dawno ich nie jadłam! Jutro znowu idę do dentysty, więc czeka mnie naprawianie odpadającej plomby, a co z tym idzie - kolejne wydane pieniądze. W środę zaś jedziemy z Karo na zakupy; muszę sobie zakupić szalik i jakiś ładny żakiet. Zima zimą, ale jestem zadowolona z tego powodu, że w Pszczółkach nie ma aż tak drastycznego mrozu. Owszem, jest te -12 stopni, ale w trampkach da się przeżyć. Co prawda przywdziałam rajstopy, dwie pary skarpet, spodnie, koszulkę, sweter bawełniany i wełniany... Luzik, hi hi. Skończyłam wczoraj "Worek kości" i czytam teraz "Łzy diabła" Deaver'a. Standardzik. Jak następnym razem zajrzę do biblioteki, to wypożyczę coś autora innego niż King czy Deaver (he he, już to widzę). Trzy minuty!

niedziela, 5 lutego 2012

egzystencjalne brednie

 weird face

Muszę jakoś zużyć zapas zdjęć, grr. Dzisiejsza noc nie była na szczęście tak koszmarna jak poprzednia; co prawda obudziłam się, ale jedynie w poszukiwaniu misia, który leżał standardowo na podłodze, no i z odwiecznego problemu śpiocha - pragnienia. Napiłam się szybko wody, po czym zasnęłam kamiennym snem i spałam aż do wpół do dziesiątej. Nie chciało mi się wstać, bo musiałabym się posmarować pudrem, więc jeszcze trochę pospałam... i w efekcie w ogóle się nie posmarowałam. Pokutuję teraz swędzeniem ramienia, wnętrza dłoni i podudzia. A TO PECH. Dzisiaj niedziela, więc oficjalnie kończy się pierwszy tydzień ferii, a zaczyna ostatni. Mój pies posiedzi w swoim paskudnym futrze do końca marca bodajże ze względu na mróz. Względy estetyczne się nie liczą w zetknięciu się z minus dwudziestoma stopniami, ha! Za chwilę zejdę do kuchni po Nesquiki i herbatkę, żeby mieć co przekąsić w trakcie czytania. Na romans to ja już nie mogę liczyć, bo mi Mattie zabili, co za ludzie! Mike już się zgodził, miał do niej przyjść wieczorem, wyjąć zza hodowli pomidorów czy czego tam klucz, otworzyć drzwi przyczepy i pójść do jej sypialni! Grr, a tu jej strzelono w głowę. Myślałam, że może zginie z ręki ducha Sallie... ale teraz właśnie naszła mnie taka refleksja, że skoro Mattie nie żyje, to jej ciało może przejść w ręce ducha Sallie Tidwell, hmm... w końcu oświadczyła, że "już niedługo wraca, kochasiu". Poczytamy, zobaczymy. W taki słoneczny dzień aż chce się czytać. Gdyby była Karo, wyciągnęłaby mnie na spacer...

sobota, 4 lutego 2012

Czasami cygaro jest tylko cygarem i niczym wiecej.

 It's funny, but it's true and it's true, but it's not funny.

Powiedzmy, że zdjęcia są stare. Potrzebuję natychmiast Fenistil Żel, bo nie wytrzymam! Moje biedne łapki! Easy jedzie dzisiaj na strzyżenie do fryzjera, będzie znów wyglądał jak owieczka. Dzisiaj do mnie przyszedł rano, wskoczył na łóżko, położył się przy mnie i przyłożył główkę do piersi, a ja go głaskałam. Taka słodka sytuacja! Na dworze jest mróz, a ja go jeszcze nie czułam, bo nie wyszłam z domu od tygodnia. Taak. Najprawdopodobniej ten błogostan zakończy się w przyszłym tygodniu, ale co tam. Mam ochotę pograć w The Sims 3. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy, więc wracam do mego ciepłego łożka.