odwiedziłam plażę pierwszy raz w wakacje
Wierzę, że ludzka wyobraźnia wpływa na rozwój wydarzeń w rzeczywistym świecie. Moje serce podpowiada mi, iż czwarty lipca okaże się dla mnie dniem pełnym dobrych informacji, a rozum mówi: "opamiętaj się, bo możesz się rozczarować". Boję się rozczarowania, bądźmy szczerzy, ja się rozpłacze i załamię, gdy zobaczę maila od szkoły, do której nie chcę iść. Będę wtedy potrzebowała solidnego kopa w tyłek i kolejnej szczypty szczęścia, by napisać odwołanie, zawieźć je i doczekać się pozytywnego rozpatrzenia. Zostały cztery dni, ja się naprawdę stresuję, tkwię w zawieszeniu. Szkoła się skończyła, a ja nadal o niej myślę... Trochę mi smutno, że nie napisałam nic na blogu w przeddzień mojego zakończenia. Ale mogę teraz sobie powspominać. Wstałam w czwartek jak zwykle rano, znalazłam sukienkę w szafie mojej siostry, włączyłam Arctic Monkeys i śpiewałam. Poranna toaleta, prysznic, te sprawy, jedzonko i w ogóle. Nadszedł moment, w którym powinnam zrobić fryzurę, bo nie chciałam przyjść w prostych włosach, byłoby to pójście na łatwiznę. Szybki look na bloga Anwen - jest! Elegancki kok w dwie minuty, wyszedł mi naprawdę ładnie. Pochwaliłabym się, ale moje zdjęcia poleciały wraz z aparatem do UK i odzyskam je dopiero za trzy tygodnie, a wtedy już nikt nie będzie zainteresowany moją fryzurą. Co najwyżej mogę wam podać linka do zdjęcia na Hipstagramie: klik (tutaj akurat zdjęcie przed balem). Sam apel nie był szczególnie ciekawy, zdenerwowałam się, że pani dyrektor przeczytała moje wyniki z egzaminów, nie chciałam, żeby ktokolwiek o nich słyszał. O 18 pojechałam na bal, który okazał się strzałem w dziesiątkę, świetnie się bawiłam, to chyba przede wszystkim dzięki temu, że był tylko jeden rocznik, więc wszystkich znałam. Tak się cieszę, że mam gimnazjum za sobą. Szybka zmiana tematu: słucham Kings Of Leon. Chciałoby się powiedzieć: nareszcie! W końcu zostało sześć dni do koncertu, kiedyś trzeba przestać męczyć "Straighten the rudder" Arctic Monkeys i zacząć ogarniać wszystkie albumy KOL. Jeszcze nie mam tego uczucia towarzyszącego wielkim wydarzeniom, bo za bardzo stresuję się ogłoszeniem listy przyjętych, ale poczekajmy do piątku, wtedy będę piać z nadmiaru emocji. Dzisiaj przespałam połowę dnia, nawet nie wiem, dlaczego. Wróciłam przedwczoraj do domu po 23, bo za bardzo mnie bolał brzuch, żeby siedzieć ze znajomymi do rana, ponolifiłam jakoś do drugiej i położyłam się spać. Z łóżka zerwałam się po jedenastej, zaczęłam czytać "Joyland" King'a i o czternastej znów poszłam w kimę. Nawet nie zdążyłam pożegnać się z moją siostrą, nie pojechałam z nią na lotnisko i nie zawitałam u dziadków. Trochę mi z tego powodu smutno, mam nadzieję, że się na mnie nie gniewa. Jeżeli nie przeszkadza wam mój monolog, to napiszę jeszcze, że trzech typów włamało się dzisiaj do moich sąsiadów. Stoję pod prysznicem, wszystko fajnie, pięknie, słyszę alarm, myślę: "pewnie ktoś włączył, to już ta godzina", mimo że nie słyszałam, żeby ktoś wchodził na korytarz, gdzie jest czujka. Okazało się, że to u sąsiadów. Na szczęście włamywacze się przestraszyli alarmu i sobie pojechali, ale szyba do wymiany... Dom komendanta wojewódzkiej policji, brawo. Początek wakacji, podwójne brawo. Nie lubię tych włamań, dość dużo się ich zdarzyło w przeciągu kilku lat u nas. Mam nadzieję, że nigdy nie dosięgną mojego domu... Chciałabym was przeprosić za moją nieobecność na blogu i pisanie naprawdę mało interesujących postów - widzę po komentarzach, że jest grupa osób, która zwyczajnie te posty pomija. Trochę mi z tego powodu smutno, chciałabym się jakoś poprawić, ale wiecie, jak to u mnie jest - nie potrafię pisać o czymś naprawdę istotnym, uzewnętrzniać się, chyba że trafię akurat na TEN moment. Skończyłam, czas iść do łóżka, obejrzeć House'a, położyć się spać. Nawet jutro pojednam się z ludźmi i zawitam na koncercie Czesława Mozila. Jak za darmo, to grzech nie skorzystać z okazji. Dobranoc.