czwartek, 30 czerwca 2011

zakup sobie narty

 my dependence

Ostatni dzień czerwca... a myślałam, że dziś piątek. Postarałam się dzisiaj o zdjęcia, które zalegają w moim aparacie już od czternastu dni. Jakoś mi się wcześniej nie chciało tego ruszać. Na dworze parno, duszno, ale przynajmniej przez okno wieje mi zimny wiatr - to jakaś nowość. Rain, rain, rain. Obejrzałam z rana House'a i dwa odcinki Odlotowych agentek! Zaraz mykam do łóżka, bo przed komputerem siedzę od półtorej godziny, jestem tym zmęczona. Chcę już zobaczyć moją siostrzyczkę, tak bardzo za nią tęsknię...

środa, 29 czerwca 2011

szczurom*tunelowym

 yesyesyes

Dzionek spędzony z Karoliną (różowa bluzka) w Głównym. Cieszę się, że pojechałyśmy, bo film był naprawdę niesamowity. Wiadomo nie od dziś, że Spielberg robi świetne filmy. Zdarzyły mi się dwa przykre incydenty. Pierwszy: Karolina zaciągnęła mnie do Mc Donald's, chociaż zapowiedziałam sobie, że nigdy więcej niczego tam nie zjem (oprócz lodów, a w ekstremalnych przypadkach - czegoś z kurczakiem). Patrzyłam na kiepskie menu i mój wzrok spoczął na kanapce wiejskiej. Pomyślałam, że kanapka jest z kurczakiem, więc wzięłam. Po długim czekaniu otworzyłam paczuszkę, a tam wołowina... Ohyda. Wyrzuciłam wołowine, a sama kapusta kiszona z keczupem i musztardą w kanapce nie była zbyt dobra. Sześć złotych, które mogłam spożytkować na dwa kurczakburgery, poszło na marne... Następnie udałyśmy się do parku, przycupnęłyśmy na ławeczce i rozmawiałyśmy. Zaglądam do torebki, a tam wszystko w kubusiu pomarańczowym... Śmierdziało, że hej! Po powrocie do domu zamoczyłam torebkę i swój prowizoryczny portfelik, zdjęłam sznurek z torebki (nawet nie wiem, czy uda mi się go przywrócić z powrotem... byłaby szkoda, bo torebkę kupiłam miesiąc temu za sto złotych), wyczyściłam gąbką mp3 (działa normalnie, jedynym mankamentem jest guzik przełączania piosenki) oraz nieszczęsne słuchawki, które aktualnie są ciężkie w użyciu, mam dźwięk przestrzenny, wyostrzone basy i słabą resztę. Całe szczęście, że telefon miałam w ręku! Nie wiem, co mnie pchnęło, żeby włożyć mp3 do środka torebki; zawsze mam w którejś z kieszeni bocznych. Wyszła mi cudowna relacja dzisiejszego dnia! Pociąg jak zwykle zapchany; nie mam pojęcia, dlaczego wypuszczono taki krótki skład...

wtorek, 28 czerwca 2011

high hopes

 górskie uroki

W głośnikach Pink Floyd gra tytułową piosenkę "High hopes". Mój zegar biologiczny od razu po dwudziestym drugim przestawił godzinę wstawania na dziesiątą i tak już chyba do końca wakacji zostanie... No trudno. Wczoraj skończyłam czytać książkę King'a, dzisiaj zaczęłam Forsytha. Przed chwilą oglądałam dziwny film na Disney Channel. Nie obyło się bez "jakie to głupie" ze strony mamy... a z mojej "takie filmy pokazują na kanale dla dzieci". Wolę Odlotowe agentki! Gorąco mi, mam zimne stopy i boli mnie głowa. Dziesiątego przyjeżdża do mnie dwudziestodwuletni kuzyn, nie mam pojęcia, co on tu będzie robił przez ponad tydzień. Hmm...

poniedziałek, 27 czerwca 2011

czas na herbatkę

 zadowolona twarzyczka po skończonym roku szkolnym

Jest mi wstyd przyznać się do tego, że zwlokłam się z łóżka o dziesiątej. Wieczorem nie mogłam usnąć, zasnęłam po północy, obudziłam się przed ósmą, ale nie miałam siły wstać, więc powtórnie zapadłam w sen... Śniło mi się, że cudownie śpiewam na ulicy z którąś z moich koleżanek w Gdańsku. Aż dziw, że ta ulica była piękna - dominowały w niej odcienie różu; urocze! Wczoraj tak sobie przeglądałam wyprzedaż na Asosie i dorwałam męską bluzę adidasa za dwadzieścia funtów! Cholercia, gdybym mogła poprosić o nią rodziców, tobym była zadowolona, ale nie chcę, bo ostatnio zbyt wiele dostałam. Poczekam sobie na jesień i wtedy jakoś zakupię, jeżeli mi się uda ją znaleźć. Wypadałoby mieć jedną bluzę z kapturem w szafie. Cierpię na brak bluz. Niespecjalnie mi to przeszkadza, ale niezapinana bluza z logo adidasa na piersi przypadła mi do gustu. :) Jakoś od rana przeczytałam sto stron. Mama spytała się mnie, kiedy wreszcie z łóżka wyjdę, więc dokończyłam część drugą, gdzie wampiry zaludniły Salem, ubrałam się, ogarnęłam w pokoju i zasiadłam przed komputerem. Wcześniej zjadłam ponad pięćset kalorii jedzenia, więc wystarczy mi do obiadu. Zdecydowanie dużo kalorii dobrze na mnie wpływa, gdyż rzadko burczy mi w brzuchu, czego nienawidzę. Tak więc gdy wybieram się na zakupy, muszę zjeść jakiś junk food, na przykład kurczakburgera w Mc lub kanapkę z kurzcakiem w KFC, żeby nie być głodna do końca dnia. To się nazywa życie! A brzuch rośnie... To ja powracam do słuchania 100% Linkin Park na OpenFM. Od wczoraj mam jakąś zajawkę na mój ongiś ulubiony zespół... Ale serce moje należy do klasyki!

niedziela, 26 czerwca 2011

heart of gold!

nie wiem

Niedziela płynie wolnym strumieniem, słońce chowa się za ciemnymi chmurami, a Lilia słucha w pokoju The Beatles, Guns'n'roses i innych cudownych zespołów. Od rana w książce siedzę i czytam. Cholerne wampiry pojawiły się w Jerusalem! Kurczę, pierwszy raz czytam książkę King'a, gdzie są wampiry. Na szczęście wampiry-ludożercy, straszne potwory zza szafy. Dzisiejszy dzionek właśnie poświęcam książce, chociaż nie obędzie się również bez siedzenia przed komputerem i zerknięcia w ekran telewizora. Cóż poradzić - taki świat techniki. Idę wyprostować grzywkę, zrobić sobie fryzurę i do kościoła. Trzeba się wreszcie oddać modlitwie i kontemplacji, słuchać Słowa i kazania. Szkoda tylko, że chodzę na mszę dla dzieci, te kazania nie są ciekawe. Czekam więc do ukończenia przez mą mamę kursu prawa jazdy.

sobota, 25 czerwca 2011

GOD? IS THIS YOU?

 bochenki

Jest już taka późna godzina... Zerknęłam dzisiaj na gadu-gadu w telefonie i okazuje się, że po siedmiu dniach "testowania" trzeba wykupić tę usługę, a więc teraz przetrząsam Internet w poszukiwaniu jakiegoś sposobu, żeby mieć gadu-gadu za free z wi-fi. Właściwie to już znalazłam pewien program, więc sobie go ściągnę i wypróbuję, bo nie będę tracić pieniędzy na głupie gadu, z którego i tak rzadko kiedy korzystam, gdyż szybko idzie bateria. Głównie to korzystam z tego, gdy mi się nie chce zasiadać przed komputerem wieczorem lub gdy chcę sprawdzić, czy aby ktoś mi nie przysłał wiadomości. [...] Nom, i tak aktywowałam gadu, stwierdziwszy, że inne programy są całkowicie bezsensu. Tak poza tym to nie mam specjalnie czego napisać. Wczorajszy dzień spędzony w bardzo miłym towarzystwie, dzisiejszy także. Idę zaraz do łóżka poczytać książkę mojego ulubionego autora...

piątek, 24 czerwca 2011

lokalizacja.margaretki

 fancy

Dzień dobry, bobry. Karo mnie obudziła po ósmej smsem, ale stwierdziwszy, że się nie wyspałam, zostawiłam to w spokoju i poszłam dalej śpiochać, a śnił mi się połów ryb z Magdą i sprzedaż ich na polance przy drodze. Muszę jej o tym dziś opowiedzieć. Magda jest dobrym rybakiem, łowi ryby na asfalcie, tuż nad bajorem. Poza tym to bateria mi już trzeci dzień trzyma, są dwie kreski. Cóż za postęp! Jestem strasznie głodna. Mama dokądś pojechała, mam nadzieję, że do sklepu po płatki, bo nie wytrzymam dzisiaj bez płatków. To jedyne żarcie, które nie wymaga ode mnie poświęcenia. Można wsypać i zajadać. Zapełniam czymkolwiek te pole. Idę wyprostować moje uciążliwe włosy, które dzisiaj wyglądają nieco sianowato, a były takie śliczne... Poza tym to się skręciły. Dlatego też zaplotłam warkocze, żeby mi się nieco wyprostowały (to działa), a zaraz wyruszam na podbój łazienki. BYE

czwartek, 23 czerwca 2011

Stopping by woods on a snowy evening

 no, krzaki

Iście wakacyjny dzień - całodniowy placek w łóżku i dwieście przeczytanych stron. Przez moją siostrę tata prawdopodobnie uważa, że zapomniałyśmy o Dniu Ojca. Czekam na chwilę po obiedzie, kiedy wręczymy mu czekoladki i złożymy życzenia, bo na myśl o jego myślach robi mi się przykro. Wypiłam cappuccino i jest mi strasznie gorąco, na szczęście zbawia mnie zimne powietrze, nadlatujące z dworu. Przez cały rok prowadzenia tego bloga nie napisałam nic twórczego ani ciekawego. Zabawne.

środa, 22 czerwca 2011

I'm coughing all the time, wrr


 świadectwo przedstawia się nader dziwacznie

Jestem strasznie zmęczona, mimo że zrobiłam sobie po południu drzemkę... i strasznie głodna. Myślałam, że mała pizza starczy mi na cały dzień. Zrobię sobie cappuccino, o! Uroczystość zakończenia roku szkolnego widziałam parę razy przed zakończeniem roku szkolnego, więc nudziłam się nieco, chociaż rozdanie świadectw było ciekawym przeżyciem. Pewien incydent zapamiętam do końca swojego życia, he he. A tak ogólnie to dzisiaj jest wspaniała pogoda - nie za ciepło, nie za zimno, przyjemny wiaterek, można okno otworzyć i mieć jakiś przewiew. Zapewne w tym tygodniu na pewno sobie popada, co sprzyja rozmnażaniu się komarów... przeboleję to, jak w każde wakacje. Miałam iść dzisiaj na mszę o siódmej, ale już nie miałam sił, żeby się przebrać. Jutro będzie msza na Boże Ciało, he. W piątek zaś jadę na urodziny koleżanki. Usunęłam foldery z muzyką, lecz nadal zostało około tysiąca pięciuset zdjęć, matko! Nie chce mi się tego przeglądać i usuwać, zostawię to w spokoju. Skasowałam również wiadomości w telefonie, bo miałam ciągle na ekranie pokazany znaczek wysyłania wiadomości, kiedy się wiadomość nie wysyłała, co mnie piekielnie denerwowało. Na szczęście już go nie ma. Przyzwyczaiłam się do ogromu mego telefonu i jak trzymam w ręku telefon z normalną klawiaturą, to ten wyświetlacz jest taki malusieńki...

wtorek, 21 czerwca 2011

turn the page

 bo Karolina nie umie ścielić łóżka

Dzień miło spędzony: próba w szkole, zwinięcie się ze szkoły około godziny jedenastej, wizyta u fryzjera, a potem w szkole podstawowej, gdzie nawijałyśmy z panem od polskiego przez całą godzinę. Wygodnie mi jest w krótszej grzywce, od razu lepiej. Jeszcze pani mi spryskała sprayem do rozczesywania włosów, tak że teraz są cudownie jedwabiste i mam ochote je głaskać non-stop, ach. Chcę ten spray! Szkoda, że nie przyjrzałam mu się z bliska... Więc jutro muszę Paulinie oddać pieniążki, bo mnie poratowała. Nie wiedziałam, że podcięcie wyjdzie poza mój wyznaczony budżet, a sama też nie pomyślałam, żeby wziąć cokolwiek na zapas. Mam niekiedy ogromnego farta. Jak sobie to uświadamiam po facie, to czuję się tak... dziwnie lekka. Znów nadeszła zmiana pogody i boli mnie głowa. Nie lubię tego. Dwadzieścia dwa stopnie na dworze, a ma się wrażenie, że ze trzydzieści... Jutro pewnie też będzie cieplutko, a więc zapowiada się przyjemne zakończenie roku szkolnego (pomimo tego, iż będzie w budynku). Słucham sobie Metalliki i nieco zgłodniałam. Miłego dnia życzę!

poniedziałek, 20 czerwca 2011

you are a pirate

 the pigeons

Będę musiała w wakacje przeprowadzić gruntowny remont mego folderu z muzyką. Usunąć to, czego nie słucham i nie mam zamiaru już słuchać, a zostawić to, co jest na czasie i ma dla mnie wartość sentymentalną. Przy tym jest sporo roboty, ale myślę, że przez parę dni się z tym uporam. Niepotrzebne mi jest ponad dwa tysiące piosenek, skoro słucham około stu z nich. Bezsensu. Poza tym zepsuł mi się kabel usb od klawiatury i myszki, grr. Muszę pisać z laptopa, a nie lubię. W szkole fajno, czytałam przez cztery lekcje książkę, na angielskim i matematyce miałam angielski, a po szóstej lekcji pani nas wygoniła do domu, bo chciała w spokoju wypełniać świadectwa. Tym sposobem znalazłam się szybciej w domu. Katar mi znika, za to kaszlę coraz namiętniej i postanowiłam podleczyć się syropem. W nocy nie mogłam spać, tak mnie noga bolała. Położyłam się o jedenastej, jakimś cudem zasnęłam o północy lub pierwszej, obudziłam się o trzeciej i stwierdziłam, że nie wytrzymam z teraz już obiema nogami, więc ubrałam długie spodnie od piżamy i skarpety do spania, poszłam opróżnić pęcherz i oddałam się na powrót objęciom Morfeusza, chociaż po okresie pół godziny; obudziłam się o szóstej i przez kolejne trzydzieści minut dryfowałam na granicy jawy a snu. Później zadzwonił budzik, ale nie mogę oszacować, czy rzeczywiście mnie obudzi, kiedy będę spać. To się jutro, mam nadzieję, okaże. Nadal mnie boli noga. Wczoraj było strasznie zimno u mnie w pokoju i to właśnie jest powodem owego bólu. Pomyślcie, że wystarczy przeżyć jutrzejszy dzień i nastanie koniec roku. Szczerze mówiąc, odechciało mi się już wakacji. Co ja będę robić? Fakt, książek więcej przeczytam, łii! Muszę zakupić sobie nową książkę Stephena Kinga. O tak... :)

niedziela, 19 czerwca 2011

Old lady's sick and I can't leave her home

 ta dłoń...

Jest już trzecia! To straszne, że tak szybko leci niedziela... A przecież niedawno obudził mnie budzik o szóstej trzydzieści (z jakiej racji, kurczę?), a potem zapadłam w dwuipółgodzinny (tak się pisze - dziwne; dowiedziałam się tego na konkursie ortograficznym, kiedy to po oddaniu prac, zauważyłam, iż "ponaddziewięćdziesięciopięcioletni" pisze się razem) sen. Sprzątnęłam na raty pokój, bo w międzyczasie byłam w kościele. Zdałam sobie sprawę, że te moje sprzątnięcie zostało odebrane jako grzech. No cóż, wczoraj nie czułam się na siłach, a dzisiaj katar już powoli ze mnie spływa i niedługo go nie będzie. Do środy pewnie będę zdrowa. Zastanawiam się, czy nie iść we wtorek do fryzjera, żeby na zakończenie roku mieć już tę grzywkę w ładzie. Ale pewnie i tak nie pójdę, he he. Zamiast do fryzjera zawędruję do szkoły! Od wczoraj po prostu nie chce mi się siedzieć w domu, a iść się uczyć. Coś jest ze mną nie tak... Na pewno jedno: głodna jestem. Zaraz polecę na dół wyniuchać słodziutkiego wafelka. Przeczytałam dzisiaj do końca książkę i powiem szczerze, że nawet mi się ona podobała. Zakończenie takie, jakie od początku wiedziałam, że będzie; no i wszystko wróciło do normy, wszystko skończyło się dobrze. A jednak jak chcę, to potrafię się rozpisać. :-)

sobota, 18 czerwca 2011

szczery podziw

 taki krzywy guy

Katar totalnie zmasakrował moją głowę. Nie wiem, co mam z tym zrobić, aghrr! Chciałam dzisiaj sprzątnąć pokój na błysk, ale chyba odłożę to na jutro, bo dzisiaj kompletnie nie chce mi się nic robić. Karolina przed chwilą pojechała do domu, przywiozła mi kabel usb do telefonu. Na szczęście pasuje. Miło było, pogaduchy do poduchy, yeah! Idę zaraz czytać książkę - odprężę się i schowam w kołdrze. Na dworze pada deszcz, jest nieładnie i ogólnie to chyba każdy ma ochotę klapnąć na łóżko i zapaść w głęboki sen. Przy takiej pogodzie odechciewa się żyć... Aż niemiło czyta się moje notki, są strasznie pokręcone.

piątek, 17 czerwca 2011

mew, mew

 z muzeum

Nie da się żyć z katarem! Chcę już koniec tej udręki, a to się dopiero zaczyna. W szkole jest fatalnie, nie ma sensu do niej chodzić, chociaż i tak będę chodzić. Codziennie rano pobudka o wpół do siódmej. Za parę dni będę się budzić o ósmej, potem stopniowo o dziewiątej i dziesiątej. Porażka. Znów nie mam nic ciekawego do napisania. Pewnie w wakacje zrezygnuję z bloga...

czwartek, 16 czerwca 2011

Could you hold my hand and save me tonight?

 yummy sandwich/słodka dzieweczka

Ładuje mi się odcinek "Gęsiej Skórki" - miałam na to ochotę od wielu dni, więc wreszcie, po uprzednim przypomnieniu koleżanki, włączyłam sobie na youtube i będę oglądać. Tytuł "Nawiedzony dom". Nie szkodzi, że już to widziałam. Oglądam też "Odlotowe Agentki" i chociaż wszystkie odcinki obejrzałam, to nic nie pamiętam. Akurat ta kreskówka leci w telewizji, więc nie muszę zasiadać przed ekranem komputera... Mam zapchany nos, a katar znikomy - co to jest? Jutro będzie straszliwy dzień, prawdopodobnie zanudzę  się na śmierć... Chaotyzm zawładnął mym światem.

środa, 15 czerwca 2011

nie_jesteś

 berciuszek

Siedzę przed komputerem, bo godzinę temu tata do mnie przyszedł i szperaliśmy w Internecie w poszukiwaniu najlepszej oferty kupna telefonu. Zdecydowaliśmy się na allegro, bo było najtaniej, a tata stwierdził, że na razie nie potrzebny mu abonament (zresztą wyszłoby drożej). Przed chwilą zamówił, także za parę dni dostanę. Chyba będę się bardziej cieszyć, kiedy już ten telefon dostanę, bo na razie cieszę się w mniejszej skali. :) W szkole jak w szkole - wieje nudą i smrodkiem. Właściwie żadnej lekcji nie mieliśmy normalnie, no może oprócz religii, bo dokończyliśmy oglądanie filmu, który chcąc nie chcąc skończył się smutno... Gardło mnie boli, kicham i mam czasem zatkany nos - to bardzo złe znaki! Pan od fizyki zwraca nam pieniądze pozostałe z wycieczki, także się cieszę na dodatkowe czterdzieści złotych w swoim prowizorycznym portfelu. No właśnie, może sobie kupię za nie... portfel? W Stradivariusie widziałyśmy z Karo dwa bardzo ładne, więc może, może... jeśli mi zostanie cokolwiek (a wiem, że tak). Z drugiej jednak strony wolę mieć te parę groszy na spotkania. E tam, już i tak zbyt dużo rzeczy sobie w ostatnich czasach nakupowałam. Dobranoc wszystkim życzę. Idę do łóżka, bo jestem zmęczona. Parę stron przeczytam, niewiele.

wtorek, 14 czerwca 2011

IT'S RAIN ALREADY

 tasty finger!

W szkole kompletny zastój. Od dnia przepełnionego nudą boli mnie straszliwie głowa (z okazji zmiany pogody również, aktualnie pada deszcz). Muszę jutro zanieść swojej wychowawczyni dyplom, który dostałam za konkurs. Oglądałam przed chwilą brytyjskich Milionerów po angielsku i byłam naprawdę zawiedziona wieloma osobami. Na takie łatwe pytania z palcem w nocniku odpowiem. Ogólnie uwielbiam brytyjski akcent, ale słowa "finally answer", które brzmiały mniej więcej "fainyanser", rozszyfrowałam dopiero po parokrotnym usłyszeniu ich. W pięć minut uczestnicy odpowiedzieli na dziewięć pytań, podczas gdy u nas nie odpowiedzieliby na trzy...  Byłam dziś smutna, ponieważ wczoraj skończyłam wieczorem "Grę anioła", bu! Niespodziewane zakończenie... i powiem szczerze, że urocze. Teraz będę czytać "Dziecko pokuty" - nie wiem, co to, ale tematyka chrześcijańska. Wzięłam tę książkę ze względu na twardą okładkę... He he. Jak zwykle post niespójny.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

it was really, really good

 to my, hell yea

Oh yeah, oh yeah, oh, oh yeah! Nie chce mi się chodzić do szkoły, ale się poświęcę w imię sztuki. Dzisiejszy dzień nudny jak flaczki z olejkiem palmowym. Na dworze gorąco, chcę deszcz, deszcz, deszcz! Podrapcie mnie, wszystko mnie swędzi. Nie wiem, od czego to. Led Zeppelin słychać w głośnikach, mrau. Jeszcze pięć dni do soboty, jak ja to wytrzymam? Wspomóżcie mnie, proszę, duchowo! :-) Chciałabym mieć w domu żółwia, małpkę, węża i pająka... Ale najbardziej to żółwia. Szkoda tylko, że chowają się po kątach. W takim razie wolę mojego Easy'ego. Nie mam weny. Ciekawe zdjęcie, nieprawdaż? Schrupałabym wafelka i wyssała loda. Jakieś skojarzenia?

niedziela, 12 czerwca 2011

stairway to heaven

 miss Ogromny Nochal

Brzuch mnie boli. Zostało mi niewiele ponad dwieście stron przewspaniałej książki. Aż żal jest się z nią rozstawać, tak jak z jej poprzedniczką. Muszę sobie wypożyczyć książkę Lwa Tołstoja oraz tę Anne Rice, która opowiada o życiu Chrystusa. Lubię jej książki z dozą teologii, bo wtedy poznaję swoiste alternatywy dla biblijnych prawd. Oczywiście nie wierzę w nie, aczkolwiek mogę sobie bliżej przyswoić życie całej Trójcy Świętej napisane w języku zrozumiałym dla młodej osoby. Książki Anne Rice zawierają elementy fantastyki, prawdy i mitów, ale nie są przeze mnie traktowane poważnie. To tyle na ten temat; prawdopodobnie napisałam wszystko niezrozumiale i zaprzeczyłam samej sobie, jak zwykłam to robić, ale nie interesuje mnie to. Dzisiejszy dzień całkowicie należy do lenistwa i połowicznie do mszy świętej. Na mszy świętej też można się polenić, a co! Mam ochotę na Metallicę, taką straszną, straszną, straszną ochotę. W ogóle mam ochotę na jakieś cięższe brzmienia. Coś jest na rzeczy... He he.

sobota, 11 czerwca 2011

KKK

bad miners

Hello, hello! Jakieś pół godziny temu wyszłam spod prysznica, a wcześniej wróciłam z przepełnionym pęcherzem z Gdańska. Dzień zaczął się od spóźnienia się mojego cudownego przewoźnika i stania w totalnie zapchanym przedsionku, gdzie ludzie mnie gnietli i martwiłam się o dziewczynę stojącą przede mną, bo myślałam, że wypadnie, jak pociąg się zatrzyma. Później czekałam na Karo i podeszli do mnie strasznie przystojny i słodki Brytyjczyk z dziewczyną! Rozmawiałam z nim około trzech minut. Nawet się nie zastanawiałam, co powiedzieć, waliłam prosto z mostu, ha ha. Aż się potem zdziwiłam, że potrafię tak mówić po angielsku. To dobrze! A więc po całym zdarzeniu przez resztę spotkania miałam "zajawkę" na Brytyjczyków. Ciekawe, czy Karo miała mnie dość... I znienawidzeni przeze mnie pijacy, bezdomni, pijacy jeżdżący na Hel z kolegami... Było wspaniale, jak zawsze z moją siostrzyczką. :) Zwiedziłyśmy sobie stocznię, he he, salę BHP i śmierdzące, dziwne budowle. Szkoda, że zobaczymy się dopiero po wakacjach... Wczoraj siostra podsunęła mi pewien pomysł, a mianowicie, abym poszła do gdyńskiej trójki po gimnazjum. Tak sobie myślę, że jest to całkiem niezła myśl, ponieważ ta szkoła stoi w pierwszej dziesiątce w rankingu najlepszych liceów w Polsce, a Topolówka jest daleko, bo na ponad pięćdziesiątym miejscu. Papiery najprawdopodobniej składam do obu, ale Gdynia mi się bardziej uśmiecha z dwóch powodów. Mam jeszcze całe dwa lata na przemyślenie tego, ale wiem, że dwa lata to niewiele i szybko zlecą. Najważniejsze, że w obu szkołach jest matura europejska. W Gdyni natomiast trzeba ostro kuć i po nocach nie spać, a w Topolówce jak w Topolówce... :)

piątek, 10 czerwca 2011

A wie pan, co jest najlepszego w złamanym sercu? [...] Tak naprawdę można je złamać tylko raz. Reszta to zaledwie zadrapania.

 nie moje zdjęcie, koszmarny kadr, ale przepiękne kolory!/Wroclove

Niezmiernie się cieszę z wolności, jaką daje nam koniec tego tygodnia, czyli koniec wystawiania ocen i "stresu" (ja akurat jestem w tych sprawach bezstresowa). Dzisiejszy dzień jest pełen niespodzianek i bólu brzucha oraz pleców. Dowiedziałam się, że pani od chemii postawiła mi celujący, chociaż jestem uczniem piątkowym, nie mam ani jednej szóstki, nie zrobiłam pracy dodatkowej na konkurs... za to moja koleżanka zrobiła i się zdenerwowała, poszła do nauczycielki, która powiedziała, że jeszcze się zastanowi. Ja też bym się zdenerwowała na jej miejscu, więc nie mam o to żalu. Nie robi mi różnicy piątka czy szóstka z chemii, bo wiem, że na szóstkę nie zasługuję. Za to moja wychowawczyni po długim namyśle postawiła nam (mnie i tej koleżance) szóstki z polskiego (!); powiedziała, że trzeci raz to robi, czyli coś w tym jest (jam trzecia, koleżanka druga - lub na odwrót). Pani od plastyki również miała wielki dylemat - łabędź jej się spodobał, wstawiła mi szóstkę, ale nie widziała u mnie celującego na koniec... powiedziałam, żeby się zastanowiła; przecież nie będę jej prosić, chociaż fakt faktem, że na jej pytania nie odpowiedziałam ze względu na brak podręcznika i zachowywałam się nieco chamsko, bo byłam zdenerwowana tą sytuacją i okropnym bólem. Na polskim się dowiedziałam, że jest celujący. Cieszyłam się strasznie. Więc na dzień dzisiejszy i mam nadzieję, że już do końca roku, moja średnia ocen wynosi 5.6 i nie mam zamiaru już o niej myśleć ani pisać. Jutrzejszy dzień zapowiada się wspaniale - wreszcie zobaczę moją siostrzyczkę! Będzie brzydka pogoda, ale damy radę. :) Za to dzisiaj po powrocie ze szkoły z wielkim trudem oglądałam Trinny & Suzie, a po seansie padłam snem kamiennym na pół godziny, he. Po obudzeniu się miałam zdrętwiałą rękę i byłam otępiona, więc niespecjalnie zwracałam uwagę na to, co robię - czyli nic nie pamiętam.

czwartek, 9 czerwca 2011

Życie składa się z wielkich nadziei.

 daj buzi

Wszystko "okok", z niecierpliwością oczekuję jutrzejszego dnia, jutrzejszej plastyki. Teraz naprawdę chcę tę szóstkę, chcę tą średnią... chociaż stwierdzam, że same pozytywne oceny dziwnie będą się prezentowały na świadectwie. Chciałabym takie na koniec trzeciej klasy. :) W liceum to uczyć się, byle mieć pasek; nie liczą się oceny, a matura. Strasznie mnie głowa boli od tej zmiany pogody. Idę zaraz do łóżka z książką. Nie mogłam się tej chwili doczekać! A pojutrze spotkanie z Karo. :) Będzie raczej zimno, więc spotkamy się w mieście. Nie mam dzisiaj nic ciekawego do powiedzenia, emocje związane z wystawianiem ocen prawie całkiem opadły na dno. Tylko przeżyć jutrzejsze siedem godzin. Muszę kreta wsypać do prysznica, bo woda strasznie wolno spływa, co mnie strasznie denerwuje.

środa, 8 czerwca 2011

money honey


 white queens (or kings)

Jestem nieco zdenerwowana, ponieważ nastąpiła mała dezorganizacja soboty. Szkoda... W szkole powoli do przodu, średnia z każdym dniem coraz wyższa. Jutro fizyka, idę do szkoły z nadzieją, że będą gorące krzesełka zamiast sprawdzianów - wtedy mam spokój z oceną, ponieważ mi się nie waha. Szóstka z plastyki stoi pod wielkim znakiem zapytania - ze zniecierpliwością czekam na piątek; nie tylko z tego powodu. Dzisiaj uciekłam z ostatniej lekcji, ale mama mi mówiła, że nie mam nieobecności. Nie chciałoby mi się siedzieć na świetlicy. Przyszłam więc do domu, wzięłam prysznic, popisałam na gadu, obejrzałam House'a i kawałek Wojewódzkiego, męczyłam się z goleniem nóg około dwóch godzin, znów wzięłam prysznic i teraz siedzę tutaj. Idę do łóżka powtórzyć sobie to, co powtarzam już od dobrych paru tygodni. Plany na wakacje - oczywiście zero fizyki. Chcę już burzę, chcę, chcę, chcę! I zimne powietrze... Pragnę dziesięciu stopni celsjusza przez cały dzień, całą noc i cały poranek, mrr. I na wakacje dwadzieścia trzy stopnie w słońcu, woda w morzu dwadzieścia dwa stopnie celsjusza... Marzenia nie do spełnienia, jakich wiele. :)

wtorek, 7 czerwca 2011

Venus in Furns

 mój wczorajszy outfit domowy

Jest tak parno, że już się cieszę na przewidywaną wieczorną burzę, mrau! Odkurzyłam prawie cały pokój i odkurzacz mi padł (znów się przegrzał), pff. Pod łóżkiem już starym odkurzyłam. Takie sytuacje są zdecydowanie denerwujące. W szkole świetnie mi dziś poszło - szóstka na koniec z historii (jakim cudem?!), naciągana piątka z wf-u oraz czwórka ze sprawdzianu z polskiego. Jutro będzie odpytywanko z religii i sprawdzian z matematyki. Powtórzę sobie z religii, a z matematyki będzie już prosto uzyskać pozytywną ocenę. Głowa mnie strasznie rozbolała... Zaraz położę się do łóżka, chociaż nie wiem, jak wytrzymam w tej dusznocie. Na szczęście wiatr wieje mi przez okno, jednak niewystarczająco... Słucham OpenFM, jakoś mi się od wczoraj zebrało na radio. Kiedyś słuchałam, potem przestałam. Aktualnie leci Marilyn Manson, przed chwilą w zakładce Rock/Metal wybuchły syntezatory... Matko! Zaczęłam "Grę Anioła" wczoraj wieczorem, jestem na siedemdziesiątej stronie. Robiłam trzy godziny durne origami, które mi i tak nie wyszło, ale mam szóstkę z techniki na koniec. :) NIGDY WIĘCEJ ORIGAMI! Czyli suma sumarum moja prawdopodobna średnia będzie wynosić 5,43, ale jeszcze nic nie jest pewne. Do piątku długa droga...

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Rządowe działania...




Siedzę sobie właśnie w salonie i korzystam z uciążliwego tabletu, w tle zaś leci mowa końcowa Dominika z YCD. Ciężko się tu pisze. Byłam dziś u ortodonty, pod koniec sierpnia mam następną wizytę. Wybieram aparat zmienny czy jak on się tam zwie; stały jest zbyt uciążliwy, poza tym jest ogromne ryzyko wystąpienia próchnicy po zdjęciu. Tyle problemów... Po powrocie z Pruszcza i jeździe okropnie zatłoczonym autobusem poszłam do biblioteki - nareszcie - wypożyczyłam siedem książek, w tym Gra Anioła, na którą już od dawna, bo od roku, poluję, ale do dziś nie miałam pojęcia, że jest w bibliotece. Wieczorkiem lub po nauce na jutrzejszy wf zasad gry w siatkówkę oraz powtórce z matematyki sobie ją zacznę. Następne cztery dni będą okropne, ale dam radę!

niedziela, 5 czerwca 2011

LODYLODYLODYLODY

papier

Wróciłam przed chwilą z kościoła, przywdziałam krótkie spodenki, chociaż mam busz na nogach, i skończyłam jeść lody. Spiszę sobie to, czego muszę się nauczyć, a potem będę kuć. Nie mam nic innego do roboty, bo cierpię na brak książek. Nie wytrzymam! Ale pójdę obejrzeć House'a, czas jakoś zleci. Na dworze upał niesamowity, mam dość tej pogody, za gorąco. Potrzebuję moskitiery na lato i wiatraczka. Czy ktoś byłby skłonny mi to zasponsorować? Nobody? That's a pity! Mam dzisiaj grilla - cieszę się, że będzie kurczak, to przynajmniej z kiełbaski zrezygnuję, hi hi. Powinnam sprzątnąć u siebie w pokoju, ale jakoś mi się nie chce. Hmmm... jutro, bo pewnie i tak w takim syfie długo nie pożyję (chodzi mi o paprochy na podłodze).

sobota, 4 czerwca 2011

świat korzyści otwiera się dla ciebie

 real life

Jestem strasznie zmęczona po dzisiejszym shoppingu. Dostałam kartę Sephory i właśnie ją aktywowałam. W sumie i tak tam rzadko kiedy zaglądam, no ale jak już dostałam, to czemu nie skorzystać. Poza tym kupiłam sobie jeszcze parę rzeczy, bo mama postanowiła się do mnie przyłączyć. Szepnęła mi na uszko "nie sądziłam, że skończę dziś na zakupach". Ogólnie cieszę się z tego, chociaż dzień miał być spędzony całkiem inaczej... no ale nie jest źle. :) Rano weszłam do budynku dworca, a tam kasa zamknięta! Zdenerwowałam się lekko, ale postanowiłam zaczekać i niedługo potem nadeszła kasjerka i mnie obsłużyła. Dzień okropnie gorący. I don't like it. Mnóstwo ludzi dzisiaj jechało na plażę, sama bym sobie pojechała! Ciekawe, czy woda jest już cieplejsza...

piątek, 3 czerwca 2011

check my neck

 hmpf

Siedzę na tyłku i wpatruję się to w monitor, to w telewizor. Włączyłam sobie Top Trendy, bo już mi się nie chce słuchać muzyki z Internetu. Poza tym śpiewa Maryla Rodowicz - to ona rozkręciła Top Trendy parę lat temu, kiedy z Karolą byłyśmy, he. Namalowałam dzisiaj najlepszy obrazek w swoim życiu. Biały gołąb na niebieskim, dwuwymiarowym tle. My own! Mam nadzieję, że dostanę za niego szóstkę - pani powiedziała, że wtedy zastanowi się nad szóstką na koniec z plastyki. Poza tym pisałam dzisiaj sprawdzian z polskiego (wiem, że mam dwa błędy, reszty nie znam) oraz z niemieckiego (trzy błędy). Byłam na zajęciach wyrównawczych z fizyki i będę trenować przekształcanie wzorów, hell yeah! A jutro jadę do Galerii w poszukiwaniu prezentu dla koleżanki. :) Mam strasznie wcześnie pociąg, ale nie będzie tak źle!

czwartek, 2 czerwca 2011

rogue

 sunset

Siedzę i się uczę na sprawdzian z niemieckiego, potem powtórzę polski. Sprawdzianów z fizyki dzisiaj nie było, ponieważ "ćwiczyliśmy" przekształcanie wzorów - z tym naprawdę leżymy... właściwie fizyka to nasza pięta achillesa. Jutrzejsza ósma godzina lekcyjna jest zarezerwowana dla pierwszej "a". Ogólnie wyliczyłam sobie, że jeżeli zdam zasady gry zespołowej i dostanę pozytywną ocenę z odpytywania z religii, to będę miała średnią 5.31, a więc całkiem nieźle. Miałam podobną w zeszłym roku. Ogólnie na wfie się zmęczyłam, chociaż miałam zwolnienie... grałyśmy z Patrycją w badmintona. Słońce, wiatr, gorąco w stopy, pragnienie... Ale było zabawnie. Po powrocie ze szkoły obejrzałam YCD, zjadłam całą wielką czekoladę i wypiłam przepyszną herbatę (Japan Bancha Truskawkowa). Mniam, mniam.

środa, 1 czerwca 2011

I'm your own Sherlock Holmes

 good mood

Hello, właśnie zamierzam napisać post, potem iść się umyć i dalej ćwiczyć swoje umiejętności w wykorzystywaniu wzorów na fizykę; poza tym, będę powtarzać teorię, a na wieczór lub na rano zostawiam sobie polski i związki składniowe. Daję sobie plusik za opanowanie rozwiązywania zadań z siły (z wykorzystaniem wzoru na przyspieszenie) oraz zadań ze swobodnego spadku ciał. Okazuje się jednak, że pan Krzysztof zapowiadał, iż prawdopodobnie zadanie będzie z pędu, a więc teraz muszę zapracować na kolejny plusik i "naumieć" się rozwiązywania zadań z wykorzystaniem wzoru na pęd (który skądinąd jest prosty... ale dodatki do tego już są o wiele bardziej skomplikowane). Także życzcie mi powodzenia. Myślę, że nie będzie tak źle. Dwa sprawdziany z fizyki plus odpytywanie z polskiego. Damy radę! W piątek sprawdzian z polskiego plus sprawdzian z niemieckiego, w poniedziałek ortodonta i zbawczy aparat, a we wtorek sprawdzian z matematyki. Dzisiaj się strasznie spociłam, a więc teraz idę się obmyć z brudu i kurzu. Zapomniałam, że dziś jest Dzień Dziecka. Dostałam czekoladę, żel pod prysznic (testowany na zwierzętach, ale prezentów się nie wybiera...) i skarpetki do balerin, chociaż nie noszę i nie mam ani jednej pary tych butów. Hell yeah.