sobota, 31 grudnia 2011

ŻĘŻĘŻĘ... RZĘCH?

[pajace]

Nie mogłam się powstrzymać. To zdjęcie musi tutaj być! Słoneczko świeci mi przez okno, mmm, jak cudownie jest czuć jego ciepło na twarzy. Czuję się, jakby była wiosna, a mamy początek zimy. Niemożliwe? Dzisiaj wszystko jest możliwe. Powoli brnę przez "Dallas '63", zbliża się rozwiązanie, a w głowie głównego bohatera panuje dezorientacja i mętlik. Śniła mi się dzisiaj siostra i w sennym zapomnieniu słyszę dzwonek telefonu. Myślę: przestań, idź sobie, niech to przestanie dzwonić! Odbieram: "CZEŚĆ, TU OLA". Myślę: zaraz się zastrzelę. Takim oto sposobem zostałam wyrwana ze snu. Ale czekały na mnie cztery smsy, które miło było poczytać, więc... it's okie, jak to Edek Fredek pisał parę lat temu. Dlaczego nagle przypomniał mi się ten Kalifornijczyk? IDK. Dobrze, dobrze. Życzenia noworoczne? Zdrowia i miłości. Tyle wystarczy.

piątek, 30 grudnia 2011

zmeczenia moc

 całkiem udane zdjęcie

Witajcie! Jestem wykończona dzisiejszym siedmiogodzinnym shoppingiem w gronie najbliższych koleżanek z klasy. Śmieję się (i kicham). Cieszę się, że pojechałam do Gdańska, ponieważ mimo niezdecydowania kupiłam sobie słodkie spodnie od piżamy, czarną (znowu) bluzkę i męską bluzkę, co by spodnie od piżamy nie były osamotnione. Poza tym niedługo dostanę aparat i moja prostownica powróciła do zdrowia! (Czy ja właśnie pochwaliłam się swoimi nabytkami? WEIRD) Radość rozkwita na mej twarzy. Bolą mnie nogi i z nosa leci katar, więc lecę smarknąć i pod prysznic. Jutro koniec roku, hmm... serio? Żałuję, że ta przerwa tak szybko zleciała... uch. ROK szybko zleciał. Adios.

czwartek, 29 grudnia 2011

de-de-depersonalizacja

Wieczorową porą... niby nie Frank Sinatra, a da się słuchać.

W kwestii miłosci od pierwszego wejrzenia zgadzam sie z Beatlesami: uwazam, ze zdarza się na co dzien.

 kolejne świąteczne

Żeby dzisiejszy post nie był o książce - którą, nawiasem mówiąc, żyję - napiszę, że zdecydowałam się wywołać parę tegorocznych zdjęć, chociażby tych z Wigilii domowej. I nawet klasowej! Dawno nie wywoływałam zdjęć, toteż po Nowym Roku włączam empikfoto i zabieram się do wybierania najciekawszych fotek. Na dzień dzisiejszy zachwycam się półminutowym ładowaniem teledysków na youtube, yay. Oczywiście jestem głodna, jakżeby inaczej. Wczoraj skonstatowałam, że zjadłam jedynie dwanaście ptasich mleczek i kawałek ciasta przez cały dzień, toteż machnęłam jeszcze talerzyk sałatki warzywnej i kubek ciepłej herbatki... Tysiąc kilokalorii?! Dobre sobie. Dzisiaj się rehabilituję. Jedzenie, jedzenie, jedzenie. Tylko czy mi się chce?... Chyba wolę poczytać książkę albo wybyć do Karoli, o ile będzie skora do odpisania mi sms'a z pozytywną odpowiedzią. Jejuś, jeszcze jutro trzeba skoczyć po jedzenie na sobotę... CZY MI SIĘ CHCE? I zrobić ciasteczka czekoladowe... CZY MI SIĘ CHCE?

środa, 28 grudnia 2011

zlewoswiniak

 mamo, jeszcze jak poprawiam grzywkę! - ach, te wzgórza i pagórki zamiast szczęki

Witajcie w środę. Problemy z Internetem już się skończyły, toteż mogę cieszyć się o wiele szybszym niż poprzednio łączem. Ta-da. Trochę mnie to przeraża, bo zwykle spokojnie sobie czekałam, a tutaj szybko, szybko. Zaczytuję się w "Dallas '63", Karola przyniosła mi też jakieś dwa kryminały, dzisiaj Olcia powiedziała, że ma książkę jakiegoś Umberto Eco czy kogoś takiego, która traktuje o zakonie Syjonu i innych, więc... jest co czytać. Wczoraj przez przypadek wylało mi się o wiele więcej balsamu niż potrzebowałam i teraz cała się świecę. Babcia mi podarowała taki upominek właśnie, który śmierdzi arbuzem. Mimo tego - lubię balsamy, chociaż nie używam, ale lubię. Kupiłam kiedyś balsam z Garniera, to połowę butli zużyłam, brawo! Teraz stoi i zastanawiam się, czy jeszcze jest ważny... tak samo z szamponem przeciwłupieżowym... chyba już powinien wylądować w śmietniku... ten balsam raczej też... Ach, moje poranne, niewinne rozmyślania.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Akcja z numerkiem.

 przypadkowa maziajka

W tym roku nie robiłam bokehów, bo po obiektyw nie chciało się tacie skoczyć do pokoju, więc zupełnie przypadkowo, nie spojrzawszy uprzednio, czy lampa jest gotowa, zrobiłam zdjęcie, które oczywiście musiało być machnięte. Jest ładna maziajka? Jest. Obudzono mnie przed dziesiątą na śniadanie, z czego jestem niezwykle wdzięczna, bo zapewne bym spała do wpół do jedenastej. Wszystko dlatego, że po wigilii wstałam przed jedenastą - teraz codziennie tak będzie. Strata czasu. Obejrzałam kawałek "Zamiany ciał", ale zniechęciło mnie ciągłe przeklinanie i gadanie o seksie. Niektóre momenty zabawne, ale większość odpychająca. Rodzice wytrwali do końca filmu, ja zaś skończyłam czytać lekturę i za chwilę zacznę czytać wreszcie "Dallas '63". Znów mi grzywka stoi, skaranie boskie, no! Muszę kontynuować wczorajszą rozkminę na temat grzechu pierworodnego. Podczas wieczornej jazdy do domu wiele się myśli. Nie mogę zaprzestać na pytaniu "co to właściwie jest grzech pierworodny?", prawda? Trzeba to rozwinąć. Zaraz zabiorę się do pracy... być może. [...] No dobra, moja teoria odpadła, gdy zobaczyłam obraz Adama i Ewy. Całkiem zapomniałam, że to oni przyczynili się do powstania grzechu pierworodnego. A szkoda, bo gdyby nie, to... nieważne. Mój umysł znów zwiódł mnie na manowce.

niedziela, 25 grudnia 2011

CHRISTMAS MORNING

 dziewczyny jak maliny

Tak, tak, podoba mi się sesja świąteczna. Nie mam możliwości napisania tutaj więcej, gdyż muszę zejść na śniadanie. Dacie wiarę, że obudziłam się wpół do jedenastej (zasnęłam, gdy obudziłam się wpół do dziewiątej)? Musiałam pospać osiem godzin, no musiałam! Aleksandra konstruuje cudny rysunek dla swojego chłopaka w jego prezencie urodzinowym, muszę mu zrobić zdjęcie, ach. Wróciłam po godzinnej przerwie. Niestety nie zrobiłam owego zdjęcia, gdyż w ferworze przygotowań zapomniałam. Dzisiejszy dzień spędzę na czytaniu lektury i wyjeździe do babci. Pamiętam, jak to było spędzać święta u babci. Cała rodzina się zbierała, mnóstwo prezentów było pod choinką, każde dziecko wyczekiwało tylko tego jednego momentu i wołało "mama, ale ja już nie mogę" tylko po to, żeby podejść do choinki, wziąć pudełko ze swoim imieniem i je otworzyć. Czasem było zaskoczenie, czasem była radość, czasem ktoś się zawiódł, czasem... ale zawsze wszyscy z wypiekami na twarzy dzielili się swoim szczęściem. Cóż, dzisiaj jest zgoła inaczej, trochę mniej jest tej pierwotnej radości, ale klimat pozostaje ten sam.

sobota, 24 grudnia 2011

Wigilia?

 ... My już po! Najlepsze zdjęcie ever.

Dzis kazdy z nas na gwiazdke wam gorace sle zyczenia.

 zmęczona kolejnym dniem roznoszenia z Mikim prezentów...


Witam was w ten ciepły, świąteczny dzień. Dzień, w którym problemy zwalają się na głowę, a wieczór staje się odskocznią od codzienności. Co prawda jedynie załoga z "Święta z Disneyem" śle gorące życzenia, a nie znajomi i najbliżsi, to jednak... dokończcie według własnego uznania. Każdy myślał, że dziś będzie padać śnieg, a śniegu ani widu, ani słychu. Deszcze zapowiadali, też ani widu, ani słychu. Jak widzę tę magiczną datę 24 grudnia, to od razu mi się lepiej robi. Przede mną strojenie choinki, przygotowywanie pierogów, kolacja wigilijna i otwieranie prezentów (swoją drogą ciekawe, czy dostanę to, czego chcę... mama coraz bardziej utrzymuje mnie w przekonaniu, że jednak nie...). Moja siostra dostała całkiem ciekawy prezent, mianowicie kosmetyki organiczne (hand made) z UK, które jak zwykle przywiózł jej chłopak. Widzę, że Olcia spędzi święta z kosmetykami. Kończę mój jakże wyczerpujący wywód i wracam do czytania lektury szkolnej (wstęp miał trzydzieści stron i opisał w skrócie całą książkę; co za bezczelność i bezsens).
Życzę wam spokojnych, szczęśliwych, rodzinnych, radosnych, pełnych ciepła i życzliwości, niezapomnianych, a także z niespodziankami świąt. Niech wasza kolacja wigilijna odbędzie się w gronie ukochanych osób, nawet jeśli zabraknie wśród was tych, którzy odeszli. Pamiętajcie, że mimo wszystko są z wami w waszych serduszkach. (To tak, jakby sama siebie pocieszała.) Życzę wam też, abyście zdziwili się, rozrywając papier pakowy z prezentów czy też zaglądając do paczki, ale nie zawiedli, widząc coś, czego nie oczekiwaliście zobaczyć. Wesołych świąt i wspaniałej wigilii życzy wam smutny łoś-ktoś!

piątek, 23 grudnia 2011

Nic dziwnego, ze Pan wolał jadać z plebsem i grzesznikami.

 z prezentu

Sprzątnęłam elegancko pokój wreszcie, bo od dwóch tygodni nie widział ścierki i odkurzacza; podlałam skromnie rośliny, ponieważ od dwóch tygodni nie czuły się najedzone. Zjadłam śniadanko i czytałam książkę - jeszcze trzydzieści stron do końca. W sumie już się wszystko prawie skończyło (szczęśliwie). Prawie. Nawet całkiem ciekawe cytaty wyskubałam z tekstu (patrz: powyżej). Zdałam sobie również sprawę, że przez następny tydzień będę mogła swobodnie wstać o której mi się zachce, czyli najpewniej o ósmej lub dziewiątej. Wyśpię się! Szczęście, przyjdź!

czwartek, 22 grudnia 2011

done

 ta-da

Miałam obejrzeć kolejny odcinek True Blood, ale zanim to zrobię, "pointernetuję" sobie. Mamy pierwszy dzień zimy (ciągle mówię "wiosny"), ostatni w tym roku dzień szkolny i dzień lenistwa. SŁODKIEGO lenistwa. Przypomniało mi się, że dzisiaj jest również dzień bez obiadu, ponieważ zapewne nie będzie mi się chciało przenieść bigosu (mniam) do garnuszka i ugotować go. Zjem pierniczki. Święta nadchodzą, drodzy państwo, święta tuż, tuż. A ja chcę skończyć Filary i wkurzać się, że akcja następnej części dzieje się dwieście lat później. To w styczniu - czyt. w lutym, marcu, kwietniu. Czeka mnie lektura w przerwę świąteczną, obym ogarnęła ją w jeden czy dwa dni... a wtedy... "Dallas '63"! I dostanę kolejną część czystej, i mam Kingi na półce, i Deaver'a, i Kronik dwie części... Ach. Żyć, nie umierać. Ciekawe, jak to będzie w długo wyczekiwaną przerwę świąteczną... jakieś niespodzianki? Zapomniałabym opisać przebieg urodzin Karoli mojej najdroższej. I'm joking. Co się będę produkować, phi. Pojedlim, popilim, pogadalim, jak to się na Kaszubach mówi (chyba).

wtorek, 20 grudnia 2011

interview with a snail

 gertrude?

HELLO, właśnie czytam sobie jakieś wywiady po angielsku, bo oczywiście wzięło mnie na szlifowanie swej wymowy. Nie ma to jak dziwne pomysły. Dzisiejszy dzień nie jest jakiś specjalnie fajny, poza tym, że obejrzałam trzeci odcinek TB (ha, czuję się jak prawdziwa fanka) i jest tylko jedno zadanie do zrobienia. Głód dociera do mojego mózgu, to, to, to... niedobrze. Nie mam nic do jedzenia. Przyszłam ze szkoły i zjadłam końcówkę masy kajmakowej z orzechami. Może tosty?

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Och, na ma dusze!

 Iziaczek ze swoją nową kością (2009)

UFF, mój stroik i zawieszki na choinkę się pieką od godziny w piekarniku, nie wiem, czy w ogóle się upieką, bo masa solna jest dziwnym tworem. Zobaczymy. W każdym razie dla umilenia sobie wykrajania i lepienia włączyłam Blue Raya, patrzę, koncert Lady Gagi, sru i Gaga płacze. W sumie fajnie tak na koncercie swojej idolki stać, słuchać jej opowieści o życiu i o tym, jak to faceci nie lubią popu, jeżeli dobrze zrozumiałam. AHA, AHA. Wkurzona jestem na czwartek, bo miały być skrócone lekcje i wylegiwanko w domu, a co jest? Siedem godzin siedzenia. W nosie tam, poświęcę się. Czuję się odrobinę zdrowsza dzięki weekendowi. Może do świąt wyzdrowieję, kto wie... Wciąż jestem pod wpływem wczorajszego czytania "Filarów"... plus Czysta Krew i widok słodkiego Erica, gdy stracił pamięć. Ciekawiło mnie, kiedy wreszcie wstawią ten motyw do serialu. I jest! YAY.

sobota, 17 grudnia 2011

heja ho

 lato, lato

Siedzę i kaszlę. Zjadłam pół miski płatków i nie mogę ich skończyć. Jestem taka zmęczona dzisiejszym przechadzaniem się po mniej uczęszczanych ulicach Gdańska z moją siostrzyczką! Nie dość, że zimno, to jeszcze wyglądałam jak ghost jakiś. Czułam to. Okropny wiatr dawał się we znaki, ale Karo pocieszyła i przytuliła, i kazała się uśmiechać szeroko, bo mówi, że smutna jestem. Kiedy nie jestem! Jutrzejszy dzień spędzę w łóżku z książkami... naukę czas kontynuować. Jestem smutna, gdyż mama zaprzepaściła moją wizję swoim prezentem. Żartuję. Zapomnę o tym szybko. Czuję ogromne zmęczenie... I Hendrix ciągle mi w głowie rozbrzmiewa...

piątek, 16 grudnia 2011

Kochaj mnie, mój mezu.

 powtarzam się trochę

Jimi Hendrix powrócił do łask i słucham go od wczoraj, non-stop. Chociaż przełączam brzdęki solówkowe, bo moja głowa tego nie wytrzymuje, ale słucham. Kichnę... jednak nie. Piję Febrisan, bo mnie głowa boli, a innego środka przeciwbólowego w moim domu nie znajdę. Poza tym to szybko działa. Chyba z mojego przeziębienia zrodzi się grypa... chociaż wątpię. Nie miewam gryp. Whatever. Zrobiłam ciasto do pierniczków i aktualnie leży w lodówce. Wcześniej wydrukowałam zdjęcia z Włoch i Chorwacji na plastykę, przeszukałam dyski i znalazłam te z Włoch... plus jeszcze jakieś tam prace pewnego amerykańskiego architekta, który zaprojektował Rock and Roll Hall of Fame w Cleveland. Gunsi znajdą się w Rock and Roll Hall of Fame w 2012, czytałam tydzień czy dwa tygodnie temu o tym w Metrze (jedyna gazeta, jaką lubię czytać od deski do deski - mało stron, wszystko w skrócie, jasno i na temat... plus są pozdrowienia). DOBRA, kończę, muszę zrobić dwie prace na plastykę i pracę domową z polskiego. Ani jednej chwili wytchnienia, czuję się jak starta opona, w dodatku z bąblami. Zostaje mi tylko paść na łóżko i już nie wstać, ewentualnie wstać, gdy ustąpi choroba.

czwartek, 15 grudnia 2011

Nie warto jednak zatracac sie w tym zbytnio.

 2009!

Na powyższym zdjęciu wyglądam poważniej niż dziś, cóż za ironia. Jutro kartkówka i zajęcia artystyczne, w poniedziałek praca klasowa z niemieckiego, we wtorek sprawdzian z polskiego. Do samego końca... Mama mi dzisiaj kupi migdały i będę sobie podjadać. Rano przeglądałam Metro z wtorku i natknęłam się na następujący news: "Włoska krezeuska, 94-letnia Maria Assunta, pozostawiła po sobie kilka willi, parę kont bankowych i żadnych krewnych dość bliskich, by powierzyć im fortunę. Zapisała ją więc bezdomnemu kotu Tommasino, którym opiekowała się u schyłku życia. Majątkiem kota będzie zarządzać pani Stefania - pielęgniarka Assunty. Może być pewien, że mleka i herbatników nie zabraknie mu do końca dziewiątego życia. Podobno spore problemy z wydawaniem pieniędzy mają inni zwierzęcy bogacze: szympans Kalu, który odziedziczył 40 mln funtów, oraz owczarek niemiecki Gunther z 90 milionami funtów na końcie." Mój Boże, jakby nie mogli byli oddać tego na cele charytatywne.

środa, 14 grudnia 2011

growin' up

 ciepłe kraje, ciepłe kraje

Dzisiaj jest przełomowy dzień - przestało boleć mnie gardło, a zaczęłam kaszleć. Chyba pierwszy raz zdarza mi się chorować w okresie przedświątecznym, więc jest wysokie prawdopodobieństwo, że będę jeszcze bardziej chora w święta, chociaż mogę się uleczyć przez pozostały do świąt tydzień. Chcę piątek, chcę, chcę robić pierniczki znów! A w sobotę spotkanie z Karo i świąteczne zakupy! Obudziłam się rano, mówię "spaaaaać", wstałam po dziesięciu minutach leżenia i poszłam do mamy, żeby mi napisała zwolnienie z wfu. Potem robiłam herbatę... i przy wyciąganiu jej stłukłam filiżankę na kapcie. Jestem cudowna. Zawsze coś stłukę rańcem, kiedy jestem półprzytomna, szczególnie kiedy czuję jeszcze większe zmęczenie niż przed pójściem spać. No dobra, zabieram się do ogarniania ćwiczeń z geografii. Zrobię to teraz, żeby sobie nie zawracać głowy w przerwę świąteczną, a co tam. Wtedy bym zapomniała w ogóle, że coś trzeba było zrobić, he. Także David Bowie i zabieramy się do roboty.

wtorek, 13 grudnia 2011

w sidłach zapomnienia

 well

Siedzę, pije herbatkę, wyciągam językiem resztki zmiażdżonych płatków z zębów. Nie lubię tego w jedzeniu płatków. I jeszcze tego, że spadają na podłogę. Muszę się trochę nauczyć na jutrzejszy sprawdzianik z geografii. Już nawet nie wiem, czego się spodziewać. Mam trochę mieszane uczucia co do swoich ocen. Z matematyki jakieś czwórki, facio gorszy od babki z zeszłego roku, widzę. Historia? Też niezbyt ciekawie, dwie czwórki i piątka. No zobaczymy. Polski może być. Trzeba o więcej szóstek się postarać najwyraźniej. Do roboty...

poniedziałek, 12 grudnia 2011

highway to the moon

 bababababa, zbudujmy katedrę

Śniła mi się dzisiaj babcia. Brudzę właśnie klawiaturę chipsami (strongami oczywiście) i wkurzam się na siebie, że wydałam na nie aż CZTERY ZŁOTE. No ludzie, załamka. Tak naprawdę, zjadłszy większą połowę dużej paczki, stwierdzam, że wolałabym jednak swój krwiożerczy głód zaspokoić mandarynką. Zaraz więc idę do kuchni po mandarynkę. Dzisiejszy dzień minął szybko, poniedziałki zawsze szybko mijają. Jutro kartkówka z polskiego i fizyczka. Muszę się więc douczyć z gramatyki, nauczyć z fizyki i zobaczyć słówka z angielskiego, bo pani zapowiedziała, że zrobi kartkówkę - nie wie, kiedy, ale zrobi. GOD KNOWS. Poza tym muszę na jutro przynieść jakieś materiały na kartkę świąteczną, a nie mam kartek, no ludzie, przynieście za mnie. Po kiego grzyba bawimy się w robienie takich bzdur? TECHNIKA OUT, PLASTYKA OUT. I życie staje się łatwiejsze. Mama właśnie napisała mi sms'a, że zajdzie do Empiku po książkę (ostatni tom Kroniki Wampirów, ciekawe, czy na święta dla Olci, czy tak po prostu mama kupuje). Jest szansa na BLOK TECHNICZNY. Me wybawienie!

niedziela, 11 grudnia 2011

Alfred jest swinia.

 foto(neo)grafia

Obudziłam się ze snu, z którego mogłabym zrobić film. Był niczym ekranizacja życia nastolatków w czasach PRL-u. Stare blokowiska, szpitale, babcie, koleżanki. Lubię takie sny. Powiem wam, że książka, którą czytam, rozkręciła się na dobre, teraz ciężko jest mi się od niej oderwać. Niestety mam pewne czynności do wykonania i muszę ją odstawić. Wczoraj zrobiłam wyśmienite pierniczki (ach, ta wrodzona skromność), udekorowałyśmy je z siostrą i teraz będą leżakować do świąt. Postanowiłam w tygodniu dorobić ich jeszcze, bo jedno pudełko to trochę za mało. Muszę więc kupić migdały, masło i pisaki plus jakieś dekoracje. Kruszenie goździków tłuczkiem do mięsa? Śmiechu warte. Nie skruszyłam ich ani trochę. Potrzebuję moździeża, pff. Dlaczego nie ma goździków już zmielonych? No to w święta trochę się nachrupiemy niezmielonych goździków. Niemniej moje autorskie, debiutanckie pierniczki są wspaniałe i kruche, nie takie jak parę lat temu, kiedy robiłyśmy je z miodem. Idą święta, yay!

sobota, 10 grudnia 2011

day-in day-out

 kiedyś, gdzieś

Mamy godzinę wpół do dwunastej, piękna, słoneczna sobota, a ja w piżamie siedzę i koloruję witraż na poniedziałek. Nie lubię tego. Szybkość mojego internetu mnie powala, no dosłownie ległabym plackiem na podłodze, gdybym nie musiała kolorować WITRAŻU. Także ten. Śniło mi się dzisiaj, że mam małego, słodkiego braciszka, ale potem zepsuł mi się sen, gdyż musiałam rozczesywać mokre włosy w drodze do kościoła na mszę, która najprawdopodobniej miała się odbyć na morzu. Następnie się obudziłam, patrzę zaspanym wzrokiem na telefon, za dziesięć dziewiąta. Czuję się dumna. Myślałam, że po tym jakże męczącym tygodniu wstanę o dziesiątej. Dzisiaj pierniczky day! Już chcę wyrabiać ciasto i robić foremkami ciasteczka. Żeby to zrobić, muszę obciąć paznokcie. Nienawidzę obcinać paznokci. Wiem już, co kupię mamci na święta, yay.

piątek, 9 grudnia 2011

black sheep

holly dolly

Wróciłam do domu wykończona fizycznie przez głód. Easy chodzi w tę i z powrotem, domagając się wsypania mu karmy do miski. Chyba więc muszę wyjść z pokoju, przerywając żmudną pracę przepisywania z kartki do zeszytu notatki z lekcji polskiego. W tle rozbrzmiewa "No Quarter" Led Zeppelin. Idę... Pies zajada, aż mu się uszy trzęsą. Nie mogę uwierzyć, że już weekendzik. Co prawda w niedzielę będę musiała się uczing na biologię, a w sobotę robić witraż (i pierniczki), to i tak się C-I-E-S-Z-Ę. Napisałabym tutaj krótkie streszczenie melodii Marszu Żałobnego, żeby przekazać, jak bardzo się C-I-E-S-Z-Ę, ale... nie powinnam. Zi-zi-zimno mi. Muszę mamie powiedzieć, żeby mi herbatę wreszcie kupiła. Potrzebuję  herbatę Dilmah z cytryną, bo oszaleję... Już miesiąc nie ma w szafce Dilmah, więc od miesiąca nie pijam herbaty. Wiecie, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że będę mogła przeczytać kolejną część Kronik Wampirów. "Posiadłość Blackwood", jak to ładnie brzmi. Ciekawa jestem, kogo tym razem Anne Rice umieściła w powieści. I stwierdzam, że najbardziej podobał mi się "Wampir Lestat" (oczywiście) i "Memnoch Diabeł"(czytam te kroniki od DWÓCH LAT i nie mogę skończyć). HA. Póki co muszę skończyć "Filary losu". Jestem na sto dwudziestej dziewiątej stronie. Zostało mi jakieś siedemset. Damy radę, damy radę. Do stycznia DAMY RADĘ. W nosie tam. Książka fajna, ale nie świetna. Może się rozwinie. Dostałam właśnie sms'a od Sephory z kodem promocyjnym, hmm... Pomyślę nad tym, czy by go przypadkiem nie wykorzystać. Na przykład na prezent pod choinkę. Czemu nie?

czwartek, 8 grudnia 2011

I'M IN COMA

 bzyk

Jest mi zimno, ooo, ooo, zimno. Pociągam nosem, bo mi ZIMNO. Muszę poczekać jeszcze z pół godzinki lub więcej, żeby się piec włączył. WŁĄCZ SIĘ, piecu, nakazuję ci się włączyć! Jest już czwarta, a ja zdołałam wydrukować pracę Alfonsa Em. i napisać na dwie strony jego biografię na plastykę. Muszę jeszcze poszukać jakichś materiałów plus nauczyć się na kartkówkę z polskiego i z niemieckiego powtórzyć. Na razie odprężam się przy Guns 'N Roses. Dzisiaj rano patrzę, śnieg. Myślę sobie "o nie!". Trochę się poślizgałam na chodniku, ale nie było tak źle. Mimo wszystko tak bardzo nie chcę śniegu! Okres świąteczny oczywiście musi być przeżyty w towarzystwie śniegu ZA SZYBĄ, ale poza tym... ZIMO, IDŹ! Wracaj, skąd przyszłaś. A raczej, nie wybieraj się do nas w tym roku, nie, nie. Zima w miastach jest tragiczna, każdy przyzna mi rację. Nie powinno jej w ogóle być. Zmiana tematu na sprawdzianik z fizyczki. Tym, którzy pisali zadanie z grupy pierwszej, wyszedł inny wynik, ale to nic, my się nie przejmujemy. Nie wiem, który był najbardziej prawdopodobny, na początku myślałam, że mój, ale teraz się trochę rozmyśliłam. Zobaczę, jak facio sprawdzi. Na szczęście nie było wcale trudno i dał dużo czasu. Zrobiłam zadanko na dwa sposoby, oba dawały taki sam wynik, więc stwierdziłam, że obojętnie który oddam, i tak będzie okay. Na szczęście jutro jest piątek, a po piątku weekend. Chciałam jechać do Gdańska po szkole, ale teraz się dowiedziałam, że jednak nie jadę, bo wybiorę się tam za dwa tygodnie. Więc będzie time to relax. Nice, nice. Włączył się grzejniczek mój, yay.

środa, 7 grudnia 2011

let it be

 bumcykcyk

Siedzę, słucham Beatlesów i wkurzam się na dzisiejszą naukę z fizyki. Jeżeli nie dostanę z jutrzejszego sprawdzianu piątki, to chyba się pochlastam. Zajadam się czekoladą z mikołaja i szyszek. Dzisiejszy dzionek był bardzo, bardzo fajny. Trzy wf-y, z których ostatni był wręcz wspaniały. Świetnie mi się gra w siatkówkę z osobami, które potrafią grać, o. Mimo że przez tę grę boli mnie środkowy palec, było super. W szkole totalny luz, zero nauki. Nawet sprawdzianu nie było, bo nie było geografii. NIACH, NIACH. Za to jutro będzie na sto procent sprawdzian z fizyki, dlatego też już kończę, ogarniam Internet i lecę do nauki. Chcę w sobotę piec pierniczki!!

wtorek, 6 grudnia 2011

NAPAWAM SIĘ

 Aż musiałam tutaj to natychmiast zamieścić...

poniedziałek, 5 grudnia 2011

wyklikaj miłosc

 żeee...p?

Muszę obrać ziemnioki, ale tyłek przyrósł mi do krzesła i ciężko jest mu się odkleić. A raczej nie chcę sobie brudzić rąk, później będą śmierdziały ziemniakami, fuj. Dlatego robię wszystko, żeby nie iść do kuchni. W trakcie obierania pierwszego ziemniaka mama przyjdzie z tatkiem do domu, spyta się, czy obrałam ziemniaki, powiem, że dopiero zaczęłam i mamcia odpowie "daj to". YAY, mój superekstra plan nie może się nie powieźć. Obczajam w google, czy "powodzić" odmienia się rzeczywiście na "powieźć". Chyba nie. CO ZNACZY, że się w ogóle nie odmienia! Nie może się nie... udać. Spoczi. Moje (szuka inteligentnego słowa, ale nie potrafi znaleźć) _ ze słownikiem dobiegły końca. Czuję się wyzuta ze słów. Totaly. Tak w ogóle, pani z chemii oddała sprawdziany, patrzę, max. I liczyłam sobie średnią. W najgorszym przypadku będzie 5,2; w najlepszym 5,53. Na pewno nie będzie najlepszego przypadku, bo to niemożliwe! HA. Jestem bezmózgiem i nie umiem załatwić sobie średniej 5,5. A było tak blisko... Uuu... mama przyszła, a ja jeszcze nie w kuchni...

niedziela, 4 grudnia 2011

teskniłem

 oddech

Nadal słucham "Good feeling". Nadal jestem z tego powodu dziwna. Mamo, ratuj! Skończę dzisiaj "Skrzypce w Aushwitz" i nie będę miała co czytać do wtorku... chyba że "Filary ziemi" przeczytam, a dopiero pewno po Nowym Roku będę czytać King'a. Dobra tam. W przerwę świąteczną wyjeżdżam może, zobaczymy. Byłoby z jednej strony fajnie, z drugiej strony mniej. Ferie to czas dla lekarzy. A potem działamy i czekamy na koniec roku. Teraz oddam się w ręce informacji związanych z projektem edukacyjnym. Jutro pierwsze spotkanie. Wkurzam się, bo będę godzinę siedzieć na świetlicy. Co za... A tak to bym skończyła oglądać film. GRR.

sobota, 3 grudnia 2011

GOOD FEELING!

 ziuta

Jestem dziwna, słucham Flo Ridy. Stwierdziłam dzisiaj na zakupach, że strasznie podoba mi się jego piosenka i postanowiłam jej posłuchać. Właśnie wyszukuję w googlach pożądanej przeze mnie prostownicy. W Galerii oczywiście syf, brud i ubóstwo. Oczywiście nie kupiłam sobie płaszcza, kupiłam sobie coś innego na pocieszenie. Jak zwykle NA POCIESZENIE. Szukałam jakiegoś swetra... polarki mnie odrzuciły... swetry... w H&Mie był jeden całkiem okay, chociaż miał sznureczek... ale jak zwykle jakość i wykonanie pozostawiały wiele do życzenia. AKRYLowych nie lubię. Takie tam. SŁUCHAM GOOD FEELING!!!!!!!!!!!! Mamusia mi kupiła książeczkę, mmm. Jeszcze cztery strony do końca Lśnienia, iście spektakularne zakończenie.

piątek, 2 grudnia 2011

po niebie płynie ciasto z rodzynkami

 let go

Wróciłam sobie wcześniej do domu i obejrzałam coś w telewizji, a przed chwilą ogarnęłam polski. Jak zwykle nic ciekawego się nie dzieje, co mogłabym tutaj zamieścić. Poza tym, że zaczyna mnie boleć głowa i czuję się przymulona. Pewnie poczytam parę stron książki i legnę na łóżku jak długa, zasypiając pod kocykiem. Mam taką ochotę spać od dwudziestej do ósmej. Jutro jadę na zakupy, grr. Wolałabym posiedzieć w domciu, posprzątać w pokoju, poczytać książkę, odprężyć się, oddalić od szkolnego życia. Albo się z kimś zobaczyć. Przeżyję jutrzejszy dzień, pojadę z nadzieją, że kupię sobie rzeczy na zimę, to już trzecie podejście! Wczoraj przejrzałam stronę Zary i Kappahl, znalazłam polar, który sobie kupię, żeby nie marznąć w zimę, no i płaszcz... moje utrapienie... SPACIU chcę i dokończyć książkę King'a chcę, i Mikołajki chcę, i "Dallas '63" chcę. Już się nie mogę doczekać czytania, chociaż jak zwykle te osiemset stron zleci tak szybciutko, że nawet nie zdążę mrugnąć okiem. Szczerze mówiąc, King ma wenę ostatnimi latami, bo mimo że jego wszystkie książki, z wyjątkiem "Pokochała Toma Gordona", której nie mogłam znieść, są świetne, to jednak bardziej podoba mi się jego najnowsza twórczość, czyt. "Pod Kopułą". Nie wiem, jak będzie z "Dallas '63", ale zapowiada się ciekawie. No i muszę sobie jakiegoś Forsytha i Deavera skombinować, bo tęsknię za kryminałami. Po "Lśnieniu" przeczytam "Skrzypce w Aushwitz", następnie pójdę do biblioteki poszaleć. YAY.

czwartek, 1 grudnia 2011

would?

 uru

Wzięło mnie na słuchanie Alice in Chains. Zajadam się płatkami i słucham "Nutshell" z MTV Unplugged. Mam dużo na głowie do zrobienia, ale na razie zrobiłam sobie "przerwę". Dzięki komputerowi idzie mi to tak opornie, ale czego się nie robi dla muzyki z youtube... Ciemno jak w żołądku, no po prostu nie wierzę, że dzień kończy się o godzinie szesnastej. Pierwszy, pierwszy grudnia dziś. Zaczyna się miesiąć akcji świątecznych, nice. LUBIĘ TO.