wtorek, 15 listopada 2011

Ciesze sie, ze nie musimy zabijac gwiazd.

 wakacyjnie trochę

Wczorajszego wieczoru przeczytałam tę nieszczęsną lekturę od początku do końca i skończyłam czytać swoją książkę. Dzisiaj zaczynam "Gwiazdy prowadzą do domu", szczerze mówiąc nie wiem, co to jest i o czym. Albo dramat, albo romans. Bardziej dramacik. W porządku książka na tę iście jesienną czy też zimową nawet pogodę. Oddałam książki do biblioteki, zdecydowałam, że będę nieugięta w swoim postanowieniu przeczytania "Filarów ziemi" i sumiennie oddaję książki, nie wypożyczając nowych. Jeszcze tylko dorwę wyczekiwany przeze mnie "Pamiętnik nimfomanki", który mylę z pamiętnikiem narkomanki, a potem już "Filary". Czy coś. Ambitne plany, nie ma co. Jednak nie mam sprawdzianu z lektury w czwartek, więc spoko. Lepiej nie mówić o dniu dzisiejszym, oj, lepiej nie. Chcę zobaczyć moje oceny w sumie. Lubię wywiadówki, te z ocenami. Chyba się pouczę na geografię. Coraz bardziej nie mam ochoty pisać tutaj. Nuży mnie to, nie mam zresztą nic ciekawego do powiedzenia, bo też rzadko kiedy myślę o czymś really wybitnym, raczej o tym rozmawiam i zapominam. Blogi - głupi wymysł XXI wieku. Spopularyzowany niszczyciel związków międzyludzkich. A nie, to fotoblogi... O CZYM JA PISZĘ? Czas płynie... Nie wierzę, że słucham No suprises, jak ja nie lubię tej piosenki! Czy wam też Yorke kojarzy się z dziadkiem z piły?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz