środa, 8 czerwca 2011

money honey


 white queens (or kings)

Jestem nieco zdenerwowana, ponieważ nastąpiła mała dezorganizacja soboty. Szkoda... W szkole powoli do przodu, średnia z każdym dniem coraz wyższa. Jutro fizyka, idę do szkoły z nadzieją, że będą gorące krzesełka zamiast sprawdzianów - wtedy mam spokój z oceną, ponieważ mi się nie waha. Szóstka z plastyki stoi pod wielkim znakiem zapytania - ze zniecierpliwością czekam na piątek; nie tylko z tego powodu. Dzisiaj uciekłam z ostatniej lekcji, ale mama mi mówiła, że nie mam nieobecności. Nie chciałoby mi się siedzieć na świetlicy. Przyszłam więc do domu, wzięłam prysznic, popisałam na gadu, obejrzałam House'a i kawałek Wojewódzkiego, męczyłam się z goleniem nóg około dwóch godzin, znów wzięłam prysznic i teraz siedzę tutaj. Idę do łóżka powtórzyć sobie to, co powtarzam już od dobrych paru tygodni. Plany na wakacje - oczywiście zero fizyki. Chcę już burzę, chcę, chcę, chcę! I zimne powietrze... Pragnę dziesięciu stopni celsjusza przez cały dzień, całą noc i cały poranek, mrr. I na wakacje dwadzieścia trzy stopnie w słońcu, woda w morzu dwadzieścia dwa stopnie celsjusza... Marzenia nie do spełnienia, jakich wiele. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz