sobota, 11 czerwca 2011

KKK

bad miners

Hello, hello! Jakieś pół godziny temu wyszłam spod prysznica, a wcześniej wróciłam z przepełnionym pęcherzem z Gdańska. Dzień zaczął się od spóźnienia się mojego cudownego przewoźnika i stania w totalnie zapchanym przedsionku, gdzie ludzie mnie gnietli i martwiłam się o dziewczynę stojącą przede mną, bo myślałam, że wypadnie, jak pociąg się zatrzyma. Później czekałam na Karo i podeszli do mnie strasznie przystojny i słodki Brytyjczyk z dziewczyną! Rozmawiałam z nim około trzech minut. Nawet się nie zastanawiałam, co powiedzieć, waliłam prosto z mostu, ha ha. Aż się potem zdziwiłam, że potrafię tak mówić po angielsku. To dobrze! A więc po całym zdarzeniu przez resztę spotkania miałam "zajawkę" na Brytyjczyków. Ciekawe, czy Karo miała mnie dość... I znienawidzeni przeze mnie pijacy, bezdomni, pijacy jeżdżący na Hel z kolegami... Było wspaniale, jak zawsze z moją siostrzyczką. :) Zwiedziłyśmy sobie stocznię, he he, salę BHP i śmierdzące, dziwne budowle. Szkoda, że zobaczymy się dopiero po wakacjach... Wczoraj siostra podsunęła mi pewien pomysł, a mianowicie, abym poszła do gdyńskiej trójki po gimnazjum. Tak sobie myślę, że jest to całkiem niezła myśl, ponieważ ta szkoła stoi w pierwszej dziesiątce w rankingu najlepszych liceów w Polsce, a Topolówka jest daleko, bo na ponad pięćdziesiątym miejscu. Papiery najprawdopodobniej składam do obu, ale Gdynia mi się bardziej uśmiecha z dwóch powodów. Mam jeszcze całe dwa lata na przemyślenie tego, ale wiem, że dwa lata to niewiele i szybko zlecą. Najważniejsze, że w obu szkołach jest matura europejska. W Gdyni natomiast trzeba ostro kuć i po nocach nie spać, a w Topolówce jak w Topolówce... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz