wtorek, 23 sierpnia 2011

jealous guy


DUBROWNIK time

Hi! W głośnikach John Lennon of course. Przez parę dni będę słuchać Lennona all the time, tak już mam. Minęła mi już chyba "faza" na piano jam i Gunsów, teraz jest Johnny. Właśnie wyszły dziewczyny z mego domu, wpadły na szklankę wody i po książki. Jest druga, a ja zjadłam jedynie miseczkę płatków z mlekiem i wypiłam kawę. Co za ubogie śniadanie, idę się pobiczować. Wczoraj wspięłam się na wagę i zobaczyłam totalną masakrę: 45 kilogramów w ubraniu, z pełnym pęcherzem i po południu. Stuk, puk głową o ścianę. Dzisiaj rano natomiast, tak jak powinnam, zważyłam się i na szczęście wyszło 46 kilogramów. Z jakiej racji, ja się pytam? Wolę już 49 kilo i zero tłuszczu. Ale ja, sportowiec kanapowy, nie mam szans na zrzucenie ciałka. Nom, skończyłam wczoraj czytać "Moskwa kwa kwa" i zaczęłam książynę Lauren Weisberger, "Portier nosi garnitur od Gabbany". Miałam ochotę na taką lekką książkę, tymczasem nie chce mi się jej czytać. Ach, no i muszę sobie dzisiaj nagrać House'a, jeśli jeszcze na TVNie leci, koniecznie! Ojej, a po wakacjach będzie nowa seria, jak mniemam. GREAT! Co prawda ostatnia, ale jednak. Coś chciałam jeszcze napisać... aaa, przerobiłam dzisiaj zdjęcia z Dubrownika, jak widać, niektóre są przezabawne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz