niedziela, 21 sierpnia 2011

faun

 klepsydra

Słucham smętów o tytułach "Romance", "Lost song", "Raein". Walce, nie walce. Czerwone poliki i chłód poranka, wyobraźcie sobie, mili państwo. Palce błądzą po klawiaturze w poszukiwaniu najdelikatniejszych rytmów, teleportują poezję. Cholera, umysł! Umysł wywiera presję na zmysłach, niechże działają pod jego komendę! Wariacje uczuć, te wrażliwe serca, wspaniałe nazwiska, cała arystokracka dzicz. Szeptem zamysły swe kierują do uszu pobratymców. Słucham, ale nie wspominam. Szczęście unosi, nieszczęście podtrzymuje. Nie upadam, bo przez całe życie dążę do niebiańskiego spełnienia. Urodziłam się, by umrzeć, by wkraść się w łaski Pana. Nieważne, jaki żywot będę wieść. Urodziłam się, by Go kochać i wielbić, by modły do Niego kierować. On jest moim zbawieniem, On mnie tuli do snu, On czuwa razem z Matką i Synem. Zabiera moich braci i wynagradza im męczącą tułaczkę w okowach złych uczuć. Nieważne, gdzie się znajdę, dokąd zawędruję, On zawsze mnie nawiedzi i mną pokieruje. Jego ręka ręką muzyka kieruje, tworzą piękno, harmonię, zimny okład dla duszy, miód dla serca. Stwórca i Jego dziecię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz