wtorek, 16 sierpnia 2011

I saw the werewolf, and the werewolf was crying...


 migawki /part2/

Dostałam okres akurat w tym momencie, kiedy szłam do toalety w Stanach, żeby wymienić tampon. Tak się domyślam. Moje sny są bardzo zbliżone do rzeczywistości. Naprawdę myślałam, że byłam w Stanach. Obudziłam się w samochodzie i spytałam mamę, gdzie jesteśmy. Dowiedziałam się, że gdy spałam, zmienili zdanie co do wakacji i polecieliśmy do Ameryki. Jejuś! A teraz mnie boli brzuch i nogi, więc ten piękny, słoneczny dzień prawdopodobnie spędzę zakopana w pościeli, czytając książkę o Barcelonie. Akcja toczy się w średniowieczu - plus dla autora. Chłop pańszczyźniany ucieka do Barcelony, kiedy zabija czeladnika rzemieślnika, który ukrywał jego dziecko na polecenie króla czy księcia, pana owego chłopa, parę miesięcy po tym, jak odebrał mu żonę. Musi ukrywać się przed księciem przez rok i jeden dzień, więc udaje się do swej siostry, małżonki patrycjusza-rzemieślnika, onegdaj ich sąsiada. Pomaga jego pracownikom w zakładzie czy jak to się zwie, za spanie, jedzenie i odzienie, a jego syn zostaje wychowany przez Arabkę. Później dzieją się dziwne rzeczy, aż w końcu Arnau poznaje Joaneta, z którym udają się do Santa Maria de la Mar, małego kościółka, żeby spotkać matkę Arnau - Madonnę. Obok kościółka obywatele Barcelony budują ogromną katedrę o tej samej nazwie. Dlatego też książka nosi tytuł "Katedra w Barcelonie". Uwielbiam takie książki. To coś w stylu "Filarów Ziemi", chociaż mnie się tam ta książka kojarzy jedynie z budową i nic poza tym, ale jak czytałam fragmenty bodajże "Świata bez końca" Folletta, to nawet i romansidło było, także domyślam się, że Filary nie są jedynie książką o budowie już nawet nie pamiętam czego. Będę musiała kiedyś to przeczytać, bo mam całą trylogię na półce. Kończę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz