piątek, 2 września 2011

kiedy umieram

 mamoooo, pozuj!

Hello, hello! W głośnikach "Still loving you", w brzuszku ból, a... Dobra, nie umiem rymować. Jutro przyjeżdża do mnie Karo! Pisze, że będzie o jedenastej, także cieszę się już na zaś. Fajowsko ogólnie. W szkole zanudzanie przez całe sześć godzin, doprawdy, nie można już się od razu wziąć do pracy? Wkurzona jestem, bo mamy innego nauczyciela od matematyki, który akurat mnie strasznie... denerwuje. Chodzi w tę i z powrotem po sali, ma dziwny głos i obrzydliwy nos. Nie podoba mi się ten facio.W ogóle chcę moją poprzednią nauczycielkę, phi! Okazało się, że mamy plastykę i babka jest całkiem sympatyczna, chociaż z tymi jej gestami wysłałabym ją do teatru, ale tacy chyba są artyści, czyż nie? Lepsza taka miła i zabawna osoba, niż ta babka w ciąży... A, no i czeka mnie sprawdzian z angielskiego, ha ha. Głupi praktykanci. Jak ja ich nie lubię! THANKS A LOT. Nasza szkoła spadła na psy także pod względem mundurów. Nie dość, że musimy nosić ESSESMAŃSKIE CUDO, jak to teraz nazywam, to jeszcze pani dyrektor ma zamiar wdrożyć noszenie białej bluzki (GIMNASTYCZNEJ) z przyszytym logo szkoły (BO AGRAFKI ZABIJAJĄ). Kompetencja pani dyrektor wzniosła się na poziom siedemdziesięciolatki. Gratulacje. Tak więc dwie kanapki zjedzone, dwa grzesie zjedzone, orzeszki zjedzone, mamba zjedzona i tost zjedzony! BYE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz