środa, 22 lutego 2012

he lays me down, he lays me.

 LIKE A BEATLE

Muszę się wyżalić: w tej chwili przymieram głodem, mimo że wypiłam herbatę (bez cukru - powracam do dawnego przyzwyczajenia). Ale jako że w tym roku stwierdziłam, że trzeba zgodnie z tradycją zjeść te trzy posiłki, to nie zjem nic do obiadu, czyli najprawdopodobniej do godziny dwudziestej, chyba że ktoś wcześniej coś wymyśli. Co prawda nie jest to godne wyniesienia na jakikolwiek piedestał, bo jak zwykle nie zawitam w kościele, żeby mi głowę posypano popiołem (Karo by mnie wyciągnęła). No i jeszcze jest sprawa natury zdrowotnej - można przypadkiem stracić przytomność przez niedożywienie, ale to skutkuje przynajmniej pozostaniem w domu i wyspaniem się. Moja kolejna cecha charakteru: zrzęda. Heheszki. Miałam napisać tutaj o mojej dawnej ulubionej piosence "Burger queen", w której tekście nie wiem kompletnie, o co chodzi... i o tym, że jutro jest rozdanie stypendiów, jak już wcześniej wspominałam, na którym muszę ZATAŃCZYĆ (tak, ja i taniec!)... i odbiorę mój dyplom za ubiegłoroczny konkurs ortograficzny. Brawo ja. Muszę wyjść dzisiaj niestety z domu... ubiorę TRAMPKI! Moje ukochane, nieśmiertelne trampki. Najwygodniejsze buty świata. Mogłabym się rozpływać nad nimi, ale nie mam czasu, bo toaleta mnie wzywa. A więc miłego dnia (mój dzisiejszy dzień nie był chyba aż taki miły, ale został jeszcze wieczór!).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz