miastowe!
Milion kichnięć na minutę? Czemu nie! Mam wrażenie, jakby obok mnie stał wielki tort truskawkowy i intensywnie pachniał, ale to tylko wrażenie, bowiem moja świeżo wyprana bluza pachnie jak owy tort. Aż mam ochotę zjeść kawałek tortu truskawkowego. Bolą mnie mięśnie podbrzusza i te takie poprzeczne, już nie pamiętam, jak się zwą. Jeszcze parę dni i przestanę mieć zakwasy, wtedy zacznie się totalne spalanko. Może zejdzie mi trochę tego tłuszczyku z brzuszka. Phi! Zdałam sobie sprawę, że wczoraj mega mało zjadłam, toteż dzisiaj nadrobię zaległości. Chociaż chyba głodujemy do pierwszego, coś słyszałam. Hejże, hej! Zakończyłam katorżnicze pisanie rozprawki, która jest totalnym gniotem, i teraz przepisuję ładnie na karteczkę. Szkolne sprawy zakończone, jutro siedzę w domciu i uczę się na fizykę oraz polski, chociaż nie wiem, po co na polski, skoro pani Gje zapomniała zapewne o tym sprawdzianiku, a ja już sama nie wiem, co się w tej lekturze działo. "Syzyfowe prace" to dzieło bezduszne, tyle powiem. Pan Żeromski nie wykazał się prawie wcale, oprócz wątku z tymi spotkaniami na strychu. A ja od ósmego czytam jedną i tą samą książkę, i nawet nie jestem w połowie. Śmiać mi się chce. Mimo wszystko, doszłam już do trzysetnej strony. Robię chyba przerwę w czytaniu powieści King'a, bo za dużo ich, a za mało książek innych autorów. Dlatego też już dziś na mojej półce są książki autorów takich jak: J. Deaver (oczywiście), K. Follet, A. Rice, R. Arvin, V. Woolf, J. Cronin i dwa kryminały od Karoliny, które nie wiem, czy przeczytam, bo tak małe literki jednak mnie denerwują. No, nie wspomniałam słowem o moim nosie, brawo ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz