piątek, 16 grudnia 2011

Kochaj mnie, mój mezu.

 powtarzam się trochę

Jimi Hendrix powrócił do łask i słucham go od wczoraj, non-stop. Chociaż przełączam brzdęki solówkowe, bo moja głowa tego nie wytrzymuje, ale słucham. Kichnę... jednak nie. Piję Febrisan, bo mnie głowa boli, a innego środka przeciwbólowego w moim domu nie znajdę. Poza tym to szybko działa. Chyba z mojego przeziębienia zrodzi się grypa... chociaż wątpię. Nie miewam gryp. Whatever. Zrobiłam ciasto do pierniczków i aktualnie leży w lodówce. Wcześniej wydrukowałam zdjęcia z Włoch i Chorwacji na plastykę, przeszukałam dyski i znalazłam te z Włoch... plus jeszcze jakieś tam prace pewnego amerykańskiego architekta, który zaprojektował Rock and Roll Hall of Fame w Cleveland. Gunsi znajdą się w Rock and Roll Hall of Fame w 2012, czytałam tydzień czy dwa tygodnie temu o tym w Metrze (jedyna gazeta, jaką lubię czytać od deski do deski - mało stron, wszystko w skrócie, jasno i na temat... plus są pozdrowienia). DOBRA, kończę, muszę zrobić dwie prace na plastykę i pracę domową z polskiego. Ani jednej chwili wytchnienia, czuję się jak starta opona, w dodatku z bąblami. Zostaje mi tylko paść na łóżko i już nie wstać, ewentualnie wstać, gdy ustąpi choroba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz