piątek, 2 grudnia 2011

po niebie płynie ciasto z rodzynkami

 let go

Wróciłam sobie wcześniej do domu i obejrzałam coś w telewizji, a przed chwilą ogarnęłam polski. Jak zwykle nic ciekawego się nie dzieje, co mogłabym tutaj zamieścić. Poza tym, że zaczyna mnie boleć głowa i czuję się przymulona. Pewnie poczytam parę stron książki i legnę na łóżku jak długa, zasypiając pod kocykiem. Mam taką ochotę spać od dwudziestej do ósmej. Jutro jadę na zakupy, grr. Wolałabym posiedzieć w domciu, posprzątać w pokoju, poczytać książkę, odprężyć się, oddalić od szkolnego życia. Albo się z kimś zobaczyć. Przeżyję jutrzejszy dzień, pojadę z nadzieją, że kupię sobie rzeczy na zimę, to już trzecie podejście! Wczoraj przejrzałam stronę Zary i Kappahl, znalazłam polar, który sobie kupię, żeby nie marznąć w zimę, no i płaszcz... moje utrapienie... SPACIU chcę i dokończyć książkę King'a chcę, i Mikołajki chcę, i "Dallas '63" chcę. Już się nie mogę doczekać czytania, chociaż jak zwykle te osiemset stron zleci tak szybciutko, że nawet nie zdążę mrugnąć okiem. Szczerze mówiąc, King ma wenę ostatnimi latami, bo mimo że jego wszystkie książki, z wyjątkiem "Pokochała Toma Gordona", której nie mogłam znieść, są świetne, to jednak bardziej podoba mi się jego najnowsza twórczość, czyt. "Pod Kopułą". Nie wiem, jak będzie z "Dallas '63", ale zapowiada się ciekawie. No i muszę sobie jakiegoś Forsytha i Deavera skombinować, bo tęsknię za kryminałami. Po "Lśnieniu" przeczytam "Skrzypce w Aushwitz", następnie pójdę do biblioteki poszaleć. YAY.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz