poniedziałek, 12 grudnia 2011

highway to the moon

 bababababa, zbudujmy katedrę

Śniła mi się dzisiaj babcia. Brudzę właśnie klawiaturę chipsami (strongami oczywiście) i wkurzam się na siebie, że wydałam na nie aż CZTERY ZŁOTE. No ludzie, załamka. Tak naprawdę, zjadłszy większą połowę dużej paczki, stwierdzam, że wolałabym jednak swój krwiożerczy głód zaspokoić mandarynką. Zaraz więc idę do kuchni po mandarynkę. Dzisiejszy dzień minął szybko, poniedziałki zawsze szybko mijają. Jutro kartkówka z polskiego i fizyczka. Muszę się więc douczyć z gramatyki, nauczyć z fizyki i zobaczyć słówka z angielskiego, bo pani zapowiedziała, że zrobi kartkówkę - nie wie, kiedy, ale zrobi. GOD KNOWS. Poza tym muszę na jutro przynieść jakieś materiały na kartkę świąteczną, a nie mam kartek, no ludzie, przynieście za mnie. Po kiego grzyba bawimy się w robienie takich bzdur? TECHNIKA OUT, PLASTYKA OUT. I życie staje się łatwiejsze. Mama właśnie napisała mi sms'a, że zajdzie do Empiku po książkę (ostatni tom Kroniki Wampirów, ciekawe, czy na święta dla Olci, czy tak po prostu mama kupuje). Jest szansa na BLOK TECHNICZNY. Me wybawienie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz