wtorek, 31 maja 2011

wiedeńska krew

 jedno z pierwszych zdjęć zrobionych w Gnieźnie

Chyba się uzależnię od komputera, bo nie chce mi się nic innego robić, niż gapić się oczami wielkimi jak spodki w monitor. Nigdy nie zasiadam przed ekranem o dziesiątej! To karygodne wykroczenie. Dlatego też zaraz wyłączam komputer, odkładam go na biurko i idę czytać przygody księdza Browna. Są płytkie, ale da się czytać chociażby dla samych opisów dziewiętnastowiecznych domostw i miasteczek. Od wczoraj słucham muzyki poważnej, którą wprost wielbię, jest cudowna i odpręża mnie. Czajkowski, Strauss, Vivaldi, Bach, Chopin... Jezioro Łabędzie, Dziadek do Orzechów... A w chwilach zapotrzebowania na dobry humor włączam sobie Niekrytego Krytyka i śmieję się do rozpuku z jego filmików na youtube. Tak naprawdę to już jestem zdrowa, nie wiem, czemu pani doktor napisała mi zwolnienie na tyle dni. Antybiotyk starczy mi tylko na dziś wieczór i jutrzejszy poranek, syrop do końca kuracji, tabletki na rano też. Reszty już nie biorę, bo po co? Mogłabym w czwartek iść do szkoły, napisać sprawdzian z fizyki i potem od wtorku już normalnie uczęszczać na lekcje. Ale liczę na łut szczęście w przyszłym tygodniu, więc chyba zostanę w domu (patrząc na moje narzekania, decyzja ta jest jak najbardziej absurdalna i śmieszna). Lubię szkołę, jednak moja sympatia doń zmienia się wraz z końcem roku; w tej chwili jej nie lubię. Hej, a przecież nie zależy mi na ocenach końcowych? Dobre sobie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz