piątek, 6 maja 2011

dekadencja mego serca

 zmęczenie

Mam nowego przyjaciela: poznajcie Stasia. Jest to pająk, który przechadza się od paru dni po moim parapecie. Aktualnie bawi się z kulką kurzu. Przesłodkie zwierzątko, nie sprawia problemów i pojawia się znikąd. Bardzo go lubię, gdyż koi me oczy po ciężkim dniu harówki w szkole (tak samo jak zieleń przed moim oknem - bezcenny krajobraz). Przyznaję, że życie na wsi jest przyjemne i zdrowe, chociaż Polska (wraz z innymi krajami, w tym z Włochami) jest wciąż zanieczyszczana przez opary z elektrowni cieplnych i dlatego jestem za wprowadzeniem innowacji atomowej. Oczywiście taka budowla równa się wysiedleniu ludności, ale istnieją również elektrownie niekonwekcjonalne, a państwo nie pali się do ich propagowania (przynajmniej mnie o tym nie dochodzą słuchy). Okay, bolą mnie oczy i siedzę w domu, oddając się różnym czynnościom lenistwa statycznego. Taka nasza natura młodzików, lubimi grzać siedzenie. Przeczytałam dziś do końca romansidło, obejrzałam Trinny & Suzie oraz program dokumentalny o twórczości J. Camerona (uwielbiam film "Titanic"), a teraz męcze swe oczęta przed komputerem. Zaraz jednak wracam do łóżka, czeka na mnie książka S. Kinga. Wieczorem idę do spowiedzi, mam nadzieję, że z Karolą. Trzymam kciuki, aby dziś wypuszczono Karo i abyśmy się jutro zobaczyły w Sopocie! Dawno tam nie byłam, warto się wybrać, bo pogoda się poprawia. :) Nastąpiła co prawda zmiana planów, bo jutro miałam odwiedzić Gdynię, ale nic nie szkodzi. A jeśli po prostu będę zmuszona sobotę spędzić w towarzystwie odkurzacza i ścierki, to też się złościć nie będę. W każdym razie rodzice wyjeżdżają na spóźnioną majówkę i zostajemy z siostrą same.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz