wtorek, 22 marca 2011

une tempête dans un verre d'eau

 maj

Tak naprawdę to nie chce mi się nic pozytywnego tutaj bazgrać. Na dworze jest przecudowna pogoda, która nakręca mnie na przeżywanie jutrzejszego dnia. Jakoś chce mi się iść na religię i posłuchać, co też ciekawego ma nam do przekazania ksiądz. Hm... Muszę odkurzyć i umyć swój rower, bo siedział całą zimę w domowym zaciszu. Wreszcie wiosna pełną parą. Zamierzam za chwilę zejść stąd i zacząć czytać nową książkę lub pouczyć się z fizyki na czwartek. Jak nie wrócę ze szkoły, to winnego szukać w sali numer piętnaście. Dzisiaj świetnie grało się w piłkę nożną z chłopakami, naprawdę lubię te lekcje; szkoda, że są jedynie raz w tygodniu, ech. Nie lubię wracać do swojej wuefistki, jest taka... marudna i naprawdę denerwująca. Najbardziej nie lubię w niej tego, że gdy się cofa, depcze wszystkim po stopach. To się nazywa podzielność uwagi, proszę państwa! *ironic* No cóż, zastanawiam się, czy nie pojechać z klasą na wycieczkę szóstego maja. Byłoby nawet miło, skoro proponują zamiast taplania się w błocie lepienie z gliny czy coś podobnego. Zastanowię się nad tym z rodzicami. Jednak ostatnio stwierdziłam, że nie lubię prosić ich o pieniądze. Coś mnie pchnęło ku temu stwierdzeniu, tak. Ale cóż, nie mam innego wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz