niedziela, 13 marca 2011

chrapciu, chapciu

 nothing

Siedzę taki rozczochraniec, nawet nie wiem, czy włosy rozczeszę, bo jestem tak sprytna, że gdy je umyję, to zostawiam na pastwę losu, nie fatyguję się ze szczotką. Byłam wczoraj na dworze - musiałam zanieść Patrycji zeszyty. Przyjemny, wiosenny chłodek. Fajno. Ostatni dzień "bumelki", jutro wreszcie do szkoły. Będę musiała się nieco pouczyć na biologię, w końcu szczęście nie trwa wiecznie, kiedyś mnie babka spyta. No i na matematyce nie ma fajnych tematów, nie cierpię geometrii. :x Zgłębiam "Dziewczynę, która igrała z ogniem", doszłam na razie do 150 strony i brnę dalej. *zakochany* Wciągnęło mnie, dobrze się czyta i nie mam ochoty na nic innego. Wieczorem jedynie zrobię sobie seansik - X factor i Przepis na życie, czyli integracja z mr TV. :) No i jest jeszcze jeden aspekt, który mnie cieszy w dzisiejszym dniu - obiad, składający się ze smacznej tortilli. :3 Stwierdziłam, iż jestem uzależniona od jedzenia, co mnie dołuje, bo jemy po to, żeby żyć, a nie żyjemy po to, żeby jeść. :< Trochę jeszcze choruję, ale damy radę. Będzie okay.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz