sobota, 12 lutego 2011

long, long time

 ???

Winter's back. Śniegu napadało, zawieja była, faza wysiadła, prądu nie ma. ^ Doładowałam sobie przed chwilą konto, bo w poniedziałek akurat znikają mi smsy, a miałam ich tysiąc trzysta, szkoda byłoby je tracić. Zaczęłam wczoraj "Definitywnie martwy" - jak zwykle od początku książka świetna. :P Cóż, trzeba by było skombinować sobie dwie ostatnie części kronik wampirów (?) i poznać przygody Leścia do końca. Weekend good. Właściwie to w przyszłym tygodniu nie mam żadnego sprawdzianu. :o Śniłam dzisiaj do wpół do jedenastej, takie fajne sny miałam, same morze... Aj, aj, chciałam w nich trwać a trwać, bo są piękniejsze od życia w istocie. :< Powracam do książki. :-)

Włosy schną mi na głowie, na plecy mam narzucony koc, bo zimno w pokoju, zima przyszła. Harris znów miesza i postanowiła mi zepsuć dobry humor, gdyż wprowadziła pewien (uwaga, mam na końcu języka to słowo...)(nie przypomnę sobie go niestety) zwrot akcji, który kompletnie mnie podłamał... I głodna się zrobiłam. Dzisiejszy dzień równa się tonie słodyczom. Znaczy się jajko na miękko, pół kromki chleba z delmą do tego, delicje, jeden hit-ciasteczko (spóźniony prezent od Mikołaja, jak to tata zgrabnie ujął), soczek tymbark truskawkowy - pychotka, snickers, obiadek i ciastka; wychodzi jakieś milion kcal. "Motylki" by mnie za taki "bilansik" ukarały chłostą. Ojej, biegnę sprawdzić na wagę, czy aby nie przytyłam, bo przecież to takie straszne, gdy waga wskazuje dziesięć dekagramów więcej. :< Powinnam przejść na dietę anty-cukrową. - Oczywiście, że nie dam rady, no ale pomyśleć dobra rzecz. Idę pośpiewać "Almost lover", co znaczy, że nadal będę siedzieć na dupsku przed komputerem, ale tak fajnie jest pisać, że się gdzieś idzie. Dzisiaj komputer nie wydaje się szczególnie urzekający, ponieważ przeczytałam dwieście czterdzieści stron książki, odkurzyłam w pokoju, starłam kurze, ustawiłam wszystkie książki i kosmetyki na półce, podlałam kwiaty, które nie widziały wody od paru tygodni (biedactwa), no i oczywiście zmieniłam pościel z kolorowej na ponurą czerń. Wywietrzyłam też pokój, co skutkuje aktualnym chłodkiem, oraz wzięłam prysznic jak codzień, chociaż jutro tego nie zrobię, gdyż nie będzie wody. W takich chwilach jestem szczęśliwa, że nigdy ode mnie nie cuchnie, że nawet nie są mi potrzebne dezodoranty, których nienawidzę (szkodzą drogi oddechowe w moim mniemaniu, zanieczyszczają powietrze), antyperspiranty i inne perfumy, chociaż lubię ładne zapachy na sobie. Widać, że mi się nudzi, prawda? To ten komputer, pożeracz czasu, sprawca nudy. Kończy się sobota, więc pojutrze trzeba będzie znów zwinąć się do szkoły i wziąć tyłek w troki, żeby dorównać durnemu społeczeństwu, które zakłada swe sidła na znudzonych ludzi. Ale przynajmniej można się rozerwać i postresować. No i wkurzać pracochłonnym malunkiem na plastykę o strażakach. :o Co ciekawe, w ciągu dnia intensywnie myślałam na temat tego projektu, ponieważ wolałabym to zrobić wczoraj, niż w tygodniu, no ale nie zrobiłam. Przykro mi, nie jestem przygotowana na piątek. Jak dobrze jest kierować swoje żale do jednostek tracących swój cenny (mniej lub bardziej) czas, które myślą, że to, co tutaj napiszę, naprawdę zajmuje mi głowę. Dziś jest międzynarodowy dzień uświadamiania ludziom, że teksty w internecie czasem mijają się z prawdą. Ludzie są podłymi kłamcami. Świat jest mały, a wszechświat jeszcze mniejszy, bo nieskończony. Ciemność jest składnikiem duszy, a światłość wynikiem dobrego uczynku. Ple, ple, ple. :P Muszę sobie wypożyczyć jedną z książek Forsytha. Gnight :-*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz