poniedziałek, 8 listopada 2010

it's in the world


Jedna z piosenek Kings of Leon chodzi mi po głowie i zamierzam sobie parę dziś ściągnąć (piosenek). Miłym zaskoczeniem dzisiejszego poranka była dla mnie biologia, gdyż sprawdzian był naprawdę bajecznie prosty, więc liczę na... czwórkę. :) W tej szkole powodzi mi się nieźle, to fajnie. Tyle że... przy moim zapale, to ja się do dobrego liceum nie dostanę. Chociaż... dostać się to i może, ale poźniej... he he. Te ambitne plany są chyba nie dla mnie. Ale dużo czasu przede mną, po co mam się tym teraz przejmować. Najważniejsze są jutro trzy lekcje: historia, chemia i polski. Z historii chciałam odpowiadać, może jutro będzie okazja; krótko mówiąc: już mi się odechciało. Chemię lubię, a język polski... oddaję moją recenzję. :D

Oglądałam dziś galę EMA i powiem, że kilka nagród było niezasłużonych dla niektórych wokalistów. Nie podobało mi się, że Ke$ha zgarnęła bodaj jedną statuetkę; to niszowa wokalistka, głos ma okropny, bardzo pomagają jej... przeróbki w studio. Plus Miley Cyrus, talentu zero. Promocja robi swoje, oczywiście. No ale tam jakoś dobrnęłam do końca, choć nudne to nieco było. ^^ Podobał mi się występ KOL i było mi smutno, że Linkin Park dostali statuetkę (jak to szło?) Najlepszy występ na żywo (?), a nie oni (KOL), bo naprawdę grają bardzo fajne koncerty. Eva Longoria ładnie poprowadziła całe widowisko. To tyle na temat gali. :D

Jeszcze tylko dwa dni i czwartek! Tak się rozleniwiłam ostatnio. No... i nie mam za bardzo o czym pisać, piszę już tak bez ładu i składu, powinnam ten blog usunąć, gdyż nie ma dla mnie najmniejszego sensu prowadzenie go. Piszę to, czego sama nie chciałabym czytać, bo jest to mało interesujące. A dobry czas na eseje już minął i nie mam takiej weny jak kiedyś. :( This is horrible. To znaczy potrafiłabym napisać wiele słów, które byłyby bardzo wartościowe zarówno dla mnie, jak i dla publiki (he), ale jednak nie odważę się, bo swoje rozważania prowadzę w domowym zaciszu i nie ujawnię ich, dopóki nie będę na to gotowa. Zapisków brak! Nie lubię pisać pamiętników czy czegoś w tym rodzaju. To bardzo żmudna praca, nie na moją rękę i zwyczaje. Poza tym... słuchawki mi się popsuły parę dni temu i jestem zła na nie. Trzymały cały rok... :( I zima idzie... buu...

Ale za to... gdy jest dobra herbatka i jest dobra książka ("Księżyc w nowiu" czytany drugi raz. Pierwszy raz to było coś. Teraz same postaci z filmu zaglądają mi przed oczy i jestem trochę zdegustowana. Dwa lata temu tego głupiego filmu nie było... :( Chyba jest to totalny niewypał, ale jak już miałabym obejrzeć "Zmierzch", to tylko przeróbkę. :D), to zimowy nastrój nieco pryska i jest w miarę normalnie; jednak gdy wyjdzie się na dwór, to czuje się już ten ohydny zapach zimy i robi się niedobrze. A potem zacznie padać śnieg... Grrr... Ale niedługo moje urodziny (styczeń) i tym akcentem kończę dzisiejszą notkę. :D

Dobranoc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz