niedziela, 29 września 2013

Let me be your coffee pot.

skupienie, cisza, kontemplacja
Zastój na blogu, zastój w życiu. Próba wykrzesania z siebie czegoś wartościowego kolejny raz zakończyła się fiaskiem. Ostatnio nawiedza mnie myśl, każdemu zresztą dobrze znana. Co ja tutaj robię? Bo mam wrażenie, że trochę marnuję swoje życie, spędzając czas tak naprawdę na zajmowaniu się samymi bzdurami. Odmóżdżam się, każdego dnia coraz bardziej i bardziej... Powinnam czytać gazety, artykuły o popularnej tematyce, może coś ostatnio wynaleziono, a ja o tym nie wiem, bo całymi dniami przesiaduję w szkole i w domu jedynie sięgam po komputer, by obejrzeć kolejny odcinek serialu lub odpisać na komentarz na Facebooku? Siedząc na angielskim i słuchając pani profesor, stwierdziłam, że ja się kompletnie w tym świecie nie odnajduję. Tak właśnie. Powinnam oglądać telewizję, najlepiej dzienniki, czytać gazety, najlepiej informacyjne lub popularno-naukowe, a byłoby jeszcze wspanialej, gdybym śledziła na bieżąco, minuta po minucie, wydarzenia w aplikacji BBC News (o ile coś takiego istnieje...) zainstalowanej w moim smartfonie. Tylko że na to trzeba poświęcić czas, a mój wolny czas wolę spożytkować na przyjemności, ewentualnie naukę, kiedy to konieczne. Przyznam się, że jestem osobą wyjątkowo wolną. Już spieszę (ha! WLOKĘ SIĘ) z tłumaczeniem. Czas płynie zbyt szybko, ciągle za czymś gonimy, jesteśmy zobowiązani do wykonywania naszych codziennych obowiązków, musimy być punktualni. Chronicznie zawaleni robotą, nie dostrzegamy niczego poza nią i tym cudownym wolnym czasem w ciągu tygodnia, kiedy to możemy zasiąść przed telewizorem, komputerem czy książką i oddać się temu, co lubimy najbardziej - lenistwu. My, aspołeczni samotnicy. Dlatego ja tkwię w miejscu, nie ogarniam swojego życia, płynę, czas płynie ze mną, tracę kolejne dni, nie robiąc nic konkretnego, trwając w zawieszeniu. A najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że polubiłam lenistwo, a lenistwo nie pozwala mi iść dalej, doprowadzić do stanu względnej normalności i porządku siebie i całą resztę. Wrr. I dlatego właśnie teraz słucham Joy Division, bo całkowicie oddają mój nastrój:

"We were strangers - we were strangers, for way too long
Violent violent, were strangers
Get weak all the time - we just pass the time
Me in my own world - yeah you there beside
The gaps are enormous - we stare from each side
We were strangers, for way too long"

Tęsknię za regularnym blogowaniem. Nie mam pojęcia, dlaczego mam awersję do komputera, jakoś nie potrafię zwyczajnie przed nim usiąść i włączyć bloggera, przejrzeć zaległych postów (aktualnie jest ich milion - cały wrzesień nie czytałam waszych wypocin!)... po prostu nie. Nawet teraz nie siedzę, tylko półleżę, trzymając laptop na kolanach. Ta awersja jest chyba spowodowana tym, że stracę zbyt dużo czasu na pisanie, myślenie, czytanie. Ale czy to nie obraza, mówić, iż czytanie postów wyprodukowanych przez ludzi tak bardzo mi bliskich, bo blogerów, to strata czasu? Jeśli tak, przepraszam. Chyba pozostało mi wierzyć, że kiedyś się nawrócę. Mój blog tonie w setkach marnych postów, przydałoby mu się jakieś odrodzenie. Ale żeby do tego doszło, sama muszę się... "odrodzić", rozwinąć intelektualnie, pójść naprzód, nie zaś się cofać. To brzmi tak strasznie patetycznie... że aż napiszę wam, iż przeczytałam ostatnio "50 twarzy Greya"! Wasze oczy was nie mylą. Stwierdziłam, iż warto wyrobić sobie własną opinię na temat tej kontrowersyjnej książki. Podchodziłam do niej dość sceptycznie i właściwie nie pomyliłam się we własnych osądach. Powieść okazała się stety niestety bardzo płytka, przez sześćset stron strzeliłam całą masę facepalmów. Wiele razy byłam zwyczajnie zniesmaczona, trochę mnie przerażała niemoralność niektórych aktów. Zaintrygowała mnie jedynie przemiana Greya pod wpływem Any, ale jakoś nie ciekawi mnie zakończenie tej trylogii, nawet domyślam się, że skończy się tak, jak zawsze. Książki nie polecam, jak dla mnie czytanie jej to strata czasu, jest wiele lepszych, wartościowych powieści, które poruszą człowieka bardziej, aniżeli historia o seksie, i to jeszcze kiepściutko napisana. Jeżeli kogoś fascynują tego typu powieści, niech sięgnie po książkę autora, który faktycznie potrafi umiejętnie dobrać słowa, by opis aktu płciowego nie prowadził do śmiechu (np. nieustannie powtarzane jak mantra "jęczę", "jęczę", "jęczę" w "Greyu" - dobijało mnie to, serio), raczej subtelnie dotykał naszego umysłu i nas poruszał... jakkolwiek to brzmi. I tu odzywa się we mnie miłość do książek Kena Folleta i jego przepięknych opisów scen miłosnych. Wybaczcie, musiałam. Wydaje mi się, że twórcy powieści historycznych zawsze w taki wspaniały sposób potrafią zilustrować miłość dwóch osób... a może tylko ja na takich trafiłam? I znów, żeby nie było tak dziwnie, napiszę wam, iż zdecydowałam się zapuścić grzywkę, ponadto pochwalę się moją pierwszą tróją z matematyki w liceum. A może pożalę, bo chyba chciałam mieć czwórkę... Przyznam się również, że już dorwałam "Loud Like Love" Placebo, "Mechanical Bull" Kings Of Leon i "AM" Arctic Monkeys, przesłuchałam i zaniemówiłam z zachwytu, bo chłopcy wykonali dobrą robotę, tworząc te cudowne płyty. Ostatnio też rozpływam się, gdy słucham "High Violet" The National, w tej płycie kryje się tyle uczuć, tyle nieopisanego piękna... Jest wręcz idealna. Ach, jeszcze jedno - zaczęłam czytać "Rodzinę Borgiów" i przyznam, że już się wciągnęłam, poza tym jestem tak bardzo uzależniona od serialu "Supernatural"... obejrzałam całe dwa sezony i nie nudziłam się przy ani jednym odcinku, ba!, niektóre z nich to była taka miazga, że moje usta były cały czas otwarte. TYLE EMOCJI. Uwielbiam wzrok Deana, jego miłość do brata, rodziny, to, że jest gotów dla nich wszystko poświęcić, nawet swoje życie. Sam jest taki niewinny, uroczy, ogarnięty... Idealny serial dla mnie, ha, ha. Pisząc to, czuję się trochę jak babcia zasiadająca przed swoim ulubionym tasiemcem z mocno bijącym sercem... Dlatego kończę, bo to już jest ta pora. Półtorej godziny minęło jak z bicza strzelił. Czas na mnie. Dobranoc.

(Ciekawostka: dzisiejszy post jest moim 666 postem opublikowanym na tym blogu...)

7 komentarzy:

  1. ha, a ja dostalam pierwsza 1 z matmy xD

    OdpowiedzUsuń
  2. "My, aspołeczni samotnicy." - przepiękne zdanie.
    Mam to samo co ty. Laptop niewłączany od tygodnia, masa nieprzeczytanych książek... Ech... Szkoła tak mnie pochłania, że nie mam na nic czasu.
    Przeczytałam całą trylogię i też momentami byłam zniesmaczona. Zdradzić ci zakończenie "Greya"? :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyczuwam pustkę w sercu, głęboką. Wiesz dlaczego? Też mnie dopadła.

    OdpowiedzUsuń
  4. jęczę.
    hej, zmotywuj się! wszystko będzie ok :) zastój czasem się zdarza, poszukaj inspiracji - nie tylko blogowych :) nie możemy mieć wrażenia, ze się 'marnujemy'.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty satanistko !
    Też zaliczam się do "aspołecznych samotników", jak to określiłaś ; )
    I tak jak Ty też teraz mam wątpliwości co do sensu chodzenia do szkoły i zadawania sobie pytania: Co ja tutaj robię?, bo lekcja nie taka, bo temat nie taki, bo ludzie nie tacy.
    Utwierdza mnie tylko w mojej niechęci do szkoły Pink Floyd, na których obecnie mam fazę ("Another brick in the wall"). Dobrze, że w ogóle włączasz ten komputer, bo u mnie to w ogóle z tym problem, nawet Facebook mnie już nie interesuje.
    Ja też zapuszczam grzywkę, już się nie mogę doczekać jak mi te kłaki odrosną (chociaż znając życie, nie będę mogła zaakceptować się bez grzywki i znów ona powróci na moje czoło).
    Co do książki, nie czytałam, ale przeczytać mam zamiar, bo przecież nie można bazować tylko na opiniach innych. Aczkolwiek uważam, że ludzie (a w szczególności kobiety) siegnę po tę książkę, bo są tacy wyzwoleni. Robimy to z kim chcemy, jak chcemy i gdzie chcemy. I nasze kochane rówieśniczki, które myślą, że są fajne, bo przeczytały coś dla dorosłych, coś zakazanego i już to sprawia, że są dojrzalsz i są specjalistkami w "tych" sprawach. Dobra piszmy książki o seksie, ale tekst który opiera się tylko i wyłącznie na tym jedym, który nie ma zbytnio rozbudowanego tła, takiego na przykład jak psychologia bohaterów, no cóż... Ale nie będę się już rozpisywała nad tym czego jeszcze w ręce nie miałam ; D
    A co do twojego pytania o koncert: po pierwsze w moim 'kochanym mieście' nigdy nic się nie dzieje i wszędzie jest z niego daleko, a po drugie brak osoby chętnej (nie to że jestem aż tak aspołeczna, ale większość moich koleżanek albo jest zbyt ograniczona muzycznie, albo są właśnie trochę za bardzo do przodu, albo ich rodzice się nie zgodzą)
    Pozdrawiam cię ciepło w te zimne dni i tak samo Tobie jaki i mnie życzę owocnej nauki i odszukania sensu w tym co robimy ; *

    thedoorsofimagination.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Czuje się tak samo, jak Ty. Nowa szkoła odbiera mi całą energie, a gdy wrócę do domu nie mam ochoty na nic, prócz długo wyczekiwanego lenistwa. Może liceum tak działa na ludzi?
    A propos, jak się czujesz po pierwszym miesiącu bycia licealistką? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest ze mną źle.
    Osiągnęłam kolejny szczyt lenistwa.
    Nawet mi się nie chce przeczytać notki.
    Boże.
    Początek końca.
    Nie chce mi się nic.
    Koniec.

    OdpowiedzUsuń