poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Z dziennika podroznika: Barcelona, dzien drugi.

 Barceloneeeeetaaaaaa

Wróciłam ze stolicy cała i zdrowa, choć prawdę powiedziawszy, aktualnie pobolewa mnie prawy dolny róg brzucha, o ile brzuch ma rogi. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale nawet Ibuprom nie zwalcza tego nieznośnego bólu. Cóż, może blogowanie i ciepła herbatka pomogą. Co słychać w stolicy? Nic ciekawego, wszystko po staremu, remonty, same remonty. Lakonicznie, ale nie martwcie się - zdjęcia przyszykuję może na następny raz, relację także. Niestety nie mam siły woli, by pisać dzień w dzień, dlatego te wszystkie sprawozdania nieznośnie się dłużą. Powiem tylko, że uwielbiam Polskiego Busa i na pewno wybiorę się nim na następną wycieczkę po Polsce, jakakolwiek by nie była. Punktualnie przyjeżdża, odjeżdża i nawet czasami jest na miejscu z wyprzedzeniem (Warszawa 5:30, Gdańsk 10:25 według planu bodajże, byłyśmy 10:15, jakoś tak). Przejdźmy do Hiszpanii, to trochę cieplejsza opcja, gdyż dzisiaj pogoda nawet do życia nie zachęca, choć muszę wam się zwierzyć, iż upiekłam okropnie niedobrą tartę, więc na coś się te szarości na dworze przydały, I mean zmotywowały mnie do pieczenia. Nieważne, ktoś to zje, niekoniecznie ja.


Drugi dzień w Barcelonie był bardziej obfity we wrażenia, choć nie tak, jak trzeci dzień. Ale na ten nadejdzie jeszcze czas. Pierwszy punkt programu to... znalezienie pierwszego punktu programu. W tym celu udaliśmy się do parku, w którym kręcono jakiś materiał do, bo ja wiem, vloga albo czegoś w tym stylu, a na trawie współbiesiadowały (wybaczcie za ten błąd) papugi i gołębie. Papugi idealnie wkomponowały się w zieleń trawy, dlatego też ciężko je było załapać aparatem z daleka. Uroczo!

 Nie mam pojęcia, gdzie jest sławna plaża z metalową rybą. Szukałam jej wzrokiem, niestety z tego miejsca nie mogłam jej dostrzec. Nie udało nam się odwiedzić plaży, może dlatego owej ryby nie zauważyłam.


Tutaj widzicie budynek Wesleyów. Niech was te zdjęcie nie dziwi, oni nas prześladowali, musiałam uwiecznić ich aktywność. Połowa gór we Francji i Hiszpanii do nich należy, nawet spotkałam się z ulicą, która miała to nazwisko w nazwie! Magia, wszędzie magia! To znak, że muszę jeszcze raz przeczytać Harrego Pottera.

 Plan na dziś: odwiedzić L'Aquarium i Park Güell.

To oceanarium zdecydowanie różni się od naszego gdyńskiego pod względem ilości i różnorodności zwierząt morskich. Szczerze powiedziawszy, byłam ze dwa razy w naszym oceanarium, dlatego nie mam pojęcia, jakie zwierzaki tam się znajdują, aczkolwiek wydaje mi się, że rekinów tam nie ma, a to była główna atrakcja w barcelońskim L'Aquarium. Nie byłam jakoś szczególnie zachwycona tym miejscem, ot, zbieranina różnych stworzeń, mniej lub bardziej interesujących. Myślałam, że oglądanie ich będzie bardziej emocjonujące, ale chyba musiałaby nie istnieć między nami szyba... Niestety zdjęcia są w większości poruszone i niezbyt wyraźne, ponieważ było tam dość ciemno.

 Co mnie urzekło, to autentyczność tych żyjątek. W telewizji zawsze wyglądają na nieżywe...

Uśmiechnięta płaszczka.

 Czy on się w ogóle męczy?

 Kilka interesujących kolorystycznie rybek i zakamuflowana gwiazda.

 Sceneria jak z bajki "Gdzie jest Nemo?".

 Jest i głupiutka Doris.

 Konik morski, smok morski i chyba najeżka...

A tutaj główny punkt programu! Stojąc na ruchomej podłodze w tunelu, można było spojrzeć w oczy rekinowi oraz kilkudziesięciu ogromnym rybom. Trafiliśmy na porę karmienia, dlatego też widać nurka w tle.

Jeszcze raz płaszczka i rybka.

 Ja, profesjonalny fotograf!

 Koniec.

Po zwiedzeniu całego oceanarium, skierowaliśmy się na popularną ulicę La Rambla, przepełnioną turystami. Bardzo fajnie wyglądała, niestety tak się składa, że nie mam jej zdjęcia... choć powinnam mieć. Zjedliśmy jak zwykle w Lactucy, następnie poszliśmy do La Boqueria, czyli wielkiego bazaru. Ponoć tam się nie kupuje, tylko patrzy, jak sprzedawcy wykładają świeże owoce, warzywa, mięsko i słodycze. Ja i popatrzałam, i porobiłam zdjęcia, i kupiłam sobie napitek, bowiem kosztował zaledwie euro, więc dlaczego by nie spróbować, jak smakuje.

 Tyle właśnie ludzi idzie się pojopić (włącznie z nami).

 Smakowite owocki.

Połowę z tego z chęcią bym zjadła! Ale niestety każą sobie słono płacić za te cuda...

 Ogromna cebula, niezidentyfikowane warzywa i nieprzyjemnie prezentujące się owoce morza.

 A tutaj mój zakup: rozwodnione smoothie z truskawki z wiórkami kokosowymi. Dość dobre.

 Tak La Boqueria prezentuje się w środku - całkiem zwyczajnie, nieprawdaż?

To by było na tyle z La Rambli. Przejdźmy zatem do Parku Güell, z którego będzie równie dużo zdjęć, jak z poprzednich atrakcji, ponieważ z powodu wielkiej nudy zrobiłam sesję przypadkowym turystom. Zabawa przednia, polecam!

 Ruchome schody na środku ulicy, bo komu chce się chodzić w taki upał...

 Widok na Barcelonę i... moja twarz, coby wasza się trochę uśmiechem rozjaśniła.

 Lubię palmy, więc są palmy. I domek w zaroślach.

 Zdjęcie butów w każdym miejscu musi być.

 Mnóstwo zdjęć: przyjrzyjcie się dokładniej najdłuższej ławce świata, pośmiejcie się z moich min i podziwiajcie piękne widoki.

 A teraz efekty mojej zabawy:
Fajnie było złapać te wszystkie twarze. Mam nadzieję, że jeżeli któryś z tych ludzi zobaczy siebie na moim blogu, nie pozwie mnie czy coś... Hahaha.

A to pan, który tworzył nastrój w parku. Za pomocą tego jednego dziwnego instrumentu wydobywał niesamowite dźwięki. Było miło.

Nie wiem, czy ktokolwiek z was dotrwał do końca. Dzisiejsza relacja była dość obszerna, głównie składała się ze zdjęć, których jest tutaj chyba ponad sto, a zrobienie tego posta zajęło mi około dwóch godzin. Chyba chciałam, żebyście poczuli się, jakbyście podróżowali razem ze mną... Życzę wam dobrej nocy, zapraszam na następną relację i lecę odpisywać na część zaległych komentarzy. Całusy.

Ps. Blogowanie i ciepła herbatka skutecznie zwalczyły ból brzucha. Polecam!

Biorę udział w *konkursie* u Fellogen!

25 komentarzy:

  1. Oj, nic się nie stało. Tak się rozpisałaś...

    Wiesz do Australii to bym chętnie pojechała, gdyby nie to, że bilet w jedną stronę to kilka tysięcy + jedzie się 24h, natomiast w Rosji jest rodzina mojej prababci i nigdy ich nie widziałam. Wiesz, przyjechała do Polski w czasach wojny.

    Hugh Jackman? A feee... :). Ja mam do niego uraz po Vanie Helsingu, najgłupszy film ever.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Och patrząc na te stragany robię się głodna :3. Smakowicie tu u Ciebie.

    Oj, mnie brzusio też wczoraj bolał :c.

    OdpowiedzUsuń
  3. Płaszczka mnie rozwaliła ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Aj, ta Barcelona jest jednak piękna! :D Cóż więcej mówić, wystarczy popatrzeć na zdjęcia :) A ta uśmiechnięta płaszczka mnie rozczuliła niepomiernie :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. o jaaa, ale mi sie to przyjemnie oglada i czyta :) akurat to wszystko (oprocz oceanarium) rowniez zwiedzilam! :D plaszczka boska.
    la Boqueria to najcudowniejse miejsce swiata, obkupilam sie w owoce, wedliny, ostre papryczki... a 1€ wydane na sok kiwi-kokos-banan to juz w ogole mistrz! ♥ aha, no i widzialam surowe jagniece lby, mmmm
    park Guell mnie wkurzal pod wzgledem ilosci turystow, ale jaralam sie tymi mozaikami :D

    OdpowiedzUsuń
  6. bo ja w Bcn postawilam na relax po tych moich autostopowych perypetiach i glownie chcialo mi sie lezec na plazy, a nie lazic po zabytkach :D ale w sumie sporo widzialam.

    jasne, czekam czekam ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogę aż patrzeć na te zdjęcia z zazdrości XD Nie, one się chyba jednak nie męczą, cyborgi przebrzydłe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta papuga między gołębiami to mnicha (ang quaker parrot), świetna jest :D
    Poza tym piękne są zdjęcia widokowe, masz do nich naturalny talent:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Artystka z tej papuzi na filmiku :) Swoim "hello" sprowokowała mojego Edzia do popisów słowno-wokalnych :D

      Usuń
  9. Tylko, że jest tak mało uśmiechających się zwierząt.

    Właśnie chodzi o to, że nie rozmawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Już próbowałam, ale nie dawało rady. Psycholog jest dla mnie ostatecznością.

    Struś? Serio? O ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie zachęciłaś mnie do robienia sobie herbaty :)
    Mega zazdroszczę Ci Barcelony! Byłam tam w poprzednim roku, ale wybrałabym się ewidentnie po raz drugi. To miasto w sobie coś ma :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku, jak cudnie! Barcelona musi być piękna! <3 :)

    Pozdrawiam :)
    ohvictorria.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. raz pojechałyśmy do Badalony, zeby uciec od turystów, ale ogólnie Barceloneta to była rzeźnia :D na szczęście byłam tylko z siostrą więc nam to aż tak bardzo nie przeszkadzało ;) napisałam już nawet 2 posty o Barcelonie, ale czekają na swoją kolej :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Mimo wszystko nie mogę się przekonać do Jackmana :3.

    Wiesz, moja ciocia lecąc tu z moimi kuzynami raz przez jakieś tam kłopoty spędziła w samolocie 48h, a ja już po 6h w aucie mam ochotę całować ziemię. Na pewno kiedyś tam będę, ale na razie wolę nie zbierać, jak mam nawet kłopot z odłożeniem na spodnie xD.

    OdpowiedzUsuń
  15. Sęk w tym, że moja mama jest połączeniem materialistki z pracoholiczką - wydawanie pieniędzy na psychologa wydaje jej się wyrzuceniem pieniędzy w błoto (mi w sumie też, bo to żałosne, żeby płacić komuś za to, żeby z Tobą porozmawiał... szczególnie, że na tym polega jego praca i już pensję za to dostaje). A poza pracą moja mama nie lubi niczego, więc pole do popisu jest zerowe.

    OdpowiedzUsuń
  16. Niesamowite kolory! ^^ Kurcze no zazdroszczę, zazdroszczę. ;D Ale ja też będę tak kiedyś podróżować! xD

    OdpowiedzUsuń
  17. Też czasami boli mnie brzuch tak, że żadna tabletka nie pomaga, ale to zwykle kobiece dolegliwości, więc trzeba jakoś dzielnie z tym walczyć. Zazdroszczę i to ogromnie pobytu w Barcelonie - jest ona na liście miejsc które chciałabym kiedyś zobaczyć. Oczywiście nie obyłoby się bez zrobienia wielu zdjęć, co widać u ciebie też miało miejsce, stąd ta spora fotorelacja :D nie wiem czemu, ale też lubię robić zdjęcia butów, gdziekolwiek nie jestem, fajnie je sfotografować xd Dotrwałam i dziękuję za zdjęcia, mogłam sobie obejrzeć to miejsce razem z tobą, jednak i tak szkoda że nie mogłam tam być:o

    OdpowiedzUsuń
  18. ile zdjęć *o*
    ej, tam chodzą sobie normalnie po trawie papugi? *o*

    OdpowiedzUsuń
  19. co do bólów brzucha chciałam już postawić diagnozę - wyrostek :P dobrze, że jednak to nic z tych rzeczy.
    płaszczka w moim miastowym zoo zawsze przyjmuje tą samą pozycję "na zgona", za każdym razem zastanawiam się, czy ona żyje, czy może jest sztuczna. a w Barcelonie widzę, że i ludzie i nawet płaszczki się uśmiechają. (tutaj uderzam w ponurych, wrogo nastawionych Polaków)
    instrument znam... kurczę. właśnie przeszukuję nazwy... i nie mogę znaleźć. wiem, że jest taka dwójka facetów, która cudowne melodie na tym wygrywa. jak mi sie gdzieś napatoczą, dam Ci znać :)
    co do tarty. to polecam przepis
    http://kotlet.tv/czeko-tarta-z-malinami teraz to mój specjał. znika w kilka godzin po zrobieniu. a najsmaczniejsze jest z jeszcze ciepłą czekoladą. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ależ Ci zazdroszczę! Sama chciałabym się tam znaleźć :)
    Obserwuję i zapraszam do mnie:
    www.meduzencja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. byla tu relacja z kolejnych dni, a teraz jej nie ma ;<

    OdpowiedzUsuń
  22. Baaaaaaaaaarceloona, ale Ci zazdroszczę. Ja się pokisiłam w domu w te wakacje. ech [*]

    OdpowiedzUsuń
  23. Barcelona jest tak urokliwa, że jedna wizytya nie wystraczy. Dzięki Twoim zdjęciom znowu poczułam na nią chrapkę :-)

    A zdjęcia turystów? Przednie!

    OdpowiedzUsuń