niedziela, 4 sierpnia 2013

Powroty wywroty.

 spacer po Gibraltarze

Ekhm, ekhm... Oficjalnie ogłaszam, iż powróciłam do życia w przepięknym kraju zwanym potocznie Polandią, wśród dobrze mi znanych osób, we wsi Pszczółki, nękanej falami upałów i burzami stulecia, których nie udało mi się zobaczyć. Witajcie z powrotem! W ciągu dwóch tygodni przerwy zwiedziłam dwa przepiękne kraje, Hiszpanię oraz Gibraltar należący do Wielkiej Brytanii. Wzbogaciłam się o cudowne wspomnienia, doświadczyłam kilku nieprzyjemnych sytuacji, dotknęłam po raz pierwszy w życiu małpy, zrobiłam mnóstwo zdjęć, którymi chętnie się z wami w najbliższym czasie podzielę. To była jedna z najpiękniejszych podróży mojego życia, mam nadzieję, że nie ostatnia. Gdzie dokładnie byłam? Spędziłam trzy dni w Barcelonie, pięć dni na Gibraltarze, jeden w Kordobie i jeden w Figueres oraz w Gironie. W tym czasie odwiedziłam barcelońskie L'Aquarium, ZOO, Park Güell, ulicę La Rambla, La Boqueria (targ), no i oczywiście metro. Stołowaliśmy się w restauracji opatrzonej nazwą Lactuca, w której płaci się ok. 10€ i można jeść, ile wlezie. W menu znajdują się przeróżne warzywa, makarony, ryż, sosy, mięsko, spaghetti, uwielbiana przeze mnie domowa pizza, orzeźwiające napoje, również desery - lody, owoce, musy, ciasta i kawa. Jeżeli kiedyś będziecie w Barcelonie, to gorąco polecam! Za każdym razem wychodziłam stamtąd z wypełnionym po brzegi brzuchem. Jeżeli chodzi o Gibraltar, obeszłam go wzdłuż i wszerz kilkukrotnie, poświęcając na to nie więcej niż cztery godziny. Nagrałam milion filmików, które pokażę chyba jedynie najbliższym znajomym, bo są dość kompromitujące... chociaż jeden przeznaczę specjalnie dla was, ponieważ jest na nim... gadająca papuga! Chciałam ją ukraść i zabrać do domu, taka była wspaniała! Także w następnym poście postaram się wam ją pokazać, przeurocze zwierzę. Na Gibraltarze odwiedziłam ogrody królewskie (chyba tak się nazywają), mini zoo, a także park narodowy, w którym zetknęłam się po raz pierwszy z małpami (widziałam je wcześniej jedynie w oliwskim zoo, za szybą, to zupełnie co innego). Za nimi tęsknię najbardziej... Mogłabym się nad nimi rozpływać godzinami, zachwyciły mnie swoją pierwotną niewinnością. Największy szok przeżyłam, widząc w ich dłoniach uderzająco podobnych do naszych, człowieczych, śmieci, ich pożywienie... Oczywiście miały miejsce, w którym mogły zjeść sałatę czy jakieś owoce, a także napić się z baseniku, ale chyba wolały żerować na odpadach pozostawionych przez mało inteligentnych ludzi. Mimo że na każdym kroku spotykałam tabliczkę z napisem "nie śmiecić" (nawet widziałam jedną rymowankę, niestety jej nie pamiętam, a szkoda, bo mnie rozbawiła), to wokół walały się papierki po lodach, cukierkach i różnych takich. Co mnie złego spotkało na Gibraltarze... to zdecydowanie kilkunastokilometrowy korek do granicy. Staliśmy w nim około czterech godzin, zdążyłam w tym czasie przeczytać książkę i pójść po zakupy na drugi koniec korku (sklep mieścił się tuż przy granicy). Straciliśmy niedzielę - nie wyjechaliśmy z kraju. Nauczeni doświadczeniem, następnego dnia zwlekliśmy się wcześnie z łóżek i udaliśmy w podróż bez niespodzianek do Kordoby. Z powrotem oczywiście znów spotkał nas korek, tym razem jednak ja i zakochana para zdecydowaliśmy się nie brać w nim udziału, tylko iść do sklepu i wrócić do domu. Od czego są nogi? Opisałam wam już większą część mojej podróży w bardzo wielkim skrócie. W środę byłam w Figueres z rodzicami, zwiedziliśmy muzeum Salvadora Dalego. Byłam już w wielu muzeach w Europie, ale to przebija wszystkie pozostałe. Nie interesuję się sztuką, choć nie przeczę temu, iż lubię oglądać obrazy, rzeźby czy instalacje, dlatego nie napiszę nic o Dalim jako artyście. Sam budynek muzeum już potrafi zadziwić i zachwycić - na zewnętrznych ścianach zostały umieszczone bułki, a na dachu ogromne jaja. Środka nie będę wam opisywać, bo nie ma sensu. Polecam wam pojechać i zobaczyć na własne oczy to, co pozostawił po sobie ten niezwykły mężczyzna. Jako ciekawostkę podam wam, że w jednej z sal jest umieszczona płyta nagrobna z nazwiskiem Salvadora Dalego, za nią z pewnością znajdują się jego zwłoki. Spoczął tam, gdzie się urodził. Och, żem się rozpisała. Moja podróż w pigułce. Ostatnie dwa dni spędziłam na jeździe powrotnej do domu. Nie była męcząca z tego względu, że miałam świetną książkę do czytania. Pierwsza część trylogii, "Upadek gigantów" Kena Folleta. Tak się wciągnęłam, że na okrągło myślałam o wydarzeniach w niej zawartych... serio. Co do samych książek, myślałam, że przeczytam ich więcej. Dwie pozycje to naprawdę bardzo mało, mimo że "Upadek..." liczył sobie 1070 stron, a "Posiadłość Blackwood" ponad 600, z czego jakieś 400 przeczytałam w domu. Cienizna. Z początku nie miałam ochoty i samozaparcia, byłam rozemocjonowana podróżą, tak jakoś wyszło. Jeśli chodzi o moją wypełnioną po brzegi kosmetyczkę - wszystko to, co do niej zapakowałam, wykorzystałam z pożytkiem. Zmieniając temat, tamtejszy klimat bardzo mi służył. Porównując Hiszpanię do Chorwacji i Włoch (te trzy państwa leżą nad tym samym morzem), klimat był nieco odmienny. Spędziłam kilka chłodnych nocy w górach - w Chorwacji noce są naprawdę gorące, podejrzewam, że temperatura nie spada poniżej 23-25*C, tutaj musiało być z 18*C, to jest kolosalna różnica, zwłaszcza że w dzień potrafiło być +35*C. Na szczęście nie było u nas takich upałów jak w Polsce - liczbę 41*C widziałam jedynie na autostradzie we Francji. Moim wybawieniem w mieście był chłodny wiatr wiejący znad morza, dosłownie nie czuło się tej temperatury, ale tego akurat doświadczyłam nieraz, nie dwa na południu Europy. Deszcze ani burze do Hiszpanii i na Gibraltar na szczęście nie zawitały, czego nie mogę powiedzieć o Pszczółkach - właśnie przed chwilą zagrzmiało i błysnęło. Na uwieńczenie tego tasiemca postanowiłam wam się zwierzyć: pewnego gibraltarskiego poranka, dokładnie o 4:50, obudziłam się z dwoma swędzącymi bąbelkami na twarzy i wielkim bąblem pod okiem, wyglądającym jak pozostałość po uderzeniu pięścią. To nie był mój najlepszy dzień. Komary potrafią zepsuć całą radość z życia. Wybiła druga w nocy, czas kończyć. Odpiszę na zaległe komentarze i legnę wreszcie w moim własnym, ukochanym łóżku. Dobranoc, moi mili. Jeszcze zdążę was zamęczyć moimi wspomnieniami.

9 komentarzy:

  1. my bardzo chcemy jechać do Hiszpanii, dlatego chyba zacznę planować tą podróż, ale pod względem finansowym.
    pewnie, że będziesz miała mega wspomnienia, zdjęcia od razu do wywołania i stworzyć super album wspomnień z opisami śmiesznymi :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, tylko pozazdrościć wojaży :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że już wróciłaś i że dobrze się bawiłaś. Mam nadzieję, że pokażesz nam więcej zdjęć. Prowadziłaś jakiś dziennik w podróży? Dziwię się, że byłaś w stanie zapamiętać to wszystko ;) Na mojej liście jest oczywiście Hiszpania. Kiedyś z pewnością się tam wybiorę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Relacja piękna, teraz pora na wizualizację :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. W Rotterdamie mieszkam, pracuję pod :) / nie wiem, czy nie odpisywałam Ci już na komentarz. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witamy w gorącej Polsce i z niecierpliwością czekamy na fotorelację! :)

    OdpowiedzUsuń