czwartek, 14 lutego 2013

moralny pogrzeb, kurde

 wrześniowy bardzo ciasny kadr

Nie, nie będę dzisiaj miła. Będę miałka i liryczna do bólu stawów, może nawet będziecie mieli dość tego pokazu żałosnej pseudointeligencji. Mam to, oględnie mówiąc, gdzieś. I nie pokaże wam dzisiejszej facjaty, bo moja łysa łepetyna mi nie pozwala na roztaczanie pożal się drogi Boże marnego uroku osobistego, którym się wszyscy zachwycają (co, może nie?). I wiecie, tak mnie wzięło na walentynkowy post. Jeżeli jeszcze nikt nie wie, że dzisiaj mam imieniny, to niech się dowie, choćby stąd, że tu piszę właśnie w tej chwili. Nietrudno zauważyć, że jest mi zwyczajnie smutno, bynajmniej nie dla tego, że nie mam pary do gitary (a może z gitarą? Gdzież cię nogi poniosły, drogi Pe kropka?), tylko dlatego, że mi życie leci. Tak sobie myślę, że na stare lata z upływem czasu nie będę się raczej liczyć, w pewnym wieku już nie przystoi. Hola, hola, jeszcze niedawno grzałam dupsko na wyspie Lesbos... wróć, co ja gadam, w pięknej, słonecznej Chorwacji, z krabami i błękitną, przejrzystą wodą Adriatyku, a tu już Walentynki, zaraz Dzień Kobiet, jeszcze bierzmowanie i Wielkanoc?! KOLEJNA?! Absolutnie nie mam nic do Wielkanocy, ale czy to aby nie za szybko? Czasami cieszę się z tego upływu czasu, bo wiem, że wraz z nim skończą się jedne z gorszych lat mojego życia szkolnego, czytaj gimnazjum. Nie, nie chcę tego okresu dobrze wspominać. Budynek mojej szkoły będzie mi zawsze przypominał najgorszy smród, jaki musiałam znosić przez cały czas trwania przerwy międzylekcyjnej. Mogę z ręką na sercu oświadczyć, że ludzki pot nie jest mi obcy, a także, że jest wiele jego odmian, czego rozwinąć się nie ośmielę. Będzie mi przypominał salę numer jedenaście z dziurą dziesięć iks dziesięć centymetrów, której nikt nie ma ochoty załatać, a także zawartość sali numer jedenaście, czyli przepiękną i z całym bagażem emocjonalnych wynurzeń bądź wynaturzeń panią Ka bez kropki. Amy Winehouse do tej atmosfery grozy i rozpaczy nie pasuje, ja tu bym na podkład wybrała raczej, bo ja wiem, Slayera z jego najgorszym, dającym po uszach i duszy kawałkiem, którego z racji mojej ogólnodostępnej boskości nie znam. Aż mnie korci, żeby napisać "noh8". Chciałam też wtrącić, że to nie tak, jak myślicie - nie jest mi źle w domu, nie jest mi źle w moim towarzystwie najfajniejszych koleżanek ever, nie jest mi źle z niektórymi nauczycielami w pogrążonym w brudzie PG w Pszczółkach. Po prostu nie czuję tej miłości. Mam czasem wrażenie, że w ciągu tych trzech lat niemalże zapełniłam beczkę goryczy przez te pogadanki pani dyrektor, ćpuńskie refleksje i wystąpienia, niesprawiedliwość i chamstwo w stosunku do uczniów. Nie, ja rozumiem nauczycieli, że im się nie chce być uprzejmym, że zawsze pragną zdeptać nasze racje, ale ten zawód ma to do siebie, że osobiste odczucia powinno się schować do szafki nocnej, kuchennej, łazienkowej i obiektywnie rozpatrywać problem. A naprawdę rzadko się zdarza taka sytuacja. Może jestem niesprawiedliwa, nie wiem. Nie jestem w stanie posunąć się do napisania kolejnego słowa na temat szkoły, bo są ferie, a ja obiecałam sobie zero myśli o niej. Jestem zbyt ostra, tu nie jest aż tak najgorzej, ale nie jest też wybitnie dobrze, o czym świadczą powyższe gorzkie słowa. Ale przecież jestem dziś niemiła, to mogę rzucać mięsem. Mogę, prawda? Czasem takie psioczenie oczyszcza organizm z negatywnych uczuć. Nawiązując do święta zakochanych... czy to nie komercha pełną gębą? Powinnam to obchodzić czy nie? Może jeszcze z moim psem, rodziną w komplecie? Kurczakiem na stole, bo kurczaka kocham za jego cudowny smak? Wiecie, według tej logiki wszystkie wykwitłe na fasadach budynków plakaty w odcieniach czerwieni i różu powinny też uwzględniać miłość do zwierząt i rzeczy nieożywionych typu jedzenie, telefony komórkowe, muł rzeczny, skały, żele pod prysznic, majtki... Ale widziałam, że krakowskie schronisko zareklamowało swoich trzech pupilów i postanowiło zrobić sobie akcje "są walentynki, weźcie psa do pierzynki". Dobry chwyt, mi się podoba. Proszę państwa, jako zagorzała zwolenniczka przedstawiania swojego zdania w Necie, napiszę wam co nieco o moich spostrzeżeniach, bardzo odkrywczych zresztą, serio: każde święto się skądś wzięło. Celebrujemy istnienie bobasów (chciałoby się powiedzieć: by-passów, bo dzieciaki czasem doprowadzają rodziców do zwątpienia, wyczerpując baterie i powodując zawał, a czasem są takie słodkie, że aż chronią przed tym całym syfkiem i pielęgnują serduszko z należytą uwagą), celebrujemy walkę feministek z ogniem. Jest święto chłopów, masturbacji, czekolady i przytulania, ba, jest nawet "Dzień Singla", dokładnie piętnastego lutego! A ja sobie myślę, że czasem dobrze tak świętować. Bo to nasze, takie ludzkie, podniecanie się, obopólne lizanie sobie tyłków i napędzanie gospodarki podczas zakupów czekoladek w kształcie serca, torcików z Biedronki w kształcie serca, kartek okolicznościowych (ach, 500 Days Of Summer: "roses are red, violets are blue... fuck you, whore!" - wybaczcie te niedopuszczalne przekleństwa, skojarzyło mi się, musiałam, to nie byłam ja), biletów na kolejny komedio-dramat wypuszczany cyklicznie z podobną obsadą aktorską, nieco zmienionym scenariuszem, dla mas, dla kasy, dla sławy (like it). Coś jest w tych świętach. Pewnie pieniądze. Wesołych Walentynek, kochani. Lubię je, naprawdę je lubię, może kiedyś uda mi się złapać staroświeckiego dżentelmena, który spędzi ze mną wieczór czternastego lutego na rozmowie i piciu wina, co poskutkuje wybuchem uczuć, może też swoistych feromonowych petard. Trochę sugestywnie, szaleję. Aż mi się po tym poście humor poprawił, mówię wam. Przypomniało mi się, co mi ostatnio mama powiedziała: "dzisiaj nie ma starych panien, dzisiaj są singielki". Sentencja idealna. Lecę obejrzeć dramacik z Emmą Watson, czyli The Perks of Being a Wallflower. Tego mi trzeba o pierwszej w nocy, plus toalety, bo herbata okazuje się nadzwyczaj moczopędna... Teraz oczekuję tylko komentarzy w stylu: "początek był niezły, a potem nastąpił rozpad i związek uległ rozdrobnieniu, a następnie całkowitej degradacji, no ale gratuluję dobrego gustu filmowego, mademoiselle Lili. Proszę, nie pisz więcej takich postów". Wiecie, jak was kocham. Enjoy.

15 komentarzy:

  1. mogłas przyjsc do mnie w walentynki, byłaym Twym dzentelmenem!

    OdpowiedzUsuń
  2. http://www.youtube.com/watch?v=AQ9zeDd0mpg


    na good day :-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to jest mieć brązowe oczy? Poważnie, zawsze mnie to ciekawiło. Zawsze otaczały mnie same niebieskookie osoby - rodzice, rodzeństwo, jedni dziadkowie, drudzy dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzyni, pradziadkowie... Ponoć osoby z niebieskimi oczami lepiej widzą w ciemności :3
    Zachwycamy się Twoim urokiem osobistym, a jakże! :D
    Wiesz, u nas wiecznie coś remontują i sprzątają, może się przeniesiesz? Choć obecnie mamy nieczynne jedną klatkę schodową i musimy biegać naokoło. Świętowanie jest fajne, i tyle!

    OdpowiedzUsuń
  4. Również jedyne co pamiętam z gimnazjum to SMRÓD. Przeżyjesz to gimnazjum, a potem tylko będziesz miała podstawy, aby brać w udział w rodzinno- koleżeńskich dyskusjach, że GIMNAZJUM TO WIELKIE NIEPOROZUMIENIE, serio, zastanawiam się czy nie wstąpić do jakiegoś stowarzyszenia antygimnazjalnego...
    A dramacik z Emmą Watson (nieszczęśliwie przetłumaczony jako "Charlie"...) całkiem polecam. Chyba jeszcze nigdy nie oglądałam tak fajnie zrobionego filmu o uczniach High School.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. "początek był niezły, a potem nastąpił rozpad i związek uległ rozdrobnieniu, a następnie całkowitej degradacji, no ale gratuluję dobrego gustu filmowego, mademoiselle Lili. Proszę, nie pisz więcej takich postów."
    Haha :D a tak serio to nie dziwię się, że chcesz opuścić gimnazjum. Jest straszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkasz w okolicy Trójmiasta? Nawet blisko mnie! ;P
      W takim razie czekam na Twoje relacje po obejrzeniu filmu. A o czym on jest?

      Usuń
    2. No właśnie, Ty dla mnie też jesteś pierwszą osobą :D
      O! Tematyka jak najbardziej mi pod pasowała. Teraz tylko trzeba znaleźć odrobinę czasu, by go obejrzeć.

      Usuń
  6. Bardzo ładne zdjęcie, masz niesamowicie piękne oczy *.* Że też jakoś wcześniej nie zwróciłam na to uwagi...
    Jesteś jeszcze młodziutka, na pewno znajdziesz sobie odpowiedniego chłopaka, więc nie masz co się tym na razie zamartwiać. ;)
    A walentynki to głupie święto, nie uznaję go.

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, gimnazjum to zło, ale 8 lat z tymi samymi ludźmi w podstawówce bym nie wytrzymała. Szkoda, że nie obchodzę tych wszystkich "świąt, dni palca w d*pie", bo akurat dzień singla mógłby być bardziej nagłośniony niż walentynki =)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tez nie wspominam gimnazjum dobrze. To chyba był najcięśzy okres w moim życiu. Nie będe już wspominać o samym budynku, czy nauczycielach, bo nie warto ;p
    Świetnie to wszystko napisałaś, przyjemnie się czytało ;) i fajne zdjęcie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz niby taki walentynkowy żarcik, ale jakby nie patrzeć to w gimnazjum późnym jak i w liceum można już po kilka matek znaleźć. Osobiście mnie to przeraża. Ja już jestem stara, wiem, ale dwie dziewczyny z którymi chodziłam w gimnazjum do klasy mają już swoje dzieci, jedna ma chłopaka i planuje z Nim ślub, a druga nie wiem czy nawet zna ojca, to strasznie przykre. Nie wyobrażam sobie jakbym teraz miała zostać matką, a w głowie widnieje mi wciąż widok, że moja mama w moim wieku brała już ślub, rok czy półtorej później urodziła się moja siostra. Wszystko teraz wygląda zupełnie inaczej.
    Boże, znowu rozpisałam się o dupie marynie xd

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję za kciukasy, bardzo się przydadzą!
    Ciężka sprawa z tą prokreakcją w Naszym kraju. Politycy się dziwią, że jest w Polsce za mały przyrost naturalny, a nic nie robią w tym kierunku by było lepiej. Boże, Boże, co za kraj -,-

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też się raczej nie interesuję polityką, ale ostatnio jak tata oglądał telewizję to Kaczyński coś przemawiał o jakimś planie żeby w Polsce rodziło się dużo dzieci xd. To by było na tyle jeśli chodzi o moje interesowanie się polityką. Jak było głosowanie i mogłam iść zagłosować (nawet nie pamiętam na co to głosowanie było oO) to mama mi wypełniła ankietę do głosowania, bo nie wiedziałam o co chodzi i w ogóle ;p.
    Ja nie tyle słyszę od moich znajomych, że nie chcą zakładać rodziny w ogóle tylko bardziej, że to za 10 lat czy coś. A wiadomo, że po trzydziestce to jedno dziecko i pewnie koniec już jeśli chodzi o dzieci. Jeśli natomiast chodzi o pieniądze to jednak mimo wszystko uważam, że najpierw wolałabym być pewna, że będę mieć jak utrzymać dziecko niż na odwrót.

    OdpowiedzUsuń
  12. Święta są po to, by oderwać od codzienności moim zdaniem, zwrócić uwagę na jakiś aspekt kultury, ważne wydarzenie... że ludziom się w głowach poprzewracało i uznali każdy powód za pretekst do celebrowania, ich sprawa. Nie popieram tego, ale przecież nie zabronię innym.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jakbym czytała o swoim liceum i tym jak się tam męczyłam...

    OdpowiedzUsuń