niedziela, 6 maja 2012

zielono mi i chmurno tak, czekolada stracila juz swój smak


 migawki

"Wstrząśnij przed użyciem, pomyśl po wypiciu" - zastanawia mnie to zdanie, umieszczone na etykiecie popularnego napoju owocowego. Nad czym mam pomyśleć? Nad doborem składników, które tworzą specyficzny smak, niekoniecznie łechcący podniebienia smakoszy soków? Czy może nad barwnikami, nad aromatami, stabilizatorami i wszelkimi cukrami służącymi do upiększenia, polepszenia czegoś, co tak naprawdę bez nich nie nadaje się do spożycia? Kiedyś zastanawiałam się nad tym, jak producenci soków owocowych sprawdzają świeżość składników, czy w ogóle je sprawdzają. Bo przecież po chociażby ananasie nie widać gołym okiem, czy jest dojrzały, czy niedojrzały, czy się nadaje, czy nie. Trzeba go powąchać. Nie wiem, czy jest to jedyny sposób, w każdym razie o takim wiem. Moja mama usłyszała w telewizji, że soki najlepiej kupować jednodniowe, ponieważ mają w sobie najwięcej owoców i najmniej chemikaliów. Coś w tym jest, bo w napoju, który właśnie co jakiś czas sobie sączę, a który kupiłam, bo był po prostu tani, czuć pewną drażniącą nienaturalność. Ale jestem akurat ostatnią osobą, która mogłaby mieć jakiekolwiek zastrzeżenia co do składu produktu, gdyż jadam niezdrowo, toteż zakończę już ten niefortunny temat. Dzisiejszy dzień jest naprawdę brzydki, chłodny, deszczowy i zupełnie niemajowy. Zdążyłam już zjeść prawie całą tabliczkę czekolady, nie myśląc nawet o tym, że przed wypiciem Activii bolał mnie brzuch, co było skutkiem wczorajszej wielkiej paczki chipsów, jaką spożyłam podczas oglądania jednego z moich ulubionych reality show w telewizji. To potwierdza, iż jestem jedną z tych osób, które "żyją, by jeść", a nie "jedzą, by żyć". Sad but true. Kładąc się bardzo późno spać, uświadomiłam sobie, że dzisiaj jest ostatni dzień majówki. Od jutra wszystko powróci do normalności. A ja codziennie myślę tylko o tym, jak ta domniemana "normalność" niszczy nas, ludzi, wewnętrznie. Nie rozwinę już dzisiaj tego tematu, jakoś brak mi sił, by się zadręczać rzeczywistością dwudziestego pierwszego wieku. Dopowiem jedynie, że oglądałam rano fragment programu bodajże na National Geographic (HD) traktującego o Amerykanach (a o kimże innym?), którzy przygotowują się już dziś na spotkanie z zagładą, to znaczy z brakiem jedzenia na półkach sklepowych, buntem ludu i takimi podobnymi; składują w swoich domach żywność potrzebną do przetrwania przynajmniej dwóch lat, papier toaletowy i inne produkty potrzebne do życia; zakupują broń dla każdego członka rodziny potrzebną albo do odstrzeliwania głów nachalnych sąsiadów pragnących na nich napaść, albo do uśmiercenia siebie nawzajem. Mój komentarz był krótki: "ludzie są beznadziejni", choć później odwróciłam głowę i rzekłam do pływających kółeczek zbożowych w mleku "niszczą sobie życie, przygotowując się na śmierć; zamiast tego mogliby się radować z kolejnego dnia przeżytego na tym padole".

8 komentarzy:

  1. Ooo! A na jakim to soku jest? Bo jeszcze czegoś takiego nie widziałam, a pijam tego dosyć sporo. Nigdy nie słyszałam o tym, że ananasa się wącha, aby sprawdzić, czy jest dobry. Mi coś tam Matka Rodzicielka tłumaczyła, że się patrzy na to, czy to zielone odstaje. Te jednodniowe soki są boskie, tylko w cholerę drogie -,- Ale i tak najlepiej jest sobie samemu soczek zrobić ;P Tyle jesz, a taka chuda jesteś... pozostaje tylko pozazdrościć. A skoro już mowa o tym "jedzeniu, by żyć", to może słyszałaś o takiej babce, która na coś tam była chora... znaczy się, coś miała nie tak w genach i miała bardzo, bardzo szybką przemianę materii, więc musiała co piętnaście minut jeść, aby w ogóle żyć. Masakra. Hm... zjadłabym sobie czekolady :) Ale sobie odpuszczę. Hahaha ;D Czytałam kiedyś w "Angorze" o tym ich przygotowywaniu na zagładę. Niektórzy z nich mają taki zapas tłuszczu, że nie muszą się o to martwić! ;D

    No serio, serio. W ogóle bym nie pomyślała, że to pies, gdybyś tego nie napisała. Ale na tym zdjęciu z tego postu widzę, że jednak coś z psa ma ;D Aj, mamusia kiedyś za mną ganiała i krzyczała, abym chodziła. Po dwudziestce się skończyło, jak ręką odjął :) Niby tak, ale jednak mogliby zrobić niespodziankę i dać zadania łatwiejsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kompromitacja po całości. Jak już wspomniałaś o tym przodowaniu w rankingu "głupków i półgłówków", to mi się przypomniała ta piosenka na Euro. To będzie porażka. Chyba zmienię narodowość. Nooo... a dziadek się w grobie przekręca! Obciach na cały świat, nie ma co. Taaa... i się tyle nad komentarzem wysilamy, a tu taka niewdzięczność nas spotyka! ;D

    A to piłam, ale jakoś na etykietkę nie zwracałam uwagi. Ty pijesz wszystko to, co w Biedronce. Najpierw woda, teraz Frugo. Chyba blisko masz do tego sklepu, co? ;D A przepraszam Cię bardzo, gdzie ananas ma tył? Możesz mi to jakoś wytłumaczyć, bo nie potrafię sobie tego wyobrazić ;D Straszny leniwiec z Ciebie ;P I tak nie będziesz miała tak beznadziejnie, jak ja. Skoro teraz mam taką dziadową przemianę materii, to strach pomyśleć, co będzie potem. Cieszmy się, że jesteśmy całe i zdrowe :)

    Mi też trochę jeszcze na święta trują, ale coraz mniej. Do wiary nagabywać nie trzeba. A bo to sznaucer jest? Nie widać było. Fajny :) Ja tam swojego yorka lubię. I dachowca ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam o tym. No cóż... jaki kraj, taki szpan.

    To masz dobrze. Ja muszę do Biedronki pedałować jakąś godzinkę. Ej, ale chyba już omówiłyśmy to, że bezsmakowy Polaris jest wodą smakową ;D

    Ananas i bieguny? Zaczynam się zastanawiać, czy ten Żywiec, o którym wspominała, to czy na pewno jest on wodą?

    Weź mnie nawet nie strasz -,-

    To zależy, bo yorki są też i duże :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś pewna? Jakoś Ci pod tym względem nie wierzę ;P

    Wujek Google zawsze pomoże :) Też nawet nie wiedziałam, że takie są, ale chciałam koniecznie takiego psa, co sierści nie gubi, a takie małe mi się nie podobają, bo to krzywdę temu można zrobić. No i trafiłam na takie coś, co miniaturką nie jest.

    Weź zdjęcie z Google'a, zaznacz to miejsce tyłu ananasa i mi podeślij. O ile Ci się w ogóle chce ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba tak ;]

    Ej, to jest spód ananasa, a nie tył ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam na imię Maria, ale to dość dziwnie brzmi i wszyscy mówią na mnie Marysia (co brzmi jeszcze dziwniej). Na dobierańce na razie mam za krótkie włosy, ale jak była dzieckiem, to strasznie ich nie lubiłam, za mocno ściskały głowę i warkocze szły do tyłu. Właściwie, to najdłuższy fragment moich włosów sięga do końca łopatek.
    Lukrecja... Brzmi strasznie słodko :)
    Szkoda, że nie mogę chodzić na nabożeństwa, desperacko poprawiam oceny. Robienie sprawdzianów na koniec roku - genialna rzecz. Styl życia mojej siostry mógłby jeszcze być do przyjęcia, ale ona jest strasznie... głupia. Wiem, że nie powinnam tak mówić o nikim, sama też przecież rozumem nie grzeszę, ale jej nie da się inaczej określić. Zupełnie nie uczy się na błędach, nie słucha nikogo, zawsze robi bałagan, i te jej skończenie głupie pomysły...
    Ja takich koleżanek nie mam, ale wiele dziewczyn hetero też przecież ubierają się w ten sposób (np. ja :D).

    OdpowiedzUsuń
  7. Ech, wszytskie kobiety tak mają, że komplikują proste sprawy. Ja jakoś nie potrafię rozczulać się nad sokiem, chyba dlatego nigdy nie znajdę sobie męża, ale faktycznie, ciekawe, jak to tam wszytsko wygląda. Chociaż chyba wolę nie wiedzieć, co mi z tego przyjdzie. Jeśli nie sok, to zabije nas promieniowanie z rozpadajacej się kopuły w Czarnobylu, albo sól drogowa w szynce.
    To miłe, że pogoda wie, kiedy przestać i podczas dni wolnych raczyła nas upałem, a teraz kombinuje z chłodem i chmurkami. Chodzenie do szkoły w słoneczny gorąc nie byłoby przyjemne.
    Amerykanie nie mają poważnych problemów (przepraszam za uogólnienie, ale naprawdę mam już cih powoli dość) i wymyślają dziwadła. Kto ma pieniądze na takie rzeczy, to ma. Czyż jest bardziej naiwny naród?
    Jedzenie to najlpesyz powiernik.

    OdpowiedzUsuń