piątek, 6 kwietnia 2012

Pijacka wolnosc, która zniewala.

 słit

Hej, ho. Obudziłam się dzisiaj o dziewiątej, ale poleżałam sobie do dziesiątej. Do wpół do dwunastej przeczytałam jakieś czterdzieści - pięćdziesiąt stron, zjadłam śniadanie, poczytałam coś w necie i porozmawiałam chwilę z mamą. O piętnastej idziemy z Karoliną na spacer, porobię jej jakieś portrety i takie tam. O szóstej kierunek kościół i świętujemy. Słucham Morrisseya "Let me kiss you" i stwierdzam, że nie mam dzisiaj ochoty na takie rzewne piosenki. Zmieńmy temat. Książka nabiera rozpędu, gdyż wreszcie dotarłam do jakiegokolwiek wątku miłosnego, w którym Denham dowiedział się o miłości Mary do niego, Mary dowiedziała się o miłości Denhama do Katherine, Katherine wyznała Rodneyowi, że go nie kocha, ale postara się go uszczęśliwić w ich małżeństwie (o ile do niego dojdzie), a Rodney... cóż, nadal jest taki pedantyczny, ale przynajmniej wie, że kocha Katherine. Trudny człowiek do ogarnięcia, nie chciałabym z takim być. To prawie jak Jane Austen. Kiedyś koniecznie muszę przeczytać "Rozważną i romantyczną", "Dumę i uprzedzenie" oraz inne jej powieści. Aż wstyd, że jeszcze nie sięgnęłam po te tytuły. Cóż, zawsze mi się wydawały takie niezachęcające, nawet po obejrzeniu "The Jane Austen book club"... Swoją drogą - bardzo ciekawy film. Mój tata podpisał go na płycie "Jene Ostin Club"... NIE DOMYŚLIŁAM SIĘ, O CO CHODZI. Siedzę w piżamie... słucham Placebo... moje palce przeskakują z klawisza na klawisz klawiatury komputera... ileż w tym romantyzmu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz