sobota, 10 marca 2012

still missing one thing

 again

Jestem zdezorientowana i nie potrafię skupić się na blogu, bo pewna persona właśnie mnie dekoncentruje. Ale pozwalam! Dzisiejszy dzień zaliczam do jak najbardziej udanych, za to wieczór do... Zdenerwowana kupowałam bilet na skm... marzłam na peronie... a potem jak menel siedziałam w pociągu... Ale jak już z niego wysiadłam, to poszłam sobie do Empiku w Gdańsku, poczytałam książkę i poczekałam na swój pociąg. Straciłam parę złotych na bilet, jednak było, minęło. Do domu dotarłam jakoś wpół do dziewiątej, więc aż tak drastycznie nie naruszyłam mojego harmonogramu. Od ósmej na nogach, cały dzień poza domem z moją siostrzyczką, lubię to! Najpierw do Magnolii Cupcakes i stanie przed witryną, wpatrywanie się we wnętrze, a później "dobra, chodźmy do kina". W Bomi "sałatka jest, bułki są, a gdzie łyżeczki?!" i próba zakupu drewnianej łychy za dwa złote, która zakończyła się niepowodzeniem i udaniem do kawiarni po mniej wiejskie, plastikowe. No i tak zjadłyśmy naszą śniadanio-obiado-kolacje-nie wiem co. Ta-da. Film był całkiem fajny, chociaż tak bardzo chciało mi się spać, hi, hi. I prezencik od Karo cudny! Nasze zdjęcie stoi już na swoim honorowym miejscu obok kaktusa. Jest moc!

1 komentarz: