poniedziałek, 11 sierpnia 2014

"Dali czesto podkreslal, ze najwazniejsze emocje docieraja do niego przez lokiec. Nigdy przez serce!"


tyle dobrych czytadeł
Cytat pochodzi z książki, którą pochłonęłam w ekspresowym tempie, autorstwa Salvadora Dali i traktująca o nim samym, czyli "Dziennik geniusza". Trochę żałuję, że pospieszyłam się z przeczytaniem jej i nie zaczekałam, aż w moje ręce wpadnie "Sekretne życie" - autobiografia spisana wcześniej. Sięgnęłam po nią głównie po to, by trochę bardziej zrozumieć dzieła Dalego, ale też, by poznać historię jego życia i dowiedzieć się, co takiego siedziało w jego głowie. Wiele osób nie jest w stanie dokończyć czytania jego autobiografii, głównie przez szokujące wątki i to, że autor traktuje siebie jako bóg zesłany na ziemię. Wcale nie grzeszy skromnością ani zwyczajnością, jest do bólu oryginalny i przede wszystkim nieziemsko szczery. Nie wiem, czy bym powiedziała, że kipi z niego narcyzm, to chyba zbyt wiele. Podoba mi się to, że faktycznie był nienormalnym człowiekiem, innym od wszystkich, czerpiącym z publikacji Nietzschego i Freuda. Wyśmiewa ludzi, choć nie wprost, dlatego nie można też tak dosłownie brać jego książek do siebie. Według wszelkich kryteriów był szaleńcem, choć się za takiego nie uważał. Faktycznie w swoich autobiografiach pisze o "gównie" (na początku książki to słowo było wykropkowane, co mnie rozśmieszyło), o swoich nieskazitelnie czystych ekskrementach, o muchach przyklejających mu się do ciała, o tym, jak stał się rybą, o rogu nosorożca i metodzie paranoiczno-krytycznej. A na końcu książki, w aneksie, został między innymi dołączony fragment książki o jednoznacznym tytule "Sztuka pierdzenia" (wydana w XIX wieku) i też "Pochwała muchy" - czyli dlaczego powinno się podziwiać muchy. Myślę, że warto się zapoznać z tą książką, bo niejednokrotnie wywołała u mnie wybuch śmiechu lub zmarszczkę zdziwienia na czole. Przechodząc dalej - minął już miesiąc wakacji, kilka dni temu rozpoczął się drugi, ostatni już niestety, a jako prawdziwy bibliofil liczę czas ilością przeczytanych książek, stąd też małe podsumowanie lipca i początku sierpnia: przeczytałam aż pięć książek. Ten wynik mnie satysfakcjonuje, choć na półce mam jeszcze około dwudziestu pozycji, niektóre z nich czekają na mnie od zimy i niestety jeszcze sobie poczekają, bo niedawno znalazłam takie smaczki, jak "Stulecie chirurgów" Thorwalda czy autobiografię Mirona Białoszewskiego i biografię św. ojca Pio, które muszę do końca wakacji przeczytać. Choć powiem wam, że mam niemałą ochotę na jakiś kryminał, dlatego nie wiem, czy nie zaburzę nieco moich planów, bo na półce mam "Klub Dantego" Pearla i "Nosiciela" Gerritsen... ciągnie mnie, ciągnie. Nie wiem, czy jesteście ciekawi, co też takiego przyswoiłam sobie w wakacje, ale nawet jeśli nie jesteście, i tak napiszę, bo mogę. Na początku było "Jeden dzień" Davida Nichollsa - dość oryginalnie napisana powieść, która była bardziej przypomnieniem filmu obejrzanego przeze mnie w gimnazjum. Na szczęście pamiętałam tylko zakończenie, więc miałam trochę frajdy podczas czytania. A czytało się szybko, bo to niewymagająca lektura, czego nie mogę powiedzieć o następnej, przyjemniejszej ze względu na styl pisania Murakamiego - "Ślepa wierzba i śpiąca kobieta", zbiór opowiadań. Dopiero przy którymś opowiadaniu z kolei otrząsnęłam się z mylnego przekonania, że czytam powieść. Okazało się, że to zbiór kilku opowieści, z których najlepszą, bo najbardziej nietypową, była ta o roku spaghetti, bardzo krótka zresztą. Więcej nie piszę, polecam gorąco Murakamiego. Ma wielki potencjał, by stać się jednym z moich ulubionych autorów, choć póki co przeczytałam tylko dwie jego książki i to nie te najpopularniejsze, więc na razie nie rzucam słów na wiatr i wstrzymuję się przed nadaniem mu tytułu. Aktualnie na mojej półce widnieją dwie jego powieści - jedna z trylogii, pierwsza część, "1Q84", oraz "Sputnik Sweetheart". Idąc dalej, przeczytałam wreszcie "Christine" Stephena Kinga - w wydaniu dwutomowym. Zastanawiałam się niedawno, dlaczego wydaje się książki kilkutomowe, po czym puknęłam się w czoło, bo to dość oczywiste - dla pieniędzy. Przecież więcej się przy tym zarobi, niż wypuszczając na rynek pełnowymiarową powieść. Niestety nie jestem fanką tego typu zabiegów marketingowych, to dość wkurzające, kiedy musisz czekać na kolejną część powieści w bibliotece. Niecierpliwość w takich sytuacjach zżera mnie do końca. Miałam tak w przypadku "Zielonej mili" Kinga - sześcio- czy siedmiotomowe (!) wydanie. Nie wytrzymałam napięcia i pominęłam piątą część, dlatego między innymi do tej książki wrócę. "Christine" na szczęście nie była rozbita na tyle tomów, dlatego nie było problemu, wzięłam od razu oba i przeczytałam ("To" również czytałam w dwóch tomach, więcej nie pamiętam) - nie zdawałam sobie przy okazji sprawy z pokaźności tej książki. Ponad siedemset stron, jeśli się nie mylę. To dlatego czytanie zajęło mi tyle czasu... No i ostatnią książką, po której jestem właściwie na świeżo, bo skończyłam ją czytać przedwczoraj, jest "Udręka i ekstaza" Stone'a traktująca o życiu i twórczości Michała Anioła. Nie jest to jednak taka zwykła biografia, bo Stone napisał ją w formie powieści, bardzo zresztą przystępnej i łatwo przyswajalnej. Wierzę, że większość w niej zostało opisanych faktów. Polecam gorąco wszystkim wielbicielom-laikom sztuki, również tym, którzy kochają Włochy, bo zapewniam, że te kilka miejsc we Włoszech można zwiedzić wzdłuż i wszerz dzięki tej książce. Jest to też motywacja, by zbierać fundusze na wycieczkę do Włoch, żeby podążyć śladami Michała Anioła. Jestem zachwycona tą postacią i pełna podziwu dla jej życia, które spędziła, tworząc dzieła sztuki. Dosłownie. Michelangelo Buonarroti był nie tylko rzeźbiarzem, ale też architektem, malarzem i kamieniarzem. Wszechstronnie uzdolniony, poważany przez znakomitości tego świata - Medyceuszów i papieży, a przy tym skromny i wierny swojej rodzinie, której oddawał większość ze swoich ciężko zarobionych pieniędzy, przepełniony miłością do marmuru. Kiedy nie rzeźbił, odczuwał głód. Kiedy rzeźbił, wpadał w ekstazę. Stąd też cytat, doskonale oddający jego życie: "Sztuka jest dla mnie udręką, gdy mi się coś nie udaje, ekstazą, gdy wszystko dobrze idzie, ale w każdym razie ona mną włada". Niesamowita postać. Nigdy się nie ożenił, miał cztery miłości, z których największą była Contessina Medici, a zaraz po niej pewien młodzieniec (choć to nie była miłość w znaczeniu romantycznym). Jestem nim po prostu oczarowana - ma naprawdę pokaźny dorobek życiowy, poza tym żył ponad osiemdziesiąt lat, przy czym nierzadko wyglądał jak kościotrup, ogarnięty pasją rzeźbienia. Po przeczytaniu tej książki zmieniłam trochę zdanie na temat Leonarda da Vinci - nieco go... znielubiłam. Oczywiście nadal pozostaje w moich oczach mistrzem i geniuszem, to nie podlega wątpliwościom, ale poza tym był strasznym snobem i cechowała go pogarda dla rzeźby, uważał, że rzeźba to nie sztuka. Ale wiadomo - nie każdy jest idealny. Na tym zakończę dzisiejszego posta, trzymajcie się i nie zapominajcie o wakacyjnej lekturze!

(post napisany 5 sierpnia)

9 komentarzy:

  1. Dali - czemu tak go nienawidzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam go, ale nigdy nie sięgnęłam po niego. Nie wiem czemu, nie czułam potrzeby. Ogólnie rzecz biorąc nie wiele o nim wiedziałam, a jeśli mam być szczera - nic. Solidne, tłuste NIC. Twoje słowa o nim nieco mnie jednak zaintrygowały, ale pewnie minie jeszcze sporo czasu zanim się odważę po niego sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. wooow, sporo przeczytałaś! i tak btw, też ostatnio mam ochotę na kryminał. muszę poszperać w domowej biblioteczce, bo wiem, że mam tam Agathę Christie. aczkolwiek zastanawiam się też nad czymś Kinga... trudny wybór! :P
    na szczęście nasz pan wynajmujący miał tylko jeden egzemplarz umowy i umówiliśmy się, że z resztą podpisze później. do tego czasu powinnam mieć już dowód, więc... UFFF! :D
    jak tylko dostanę już klucze do mieszkania i plan zajęć, to Ci napiszę :D ale myślę, że w któryś weekend we wrześniu bez problemu będziesz mogła wpaść. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dalim nigdy się w sumie nie interesowałam, ale podobają mi się jego dzieła. no i fajnie był przedstawiony w "W Paryżu o północy", szkoda że krótkie epizody :) coś tam właśnie chyba było, że "widział tylko nosorożce" :D
    Murakamiego nie lubię. przyznaję się, po jednej książce. chyba po tych wszystkich wielbiących westchnieniach za dużo się po nim spodziewałam, "Po Zmierzchu" było średnie. może inaczej oceniłabym gdybym podeszła z neutralnym nastawieniem! podobnie w przypadku Kinga, Christine była moją pierwszą książką autora i mi nie podeszła - bo brakło mi akcji. jakoś sobie wmówiłam, że jego horrory będą ekscytujące, a potem się okazuje że pan K. większą wagę poświęca psychologii bohaterów. Nie poddaję się więc i mam gotową listę powieści i opowiadań Króla ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. o rany, ale by było cudownie! zapraszam meeega bardzo! :D
    ja właśnie też... dlatego stwierdziłam, że czas to nadrobić. jadę dzisiaj do babci i wezmę na podróż jakąś książkę Christie. jeśli nie będzie mi się podobać, to najwyżej postaram się ją skończyć jak najszybciej i przerzucić się na Kinga. bo mnie coś ciągnie. :D
    22 aż?! :O o rany, pokaźna liczba. :D
    ja dzisiaj zaczynam robić coś. wzięłam się za porządki. no dobra, to tylko takie małe porządki, ale to przez brak czasu, bo za chwilę jadę do babci. i liczę na to, że moja kuzynka zdoła również dzisiaj przyjechać. :D a jak nie, to trudno, najwyżej powłóczę się z aparatem w ręku po mieście. bo to niby takie małe, nic nie znaczące i zaniedbane miasto, ale ma taki swój urok, że aaach. albo to po prostu ja jestem dziwna i lubię takie kamienice. bo są takie... ludzkie. (matko, jak to dziwnie brzmi, pewnie nic nie zrozumiałaś? xD)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też mnie Po Zmierzchu przyciągnęło! I to jak. Tutaj moja opinia - http://lubimyczytac.pl/ksiazka/21555/po-zmierzchu - nie że robię reklamę, ale to co napisałam najlepiej oddaje moje odczucia co do Po Zmierzchu (krótka jest jakby co:D)
    Jak już wspomniałam - nie zrażę się do Kinga, zachwycił mnie obrazowaniem bohaterów (nieco mniej miażdżącą masakrą Christine, szkoda mi było grubego:( ). Kurcze Pod Kopułą (jeśli to ta co kojarzę, to znajomy mówił mi o nekrofilu trzymającym do wiadomych celów zwłoki w piwnicy;>..) to cegła, jeśli dobrze kojarzę, naprawdę odpowiednia na początki? :o na razie mam w planie - Bezsenność, 4 po północy, Nocną Zmianę, Cmętarz Zwieżąt i Misery. Dolores, Komórka, Rose Madder i Joyland też brzmią zachęcająco :) za dużo tego wszystkiego!

    To jest śmieszne, kiedy zagranicą ludzie myślą, że nikt ich nie rozumie. - ok, wiem o tym i to było cebulowe!:/ sama mieszkam zagranicą 9 lat i pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło. na szczęście daleeeko od mojego miejsca zamieszkania. zawsze uważam co mówię, bo u mnie w mieście jest bardzo dużo polaków (pisałam o tym nawet post wcześniej), poza tym nie wiem co mi odbiło i nie potrafię tej fazy wytłumaczyć, być może było to powodowane długim niewidzeniem z koleżanką i pewnością, że gość jest szkotem, no bo który polak słysząc polki gada po angielsku?! ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja mam podobnie jak Ty w stosunku do Gaimana i Kereta, cieszę się że jeszcze nie wszystkie ich książki przeczytałam, a jest ich doprawdy mało w porównaniu z Kingiem. ;( ilość jego książek to niezła gratka dla fanów!

    wspominam z zażenowanym śmiechem!:D w każdym razie gościa raczej więcej nie spotkam więc - uf. byłam świadkiem większych przypałów, czy choćby niechcianym uczestnikiem, o czym wspomniałam. gość w autobusie zaszokowanym głosem podniecał się ogrzewanymi siedzeniami z tyłu autobusu (bodajże silnik je ogrzewa;)), ja się uśmiechnęłam, a on do swojego kumpla- śmieje się, a nie rozumie. ja na to w tył zwrot i "co?"
    dopiero miał minę, głupszą niż ja przy tym gościu z Glasgow:D jego kumpel na to "mówiłem ci, przestań tak gadać i się doigrałeś!" :D

    OdpowiedzUsuń
  8. ech, wiedziałam, że pogmatwałam. :D z tymi kamienicami chodziło mi o to, że lubię, kiedy nic nie jest przesadnie ozdobione albo unowocześnione. kiedy kamienica ma swój charakter. może być stara i obdrapana - ale ma w sobie coś innego, coś swojego. trochę jak z ludźmi - oni też mają swój charakter, swoje rany. takie budynki są piękne.
    u babci jednak nie za bardzo poczytałam, bo jednak przyjechała kuzynka. :D ale od tego czasu przeczytałam ten romans, który wypożyczyłam (był naprawdę fajny! :O) i kończę "Joyland". wczoraj w pociągu tak się zaczytałam, że prawie przegapiłam swoją stację haha
    oo, to nieźle się napracowałaś! ja dziś zrobiłam porządki w szafce. w końcu się domyka. XDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  9. szczerze, to ja w sumie też nigdy tak nie myślałam. takie porównanie przyszło mi do głowy, kiedy pisałam poprzedni komentarz haha :D
    haha, dziękuję! :D ale niestety, przede mną jeszcze masa sprzątania. cały dom w remoncie, a pokój wygląda, jakby przeszedł przez niego huragan... ech, co za życie.

    OdpowiedzUsuń