sobota, 21 września 2013

Z zycia wziete...

flos
Piątkowy wieczór był niesamowity. Właściwie jeszcze się nie skończył, ale otoczka jego cudowności już powoli zanika, choć wciąż szumią we mnie emocje związane z tym, w czym miałam zaszczyt wziąć udział. Czy kiedykolwiek słyszeliście o Wieczorze Modlitwy Młodych? Jeśli nie, nie martwcie się - ja też nigdy wcześniej o tym nie słyszałam, a kiedy się dowiedziałam, że takie spotkania odbywają się co miesiąc, niepomiernie się zdziwiłam. Ale nie o tym chciałam mówić. W kościele spędziłam dzisiaj łącznie pięć i pół godziny, raz siedząc, raz stojąc, tańcząc i śpiewając, raz klęcząc i się modląc. Wykorzystałam też okazję do spowiedzi... Strasznie mnie poruszyły opowieści ludzi, którzy mieli niebywałe szczęście pojechać na Światowe Dni Młodzieży do Rio. Byłam pełna podziwu dla wolontariuszek - wydawały się młodsze ode mnie, a wskazywały drogę pielgrzymom z całego globu w obcym kraju, na obcym kontynencie, coś niebywałego. Najbardziej jednak spodobały mi się krótkie filmiki z mszy świętej w jakiejś mieścinie w Brazylii, na której ludzie śpiewali, tańcząc, na znak pokoju się przytulali lub machali do siebie (księża również), na zakończenie mszy księża błogosławili ludzi, ludzie błogosławili księży... cudowna atmosfera musiała panować w tym kościele. Na koniec naszego wieczoru zaczęliśmy się intensywnie modlić, była też modlitwa wstawiennicza. Przeraziłam się, widząc upadających ludzi. Pierwszy raz miałam z czymś takim do czynienia... Bałam się, że coś im się stało, nogi się pode mną uginały, no po prostu... nietypowa sytuacja (to znaczy podejrzewam, że dla tych księży była typowa, bo prawdopodobnie niejeden raz już się z nią spotkali w swoim życiu). Ale podeszłam dzielnie do księdza, spytał się mnie o imię i w jakiej intencji chciałabym, aby się ze mną pomodlił wraz z pewną dziewczyną, później położył mi ręce na głowie, dziewczyna rękę na ramieniu i zaczęli się ze mną modlić. Nie słyszałam, co mówili, trochę szkoda, bo byłam ciekawa. Niemniej zależało mi na tym, by moja sprawa została zaniesiona do Boga. Wierzę, że ta właśnie konkretna modlitwa pomoże w rozwiązaniu problemu. Wracałam później do domu, godzina wpół do pierwszej nad ranem, a księżyc tak wspaniale oświetlał mi drogę... Lubię świat oblany srebrzystą poświatą księżyca, wygląda przepięknie, mimo że zawsze taki widok wprawia mnie w lekkie przygnębienie i ogólnie myślę o niezbyt przyjemnych sprawach. Snuję refleksje na przeróżne tematy. I miałam ochotę coś tutaj napisać, mimo że mi nie wyszło. Miało być lepiej. Jestem mocno zaabsorbowana szkołą, strasznie pochłania mój czas i siły. W tym tygodniu nie miałam prawie wcale nauki, a mimo to czuję się okropnie zmęczona i przygnębiona. To znaczy czułam się tak, zanim poszłam na wieczór modlitwy. Po nim poczułam się o wiele lepiej, dał mi radość i ukoił moją duszę, uspokoił mnie, odsunął wszystkie zmartwienia związane ze sprawami doczesnymi na bok, zostawił tylko te najważniejsze. Kurczę, byłam serio szczęśliwa, gdy patrzyłam na tych wszystkich młodych ludzi, którzy przyjechali do mojego kościoła, by się modlić, i na księży - widać było po nich, że czerpią ogromną radość ze współpracy z młodzieżą. Nie wiem, jak to inaczej nazwać. Chciałabym pojechać jeszcze raz na takie spotkanie. I polecam je każdemu, nawet temu, co nie wierzy w to, w co wierzy. Tyle emocji!

17 komentarzy:

  1. Słyszałam o wieczorach modlitewnych, ale nigdy nie odważyłam się na nie wybrać. Chyba mnie przekonałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. nigdy nie miałam okazji być na takim spotkaniu bo do najbliższego kościoła gdzie takie coś organizują mam trochę daleko, ale bardzo bym chciała kiedyś pójść i poczuć to co Ty, z relacji innych również wiem, że naprawdę warto...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kościoły omijam szerokim łukiem, ale to musiało być naprawdę ciekawe przeżycie :)

    Nie bój się, dasz radę ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. To się nazywa prawdziwa wiara...

    OdpowiedzUsuń
  5. ja to jestem chyba udawaną chrześcijanką, bo do kościoła co niedziela chodzę, ale raczej po to, by sobie posiedzieć bez telefonu, książki czy laptopa i pomyśleć, ale na pewno nie na tematy zwiąazne stricte z kościołem :P ileż razy wymyśliłam jakąś scenę do opowiadania/myślałam, co trzeba zrobić, czy po prostu przysypiałam, bo mnie kazanie nudziło! ale chyba takiej Twojej wiary można tylko... pozazdrościć ;)

    no właśnie nie wiem, jak to możliwe, kochana! tak czy siak wydaje mi się, że niektórzy ludzie zatrzymują się w rozwoju, tym swoim szczeniackim zachowaniem ;o nie wiem, jak dziewiętnastolatek może się zachowywać jak gówniaz, a kilkanaście lat później mieć pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie że życie mają przerąbane. nie ogarniam, oj nie ogarniam..

    pochwaliłam się odnośnie teorii zdanej w piątek trzynastego na BKWA, przegapiłaś możliwe :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Taką już kościół wyrobił sobie odpychającą opinię :)

    Hahaha ;D Też dobre!

    OdpowiedzUsuń
  7. A Bóg przypadkiem nie jest wszechobecny? :)

    Hahaha ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Tych argumentów nie przebiję. Przyznaję Ci rację.

    OdpowiedzUsuń
  9. dla chcącego nic trudnego... w każdym większym mieście takie msze odbywają się nawet częściej niż raz w miesiącu. msze z modlitwą wstawienniczą. o uzdrowienie. o uwolnienie. można spotkać na nich naprawdę niesamowitych ludzi. byłam tam. dotknęłam tego. a jednak... w kwestii wiary w Boga, którego kreuje kościół pozostaję sceptyczna. Ci wszyscy ludzie tam... są piękni... ale to ich prostota. ich czasem tragiczna przeszłość. ich bezgraniczna ufność sprawia, że są piękni. można nazwać to mocą Bożą, ja jednak pozostanę sceptyczna.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie chodzę do kościoła... Jak nie muszę :D

    Tak, można :D wpisz w google eska rock online :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja wręcz uwielbiam jak coś "większego" dzieje się w moim kościele, a niżeli msza. Lubię chodzić na takie modlitwy, spotkania. Lubię słuchać przede wszystkim. Zazdroszczę takiego przeżycia:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Od dwóch tygodni przychodzę na spotkania oazy w mojej parafii i trzeba przyznać, że to równie niesamowite. Niby zwykłe spotkania młodzieży; trochę porozmawiamy, pośmiejemy się, wypijemy herbatę, zjemy ciastka, ale ma w sobie to coś. W poznanych tam ludziach widać pasję, zaangażowanie i sympatię. A tego mi ostatnio brakowało. Bardzo się cieszę, że postanowiłam tam chodzić. Na razie nieco krępujące, bo nie znam prawie nikogo, ale pracuję nad tym. Kilku nowych znajomych już przybyło i są naprawdę mili. Polubiłam ich od razu, a o wielu nie wiem prawie nic poza imieniem.
    Po prostu kościół łączy ludzi. To niesamowite jaką moc ma wiara.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja jestem osobą małej wiary, bo zostałam znacznie zniechęcona do Kościoła i postawy jakie wykazuje takowy. Po za tym należę do wątpiących, może kiedyś się przekonam, bo tak prawdę do ateisty, też mi daleko.

    http://pi-razy-drzwi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Takie sprawy to nie do końca moja bajka. Ale cieszę się, że Tobie to taką przyjemność sprawia :)

    OdpowiedzUsuń
  15. zaskoczyłaś mnie, niezłe emocje :) jestem kompletnie niereligijna, nie umiem się modlić, nigdy nie miałam z tym styczności, więc nie rusza mnie to.
    nie wiem, co napisać :D
    a kwantyfikatorów NIGDY nie chciałabym się pozbyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Na pewno musiałam spotkać moją kuzynkę!

    OdpowiedzUsuń
  17. Mnie jednak takie rzeczy nie kręcą, jestem akościelna

    OdpowiedzUsuń