poniedziałek, 2 września 2013

Why’d you only call me when you’re high?

 Gibraltar

Dzisiaj stało się coś niemożliwego. Przepraszam za cały chaos, jaki przyniesie ten post, ale muszę, po prostu muszę opisać mój dzisiejszy dzień! Zaczęło się dość niewinnie, zwlekłam się rano z mego łoża - sześć godzin wcześniej ustawiłam budzik na najgłośniejszy, poprosiłam koleżankę o to, żeby mnie rano obudziła w razie czego telefonem, specjalnie jeszcze zwiększyłam głośność na maksimum (na szczęście nie musiała tego robić). Oczywiście wszystko, co rano zrobić człowiek powinien - zrobiłam. Na dworze pochmurno, bardzo wietrznie, poranne zraszanie i ogólnie nieciekawie. Okrycie wierzchnie dość ubogie, bo jedynie marynarka, ale podołałam i nie było tak źle. Ogólnie ostatnio moja mama przekazała plotkę, jakoby kasa na dworcu w naszych Pszczółkach miała być nieczynna do odwołania - jest czynna, tylko personel się zmienił. To spoko, przynajmniej biletów nie będę musiała kupować w pociągu czy w Gdańsku. Ale mniejsza. Spotkałam się z moimi koleżankami, pojechałyśmy do szkoły. Stresik był niemały, im bliżej Gdańska, tym częstotliwość drgań mojego żołądka się zwiększała, aczkolwiek nie było tak źle, jak się spodziewałam. Po drodze kupiłam sobie jadło - smaczną pizzerkę o rumianym kolorze keczupu, "ze srem", smakowity kąsek za dwa pięćdziesiąt. Gadka, szmatka, wchodzimy do szkoły (ja i NN), idziemy na salę, nie wiemy, gdzie iść, co począć... Nakierowano nas. Stanęłam przy mojej wychowawczyni i klasie I "e", przywitałam się z jakąś dziewczyną o imieniu, którego nie pamiętam, stresik trochę przeszedł, aczkolwiek przyznam, że nie wiedziałam, co mam zrobić z rękoma, więc cały czas zmieniałam pozycję, ale zdaje się, że tylko ja to zauważyłam... Po akademii trochę się zagubiłam, bowiem szkoła jest ogromna, a jak to mówi wychowawczyni #1 (wyjaśnienie dotyczące numeracji później), zwą ją "Hogłardem" (to nazewnictwo wręcz zwala mnie z nóg, widać, że Harrego nie oglądała, pff), prawdopodobnie dlatego, że kryje w sobie wiele cuchnących stęchlizną zakamarków i w ogóle jest taka hashtag vintage. Z pomocą nadeszła mi pewna pani profesor (muszę się przyzwyczaić do tytułowania nauczycieli) i wskazała drogę. Doszłam, dosiadłam się do Matyldy (chyba tak miała na imię...) i poczekałam, aż klasa się zapełni w stu procentach. Znów gadka, szmatka, sprawdzanie obecności. Czekam cierpliwie, lista długa, ja wciąż czekam, lista się kończy. "Proszę pani, a ja?" Nie ma mnie na liście, dobra, jakaś pomyłka, wpisuję swoje dane czarnym markerem, bo oczywiście nie wzięłam ze sobą długopisu - od czego jest telefon? Gadka, szmatka again, oprowadzanie po szkole, koniec oprowadzania. Wychodzimy z NN ze szkoły, dzielimy się wrażeniami, wchodzimy do Medisona, dostaję smsa: "tutaj wychowawczyni (nazwa szkoły, nazwisko) klasy I "f", proszę o niezwłoczne skontaktowanie się ze mną w sprawie obozu integracyjnego". Moja mina, mój stres: "co, co, co, jaka I "f"?!?! Przecież ja jestem w I "e"!!!" Muszę nadmienić, iż mój biol-chem składa się z dwóch klas - "e" i "f" właśnie. Dostałam się do "e", składałam do tej klasy papiery i wszystko inne, pamiętam teczkę z tą literką i moja mama również pamięta. Później się okazało, że faktycznie jestem w tej klasie "f", nikt nie wie, dlaczego. Wychowawczyni #2 (#1 - klasa "e", #2 - klasa "f" - już wiecie, o co mi chodzi) myślała, że "ja się z koleżankami przeniosłam", kiedy ja tam nikogo nie znam... oprócz NN, ale ona jest w innej klasie. Wiecie, nie dość, że się wczoraj stresowałam, bo nowi ludzie, bo nowa szkoła, to jeszcze dzisiaj się stresuję, bo znów NOWI LUDZIE, poza tym jestem takim... no... Może się będą ze mnie śmiać, że pomyliłam klasy, może przez to nie będą mnie lubić, może nie będą o tym wspominać, może to potraktują żartobliwie i przyjmą mnie do swojego grona, jakbym była z nimi dzisiaj. Nie wiem, ale spekulacje doprowadzają mnie do lekkiego zdenerwowania... Podejrzewam, że zostanę w tej klasie "f", bo nie dość, że plan jest lepszy, to jeszcze wychowawczyni #2 zdaje się być miłą osobą, a wychowawczyni #1 wydaje mi się trochę wredna i może w przyszłości okazać się kłopotliwą sztuką. Co do tego planu, to w sumie w obu klasach jest wyśmienity. W "f" w poniedziałki i środy mam zajęcia na 9:05, w czwartki mam sześć lekcji, w pozostałe dni - 8:10 i siedem lekcji. Mogę spokojnie wstawać o szóstej, tak, jak czasami wstawałam w gimnazjum. Cieszę się z tego ogromnie! Choć gdybym miała zamienić to wszystko na Topolówkę... zamieniłabym. Nadal jest mi smutno, że mnie tam nie przyjęli. Ale taką ranę czas zaleczy! Jutro wyjeżdżam na obóz integracyjny, wstaję o 5:20, pociąg 6:40, zbiórka 7:30. Zapoznam się z wychowawczynią #2 i moją już drugą nową klasą... jakoś przeżyję te trzy dni, mam nadzieję, że dobrze się będę bawić i że ludzie mnie zaakceptują. Na tym mi najbardziej zależy, bo chciałabym mieć szkolnych znajomych, z którymi będę mogła porozmawiać spokojnie, spotkać się po szkole i spędzać wspólnie czas. Wiadomo, że nie wszyscy będą mnie darzyć sympatią, aż taką dobrą duszą nie jestem, ale... ważne, żeby był ktoś, z kim będę mogła i siedzieć na lekcjach, i się pośmiać, i spotkać, i tak dalej. Rozumiecie mnie. A z całą resztą dam sobie radę! Poza szkołą... byłam dzisiaj po raz pierwszy u kosmetyczki. Przez ostatnie trzy tygodnie intensywnie zapuszczałam brwi - nie ruszałam ich nawet kijem, uwierzcie na słowo. Rosły jak na drożdżach, choć nie traktowałam ich niczym przyspieszającym wzrost włosów. Nawet pani kosmetyczka była pod wrażeniem! Mniejsza. Przyszłam do niej z buszem nad oczami, a z czym wyszłam? Z przepięknymi brwiami potraktowanymi ciemną henną! Strasznie mi się podobają, również internetowemu i domowemu otoczeniu, z czego jestem niesamowicie zadowolona. Jeżeli kogoś ciekawi mój obecny wygląd, polecam Instagrama (zakładka "Co nieco o mnie"), tam jest zdjęcie tych dwóch cudeniek. Nie wiedziałam, że wizyta u kosmetyczki i stosunkowo niewielka zmiana wyglądu może tak znacząco poprawić humor! Czuję się o wiele lepiej, naprawdę. Pewniej. No i wreszcie mogę spokojnie związać sobie włosy oraz grzywkę. Dobrze, kończę już. Życzcie mi powodzenia jutro, będę wdzięczna. Dobranoc!

Ps. Uzależniłam się od "Gry o tron", Arctic Monkeys (który to już raz w ciągu ostatnich pięciu lat, Alexie?) i łóżka.

5 komentarzy:

  1. Jeszcze nigdy chyba nie czytałam tak długiego opisu dnia xD
    a ta szkola faktycznie przypomina Hogwart, i mówię to ja, która oglądala Harrego (:

    OdpowiedzUsuń
  2. O jesu, dluga ale wciagajaca notka ;) baw sie dobrze i nie stresuj, bo pewnie czesc klasy ma takie same obawy :)

    Obserwuje (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoła, wszędzie szkola... Ja chodziłam do "F", ale moja to był human <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego ja nie wiem o żadnym Twoim wyjeździe!? Fejsik mnie chyba nie informuje o nowych postach w BKWA, och jak go znielubiłam!
    Tak czy siak, życzę Ci powodzenia. I nie powinni Cię z tego powodu nielubić, czy się śmiać, bo co by nie powiedzieć, to wydaje mi się, że ci licealiści to jednak starają się zachować nieco dojrzalej. Starają. Moja klasa to same dzieciuchy były, także nie mam dobrego porównania.
    Biol-chem!? Rany julek ):

    OdpowiedzUsuń
  5. "spokojnie wstawać o 6", haha :D
    HOGŁARD, może jeszcze Hagrid -_-
    szkoda, takie przykre niespodzianki się zfarzają, ale może wyjdzie Ci tylko na dobre? :) nowi ludzie, z tymi z E też się zapoznasz, mnóóóstwo nowych znajomych :D będziecie się z NN wspierać. trzymaj się i baw się dobrze na obozie! :*

    OdpowiedzUsuń