poniedziałek, 15 kwietnia 2013

mentally damaged

 wrzesień

Kolejny raz ścieram napisy na klawiaturze, pocąc się i pociągając nosem, o tak późnej godzinie. Popijam herbatę, podśpiewując "I want to kiss you every minute, every hour, every day" i zastanawiając się, dlaczego to robię, skoro jest mi tak bardzo źleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee. Powtórzenie litery "e" zmniejsza stres. Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy, ponieważ: wstałam rano i wybuchła wielka kłótnia rodu, odkryłam, że przez kolejne 24 godziny nie będę czuła smaku, nie poszłam do kościoła po raz pierwszy od początku lipca, kiedy to byłam za granicą i nikt nie chciał mnie zabrać na mszę (w tym roku postanowiłam to naprawić). Zamierzałam poświęcić popołudnie historii. Wyszło tak, że obejrzałam dwa odcinki pierwszego sezonu House'a (uwielbiam ten serial, gorzej mi się żyje ze świadomością, że już się skończył, dlatego oglądam od nowa), a potem parę godzin przespałam. W tym momencie mam zanik pamięci, bo nie pamiętam, czy spałam, jadłam, piłam, czy może jednak spałam. Kawałek z życia mi uciekł. W każdym razie rozpoczęłam powtórkę materiału wklepanego do mózgownicy wczorajszego dnia o godzinie osiemnastej, później skapitulowałam. Stwierdziłam, że jestem zbyt zamulona, by się czegoś nauczyć, że mam dość, że jestem do niczego i że idę wziąć kąpiel. Z książką. Poddała się parze i wymiękła, ale ja nie! Nauczyłam się całych dwóch akapitów, aż do taktyki spalonej ziemi! Moje plany nauki wzięły w łeb, jak zawsze zresztą. W weekend nie myślę, zwłaszcza kiedy toczą się za ścianą pijackie wrzaski i rozmowy osób celebrujących kolejny rok życia. Aż cud, że mogłam się choć na chwilę skupić! Chyba bywają chwilę, w których potrafię się wyłączyć. Chciałam sobie przyrzec, że do końca tygodnia nie będę miała życia (ok, zawsze nie mam życia), ale trudno mi to zrobić, kiedy co minutę muszę korzystać z chusteczki, co dwie kichać i co sekundę maltretować swoją psychikę wizjami Syzyfa z kamlotem. Śmieszy mnie słowo "kamlot". Żartuję, nie maltretowałam swojej psychiki Syzyfem. To bardzo nieśmieszny żart. Ogólnie w mojej głowie jest nieśmiesznie. Może to dlatego, że czytam teraz najnudniejszą książkę świata i że przez tydzień doszłam do sześćdziesiątej strony. Dopiero o tym pomyślałam. Chyba coś w tym jest. Nie, zdaje mi się. Ja wiem, o co chodzi, ale tego nie napiszę. Pociesza mnie fakt, iż niedługo kończy się kwiecień, więc na dobrą sprawę pozostaną do końca roku szkolnego tylko dwa miesiące, w ciągu których zdążę mieć weekend majowy i wycieczkę do Niemiec (oby w ogóle się odbyła). Ciągle mnie zajmuje to, w jaki sposób zdobędę ocenę celującą z fizyki... W dzienniku na razie zieją pustki, bo powtarzamy przed egzaminem, a po egzaminach będzie wielki sprawdzian z optyki, który raczej muszę napisać właśnie na 6, mimo że kompletnie nic nie rozumiem... HAHAHAHAHA. Cieszę się, że dzisiaj (!) i jutro nie idę do szkoły. Tymczasem poudaję, że jestem mądra, i zrobię jakiś teścik z matematyki. Nie wkleję wam dzisiaj Jutuba, bo... zrobi się za bardzo monotematycznie. Branches górą!

9 komentarzy:

  1. E tam, trzeba zawsze myśleć pozytywnie, a nie tak się tylko nakręcać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale świadome szukanie tych problemów to zupełnie co innego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może nie udawaj więc, że jesteś mądra, bo z kolejną książką (obecnie testem) coś dziwnego się stanie. Włącz lepiej House'a i poczuj się lepiej. Chociaż wewnętrznie ;-)

    Pozdrawiam.

    Ps. Pamiętam, że jak jeszcze chodziłam do szkoły, to też cieszyłam się na myśl, że choroba powoduje nieobecność na lekcjach :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ale fajnie wyszłaś na tym pierwszym zdjęciu! weź wstawiaj więcej swoich słit foci, bo bardzo fotogeniczna jesteś :D
    rany, rany, 6 z fizyki? :O kurczę, serio masz ambicje, ja się o 3 modlę xD ale jak ja, kompletny debil z fizyki, dostałam ostatnio 3+ (i w ogóle nie będę się teraz chwalić, jeśli powiem, że dużo było jedynek, bo były jakieś dziwne zadanka heheszki^^), to Ty dostaniesz 6, a może nawet 6+ :D
    energetyki to jednak energetyki - w końcu mają działanie kilku kaw. jednak po tym, co się naczytałam o nich, to staram się je pić baaaardzo rzadko. wyjątkiem są wakacje, kiedy to najtańszy napój w biedronce (Be Power), bo przecież woda jest taka mainstreamowa. w takie dni szkolne piję tylko wtedy, kiedy już naprawdę jest ze mną źle i nie pomaga nawet mocna kawa^^
    co zamierzam robić po humanie... to ten tego, tak. właśnie tak xD szczerze, to nie mam pojęcia. w sumie zawsze pasjonował mnie film. ale czy iść coś w tym kierunku, to nie wiem. a zegar tyka...
    ja niedawno miałam o Lincolnie! i śmiać mi się chciało całą lekcję, bo pamiętam, jak założyłam kiedyś konto z kuzynką na nk (tak, jeszcze nk) Abrahama Lincolna i wypisywałam do ludzi jakieś głupoty. a gdy nie chcieli mnie przyjąć do znajomych, wysyłałam im wiadomości, pełne mojego oburzenia, bo jak to nie mogą znać tak sławnej osobistości jak Abraham Lincoln i co oni robili na historii w takim razie. no bo jak to tak można, no! :O
    mnie korci Ameryka... i to od dziecka już. nawet myślę, czy by po maturze nie wyjechać jako Au Pair. tylko tam dobrze jest mieć prawko, niektóre firmy nawet tego wymagają, a u mnie z tym będzie ciężko^^
    okson spokson, będę trzymać Cię za słowo! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale fajne zdjęcia :D pierwsze takie pozytywne :))
    Nie czytaj tej ksiązki - odpuść sobie :)) a świat stanie się piekniejszy

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne zdjęcia! idź na dwór na spacer, to na pewno podziała na Ciebie lepiej:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi już ta jazda rowerem wyszła bokiem... mam takie dziadowe siodełko, które w ogóle ledwo co się trzyma i tak mi się wczoraj tyłek od niego odgniótł, że dzisiaj ledwo mogę usiąść ;/

    OdpowiedzUsuń
  8. no chyba nie! :D aż trudno mi w to uwierzyć, bo naprawdę wychodzisz ślicznie na zdjęciach ;) ruszaj, ruszaj z tym interesem :D
    eee, to spoko luzik masz! to nie masz się co przejmować przy takich ocenach, poradzisz sobie i będziesz miała 6 :) za to trzymaj kciuki za mnie w poniedziałek, żebym napisała klasówkę na 3... xd
    ja w zasadzie piję tylko wodę i soki typu Kubuś (chociaż najczęściej kupuję Karotkę xd), czasami też zdarza mi się wypić jakiś sok pomarańczowy, ale to tylko Cappy. we wszystkich innych aż czuję tę chemię, fu!
    taa, ta młodość, ta beztroska... ach, jakie piękne czasy! byłam udanym dzieckiem, oj, udanym xd
    ja w zasadzie nie czuję przywiązania aż tak dużego do Polski i do miejsca, w którym mieszkam. pisałam Ci już zresztą, że nie lubię go, najchętniej spakowałabym walizki i stąd wyjechała. nie podobają mi się warunki życia tutaj, ta nierówność społeczna, to zacofanie niektórych... to chyba nie miejsce dla mnie. nie wiem, czy to kwestia kraju, czy miejsca, bo w zasadzie nie mieszkałam nigdzie indziej dłużej niż przez dwa tygodnie, ale może właśnie to składa się na moje zakochanie się w Ameryce :P
    ooo, jeden ziomek więcej, dzięki! xDDD

    OdpowiedzUsuń